Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Najgorsza decyzja

Notkę piszę na wstępie, żeby ktoś nie pominął itd.

1: Przeeeeepraszam, że rozdział wstawiam dopiero teraz, ale... No wiecie. Przez prawie dwa tygodnie nie miałam internetu, weny też brak... :c Obiecuję, że teraz będzie już tylko lepiej...!

2: Dziękuję za te wszystkie pozytywne komentarze <3 To naprawde pomaga i wiem, że ktoś to czyta. Kocham was za to <3

3: Rozdział jest taki... Nijaki. Osobiście uważam, że jest do kitu :_: Krótki, wąski... Hah. Ale dla urozmaicenia, daję wam perspektywę Alfy i zdjęcie Nev'a :3

4: Chciałabym dedykować ten rozdział osobie, dzięki której zaczęłam pisać na WT. Poznałam ją dzięki WT, jest wspaniałą pisarką, genialną dziewczyną i kochaną przyjaciółką. Yup! Ten rozdział jest właśnie dla ciebie Lexi <3

A teraz, żeby nie zanudzać...

*Ava POV*

Dość pewnym ruchem, otworzyłam drzwi wejściowe do mojej nowej szkoły. Tak. Nowej. To będzie już… Czwarta? Z poprzednich zostałam wyrzucona, a z jednej sama odeszłam. Bywa. Ta jest wręcz „opanowana” przez watahę z tego rejonu. Czasy się zmieniają, a moi bracia nie są tu królami, tylko dlatego, że brakuje im tutaj alfy. Poprawka, brakowało.

Już na wejściu zaatakowało mnie mnóstwo zapachów. Jedne bardziej, a drugie mniej znane, np. tropikalne perfumy Mikeya, truskawkowy szampon Luke’a, poranne naleśniki Nathaniela. Dodając zawieszkę z auta Arin’a, który rano podwiózł chłopaków do szkoły, była tu cała moja wataha.

-Cholera, spóźnię się…! - Warknęłam pod nosem, gdy usłyszałam dzwonek, kończący 6 godzinę lekcyjną. Miałam jakąś minutę na znalezienie klasy Nate’a. Zajęło mi to oczywiście więcej czasu, gdyż prawie 5 minut, ale kto by zwracał uwagę na drobne szczegóły…?

Kiedy udało mi się w końcu znaleźć klasę biologiczną, mój braciszek opierał się o ścianę, rozmawiając z kilkoma osobami na raz. Co jakiś czas poprawiał czerwono-czarnego snapback’a, ignorując blondynkę, która uczepiła się rękawa jego bluzy. Zwrócił na nią uwagę dopiero, gdy przypadkowo otarła się ręką o udo ukryte pod materiałem czarnych jeansów. Mruknął jej coś na ucho, zauważając mnie ponad ramieniem dziewczyny.

-No wreszcie! Ile można czekać? - Westchnął i podszedł do mnie, szturchając blondi ramieniem. Zaśmiałam się cicho widząc jej mordercze spojrzenie, kierowane w moją stronę.

- Nate, braciszku… Też się cieszę, że cię widzę. - Uśmiechnęłam się do brata.

-Mniejsza… - Burknął. Nienawidzi, gdy mówię na niego braciszek. Owszem, jest starszy, ale tylko o rok. - Byłem za ciebie w sekretariacie i odebrałem papiery. Pokażę ci gdzie masz szafkę i mniej wię… - Przerwał mu jakiś wysoki brunet, który tak między nami, był całkiem całkiem.

-Nate, przyjacielu… Czyżbyś awansował? Czuć od ciebie alfę. - W jego głosie widoczne było rozbawienie, ciekawość i lekka zazdrość. Prychnęłam pod nosem i przewróciłam oczami.

-Nev, przyjacielu… -Zaczął Nathaniel, przedrzeźniając go. - Poznaj moją siostrzyczkę, Avę. Jest alfą w moim stadzie. - Uśmiechnął się lekko i wskazał na mnie głową.

Mina Nev’a? Bezcenna. Zlustrował mnie wzrokiem i po chwili spojrzał na mojego brata z kpiną w oczach. Dopiero teraz postanowiłam mu się przypatrzeć. Na pewno jest umięśniony, co ukazywała ciemno beżowa koszulka z rękawami trzy-czwarte i trzema guziczkami przy dekolcie. Długie nogi, ukryte pod materiałem jeansów z dziurami na kolanach i szarymi Nike’ami.

-Prawie się nabrałem stary, ale… Nie uwierzę, że taka urocza dziewczynka jest krwiożerczą alfą. - Zaśmiał się. Jego radość przerwał dzwonek. Powiadomił nas, że ma jeszcze w-f i musi już iść, po czym zwrócił się w moją stronę z krótkim i cichym „Do zobaczenia.”

Nathaniel, lekko zdenerwowany przez kolegę, oprowadził mnie po całej szkole, po czym musieliśmy czekać na pozostałą dwójkę rodzeństwa, na parkingu.  Brat wykorzystał te dziesięć minut, zapoznając mnie z paroma jego znajomymi. Gdy Michael i Luke zaszczycili nas swoją obecnością, ruszyliśmy spacerem w kierunku domu.

Znacie to uczucie? Czujecie się obserwowani, ale w okolicy nie ma nikogo, oprócz ciebie? Nie licząc Mikeya, który opiekuńczo obejmował mnie ramieniem, nikt nie zwracał na mnie uwagi. A mimo to przez całą drogę czułam się obserwowana. Parę razy odwracałam się, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. Jakaś trójka dzieciaków szła do parku, para nastolatków siedziała na ławce i przytulała się do siebie, chłopak w kapturze, rozmawiający przez telefon. Rozdzieliłam się z chłopakami, gdy stwierdzili, że pójdą do parku, a ja stanowczo odmówiłam. Wydaje mi się że to była jedna z moich najgorszych decyzji.

Od domu dzieliło mnie jakieś 50 metrów, gdy brunet idący w przeciwną stronę, minął mnie. Niby przypadek, a jednak wywołało to u mnie wybuch emocji. No, może nie to, że szturchnął mnie ramieniem, tylko…

-Przepraszam. - Mruknął cicho i ruszył dalej, a ja…? Ja zamarłam. Nie znałam go, a jedno jego słowo doprowadziło moje serce do szaleńczego tempa. Poczułam ogarniający mnie spokój i radość. Odwróciłam się ze zdziwieniem, ale on zniknął. Rozpłynął się, jakby był tylko wytworem wyobraźni…

*Rush POV*

Cholera! Nie planowałem jej dotykać, czy nawet się odzywać, a jednak…! Ugh! Miałem tylko zobaczyć jak wygląda i czy warto, pozwolić radzie na przeniesienie mnie. Ale oczywiście, mój umysł i ciało nie współpracowały ze sobą. Mogłem ją minąć i tyle. Przysięgam, że nie wiem jakim sposobem, moje ramię wysunęło się w bok, aby po sekundzie spotkać się z jej barkiem. Przysięgam też, że nie mam pojęcia dlaczego w ogóle się odezwałem, dlaczego ukradkiem dotknąłem delikatnej skóry dłoni dziewczyny i dlaczego zacząłem uśmiechać się jak głupi.

Nie oszukuj się. Dobrze wiesz czemu to zrobiłeś.

1:0 dla głosiku w mojej głowie. Wiem czemu. Chciałem tego. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale chciałem. Jeśli mam być szczery, następne godziny były okropne. W środku czułem pustkę, która bolała. I to jak cholera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro