Rozdział 25
And all of what's hidden
Well, it will never grow cold
But I lost myself when I lost you
Louis czuł, jakby nie był już sobą. W ostatnich dniach odczuwał jedynie pustkę. Oddawał się Nickowi i podchodził to tego obojętnie, jakby część niego już umarła. Był wyprany z emocji i już nic nie stanowiło mu różnicy, a nawet śmierć byłaby lepsza. Wszystkie problemy by się skończyły. Nie byłby obciążeniem dla nikogo i przestałby cierpieć. Chciał tego, ale nie mógł tego dostać.
Nick pilnował, żeby Louis nie popełnił samobójstwa, bo wiedział, że jest do tego zdolny, a nawet mógłby próbować. Dlatego zamykał pomieszczenia, gdzie znajdowały się ostre przedmioty. Okna i drzwi też nigdy nie były otwarte, a Tomlinson miał oddzielną łazienkę z prysznicem, gdzie teoretycznie nie mógłby sobie nic zrobić.
I stał pod tym samym prysznicem, kiedy Nick gdzieś wyszedł zostawiając go samego (oczywiście zamkniętego w pokoju z łazienką, ale nadal). Był lekko zdziwiony, że mężczyzna się nie martwi, bo ktoś zdesperowany na pewno znalazłby sposób, żeby zrobić sobie krzywdę.
Zamknął oczy i pozwolił ciepłej wodzie obmywać swoje ciało. Potrzebował tego, ale nie wiedział, że jego myśli, po raz pierwszy od kilku dni, zaczną zmierzać w stronę Harry'ego.
Tęsknił za nim i gdyby mógł, pewnie rozpłakałby się, jak dziecko, ale poczuł jedynie obrzydzenie do samego siebie. Czuł się, jak dziwka i Nick używał tego określenia względem niego tak często, że w to uwierzył. I Louis naprawdę zaczął to ignorować. Każde przykre słowa już do niego nie trafiały, bo już wcześniej je słyszał.
Zwiększył temperaturę wody i zdał sobie sprawę, że nadal czuje dotyk Nicka wszędzie. Miał ochotę zwymiotować. Wydawało mu się, jakby ręce mężczyzny zostawiały niewidoczne ślady na jego skórze, bo tych widocznych też trochę było.
Nieświadomie zaczął zdrapywać skórę z rąk, nóg, brzucha, próbując zmyć z siebie to uczucie, bo nakładanie większych ilości mocno pachnącego żelu, nic nie dawało. Nie zauważył nawet, kiedy zaczął zostawiać widoczne ślady i kiedy z niektórych miejsc zaczynała wypływać krew. Był po prostu sfrustrowanym bałaganem, który chciałby zniknąć.
Zaczął szlochać, bo tego nie można było nazwać płaczem, ale nawet nie zauważył łez, bo od razu mieszały się z gorącą wodą. Osunął się na podłogę i cały się trząsł, nie mogąc się uspokoić. W tamtej chwili chyba czuł większą nienawiść do samego siebie, niż do Nicka.
Nie potrafił wstać, ale wiedział, że nie może być słaby, bo Nick go wtedy ukarze. Pewnie i tak to zrobi za ślady na skórze, ale kiedy Louis je robił, nawet przez chwilę o tym nie pomyślał. Jedynie miał nadzieję, że przyniosą ulgę, a przyniosły odwrotny skutek.
Czuł się słabo psychicznie, jak i fizycznie. To wszystko go wykańczało i nie poznawał sam siebie. Jakby znowu wrócił do bycia zagubionym 18-latkiem, który sobie nie radzi.
Udało mu się uspokoić po długich kilkudziesięciu minutach. Czuł się tak strasznie słabo, że ledwo wstał.
Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że Nick jeszcze nie wrócił. Założył dresy i bluzę, mając nadzieję, że mężczyzna nie będzie chciał z nim tego dnia zrobić czegoś, co by wymagało rozebrania się. Wtedy zobaczyłby wszystkie ślady po paznokciach Louisa i byłby, prosto mówiąc, wkurwiony.
Usiadł na łóżku i zamknął oczy, próbując oddychać głęboko i opanowując swój atak paniki, albo jego pozostałości. W ostatnich dniach miał je często i rzadko udawało mu się nad nimi panować.
Zamarł, kiedy usłyszał otwieranie drzwi. Wiedział, że pewnie od tego momentu zacznie się piekło, a nie był na to przygotowany.
W ostatnich dniach coraz bardziej pragnął śmierci, tylko nie było sposobu, w jaki mógłby to dostać. Czekał, aż Nick go kiedyś tak wykończy, że umrze, jeżeli to w ogóle możliwe.
Popatrzył na wchodzącą postać i przygryzł wargę, próbując zachować spokój. Zobaczył, jak mężczyzna staje przed nim i lekko się nachyla, dotykając siniaka na policzku Louisa, którego sam spowodował.
Czasami Nickowi zdarzało się uderzyć chłopaka. Wyżywał się na nim, ale najwyraźniej nie odczuwał wyrzutów sumienia.
- Nie mówiłem ci dzisiaj tego, ale jesteś piękny, wiesz?- Delikatnie musnął jego usta.- I tylko mój- żaby to podkreślić, przygryzł dolną wargę chłopaka i lekko ją zassał.
Na szczęście wyszedł z pokoju, zostawiając Louisa samego, któremu zbierało się na wymioty, bo nadal czuł usta Nicka na swoich. I pewnie by zwymiotował, gdyby nie miał pustego żołądka.
***
Znowu został sam- zaraz po tym, jak Nick się nim zabawił. Leżał nagi i nie miał nawet siły, żeby poczuć cokolwiek. Nawet nie dał rady wstać, żeby wziąć prysznic albo się ubrać.
Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził go dźwięk otwieranych drzwi, jakby jego umysł się nastawiał na najgorsze za każdym razem.
Zachłysnął się powietrzem, kiedy zobaczył, kto stoi w progu i patrzy na niego, jakby zobaczył ducha.
Pieprzony Luke Hemmings.
Nawet się nie poruszył. Tylko leżał z otwartymi oczami, co było jasnym sygnałem dla blondyna, że nie śpi.
- Louis? Jak się czujesz?
Pojawił się znikąd i teraz pyta, jak Louis się czuje, lepiej być nie mogło. W normalnej sytuacji rzuciłby jakimś sarkastycznym komentarzem, bo jak, do cholery, mógłby się czuć? Z pewnością świetnie. Wtedy nawet się nie odezwał.
- Zabieram cię do domu.
Coś się zmieniło w spojrzeniu Louisa. Naprawdę nie chciał mu wierzyć po tym wszystkim, ale w jego oczach pojawiły się iskierki nadziei, że może da się jeszcze wszystko naprawić.
- Harry za tobą tęskni. Zobaczycie się niedługo.
Luke mógł zauważyć, jak Tomlinson drży słysząc to imię. Nie powiedział nic więcej, bo nie lubił prowadzić bezsensownych monologów, tylko go ubrał i pomógł wyjść.
Louis miał ochotę płakać i piszczeć, czując wreszcie świeże powietrze. Wziął kilka głębokich wdechów i nawet kąciki jego ust lekko się uniosły do góry, kiedy poczuł na swojej twarzy słońce. To głupie, ale tęsknił za tym.
Nie chciał słuchać wyjaśnień Luke'a i miał tylko nadzieję, że naprawdę zabiera go do domu, że to nie było kłamstwo albo przenośnia, chociaż wszystko już stało się obojętne.
Chciał zadać niezliczoną ilość pytań, ale nie potrafił. Jakby nagle zapomniał, jak się mówi i zdawało się, jakby Luke wiedział i nie oczekiwał odpowiedzi na wszystko, co mówił.
W pewnym momencie Louis nawet przestał go słuchać. Wszystko widział, jakby przez mgłę, zanim obraz stał się całkowicie czarny.
***
Kiedy się obudził, spanikowany rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował, szukając wzrokiem Nicka. Cały poprzedni dzień wydawał się być rozmazanym wspomnieniem. Zupełnie, jak po alkoholu, tylko, że Louis nie pił od kilku tygodni.
Kilkadziesiąt sekund zajęło mu uświadomienie sobie, że kojarzy ten pokój i wcale nie znajduje się w domu Nicka. Był lekko zdezorientowany, ale po pewnym czasie zaczął sobie wszystko przypominać.
Może to był brak silnej woli, ale nadal czuł się tak słabo, że nie mógł wstać. Oczywiście nawet nie spróbował, ale od razu tak założył, więc leżał, wpatrując się w sufit. Czuł okropną suchość w gardle, ale próbował to ignorować. Nie przejmował się faktem, że jest odwodniony. Zupełnie, jak przestał się przejmować wszystkim, co się dzieje z jego ciałem.
Nie wiedział, ile minut minęło. Ostatnio stracił poczucie czasu i nawet nie czuł jego upływu. Obstawiał, że kilka godzin od obudzenia się. Wtedy zobaczył wchodzącego Luke'a. Próbował wszystko, co dotyczyło chłopaka, poskładać w spójną całość, ale nie potrafił. Zawsze brakowało jakiegoś elementu.
- Cieszę się, że się obudziłeś- blondyn się uśmiechnął i usiadł na skraju łóżka.- Zapytałbym, jak się czujesz, ale nie dostanę odpowiedzi, prawda?
Louis delikatnie, prawie niewidocznie pokręcił głową. Nie miał nawet siły na próby mówienia.
- Zgaduję, że będę musiał prowadzić monolog- zaśmiał się, próbując rozluźnić atmosferę.- Jesteś w domu. Tak, jak obiecałem. Jeśli nie zadajesz pytań, to zgaduję, że ich nie masz, dlatego nie będę niczego tłumaczył- wzruszył ramionami i poczekał chwilę, bo miał nadzieję, że Louis się jednak odezwie. Nie zrobił tego.- Już nigdy nie pozwolimy, żeby on cię dotknął, dobrze? Będziemy tu dla ciebie i obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Louis nienawidził takich obietnic. Życie tak nie działa, bo kiedy jest już dobrze, zawsze musi coś się zjebać. I żyjemy, licząc na lepsze jutro. Tak cały czas. Zataczamy błędne koło, bo nie umiemy sobie tego do końca uświadomić.
- Chciałbyś się zobaczyć z Zaynem?- Luke zapytał po dłuższej chwili, kiedy obserwował Louisa, próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Widział tylko pustkę.
Szatyn delikatnie skinął głową i to wystarczyło, żeby Hemmings wyszedł, wcześniej posyłając mu słaby uśmiech.
Zayn znał całą sytuację, bo Luke mu opowiedział, więc myślał, że był przygotowany na to, co zastanie. Jednak widok przyjaciela w takim stanie to było za wiele. Wiedział, że musi być tu dla niego i go wspierać, dlatego usiadł obok niego i starał się nie myśleć o tym, jak słabo wyglądał.
- Uh, Luke mi powiedział, że raczej nie będziesz ze mną rozmawiać, ale może spróbujemy?
Louis nie odwrócił wzroku, ale się nie poruszył. Jego niebieskie tęczówki wyrażały teraz coś innego, niż chłód. Może ulgę, wdzięczność?
- Martwiłem się o ciebie tak cholernie bardzo- Zayn wymamrotał drżącym głosem, w oczach miał łzy i to był pierwszy raz, kiedy Louis zobaczył go płaczącego.- Nie mógłbym cię stracić po z drugi- w tym momencie jego policzki zrobiły się mokre, ale nie zrobił nic, żeby to zatrzymać.
- Przepraszam- szatyn wyszeptał łamiącym się głosem, tak cicho, że prawie niedosłyszalnie.
- Nie masz za co- pokręcił głową i przetarł oczy rękawem.- Ja też przepraszam. Mogłem nie pozwolić ci jechać. I pewnie powiesz, że nie powinienem się obwiniać, ale i tak będę.
Zapadła między nimi niezręczna cisza, gdzie tylko było słychać ich oddechy i pociąganie nosem Zayna. Malik był tym, który postanowił to przerwać.
- Zrobię ci coś do jedzenia. Dasz radę wstać?
Louis pokręcił głową, bo może dałby radę, ale nie miał ochoty.
Poczuł ulgę i bezpieczeństwo, kiedy zobaczył Zayna. Tęsknił za nim i bał się, że nigdy się już nie zobaczą. Chłopak był dla niego jedną z dwóch najważniejszych osób i nie chciał go stracić.
Znowu działo się to samo- stał się obciążeniem dla przyjaciela. Kolejny raz wyciągał go ze stanu, w który wpadł przez Nicka. Trochę żałosne. Nadal był dzieckiem, które potrzebuje opieki, bo nie potrafił o siebie sam zadbać. Nienawidził tego.
Zjadł połowę z tego, co dostał od Zayna, a chłopak na szczęście nie próbował mu na siłę wepchnąć drugiej połowy. Po tym został sam i znowu zasnął. Był zmęczony tym wszystkim i chciał, żeby to już się skończyło. Jakkolwiek.
***
Harry jeszcze nie wiedział o tym, że Louis wrócił i nikt nie chciał mu powiedzieć. W pewnym stopniu obawiali się jego reakcji i nie chcieli, żeby cierpiał, chociaż ciągłe oczekiwanie chyba bardziej bolało. W końcu Zayn stwierdził, że zasługuje, żeby wiedzieć, więc postanowił z nim porozmawiać.
- Louis jest tutaj- postanowił nie owijać w bawełnę, bo nienawidził tego robić. Zawsze był bezpośredni i tak zrobił też tym razem.
- Jak to?- Zobaczył coś w rodzaju zdziwienia pomieszanego z ekscytacją na twarzy Harry'ego.- Gdzie?
- Posłuchaj. Trudno mi to mówić, ale on nie jest sobą. Nie takim, jakim go znałeś i nie wiem, ile czasu zajmie doprowadzenie go do takiego stanu. Mogą to być miesiące, nie wiem.
Harry pokręcił głową z niedowierzaniem.- Jak to nie jest sobą? Co masz na myśli?
Zayn westchnął, bo naprawdę nie chciał o tym mówić, ale wiedział, że musiał. Harry zasługiwał na całą prawdę, ale nie chciał wdawać się w szczegóły.
- Przez ten cały czas był u twojego brata. To była cena za odzyskanie ciebie.
Harry poczuł ukłucie w sercu, bo nie chciał tego. Nie chciał, żeby Louis po tym wszystkim, co przeszedł, jeszcze raz tego doświadczył. Nie powinien się poświęcać za coś takiego, ale przecież nie mógł podejmować decyzji za Louisa.
- Chcę się z nim zobaczyć- powiedział pewnie.
- Przepraszam, to nie jest dobry pomysł. Nie wiemy, jak na ciebie zareaguje, dlatego lepiej poczekać.
- Ile mam czekać?
- Nie wiem- Zayn westchnął.- Po prostu pamiętaj, że on nadal cię kocha i nie żałuje swojej decyzji.
- On mnie kocha?- Brunet zmarszczył brwi, bo nie sądził, że Louis może go kiedykolwiek pokochać. To było takie nierealne.
- Oczywiście, że tak i myślę, że zdał sobie z tego sprawę, kiedy podejmował tę decyzję. Jest dobrym człowiekiem i zrobiłby wszystko, żeby chronić osoby, które kocha.
- Dziękuję za wszystko. Informuj mnie o jego stanie.
- Będę- Zayn posłał mu delikatny uśmiech i wyszedł.
Oboje mieli nadzieję na najlepsze.
***
Cztery dni później Louis powiedział coś więcej, niż jedno słowo.
- Harry mnie nienawidzi.
Ani Zayn, ani Luke, którzy na razie byli jedynymi osobami widującymi się z Louisem, nie chcieli rozpoczynać tego tematu, bo nie wiedzieli, jak Louis na to zareaguje. Czekali, aż sam zapyta, ale Zayn nie spodziewał się tych słów.
- Dlaczego tak sądzisz?
Louis tylko pokręcił głową i znowu się położył twarzą w poduszkę.
To by było na tyle.
Następnego dnia spróbował wytłumaczyć, dlaczego tak sądzi. Miał cały czas chrypkę i lekko drżący głos, ale próbował i to najważniejsze.
- Nienawidzi mnie za to wszystko, co mu zrobiłem. Nigdy nie będzie chciał mnie już widzieć.
- On wie, ile dla niego poświęciłeś, wiesz? Nadal cię kocha- Zayn uśmiechnął się pokrzepiająco.- Chciałbyś się z nim zobaczyć?
- Nie.
Postanowił uszanować tę decyzję i poczekać na zmianę zdania.
Po kolejnych trzech dniach Louis wstał. I nie dlatego, że chciał to zrobić, tylko miał dość zachowywania się, jak dziecko, które nie potrafi nic same zrobić. Nie chciał być niepotrzebnym ciężarem i nie potrzebował opiekunek.
Bał się konfrontacji z Harrym, dlatego unikał tego, jak tylko mógł. Udawało się przez kilka dni, dopóki niechcący na niego nie wpadł w środku nocy, kiedy myślał, że każdy już śpi.
Wpatrywał się w chłopaka nieobecnym wzrokiem, mając ochotę rozpłakać się, jak dziecko albo wpaść w jego ramiona. Może obydwa. Oboje byli w zbyt dużym szoku, żeby się odezwać.
Niebieski spotkał się z zielonym, ale Louis szybko przerwał ten kontakt wzrokowy, bo to było dla niego za dużo. Nie powiedział nic, tylko szybko uciekł, bo nie był na to przygotowany.
Harry nie pobiegł za nim. Został na środku salonu ze łzami spływającymi po policzkach i mętlikiem w głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro