Rozdział 7 - Upadek
*Rush POV*
Gdy zobaczyłem wybiegającą ze szkoły Avę, nie umiałem się powstrzymać i poszedłem za nią. Nie doganiałem jej i starałem się iść w miarę niewidocznie. Przyznaję się bez bicia, że byłem ciekawy gdzie pójdzie. Choć oglądanie Nev’a, zwijającego się z bólu przez Avis, też było ciekawą perspektywą. No, ale cóż… Mam się pokazać z jak najlepszej strony, nie?
Chyba mi się udało, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy weszła do domu watahy i od razu skierowała się na piętro. Moje plany legły w gruzach, kiedy stojąc w połowie schodów, spojrzała na mnie przez ramie.
-Jeśli chcesz się przydać, idź do sklepu i kup lody. Dużo lodów. -Wskazała portfel, któregoś z braci, leżący na szafce, następnie zniknęła na piętrze. Westchnąłem, ale i tak spełniłem jej „rozkaz”.
*godzinę później*
Gdyby ktoś powiedział mi wczoraj, że środowe popołudnie spędzę z Avis, jedząc żelki i lody, oglądając idiotyczne komedie i dowiadując się różnych faktów o mojej nowej sforze, zaśmiałbym mu się w twarz. Bo grunt to optymizm.
-A ten koleś, którego dzisiaj tak połamałaś? -Zapytałem po kolejnym napadzie śmiechu. Leżałem na łóżku dziewczyny, a moja głowa spoczywała na udach Avy, która siedziała i bawiła się moimi włosami.
-Znajomy Luke’a. Palant do mnie zarywał. - Westchnęła, a ja mimowolnie się zaśmiałem, za co pacnęła mnie w czoło. - Z czego się śmiejesz?
-Zarywał do ciebie, więc go złamałaś. Jak dla mnie to znak. Pokazujesz, że wiesz, że jesteś moja. - Uśmiechnąłem się, widząc jej rumieńce.
-Nie mów hop, zanim nie skoczysz. - Mruknęła i włączyła kolejną komedię.
*Ava POV*
*24 godziny później*
Zakończyłam rozmowę z Hope, śmiejąc się cicho. Opowiedziała mi właśnie, jak jej crush zaprosił ją na randkę. Nie miałam pojęcia o kogo jej chodzi, ale ważne, że jest szczęśliwa.
-Arin wróciłam! - Krzyknęłam w głąb domu, przekraczając jego próg i rzucając torbę pod schody. Chłopcy poszli z Rush’em na paintball, czy na coś w tym stylu, więc jestem skazana na najstarszego z braci. Nie zdziwiła mnie cisza, gdyż Arin zwykle ma mnie gdzieś i robi dalej to, co robił przed moim przyjściem. Usiadłam na kanapie, włączając MTV i jeden z moich ulubionych programów „Ex na plaży”. To idiotyczne, ale strasznie mnie rozbawia. To przerażenie, gdy któraś osoba widzi swojego Ex w wodzie.
Prawie dwie godziny później, weszłam na piętro i przeszłam korytarzem do mojego pokoju. Drzwi sypialni Arina były uchylone, a z samego pokoju nie wydobywał się żaden dźwięk. Przyznaję, że było to niepokojące. Dlatego właśnie powoli weszłam do sanktuarium mojego braciszka i zamarłam, widząc jego stan.
Krew. Dużo krwi. Zmasakrowane ciało na łóżku. To ciało… Arin. Rozszarpana klatka piersiowa. Ślady szczęk na nogach i rękach. Szrama na policzku. Mokre od krwi włosy. Obojętność widoczna w oczach.
Nie kontrolując mojego ciała, upadłam na kolana i wydałam z siebie przeraźliwy pisk.
*Anonymus POV*
Czwórka młodych mężczyzn, śmiała się właśnie z żartu najmłodszego, kiedy dopadł ich kobiecy pisk, dochodzący z domu, do którego zmierzali. Bliźniacy wymienili zaniepokojone spojrzenia, a alfa i ostatni z trójki rodzeństwa, zamarli. Pierwszym, który zdobył się na jakikolwiek ruch, był blond bliźniak. Najszybciej jak potrafił, wbiegł do budynku, od razu zmierzając na piętro. Nie był przerażony ani chociażby zdezorientowany. Ten sam dźwięk usłyszał pięć lat temu, w dzień śmierci matki. Podejrzewał co mogło doprowadzić jego siostrę do tego stanu, lecz to co zobaczył, przerosło jego wyobrażenia…
Potrzebował niecałej minuty, na powrót do stanu użytecznego. Klęknął przy brunetce i zamknął ją w swoich objęciach, wypowiadając ciche słowa pocieszenia. Nie zwrócił uwagi na pojawienie się braci i alfy. Dopiero cichy szloch najmłodszego wilka, przypomniał mu o reszcie świata. Jego braciszek uciekł, lecz było to do przewidzenia. Nie miał mocnych nerwów, więc taki widok musiał być dla niego bolesnym ciosem. Drugi z braci, stał oparty o framugę i nieobecnym wzrokiem, wpatrywał się w martwe ciało. W podobnym stanie znajdował się alfa, stojący obok czarnowłosego.
Ignorując krople krwi, które ściekały z nóg i jego, i siostry, wziął dziewczynę na ręce, a ona nie protestowała. Wtuliła się w ciepły tors chłopaka, mocząc łzami ciemny t-shirt. Zaniósł ją pokój dalej, czyli do jej sypialni, lecz gdy chciał zostawić swoją siostrę na łóżku, ta zacisnęła ręce na jego koszulce, nie pozwalając na oddalenie.
-Nie zostawiaj mnie. - Szepnęła cicho, a on westchnął. Nie chciał jej opuszczać, gdyż potrzebowała teraz czyjejś obecności, lecz nie mógł z nią zostać. Jego wybawieniem okazał się młody alfa, który podszedł do niego cicho.
-Pomóc? - Zapytał, a blondyn wykorzystał szansę i odsunął się kawałek od płaczącej dziewczyny. Jego miejsce zajął brunet, cicho uspokajając, przytulającą się do niego partnerkę. Alfa nie zauważył nawet zniknięcia chłopaka, kiedy wilczyca powoli wyciszała się. Położył się obok niej, obejmując ją ramionami, gdy ułożyła głowę na jego torsie, już nie płacząc, lecz milcząc. Spędził całą noc u jej boku. A ona? Nie była pewna czy jest to konieczne, ale wiedziała, że tego chce.
Chciała widzieć jego spokojną twarz, oświetloną jedynie przez światło księżyca, wpadające do pokoju przez okno. Chciała słyszeć jego głos, kiedy budziła się z półsnu, nawiedzana przez obrazy z minionego dnia. Chciała czuć jego uspokajający zapach, gdy mocniej tulił ją, widząc kolejne łzy. Chciała, żeby to on był świadkiem jej upadku.
Bo nawet królowe miewają wzloty i upadki.
_____________________________________
Dam, dam, dam...
Od razu mówię, że Arin był postacią do zabicia. Powstał tylko, żeby zginąć. Ale jak to śpiewał(rapował :_:) Grubson... "Rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać." Taką właśnie miał rolę Ariś. Nie. Nie będę tęskniła...
Ogólnie, rozdział mi się podoba. Nie jest jakiś strasznie kreatywny, ale jest całkiem... Horrorowy.
Dedykuję go mojej Anglii, gdyż, kiedyż, ponieważ... Gdyby nie ona, pojawił by się później. A więc dziękujcie Karo, że poganiała mnie i groziła <3
A więc... Czytajcie, komentujcie, votesujcie <3
Hatalar
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro