Rozdział 7
I'm a prisoner to my addiction
I'm addicted to a life that's so empty and so cold
I'm a prisoner to my decisions
Harry odniósł talerz do kuchni i nie kłopocząc się ze sprzątaniem, poszedł do swojego pokoju. Był niecierpliwy i nic nie mógł poradzić na to, że dotykał się, myśląc o Louisie. Wiedział, że może nie powinien, ale to nie była jego wina. Myślał o jego ustach, jego palcach w Harrym i doszedł tak mocno, jak nigdy wcześniej. Był tym wszystkim przytłoczony i nawet nie pomyślał o tym, że może to być nieodpowiednie.
Spotkał Louisa dopiero wieczorem, kiedy wszedł do kuchni. Szatyn stał oparty o blat i pił szklankę soku. Nastolatek od razu, kiedy go zobaczył, przypomniał sobie wcześniejsze wydarzenia i zarumienił się, unikając kontaktu wzrokowego na wszelkie możliwe sposoby, jednak Louis nie spuszczał z niego wzroku.
- Rumienisz się- zauważył.
- Tylko ci się wydaje- brunet odwrócił się, żeby chłopak go nie widział i nalał sobie soku do szklanki.
- Dobrze się bawiłeś?- na to pytanie Harry zakrztusił się napojem.
- Słucham?- odstawił naczynie i odważył się na niego spojrzeć, delikatnie marszcząc brwi.
- Zapytałem, czy dobrze się bawiłeś. Mam powtórzyć jeszcze raz?
- O czym ty mówisz?- nastolatek zaśmiał się nerwowo.
- Pewnie nie zauważyłeś, ale twój pokój ma cienkie ściany i to wcale nie tak, że słyszałem, że jęczysz moje imię- uśmiechnął się cwaniacko.
Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię. Czuł się tak zawstydzony, jak jeszcze dawno nie był. Nie mógł sobie wybaczyć swojej głupoty. Przecież mógł to przewidzieć.
Louis podszedł blisko niego i położył ręce na jego biodrach, uważnie studiując każdy detal twarzy nastolatka.
- Przepraszam- młodszy wymamrotał i uniósł wzrok.
- Za co przepraszasz? To dla mnie wręcz komplement.
- Nie wiem- pokręcił głową- może czujesz się przez to niekomfortowo albo coś podobnego.
- Jakby tak było, to bym ci powiedział, tak? Nie przepraszaj mnie za coś takiego.
- Okej- odsunął się i zaczął rozkładać talerze, próbując zająć swoje myśli czymś innym, jednak cały czas wracały do tego samego punktu.
***
Późnym wieczorem postanowił, że wyjdzie przed dom uporządkować myśli i spędzić czas na świeżym powietrzu. Nie spodziewał się, że zastanie siedzącego na trawie Louisa. Podszedł bliżej i zauważył, że chłopak trzyma piwo w ręce i patrzy w niebo. Był tak cholernie piękny, że Harry patrzył na niego przez cały czas, zanim usiadł obok. Nie chciał zakłócać jego spokoju, ale było w nim coś takiego, co przyciągało go za każdym razem. Cały czas pragnął więcej, nie wiedząc, że coraz bardziej burzy mur, który Louis wokół siebie wybudował.
Bez słowa oglądał skupienie na jego twarzy. Nie miał zamiaru niszczyć ciszy, ale ciekawość wzięła górę.
- Opowiedz mi coś o sobie.
Louis odwrócił się, dopiero zauważając jego obecność. Nie był zły, wręcz przeciwnie. Cieszył się, że może spędzić z kimś trochę czasu. Ostatnio coraz częściej czuł się samotny, może do tego przywyknął.
- Co mam ci opowiedzieć? Wiesz już tyle, ile powinieneś. To powinno ci wystarczyć.
- Nie wiem, przecież jest tyle rzeczy, a ja nawet nie wiem, ile masz lat. Jaki kolor jest twoim ulubionym, co lubisz robić w wolnym czasie, jakiej muzyki słuchasz.
Szatyn przez chwilę się nie odzywał, jakby próbując ułożyć myśli w odpowiednie słowa.
- Mam 21 lat, 22 skończę 24 grudnia. Moim ulubionym kolorem jest czarny, bo utożsamiam go z moim sercem. Słucham wszystkiego, ale najbardziej trafiają do mnie piosenki Lany Del Rey. Na przykład Serial Killer. Idealnie mnie opisuje. W wolnym czasie lubię- zaczął bawić się butelką trzymaną w ręce, zastanawiając się- chodzić na samotne spacery, oglądać niebo i ćwiczyć. Wiem, jak tanio to brzmi, ale to prawda.
- Bardziej powiedziałbym, że twoje serce jest jak motyl. Na początku jest brzydką larwą, ale później przeobraża się w piękną istotę. To właśnie idealnie opisuje twoje wnętrze. Potrzebujesz kogoś, kto pozwoli ci zauważyć, że jednak masz uczucia, Louis. Kogoś, dzięki któremu będziesz chciał się zmieni, dzięki komu zauważysz prawdziwego siebie.
- Wiesz co? Miałem już kiedyś taką osobę, ale potem mnie zostawiła, jak każdy to robi. Nikt mnie nigdy nie pokocha, rozumiesz?- spojrzał na bruneta z bólem w oczach, który po chwili został zastąpiony obojętnością, jak zwykle- zapomnij, muszę iść.
- O czym ty mówisz?- Harry uniósł brwi, patrząc, jak szatyn wstaje i odchodzi. Louis wiedział, że powiedział za dużo i zaczął się otwierać. Nie mógł, ale to było silniejsze od niego. Bał się, że po raz drugi stanie się to samo. Nie umiał już ufać ludziom, kiedy nie potrafił zaufać nawet samemu sobie. To przytłacza, ale taka jest już rzeczywistość.
***
Louis unikał Harry'ego i nastolatek dobrze o tym wiedział. Nienawidził się narzucać i jeszcze bardziej nienawidził być ignorowanym, ale rozmowa z nim była czymś, czego potrzebował najbardziej. I dlatego dwa dni później stał pod drzwiami jego biura, zastanawiając się czy się wycofać. Wziął głęboki wdech i zapukał. Wiedział, że musi przezwyciężyć strach.
Przywitało go krótkie "proszę". Szatyn uniósł wzrok i więcej się nie odzywał.
- Przyszedłem porozmawiać- nastolatek wymamrotał, siadając na krześle naprzeciwko niego.
- Rozumiesz, że nie możesz ze mną rozmawiać? Jestem pieprzonym mordercą bez uczuć i kiedyś mogę ci coś zrobić, nawet niechcący! Nawet tego nie rozumiesz?- zamknął oczy, próbując się uspokoić.
- Ty masz uczucia, tylko wmawiasz to każdemu dookoła, żeby nie naruszyć twojego idealnego wizerunku. I wiesz, że nawet się ciebie nie boję?
- Jeszcze niedawno twierdziłeś co innego.
- Bo wtedy cię nie znałem?- uniósł brwi w irytacji- możesz odpuścić czy znowu zaczniesz mnie dusić, żebym zaczął się ciebie bać?
- Nie skrzywdzę cię fizycznie, ale równie dobrze mogę to zrobić psychicznie.
- O co ci chodzi, Louis? Najpierw mnie całujesz, żartujesz przy mnie, pozwalasz mi poznać kawałek ciebie, a potem próbujesz wszystkich sposobów, żeby mnie odepchnąć- pokręcił głową- nie rozumiem tego.
- To się nazywa bipolarność, a ty pewnie jesteś jak wszyscy inni.
- Mógłbyś przestać generalizować? Prawie mnie nie znasz, a od razu oceniasz. Ja tego nie zrobiłem, wiesz?
- Bo ty jesteś dobrym człowiekiem, Harry. Ja nim nie jestem.
- Bo nawet nie próbujesz!- nastolatek wstał i podszedł do niego.
- Jestem zniszczony. Tego się już nie da naprawić.
- Pozwól mi spróbować- Harry nachylił się i spojrzał na jego usta, jakby pytając o pozwolenie. W odpowiedzi dostał skinięcie głowy, więc złożył tam delikatny i krótki pocałunek, który jakby był obietnicą czegoś więcej.
- Przyjdź do mnie, kiedy będziesz gotowy, żeby porozmawiać- wstał i zostawił szatyna z tymi słowami. Słowo "bałagan" idealanie określało tą dwójkę oraz ich relację.
***
Louis nie przyszedł tego dnia, ani nie przyszedł następnego. Harry już tracił nadzieję, kiedy widział go tylko przelotnie, ale cztery dni później, wieczorem, usłyszał pukanie do drzwi. Odłożył czytaną książkę i spojrzał na wchodzącą osobę.
- Zdecydowałeś się- uniósł wzrok.
Louis skinął głową i usiadł obok niego na łóżku, nie odzywając się przez dłuższą chwilę. Siedzieli w kojącej ciszy, oświetleni przez wpadające przez okno wieczorne słońce.
- Czuję, że jestem ci winny wytłumaczenie- szatyn przerwał cisze, skupiając całą uwagę na swoich dłoniach- pewnie nie wiesz dlaczego tak nagle pojawiłem się w twoim życiu, próbując cię zabić i dlaczego później zacząłem się o ciebie troszczyć.
Louis trafił w sedno. Właśnie to cały czas dręczyło nastolatka przez cały czas, ale po prostu bał się zapytać, a jeszcze bardziej bał się usłyszeć prawdy. Wiedział, że to może w jakimś stopniu go złamać.
- Jak już wiesz, twoi rodzice handlowali bronią, zgarniając za to niezłe sumy. Później wszystko się zaczęło pierdolić, zadarli z szefem jednej firmy, który postanowił odebrać im coś cennego, czyli ciebie. Wziąłem zlecenie, bo oferowali dobrą cenę i wiedziałem, że to zrobię, wrócę do domu i kolejne pieniądze pojawią się na moim koncie. Wszystko stało się trudniejsze dopiero, kiedy cię zobaczyłem. Grałeś na pianinie i wyglądałeś tak delikatnie- uśmiechnął się do siebie, naprawdę szczerze się uśmiechnął- i, kurwa, nie umiałem. Po prostu miałem jakąś blokadę, zresztą pierwszy raz w życiu. Nie dałem rady tego zrobić, nie dałem rady cię skrzywdzić. Nie wiem, jak to działa, ale było warto.
Kilka łez spłynęło swobodnie po policzkach Harry'ego, który nie wiedział dlaczego płakał. Czasami ludzie potrzebują się wypłakać bez powodu i to właśnie był ten moment. Wtulił się w Louisa, który trzymał go mocno, próbując sprawić, że się uspokoi, ale to nie pomagało. Zdał sobie sprawę, że lubi szatyna może trochę za mocno, ale on tego nie odwzajemni. I może to bolało najbardziej- uświadomienie sobie prawdy.
Od autorki: Dziękuję za 1,5k wyświetleń i 300 gwiazdek! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału (tydzień), ale miałam i nadal mam bardzo dużo nauki oraz oglądałam Eyewitness i SKAM.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro