Rozdział 21
So I run like I'm mad to heaven's door.
I don't wanna be bad,
I won't cheat you no more
Znasz to uczucie, kiedy ze wszystkich emocji zostaje tylko pustka? Czujesz, jakbyś w niej tonął, z każdym oddechem znajdywał się coraz głębiej. Myślisz wtedy, że już lepiej byłoby być smutnym, złym, czy przestraszonym. Cokolwiek, żeby od tego uciec. Tylko nie dasz rady, bo od tego nie da się uciec. Tego uczucia nie zmyje gorący prysznic i nie zetrze rozmowa z przyjacielem. Trwasz w nim i liczysz, że będzie lepiej.
Louis słyszał głosy, ale nie docierało do niego żadne słowo. Patrzył w jeden punkt i nie potrafił zebrać myśli, które były bałaganem. Wszystkie wspomnienia wróciły i czuł się, jakby blizny zastąpiły świeże rany. Wszystko wydawało się być takie bliskie. Nie zauważył nawet, jak wzrok zaczął mu się rozmazywać, a po policzkach płynąć łzy. Zamrugał kilkukrotnie, żeby wyostrzyć wzrok i odpędzić nowe łzy, a potem spojrzał na Zayna, który teraz stał przed nim.
- Zabiorę cię stąd, dobrze?- Spytał, wiedząc, że jego przyjaciel nie lubi zatłoczonych pomieszczeń. Louis tylko skinął głową i pozwolił mu się zaprowadzić do pokoju. Usiadł na łóżku i po chwili dostał szklankę wody. Lubił to, że Zayn nie pytał. Zayn po prostu był i to wystarczyło.
Louis wiedział, że musi mu powiedzieć o wszystkim, żeby mógł pomóc, dlatego skończył pić, wziął kilka wdechów i zaczął:
- Ja i Harry uprawialiśmy seks. Dzisiaj w nocy.
- Gratuluję, to świetnie- chłopak się uśmiechnął.
- Nie- pokręcił głową.- To nie jest świetnie. Po tym powiedział, że nigdy się w nim nie zakocham i zniknął. Tak po prostu. Bez żadnego wyjaśnienia.
- Dobrze, zajmiemy się tym później. Teraz mi wytłumacz dlaczego wróciłeś z jego domu w takim stanie.
- Nick- wymamrotał i przygryzł wargę. Nie odzywał się przez chwilę, próbując ułożyć poprawne zdanie.- Byłem w jego pokoju i wszystkie wspomnienia stamtąd wróciły... Nie chcę tego.
Zayn bez słowa do niego podszedł i go przytulił. Trwali w uścisku długi czas. Louis uwielbiał to, że przez wszystkie wydarzenia, przez które razem przeszli, ufali sobie bezgranicznie i mogli na sobie polegać. To była jedna z tych przyjaźni, które są na całe życie.
Szatyn był pierwszym, który się odsunął.
- Musimy szukać Harry'ego, nie możemy tracić czasu.
- Louis, spokojnie. Potrzebujesz teraz chwili dla siebie. Zawsze dajesz z siebie wszystko dla innych, a zapominasz o sobie samym. Daj sobie czas, chociaż raz. Nie mogę obiecać, że będzie dobrze i się ułoży, ale postaramy się, żeby tak było.
- Proszę, zróbcie wszystko, żeby go znaleźć- wyszeptał, nie przejmując się tym, że może brzmi trochę żałośnie.
- Zrobimy. Tylko nie jedź do Sydney, dobrze? Nawet, jeśli coś wie, to i tak nic nie powie. Narobisz tylko tym problemów, a oboje wiemy, że nieprzemyślane decyzje to twoja specjalność.
- Nie zrobię tego. Tylko musimy się skontaktować z Luke'iem- wzruszył ramionami. Wcześniej wpadł na pomysł ze spotkaniem z Sydney, ale szybko wybił sobie go z głowy, zauważając, jak bardzo absurdalny jest.
- Jak chcesz to zrobić?
- Nie wiem jeszcze, wymyślimy coś. W końcu zawsze to robimy- westchnął i skierował się do salonu, żeby porozmawiać z resztą. Miał nadzieję, że Luke zadzwoni sam.
***
- Dzieciak po prostu uciekł. Daj mu czas, to wróci.
- Tak, uciekł- Louis pokręcił głową z widocznym rozbawieniem.- Uciekł i niedługo może znajdziemy jego zwłoki poćwiartowane w rowie, huh?
- Louis, spokojnie- Calum wymusił uspokajający uśmiech.
- Jak mam być spokojny? Przejrzyjcie to, jeśli któryś idiota jeszcze nie widział- rzucił teczką z wszystkimi aktami i zaczął nerwowo bawić się palcami.- Musimy go znaleźć, zanim ktoś inny to zrobi- odezwał się po dłuższej chwili.
- Spróbujemy najpierw jakoś skontaktować się z Luke'iem. Dopiero później zaczniemy działać inaczej- Clancy odezwał się po raz pierwszy podczas tej rozmowy.
- To akurat wiemy. Tylko musimy znaleźć sposób w jaki to zrobimy.
- Znajdziemy. Ty spróbuj pojechać w miejsce, gdzie mógłby być Harry. Zajmiemy się resztą- Niall wstał, żeby pożegnać przyjaciela.
- Dziękuję- uścisnął go.- Wam wszystkim- popatrzył na każdego i wyszedł, kierując się do samochodu.
Jeszcze raz objechał pobliski las dookoła, bo miał nadzieję, że podczas dnia cokolwiek zobaczy. I zobaczył, tylko, że nie to, czego szukał. Kompletnie nie wiedział gdzie ma jechać. Do głowy nie przychodziło mu żadne miejsce, w którym mógł być chłopak. Właściwie to myślał tylko o najgorszym, a to nie mogło się tak skończyć. Wiedział, że nawalił i to wszystko jest jego winą. Miał tylko nadzieję, że uda mu się to naprawić.
Zatrzymał się na poboczu i wyciągnął telefon, po czym zaczął przeglądać zdjęcia Harry'ego i z Harrym. Uśmiechał się do siebie widząc szczęśliwego chłopaka. Dałby wiele, żeby móc go takiego zobaczyć w tamtym momencie albo usłyszeć jego śmiech. Nie chciał, żeby bolało jeszcze bardziej, więc zamknął galerię i wyciągnął paczkę papierosów, żeby zapalić.
Wystarczyła chwila, żeby poczuł się bardziej odprężony, jednak kłębiące się myśli nie zniknęły. Nie chciał wracać do domu, bo wiedział co go tam czeka. Zamiast tego zrobił coś głupiego, czyli wybrał numer Sydney.
- Louis, stęskniłeś się?- Powitał go słodki głos, przez który miał ochotę zwymiotować.
- Można tak powiedzieć. Co tam u ciebie?- Spytał najbardziej przyjaznym tonem, na jaki było go stać w tamtej sytuacji.
- Lepiej powiedz co u ciebie i tego twojego Harry'ego- wzdrygnął się przez sposób, w jaki wypowiadała jego imię.- Zdecydowałeś już, że zamienisz go na gotówkę?
W tamtej chwili miał ochotę udusić Sydney, ale zachował spokój. Oboje byli świetnymi manipulatorami i żaden z nich nie wiedział, kto wygra.
- Może. Dlaczego aż tak ci zależy?
- Nie mnie zależy. Ja tylko wykonuję przysługi- zaśmiała się.
- Imię i nazwisko- powiedział ostro, mając już dość jej gierek. Od początku był pewny, że kobieta może mieć dużo wspólnego z wcześniejszymi wydarzeniami.
- Oh, skarbie, nie nauczyłeś się jeszcze? Nie ma nic za darmo. Życie tak niestety nie działa.
- Ile?- Zapytał zirytowany.
- Takie rzeczy liczę w przysługach, nie w pieniądzach.
- Więc czego byś chciała?
- Twojego chłopaka. Gwarantuję, że bardzo byś chciał się spotkać z osobą, którą mam na myśli.
- Pierdol się. Jeszcze ci się nie znudziło?- Rozłączył się, nie chcąc dłużej kontynuować tej rozmowy. Był skłonny zapłacić, żeby uzyskać nazwisko, ale wiedział, że nic z tego. Sydney była nieugięta i nie dało się z nią dyskutować. Cechowała ją upartość i bezwzględność. Dlatego wszyscy jej nienawidzili.
Ledwo powstrzymał się od skręcenia w ulicę prowadzącą do jego ulubionego baru. Nie chciał topić problemów w alkoholu. Wydoroślał i teraz sobie z nimi radził, a przynajmniej tak uważał.
Skierował się w stronę domu. W połowie drogi zadzwonił jego telefon i miał ochotę krzyczeć ze szczęścia i jednocześnie nerwów, kiedy zobaczył numer, z którego ostatnio dzwonił Luke na wyświetlaczu.
- Hej- przywitał się.- Masz jakieś wieści?
- Nie wiem, ale słyszałem, jak przed chwilą mówili coś o tobie. Że wreszcie puściłeś Harry'ego samego. Tylko tyle usłyszałem, nie wiem, o co chodziło.
- Kurwa- przeklął.- Harry zniknął dzisiaj rano. Myślę, że to się ze sobą wiąże.
- Spróbuję dowiedzieć się więcej, ale na razie muszę kończyć. Pozdrów resztę- Luke pożegnał się w pośpiechu, widocznie nie mając więcej czasu na rozmowę. Louis wiedział, że chłopak miał ochotę zapytać o co chodzi, ale nie miał jak.
Tomlinson już kilka minut później był pod domem. Nie chciał tam wracać, ale po wejściu do środka zobaczył, że w salonie został już tylko Niall i Calum. Odetchnął z ulgą i usiadł przy stole, żeby z nimi porozmawiać. Nie lubił, kiedy w pokoju było dużo ludzi, bo wolał spokojniejszą wersję tego miejsca.
- Zniknięcie Harry'ego może mieć związek z Sydney. Na pewno jej ludzie coś wiedzą, bo rozmawiałem z Luke'iem- postanowił zataić wcześniejszą rozmowę z kobietą, bo wiedział, że poinformowanie ich byłoby działaniem bezcelowym.
- Luke jest naszą jedyną wtyczką, więc tylko na nim możemy polegać. Nic więcej nie zrobimy w tej sprawie. Możemy tylko czekać i liczyć na szczęście.
- Wiem i to jest najgorsze. Czekamy bezczynnie z wiedzą, że nie możemy nic, a w tym czasie Harry może być w niebezpieczeństwie.
- Przykro mi, Louis- Niall uśmiechnął się współczująco.
- Nie musi być. W końcu tracę wszystkich, na których mi zależy. Przyzwyczaiłem się już- wzruszył ramionami, jakby to było nic takiego, ale nigdy nie okazywał emocji. Uważał to za słabość i unikał tego, jak tylko mógł.
***
Minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie bez wieści i podczas których Louis czuł, jakby utracił cząstkę siebie. Żył w ciągłym stresie, który nie pozwalał mu regularnie spać i jeść. Spał czasami po dwie godziny na dobę i jadł jeden posiłek. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo było to niezdrowe, ale nie mógł nic na to poradzić.
Nadal nie stracił nadziei, bo ona podobno umiera ostatnia. Jest też silniejsza od strachu, jak napisała Suzanne Collins. Starał się, jak tylko mógł, ale to nie wystarczało. Próbował negocjować z Sydney, bo był pewny, że coś wie, ale na marne. Cały czas tylko sprawdzał telefon z myślą, że może są jakieś wieści.
Nienawidził siebie za każdym razem, kiedy przypominał sobie o tym, co się stało ostatniego wieczoru, kiedy widział Harry'ego. Nie powinien obwiniać siebie, bo według tego, co mówili wszyscy, to nie było jego winą, ale nie potrafił. Poczucie winy z każdym dniem stawało się coraz silniejsze.
Skupił się na pracy, żeby zapomnieć o wszystkim innym i tak dobrze mu poszło, że sprzedał najwięcej broni ze wszystkich. Dzięki niemu ich miesięczny dochód wyniósł ponad dwa razy więcej, niż zazwyczaj. I Louis powinien czuć dumę, ale coś go blokowało i nie potrafił. Na każde gratulacje odpowiadał wymuszonym uśmiechem i jak najszybciej zmieniał temat. Może to było jego formą ukarania siebie- wmawianie sobie, że nie jest wystarczający.
Była już trzecia nad ranem, kiedy rutynowo sprawdził przed snem, czy nie dostał żadnego maila. W skrzynce znajdowała się jedna wiadomość od nieznanego adresu, w którą kliknął i poczekał, aż się załaduje. W tym czasie zadzwonił do niego numer, z którego ostatnio dzwonił Luke, więc wywnioskował, że to on. Chciał się przywitać, ale chłopak zaczął rozmowę:
- Louis, musisz to zobaczyć.
W tym momencie przeniósł wzrok na ekran komputera, a z jego ust wydobyło się coś w rodzaju krzyku. Poczuł, jak telefon wypada mu z ręki. Nie dotarło do niego żadne z kolejnych słów Luke'a. Czuł, jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce. Strach, złość i smutek się ze sobą mieszały tworząc najgorszą mieszankę z możliwych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro