Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

I'm the master of my destiny,

you haven't seen the best of me,

and if you want the rest of me, you have to pay a lovely fee


       

Następnego dnia Harry zszedł na dół na śniadanie. Zrobił sobie płatki z mlekiem i poszedł w stronę stołu. Zatrzymał się w połowie drogi, widząc siedzącego tam Louisa. Mocniej złapał miskę, starając się jej nie upuścić. Wyglądał na zmęczonego, bardziej, jak wrak człowieka, ale według Harry'ego, nadal był piękny. Brunet nie wiedział, czy podchodzić, ale jednak tęsknił za nim, co było paradoksalne, bo znali się kilka dni. Po kilkunastu sekundach stania bez ruchu, podjął decyzję.

Usiadł obok i spojrzał na szatyna. Cisza zawsze była niezręczna dla Harry'ego, więc postanowił się przywitać.

- Dzień dobry-wymusił uśmiech, który zniknął, kiedy nie otrzymał odpowiedzi- wszystko dobrze?

- Tak wszystko dobrze- Louis popatrzył na niego nieobecnym wzrokiem i wstał- przepraszam, muszę iść- chwiejnym krokiem ruszył w stronę schodów, a Harry dopiero wtedy zauważył, że ma niewielkie ilości krwi na koszulce. Ten widok nawet go nie zszokował. Wiedział, co robi Louis, ale nigdy nie oceniał ludzi. Nie znał go i nie wiedział, co go wcześniej spotkało. Może to nawet lepiej.

Tajemniczość. To właśnie przyciągało go najbardziej. Ciekawili go niebanalni ludzie. Lubił poznawać ich charakter, usposobienie, bo Louis dokładnie tym był- trudną do ułożenia układanką. Tylko on nie pozwalał poznawać ludziom swojej prawdziwej strony.

Tajemnice były tym, z czym Harry miał styczność już od najmłodszych lat. Wiedział, że rodzice coś ukrywają i razem z Nickiem snuł teorie na temat tego, co mogłoby to być. Jednak w ich wyobrażeniach wszystko było kolorowe, a później zauważył, że to dosłowne przeciwieństwo obrazów, które trzymał w wyobraźni. Były takie idealne, niegroźne, ale kiedy dorastał, przekonał się, że rzeczywistość jest szara, a życie to nie bajka. Może właśnie przez to zachowywał się bardziej dojrzale od swoich rówieśników.

Nastolatek stracił całą ochotę na jedzenie, więc odniósł pełny talerz do kuchni. Chciał porozmawiać z Louisem, ale się go bał i wolał nie wchodzić mu w drogę. Był osobą, która nienawidziła się narzucać i zawsze tego unikała. Zamiast tego przebrał się  w wygodne ubrania i poszedł pobiegać. Sport zawsze pomagał mu oczyścić umysł i poskładać myśli, chociaż nie robił tego często. Nie miał pozwolenia na opuszczenie budynku, ale przecież był pełnoletni i potrafił o sobie decydować. Przynajmniej tak przypuszczał.

Wbiegł na ścieżkę, porośniętą drzewami z obu stron i zatrzymał się dopiero, kiedy zaczęły palić go płuca. Schylił się i oddychał głęboko, próbując unormować oddech. Bolały go wszystkie mięśnie, ale psychicznie czuł się doskonale.

Wydawało mu się, że kogoś zobaczył za drzewami, ale uznał, że to wytwór jego wyobraźni. Rozejrzał się i uznał, że okolica była bardzo ładna. Wszędzie rosły wysokie drzewa, a krajobraz dopełniały nieliczne kwiatki i błękitne niebo, które tamtego dnia przypominało mu kolor oczu Louisa.

Już trochę wolniej wracał w stronę budynku, nie patrząc za siebie. Wszedł przez bramę i zobaczył stojącego przy drzwiach szatyna, który wcale nie wyglądał na zadowolonego z jego samotnego wyjścia. Kiedy podszedł bliżej, zobaczył przez chwilę przebłysk ulgi w jego oczach, ale od razu zastąpił ją gniew.

- Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie ty, kurwa, byłeś?- został pociągnięty do środka.

- Poszedłem pobiegać-spuścił wzrok, czując się, jak dziecko, które dostaje naganę od rodziców.

-Zachowujesz się, jak pieprzone dziecko! Wychodzisz sam bez pozwolenia, mając pełną świadomość, że jesteś poszukiwany przez wiele osób i udajesz jeszcze jakbyś niczego nie zrobił. Wyobrażasz sobie, co by było, jakby coś ci się stało?- Louis uniósł jego podbródek, zmuszając nastolatka do spojrzenia mu w oczy. Ich usta były tak blisko, a oddechy się mieszały, ale Harry popatrzył w jego tęczówki i poczuł ręce szatyna zaciskające się na swoim gardle. Wspomnienie było tak wyraźne, że upadł na ścianę obok. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i przez chwilę nie czuł niczego. Tylko upadek na kafelki, a potem rozmyta pustka.

Następnym, co zobaczył była twarz Louisa i niezrozumiałe słowa, które wypowiadał.

***

Otrząsnął się, kiedy był w swoim pokoju. Od razu zauważył siedzącego obok szatyna, więc odsunął się trochę. Chłopak nie zadawał wielu pytań, uważając jego omdlenie za zupełnie normalne. W końcu to nie był pierwszy raz, kiedy miał z tym u kogoś styczność.

- Harry? Czy ty się mnie boisz?- usłyszał po chwili milczenia.

-Mam być szczery?- nastolatek uniósł brwi i w odpowiedzi uzyskał kiwnięcie głową- czasami.

- Wiesz, że nie chcę ci zrobić krzywdy? Wtedy cię nie znałem i wszystko było trudniejsze.

- Podobno liczy się pierwsze wrażenie- wzruszył ramionami.

- Wiem, że jestem bezuczuciowym dupkiem, który zabił więcej osób, niż sobie wyobrażasz, ale to nie jest tak, że za każdym razem próbuję coś ci zrobić.

- To może mi to wreszcie udowodnisz? Pieprzysz o chronieniu mnie, a tak naprawdę gówno robisz!

Właśnie w tym momencie poczuł usta Louisa na swoich. Wiedział, że powinien go odepchnąć, ale zamiast tego oddawał każdy pocałunek. To było tak dobre uczucie, że z ust nastolatka wydobyło się ciche westchnięcie. Szatyn położył dłonie na jego karku, przyciągając go jeszcze bliżej. Oboje się w tym zatracili, jak nigdy wcześniej. I oboje wiedzieli, że to jest złe.

- Zdecydowanie wolę, kiedy niczego nie mówisz- Louis mruknął po odsunięciu się od niego- zawołam cię na obiad-rzucił i wyszedł, zostawiając Harry'ego, który był jednym wielkim bałaganem.

Nastolatek nie rozumiał jednej rzeczy. Dlaczego Louis go całuje, jest troskliwy, a później zaczyna go olewać? Znał kilka bipolarnych osób, ale żadna z nich nie była aż tak trudna.

Dotknął swoich ust opuszkami palców, co było upewnieniem się, że pocałunek nie był wytworem jego wyobraźni. To nie było jego pierwszym pocałunkiem, ale wcześniej nigdy nie poczuł czegoś takiego- jakby żołądek mu się zaciskał. Jedni mówią, że to motylki w brzuchu, ale Harry po prostu czuł się dziwnie i trochę się tego bał. Tylko wtedy nie wiedział, czy bał się Louisa, czy zakochania w nim.

***

Na obiad został zawołany przez Luke'a, który zdawał się być wyjątkowo miły. Brunet trochę się zawiódł, bo Louis miał po niego przyjść, ale mógł się tego spodziewać. Uważał, że mężczyzna żałuje, że ich pocałunek w ogóle zaistniał, bo przecież nikt nie chciałby być z kimś tak beznadziejnym, jak on.

Sam trafił do kuchni i popatrzył krótko na Louisa, po czym usiadł po przeciwnej stronie stołu. Po chwili Zayn poprosił go, żeby przeniósł się na miejsce obok niego, co wiązało się też z siedzeniem koło szatyna. Nie chciał być niegrzeczny, więc przesiadł się i nawiązał z nim konwersację.

Napił się wody i poczuł czyjąś rękę na jego udzie. Spojrzał w dół i wywrócił oczami, bo mógł się tego spodziewać. Louis był zajęty rozmową z dziewczyną, której nie znał, a jego dłoń nadal leżała w tym samym miejscu. Harry nie chciał być niegrzeczny, ale delikatnie ją strącił, przez co szatyn umieścił rękę jeszcze wyżej, ściskając jego udo. Postanowił, że będzie ignorował chłopaka, więc wrócił do konwersacji z Zaynem, który oczywiście nie widział niczego pod stołem. Może to w pewnym stopniu denerwowało nastolatka, ale było też dobrym uczuciem.

Przez cały czas trwania posiłku, Louis nie zabrał dłoni, a nawet drażnił się z Harrym, umieszczając ją coraz wyżej, w okolicy jego krocza.

W końcu popatrzył w tamtą stronę i zobaczył, że nastolatek ma erekcję, na co uśmiechnął się dumnie.

- Chyba masz jakiś problem- nachylił się i wyszeptał.

- Zamknij się- wysyczał i wrócił do ignorowania szatyna.

- Nawet nie przypuszczałem, że tak na ciebie działam, ale cóż, miłej zabawy- wstał i znowu zostawił go samego. Często tak robił, co było bardzo dezorientujące. Harry naprawdę próbował wszystkiego, żeby zrozumieć tego chłopaka, ale to chyba nadal za mało. Nic jeszcze nie potrafiło złamać bariery, którą sam Louis wytworzył.


Od autorki: kochajcie ze mną Evaka, bo Larry jest w jakimś stopniu martwy:( (żyje, ale śpi czy coś)

PS #SerialKillerFF

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro