Rozdział 18
It doesn't matter if I'm not enough
For the future or the things to come
'Cause I'm young and in love
- Nie możemy stwierdzić, kto to mógł być po tylko tylu szczegółach. To mógłby być każdy- Zayn wzruszył ramionami i posłał Louisowi współczujące spojrzenie. Naprawdę chciał pomóc, ale w tej sytuacji nie było jak. Harry pamiętał tylko kilka rzeczy z wyglądu chłopaka, który go zaczepił poprzedniego dnia i to wcale nie było jego winą. Bał się i to właśnie wywołało taki skutek.
- To chociaż spróbujmy. Brunet z brązowymi oczami, który mógłby być w to wmieszany.
- Postaram się zrobić, co mogę- chłopak się poddał wzdychając. Zawsze dbał o swojego przyjaciela i tym razem było identycznie, chociaż był prawie pewny, że nic nie znajdą.
Louis przez chwilę milczał. Próbował znaleźć dobre, konkretne rozwiązanie.
- Wtyczka- wymamrotał po tym czasie.
- Co masz na myśli?- Zayn zmarszczył brwi.
- Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy o tym, żeby umieścić kogoś u Sydney?- Jego przyjaciel przytaknął skinięciem głowy.- Wcielmy ten plan w życie.
- Masz już kogoś wytypowanego?
- Nie, ale myślę, że Luke może się zgodzić.
- Więc z nim porozmawiajmy.
***
Louis zaprosił chłopaka, żeby z nimi porozmawiał. Początkowo nie powiedział o co chodzi, wolał o tym wspomnieć później. W Luke'u pokładał największe nadzieje, bo nie wzbudzał podejrzeń i był nowy, dlatego nikt go nie znał. Idealne połączenie. A poza tym wyróżniało go to, że potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji oraz nigdy nie działał impulsywnie, w przeciwności do Louisa.
- Chcemy, żebyś się spotkał z Sydney- szatyn oznajmił, kiedy Hemmings wszedł do pomieszczenia.- Konkretniej wstąpił do jej gangu na jakiś czas i zbierał informacje.
- Jaki jest w tym cel?
- Ochrona Harry'ego- te słowa wystarczyły, żeby chłopak się zgodził skinięciem głowy. Poprosił, żeby kontynuować, więc Louis postanowił powiedzieć mu więcej. Chciał, żeby wiedział na czym stoi.- Ktoś grozi nam obu. Poza tym wczoraj Harry natknął się na kogoś, kto prawdopodobnie ma związek ze sprawą.
- Czyli cały czas to samo. Jeśli mogę pomóc, to z chęcią to zrobię. Tylko nie mam zamiaru sypiać z Sydney.
- Nie musisz. Michael Cliford- Louis podał mu zdjęcie.
- Z nim mam?- Luke uniósł brwi, cały czas oglądając fotografię. Chłopak miał włosy zafarbowane na niebiesko i wyglądał naprawdę dobrze.
- Niekoniecznie sypiać, ale zbliżyć się do niego. Jest w bardzo dobrych relacjach z Sydney, a poza tym jest gejem.
- A skąd ty to wiesz?- Spojrzał na niego zdezorientowany. Nie każdy mówił otwarcie o swojej orientacji.
- Był wielokrotnie widywany z mężczyznami i nigdy z kobietami. To wystarczy.
- Jasne, zrobię, co w mojej mocy.
- Dziękuję, Luke. Jesteś najlepszy- Louis posłał mu uśmiech i szybko go przytulił. Już nie czuł do niego urazy, jaka była po incydencie z Harrym. Wiedział, że to nie jego wina, a zazdrością nic nie zdziała.
***
Następnego dnia Luke miał wyjechać. Pożegnał się ze wszystkimi (najdłużej się żegnał z Harrym) i został sam z Louisem, który zobowiązał się do załatwienia wszystkiego. Ostatnio miał sporo na głowie, ale mógł wziąć na siebie jeszcze jedną kwestię.
- Na pewno podczas przeszukiwania zabiorą ci telefon, więc weź jakikolwiek, żeby nie wzbudzać podejrzeń- Louis zaczął mu dawać instrukcje.- Kiedy tylko coś znajdziesz, poszukasz najszybszego sposobu, żeby się z nami skontaktować, dobrze?
Luke tylko przytaknął skinięciem głowy.
- I spróbuj to z Michaelem rozegrać rozsądnie. Tak, żeby to nie było oczywiste. Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć?
- Myślę, że już wszystko.
- Uważaj na siebie- szatyn podszedł do niego i go przytulił.
- Ty też. I dbaj o Harry'ego, zasługuje na to.
- Będę- uśmiechnął się, widząc, jak Luke się o niego troszczy. Wcześniej byłby zazdrosny, ale teraz wiedział, że to nic złego.
Odprowadził chłopaka do drzwi i patrzył, jak odjeżdża. Z cichym westchnięciem udał się do salonu i włączył telewizję na przypadkowym kanale, na którym leciał mecz, bo uznał, że zasługuje na chwilę odpoczynku. Jeszcze tylko poszedł po piwo do lodówki i był gotowy na oglądanie. Pod koniec zasnął, będąc zmęczonym wcześniejszymi wydarzeniami. Ostatnio mało spał, bo większość czasu poświęcał na sprawę, nad którą pracował. Zawsze się we wszystko nadmiernie angażował.
Obudził się nakryty kocem i z poduszką pod głową. Od razu mógł się domyślić, czyja to była zasługa. Rozejrzał się i zobaczył, że na zewnątrz zaczęło się ściemniać, więc był wieczór. Przeciągnął się i wstał z sofy. Wiedział, że przespał pół dnia, ale chyba właśnie tego potrzebował. W momencie, kiedy szedł w kierunku schodów, zobaczył wchodzącego do domu Harry'ego. Zmarszczył brwi i chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że chłopak z pewnością był poza terenem posiadłości.
- Teraz mi powiedz gdzie byłeś. I lepiej miej dobre wytłumaczenie- oparł się o balustradę.
- Na spacerze, aż tak trudno jest się domyślić?
- Cholera- szatyn przeklął i przeczesał włosy ręką.- Mówiłem, że nie możesz wychodzić po poprzednim incydencie.
- Chyba zapomniałeś mi tego powiedzieć- Harry wzruszył ramionami i uśmiechnął się usatysfakcjonowany, bo wiedział, że wygrał. Wiedział też, że nie powinien wychodzić, ale jedna rzecz się nie zmieniła podczas pobytu tutaj. A było nią posiadanie lekkiego podejścia do życia. To była kolejna cecha, która ich łączyła.
- Myślałem, że potrafisz samodzielnie myśleć i to oczywiste.
- Potrafię. Lubię też łamać zasady, nie zauważyłeś?
- Nie ze mną- podszedł do niego i stanął tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry.- Masz być grzecznym chłopcem, jasne?
Harry nie potrafił zrobić nic innego, tylko skinąć głową. Wiedział, że oboje myślą o tym samym, więc postanowił zapytać:
- Masz fetysz tatusia, czy jak?
- Nie mam. Po prostu lubię się z tobą droczyć- wymamrotał i popchnął nastolatka na ścianę za nim.
- Teraz chyba się nie droczysz, co?- Harry uniósł brwi i ledwo się powstrzymywał od pocałowania chłopaka.
- Zależy, co nazywasz droczeniem się.
Louis uniósł uda Harry'ego i gwałtownie wpił się w jego usta. Ich pocałunek był lekko niechlujny i na pewno nie delikatny, ale odpowiadało to im obu. Szatyn nie zapomniał się o niego otrzeć, udając, że zrobił to niechcący, zanim postawił go na ziemię.
- To właśnie nazywam droczeniem się- wystawił mu język i zostawił go podnieconego na środku korytarza. Harry był bałaganem i Louis o tym dobrze wiedział. Ostatni raz się odwrócił, żeby spojrzeć na jego zarumienione policzki i opuchnięte wargi, zanim wszedł na górę po schodach.
***
Harry postanowił, że tym razem to on będzie tym, który się droczy, więc nie zjawił się w ich sypialni na noc. Zamiast tego wybrał pokój, który otrzymał na początku pobytu. Czuł się trochę samotny, ale chciał tylko zrobić Louisowi na złość. Może zachowywali się trochę dziecinnie, ale nie dbał o to. Będąc samemu i dużo myśląc stwierdził, że między zauroczeniem Louisem, a zakochaniem się w Louisie była bardzo cienka granica i bał się, że niedługo ją przekroczy, a jego uczucie zostanie nieodwzajemnione, bo przecież chłopak nie lubił zobowiązań. Wiedział, że nie będą szczęśliwą parą ze wszystkimi romantycznymi sprawami, bo Louis taki nie jest i zdążył go już poznać na tyle, żeby to stwierdzić. Troszczył się o Harry'ego, czasami przytulał go w nocy, ale nic więcej. Reszta to były bardziej przyjacielskie relacje i sprawy związane z seksem. Harry bał sie tylko, że znudzi się Louisowi, jeśli się z nim nie prześpi, ale nie chciał być łatwy. Nie należał do takich osób i chciał być w pełni gotowy przed swoim pierwszym razem.
***
Louis przełamał ciszę już następnego ranka. Wiedział, że Harry był nadal obrażony za to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, ale nie dbał o to.
- Hej, skarbie. Zrobiłem ci śniadanie- uśmiechnął się, starając się być nadzwyczajnie miłym. Harry od razu to zauważył, więc zmarszczył brwi i zmierzył go wzrokiem.
- Z jakiejś okazji?
- Nie, po prostu pomyślałem, że wstaniesz głodny- wzruszył ramionami i nałożył porcję naleśników na oba talerze. Dodał do nich pokrojone truskawki i sos czekoladowy. Danie nie wyglądało bardzo ładnie, bo Louis nie miał zdolności kucharskich, ale chyba było zjadliwe.
- Teraz mi powiedz, o co chodzi- nastolatek wymamrotał, kiedy usiadł do stołu.
- Myślałem, że będziesz się zachowywał, jak obrażona księżniczka, dlatego próbowałem być miły.
- Przepraszam? To ty zawsze zachowujesz się, jak obrażona księżniczka, która robi problemy z niczego!
- Z drugim się zgodzę, ale to ty jesteś księżniczką, nie ja- Louis wzruszył ramionami i uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że chłopak zaprzeczy i w pewnym sensie sprawiało mu to satysfakcję.
- Dlaczego?
- Jesteś bardziej delikatny i bardziej kobiecy. Dlatego.
- Jestem bardziej męski od ciebie- brunet założył ręce na klatce piersiowej, udając obrażonego.
- Może dla innych. Dla mnie nadal będziesz księżniczką.
- Niech ci już będzie- poddał się.- Ale nawet nie próbuj tak mnie nazywać.
- Bo co mi zrobisz? Nie możesz mnie ukarać, bo to ty jesteś uległym.
- Mogę już do ciebie się nie odzywać i nie pozwolić dotykać- przygryzł wargę, próbując powstrzymać uśmiech, bo wiedział, że nie potrafiłby tego zrobić.
- Zatęskniłbyś szybciej, niż ci się wydaje.
Harry wywrócił oczami, ale nie zaprzeczył. Postanowił, że nie będzie kontynuował tej bezsensownej dyskusji, więc wstał i odniósł talerz do kuchni.
- Dziękuję za śniadanie. Było smaczne.
- I widzisz? Nie odzywałeś się do mnie trzy minuty.
- Ugh, jesteś niemożliwy.
- I właśnie to we mnie uwielbiasz.
***
- Louis? Możemy porozmawiać?- zapytał, i uniósł wzrok. Leżał w wygodnej pozycji z głową na jego kolanach.
- Jasne, o co chodzi?
- Chciałbym móc coś robić. Czuję się trochę, jak w więzieniu, kiedy nie mogę nigdzie wychodzić. Tylko słyszę same zakazy. Nawet nie mogę kontynuować edukacji.
- Rozumiem cię, ale popatrz na to też z innej perspektywy. Ostatnia sytuacja uświadomiła cię, że zagrożenie wcale nie jest moim wymysłem, a bezpieczeństwo zachcianką- westchnął.- Do szkoły możesz wrócić w następnym semestrze. Będziesz miał kilka miesięcy do nadrobienia, więc wakacje mogą być idealnym czasem, żeby zaliczyć egzaminy.
Normalnie Harry powiedziałby, że nie ma zamiaru niczego zaliczać w wakacje, ale wiedział, że i tak nie będzie mieć nic lepszego do robienia, więc tylko skinął głową. Nie lubił chodzić do szkoły, ale uzyskiwał dobre oceny, bo chciał skończyć dobre studia. Nie wiedział, czy to jeszcze aktualne, jako że jego rodzice uznali, że nie mają już syna. Gdyby im zależało, to na pewno by go znaleźli. Od zawsze uważał, że byliby szczęśliwsi bez jego obecności, a ta sytuacja tylko temu dowodziła.
- Skończyłeś liceum, prawda?- Spytał, chcąc więcej dowiedzieć się o Louisie.
- Tak, czemu pytasz?
- Nie myślałeś o studiach?
- Nie- zaśmiał się.- Jestem ustawiony na pół życia, niedługo będzie jeszcze więcej. Gdybym chciał, to mógłbym kupić willę w Los Angeles, ale nie chcę opuszczać każdego tutaj. Poza tym, kocham Anglię bardziej, niż Stany.
- Byłem tam raz. Rodzice wysłali mnie z przewodnikiem, któremu dużo zapłacili, żebym zwiedził kraj. Spędziłem tam trzy tygodnie. Miałem wtedy 14 lat i wolałem jechać z rodzicami, ale robili wszystko, żeby mnie się pozbyć chociaż na trochę.
- Chociaż ci się podobało?
- Bardzo, ale sam rozumiesz. Zwiedzałem z osobą, której początkowo nie znałem. Później okazała się być oczywiście miła. Miała 19 lat i dorabiała w ten sposób.
- Jak uporządkujemy to całe gówno, to zabiorę cię gdzieś, dobrze? Tylko musisz poczekać.
- Dziękuję, Louis. Jesteś kochany- uśmiechnął się.- Traktujesz mnie lepiej, niż ktokolwiek kiedykolwiek to robił, naprawdę.
- Bo zasługujesz na takie traktowanie.
- Czym?
- Chociażby tym, że dużo przeszedłeś w życiu. Miałeś pieniądze, ale nie miałeś miłości. Poza tym twój brat cię wykorzystywał, a cała rodzina traktowała, jakbyś był ciężarem.
- Ty przeszedłeś więcej.
- Problemów nie da się zmierzyć tą samą miarą, myślałem, że o tym wiesz- wzruszył ramionami i spojrzał mu w oczy. Uwielbiał ich kolor. Kiedy było jasno, miały barwę trawy skąpanej w słońcu, a kiedy ciemno, drzew po zmroku. Kompletnie się w nich zatracił.
- Wiem, Louis. Wiem też, że nie lubisz współczucia i litości. Uważasz, że potrafisz sobie poradzić sam ze wszystkimi problemami, ale tak nie jest. Bez jednej osoby już by cię tutaj nie było, więc doceń to.
- Zacząłem doceniać, kiedy poznałem ciebie. Wcześniej nie żyłem, tylko egzystowałem. Teraz momentami czuje szczęście i ty mi je ofiarowałeś. Jestem za to wdzięczny.
- Ty mi też. Dzięki tobie poczułem się kochany- wyszeptał i zobaczył, jak wyraz twarzy Louisa się momentalnie zmienia. Nie wiedział dlaczego, ale od razu przeczuwał, że to nic dobrego. Utwierdził się w tym przekonaniu, kiedy chłopak wstał, a jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje.
- Przepraszam, nie mogę- mruknął i wyszedł, zostawiając Harry'ego w rozsypce i z bałaganem w głowie.
Od autorki: zawsze mi się tak miło robi, jak czytam wasze komentarze (są kochane), ale zwykle na nie nie odpowiadam, więc jeśli ktoś chciałby porozmawiać, to zapraszam na dm! (chętnie was poznam)
PS możecie tweetować pod #serialkillerff, będzie mi jeszcze milej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro