Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

  'Cause we're the masters of our own fate

We're the captains of our own souls  

Louis po prostu nie był sobą. Nie poznawał siebie i sam nie mógł uwierzyć w to, co się z nim stało. Czuł, jakby powoli tonął w oceanie koloru jego oczu, poddając się bez walki.

Utracił cząstkę siebie i nie wiedział, czy kiedykolwiek ją odzyska. Wszystko stało mu się obojętne, a najbardziej fakt, czy dożyje kolejnego dnia. Wolałby, żeby to już się skończyło, chociaż nie w taki sposób. Chciałby móc poczuć cokolwiek. Nawet smutek, bo byłby lepszy od przytłaczającej pustki, która nie pozwalała mu normalnie oddychać.

Musiał załatwić sprawę z Harrym, ale nie chciał, żeby chłopak cierpiał przez to, w jakim był stanie. Szkoda tylko, że Louis nie wiedział, że cisza rani go jeszcze bardziej, a razem mogliby coś wymyślić. W końcu od początku sobie radzili, chociaż mieli się spotkać tylko jednorazowo.

Zayn zauważył, że to wszystko się nie polepsza, tylko prowadzi do jeszcze większego zamknięcia się w sobie. Próbował z nim rozmawiać, ale każda próba kończyła się porażką. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, co Louis musiał przejść.

Finalnie, Zayn był bezsilny. Louis nie mówił dużo, a on nie wiedział, co ma zrobić. Postanowił spróbować jeszcze jednej rzeczy, dlatego przyszedł z nim porozmawiać.

- Oboje wiemy, że sam sobie nie poradzisz, chociaż wmawiasz sobie, że jest odwrotnie. Dlatego znalazłem specjalistę, jeden z najlepszych w Anglii i chcę, żebyś poszedł na terapię. Albo chociaż spróbował.

- Poradzę sobie sam- wymamrotał, jakby bardziej próbując przekonać siebie.- Nigdzie nie pójdę, nie ma nawet szansy.

- Zasługujesz na lepsze, Louis- zobaczył, jak szatyn próbuje coś powiedzieć, więc uciszył go jednym spojrzeniem.- Wiem, że aktualnie nienawidzisz siebie, myślisz, że jesteś najgorszą osobą i dlatego chciałbym, żebyś tam poszedł. Spróbuj, jak po pierwszym spotkaniu stwierdzisz, że nie dasz rady, to więcej nie będę cię zmuszał.

- Nie chcę- pokręcił głową.

- Nawet teraz musisz być taki uparty? Co masz do stracenia?

- Nie mam nic- westchnął i nie odzywał się przez dłuższą chwilę.- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, to pójdę tam, ale nie licz na dużo.

- Będę- uściskał go.- Jesteś umówiony na jutro na 11. Wiedziałem, że w końcu się zgodzisz- odpowiedział zgodnie z prawdą, bo znał swojego przyjaciela tak dobrze, że potrafił przewidzieć każdą jego reakcję.

***

Louis naprawdę tam poszedł. Nie wiedział, dlaczego się aż tak bardzo denerwował i kiedy dojechali prawie się wycofał, ale to było coś, co musiał zrobić. Dla Zayna.

Oczywiście, prawie nic nie powiedział, ale musiał przyznać, że nie było źle. Nie czuł presji i mógłby kolejny raz tam pójść, jeśli to sprawi, że Zayn się lepiej poczuje.

Chociaż wątpił, że cokolwiek powie. Wolał trzymać wszystko w sobie, jak zawsze. To było lepsze, niż dzielenie się z ludźmi, a przynajmniej tak sądził.

Louis często budził się w nocy, mając koszmary. W śnie czuł Nicka i dostawał ataków paniki po przebudzeniu się. Czasami też podczas dnia. Nie było dobrze i wątpił, że kiedykolwiek będzie. Był tylko złamanym chłopcem i myślał, że nic go nie naprawi, nawet Harry.

Prawda jest taka, że widział w Harrym Nicka i to było okropne, bo Harry jest za dobry. Troszczył się o Louisa, a w zamian dostawał coś takiego. Zasługiwał na najlepsze. Nie na Louisa, który go źle traktował.

Zayn mówił mu, że powinien porozmawiać ze Stylesem i chciał to zrobić, ale się bał i potrafił do tego przyznać. Sama wizja rozmowy go przerażała i nie chciał tego doświadczyć. Sam jego widok go zabolał.

Chciał poczekać, chociaż każda mijająca godzina była, jak kolejny sztylet wbijany prosto w serce.

***

Już 4 razy był na terapii i nie powiedział prawie nic, ale rozmawiał. Może nie do końca o swoich problemach, ale udało się.

Poza tym przełamał się i stwierdził, że Harry naprawdę zasługuje na wyjaśnienia. Zbierał się około godzinę, ledwo opanowując zbliżający się atak paniki, ale poszedł do niego.

Stał kilka minut pod drzwiami, zastanawiając się, czy na pewno chce to zrobić, ale udało się. Niepewnie zapukał i wszedł do środka.

Kiedy zobaczył Harry'ego, nic nie powiedział. Patrzył na niego, jak jakiś idiota, ale chłopak robił to samo. Odchrząknął i dopiero wtedy zaczął mówić:

- Przyszedłem porozmawiać- z trudem opanował drżenie głosu.

- Siadaj- chłopak niepewnie wskazał mu miejsce obok siebie i nerwowo przygryzł wargę.

Louis wykonał polecenie i nie odzywał się przez dłuższą chwilę, próbując opanować myśli, które były jednym wielkim bałaganem.

- Przepraszam. Nienawidzisz mnie i pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać- wyszeptał, czując, jak mu się zbiera na płacz. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, próbując opanować łzy. Udało się, bo opanował to prawie do perfekcji.

- Nie nienawidzę cię- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Próbowałem cię znienawidzić, ale nie wyszło. Po prostu zrozumiałem, że mam sobie odpuścić już tamtej nocy, okej?

- Nie widzisz tego?- Pokręcił głową i położył Harry'emu jedną dłoń na policzku, zmuszając go do spojrzenia na niego. Zielony spotkał niebieski i to było coś, co przypominało nadzieję.- Zależy mi na tobie.

- Powiedzenie "zależy mi na tobie", a "kocham cię", to zupełnie inne rzeczy i myślę, że o tym doskonale wiesz.

- Jeszcze nie teraz, dobrze? Próbuję uporządkować to wszystko.

Harry skinął głową, bo to jakby wystarczyło. Zapewnienie, że kiedyś będzie dobrze, że wszystko można naprawić.

- Mogę ci jakoś pomóc z tym wszystkim?

- Nie, jestem jednym wielkim bałaganem i nie chciałbym, żebyś ze mną zaczynał.

- Byłeś bałaganem, kiedy cię poznałem, więc drugi raz mi nie zaszkodzi.

- Nie rozumiesz- pokręcił głową.- Mam ataki paniki, potrafię nie wychodzić z łóżka i nie odzywać się do nikogo, nawet Zayna i cały czas go czuję, wiesz? To nie pozwala mi normalnie funkcjonować i nie chcę, żebyś mnie oglądał w takim stanie. Mogę cię skrzywdzić i nienawidzę siebie za to.

- Poradzimy sobie, dobrze?- Harry miał ochotę go pocałować, chociaż nie wiedział, czy może.- Razem.

- Razem- Louis uśmiechnął się sztucznie, chociaż chciał to sam zrobić. Bo sobie radził, prawda?

Nigdy nie lubił przyjmować pomocy, a jeszcze bardziej o nią prosić. Nadal do niego nie docierało, że ty razem sam się nie pozbiera i potrzebuje kogoś, to uporządkuje jego rozbite części.

- Powinienem już iść- wymamrotał, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Wiedział, że zrobił naprawdę dużo i był z siebie dumny.

- Tylko nie znikaj znowu, dobrze?

- Nie zniknę- uśmiechnął się słabo i wyszedł. Jedyną rzeczą, o której myślał po wyjściu, to jak bardzo miał ochotę go wtedy pocałować.

***

Louis zaczął rozmawiać z innymi. Zwykle odpowiadał jednym słowem, ale przynajmniej ich słuchał. To wystarczało. Nie rozmawiał tylko z Calumem, który wyjechał, ale kiedy Louis następnego dnia wszedł do salonu, zobaczył, że chłopak już wrócił.

Lekko się uśmiechnął i zaczął iść w jego stronę. Trochę za nim tęsknił przez te dni.

- Tak bardzo cię przepraszam- Calum powiedział od razu, kiedy go zobaczył.- Nie powinienem cię wtedy zostawiać.

- Zrobiłeś, ile mogłeś. Nie musisz mnie przepraszać za moje decyzje- zapewnił go.

- Cieszę się, że wszystko jest dobrze- chłopak przytulił Louisa z delikatnym uśmiechem.

Nie było dobrze, ale było lepiej, niż wcześniej. Nie musiał o tym wiedzieć, bo Louis wolał to zostawić dla kilku osób. Czterech, licząc z nim.

Był też Luke, który zapewnił, że spróbuje wszystko ułożyć, a dopiero wtedy ich poinformuje o tym, co się dzieje. To było w porządku, chcieli dać mu czas.

Louis starał się nikomu nie pokazywać, że sobie nie radził. Dopiero, kiedy nikt nie widział, płakał, nienawidząc siebie i opanowywał swoje ataki paniki.

Jednego z nich dostał podczas oglądania filmu z Zaynem.

Poczuł, jak nagle robi mu się duszno i zaczyna brakować oddechu. Zamknął oczy i próbował oddychać głęboko, ale to tylko sprawiło, że jego płuca zaczęły się coraz bardziej zaciskać.

Zaczął się trząść i czuł, jak znowu traci nad tym kontrolę.

- Louis? Wszystko dobrze?- Zayn spojrzał w stronę chłopaka, zauważając jego dziwne zachowanie.

Louis chciał powiedzieć, że tak, ale nie potrafił wydobyć z siebie słowa. Nienawidził tego uczucia bezwładności. Tylko pokręcił głową i zdawało mu się, że Zayn załapał, o co chodzi.

Kiedy był młodszy, często miał ataki paniki, ale po lekach mu przeszło.

- Gdzie masz tabletki?

- Nie mam- wymamrotał trzęsącym się głosem i zamknął oczy, czując, jak kręci mu się w głowie.

- Spróbuj oddychać głęboko, dobrze?- Zayn spojrzał mu w oczy i delikatnie złapał go za rękę.

Liczył każdy oddech i po niedługim czasie udało mu się uspokoić Louisa.

- To pierwszy?- Spytał po podaniu mu szklanki wody.

Louis chciał skłamać, ale wiedział, że lepiej nie, dlatego pokręcił głową.

- I nic nie powiedziałeś? Kurwa, myślałem, że jesteś bardziej dojrzały.

- Jak widzisz, jestem na tyle dojrzały, że potrafię to opanować.

- Jutro pojadę ci kupić leki. Pomogły ci ostatnim razem.

Louis nie mógł się nie zgodzić, dlatego już następnego dnia miał tabletki i ledwo się powstrzymał od spuszczenia ich wszystkich w toalecie. Te jeszcze nie były złe, ale i tak wolał ich uniknąć.

- Zniszczę go, przysięgam- Zayn obiecał, widząc, jak jego przyjaciel z trudem opanowuje płacz. To brzmiało nawet lepiej, niż obietnica, a Zayn zawsze dotrzymywał obietnic. Wiedział, że tak będzie też tym razem.


Od autorki: ta notka jest jednym wielkim "przepraszam". Ostatnio nie mam weny, co pewnie zauważyliście po częstotliwości dodawania rozdziałów. Próbuję się zmusić do napisania czegokolwiek, ale często wychodzi mi jedno zdanie, które potem usuwam. 

Nie wiem, ile będzie miało to fanfiction. Prawdopodobnie jeszcze jeden rozdział i epilog.

Dziękuję, że nadal jesteście ze mną. 

Wasza, Gaba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro