Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17


  Share my body and my mind with you,
That's all over now.
Did what I had to do,
'Cause it's so far past me now
 


- Poznałem go, kiedy miałem 16 lat. Pierwsza miłość i te sprawy. Było między nami idealnie, naprawdę. Tak właśnie wyobrażałem sobie mój związek. Pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwszy raz, pierwsze wyznanie miłosne- zaczął wyliczać.- Obchodziliśmy swoją drugą rocznicę. Wtedy naprawdę myślałem, że to "ten jedyny", związek na zawsze i te sprawy. Po tym zaczęło się psuć. Raz przyłapałem go na zdradzie, ale tak go kochałem, że mu od razu wybaczyłem. Nie wiem, ile razy zostałem przez niego zdradzony, ale nieważne. Coraz rzadziej mówił, że mnie kocha, nasz seks był bardziej pieprzeniem się, prawie nie wychodziliśmy, ale nadal przy nim byłem. Aż w końcu mnie zostawił- uśmiechnął się smutno.- Tak po prostu, z dnia na dzień. Usłyszałem od niego najgorsze słowa, które mógłby powiedzieć. Powiedział wtedy, że to cała prawda o mnie, że jestem zwykłą dziwką, powinienem umrzeć i nigdy mnie tak naprawdę nie kochał i wiele więcej. Może to trochę dziecinne, ale on był całym moim światem, dosłownie i kiedy odszedł, poczułem się, jakby ktoś mi odebrał tlen. Dlatego niedługo po tym miałem próbę samobójczą. Zayn mnie znalazł i spanikowany zadzwonił do Nicka, oczywiście. Tamten powiedział, że nawet lepiej, że w końcu zdecydowałem się zabić. Cudem przeżyłem, wiesz?- Spojrzał na Harry'ego pierwszy raz podczas tej rozmowy ze łzami w oczach.- Po tym nie mogłem normalnie funkcjonować przez długi czas. Wtedy zaczęły się moje kłopoty z narkotykami i alkoholem. Poza tym pieprzyłem się z wieloma osobami. Wszystko, żeby tylko zapomnieć. Żałuję, że w ogóle dałem mu się zaprosić na randkę. Wtedy moje życie byłoby zupełnie inne.

Harry bez słowa go mocno przytulił. Wiedział, że to znaczy więcej, niż powiedzenie "przykro mi". Od tamtej chwili nienawidził swojego brata jeszcze bardziej. Nie wiedział, jak można było tak bardzo zranić taką cudowną osobę, jaką jest Louis.

- Przepraszam, że tak naciskałem. Nie powinienem.

- Bardziej się obawiałem, że źle przyjmiesz fakt, że byłem przez ponad dwa lata w związku z twoim bratem, ale widzę, że jest okej.

- Jest, ale mam ochotę go teraz udusić. Albo zabić w bardziej okrutny sposób, żeby cierpiał.

Louis się zaśmiał, bo wizja Harry'ego robiącemu komuś krzywdę była zabawna. On należał do tych osób, które nawet przepraszają zwierzęta, kiedy się o nie potkną. Wiedział, że Harry nie potrafiłby zrobić krzywdy nawet osobie, której nienawidzi.

- Nie musisz, mam nadzieję, że karma wróciła i teraz on czuje się gorzej ode mnie.

- Dziwne, że cię nie zauważyłem nigdy u nas, ale przestałem zwracać uwagę na osoby, które Nick przyprowadzał.

- A ja cię widziałem. Pamiętam, że byłeś takim małym chłopcem z wielkimi, zielonymi oczami i słodkimi loczkami. Powiedziałem mu kiedyś, że uważam, że jesteś uroczy. Pamiętam, że wtedy wyglądał na wkurzonego. Myślę, że był po prostu zazdrosny.

- Nie wie, co stracił.

- Nic wielkiego- szatyn wzruszył ramionami.

- Nic wielkiego?- Harry uniósł brwi.- Czy mówiąc "nic wielkiego" miałeś na myśli "najcudowniejszą osobę, jaką kiedykolwiek poznałem"? Bo jeśli tak, to nie mogę się nie zgodzić.

- Nie bardzo, ale niech ci już będzie.

***

Prawda była taka, że Harry prawie nic nie wiedział o tym, co robi szatyn. Zobaczył jedynie fotografię, tę pierwszą. Nie miał pojęcia, czy Louis dał sobie spokój, czy może nadal szuka sprawcy. Trochę go to interesowało, ale zdawał sobie sprawę, że najwyżej może uzyskać zdawkowe odpowiedzi mające na celu zbycie go. Rozumiał to. Sprawa dotyczyła ich obu, ale podobno był "tylko nastolatkiem", jak zwykle w ich oczach. To od dawna go denerwowało, ale przywykł.

Odreagowywał chodząc na spacery. To było jego sposobem na radzenie sobie z emocjami. Każdego dnia czuł się pewniej i nie wiedział, dlaczego Louis tak się o niego bał i wprowadzał mu ograniczenia. Przecież dom był położony w środku niczego, więc okolica była spokojna. Do miasta trzeba było jechać jakieś piętnaście minut samochodem, co nie było aż tak dużą odległością.

Harry wziął telefon, który dostał od Louisa i słuchawki i wyszedł z domu. Na całym niebie widniały ciemnoniebieskie chmury, ale on się nie przejął faktem, iż może padać deszcz. Włączył losową piosenkę swojego ulubionego zespołu, czyli The Neighbourhood i ruszył przed siebie. Zaczął czuć się bezpiecznie chodząc cały czas tą samą trasą, więc nie przejmował się tym, że szedł już prawie godzinę i znajdował się daleko od domu. Sprawdził godzinę i stwierdził, że już powinien wrócić. Nie martwił się Louisem i ich umową, bo chłopak mógł w każdej chwili zadzwonić.

Zaczęło lekko kropić, kiedy zawrócił. Nałożył kaptur swojej bluzy i nie przejął się tym, tylko szedł przed siebie. Deszcz zaczynał padać coraz mocniej i można to już było nazwać ulewą, kiedy dotarł do głównej drogi. Jego ubrania zostały przemoczone, a Harry'emu było coraz zimniej. Zawsze lubił deszcz, ale w tamtym momencie chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Pod kocem z herbatą i jakąś książką.

Wyminął go jeden samochód, który się zatrzymał tuż przed nim, a kierowca uchylił szybę. Harry mu się przyjrzał i stwierdził, że nie wyglądał groźnie. Był brunetem około wieku Louisa. Nastolatek się zatrzymał widząc, że chłopak patrzy wprost na niego i uniósł brwi pytająco.

- Podwieźć cię gdzieś? Zaczyna padać coraz mocniej, nie powinieneś chodzić sam w taką ulewę.

Harry początkowo chciał się zgodzić, bo czuł się okropnie, ale przypomniał sobie chociażby nauki rodziców i nauczycieli, kiedy był młodszy. Z obcymi nie powinno się wsiadać do samochodu. Poza tym Louisowi na pewno takie zachowanie by się nie spodobało. Dlatego tylko pokręcił głową i z grzeczności postanowił podziękować.

- Poradzę sobie, ale dziękuję, że pytasz.

- Szkoda byłaby, gdyby taki uroczy chłopiec zachorował z zimna- nieznajomy uśmiechnął się.

Harry zacisnął dłoń na telefonie, tak na wszelki wypadek i bez odpowiedzi zaczął iść przed siebie. Wiedział, że powinien posłuchać Louisa i zgodnie z zakazem nie wychodzić daleko, ale od zawsze łamał wszystkie zasady, a później żałował. Przygryzł mocno wargę i oddychał głęboko, żeby uspokoić szybko bijące serce. Nie chciał się odwracać, ale zauważył, że nieznajomy jedzie za nim. Chciał zadzwonić po Louisa, ale bał się konsekwencji. Zamiast tego zadziałał impulsywnie i zerwał się do biegu. Adrenalina sprawiła, że sprintem przebiegł jakieś sto metrów, a potem skręcił w jedną z leśnych dróżek, gdzie kierowca nie mógł go dogonić.

Kiedy stwierdził, że jest bezpieczny, oparł się o drzewo i oddychał głęboko, łapczywie łapiąc tlen. Dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony biegiem. Nie wiedział co zrobić, ani gdzie jest, więc kucnął i kliknął w aplikację z mapami. Wszędzie las i zaznaczona główna droga. Nie chciał tam wracać. Poczuł łzy w oczach, bo znowu nawalił. Wybrał numer Louisa, który miał być ostatecznością i poczekał, aż chłopak odbierze.

- Harry? Wyszedłeś gdzieś?

Odetchnął z ulgą na znajomy głos i nerwowo się zaśmiał. Od razu poczuł się bezpieczniej.

- Louis, przepraszam. Proszę, znajdź mnie, chcę już do domu- powiedział na jednym wydechu.

- Teraz spokojnie. Wytłumacz mi gdzie wyszedłeś i co się stało.

- Na spacer. Ktoś nieznajomy mnie zaczepił, więc zacząłem biec na oślep. Bałem się- głos zaczął mu się łamać.- Przepraszam za wszystko, zabierz mnie stąd- przyłożył rękę do ust, żeby nie wydać żadnego dźwięku i pozwolił łzom powoli ściekać po jego policzkach. Czuł się jak w jakimś słabym filmie, bo ta sytuacja wyglądała jakby żywcem wyjęta z jednego.

- Masz włączoną lokalizację, żebym mógł cię namierzyć?

- Mam.

Louis przez chwilę się nie odzywał, a Harry wywnioskował, że ogląda mapę i sprawdza, gdzie jest.

- Zostań tu, gdzie jesteś, a kiedy do ciebie zadzwonię, to kieruj się prosto w kierunku głównej drogi, dobrze? Tam się spotkamy.

- Nie rozłączaj się, proszę.

- Nie rozłączę- szatyn wymamrotał, kiedy był już w samochodzie. Wprowadził lokalizację chłopaka w GPS i jechał w tamtym kierunku nic nie mówiąc. W tamtej chwili nie był zły na Harry'ego, jedynie się o niego bał. Wiedział, że później z nim na ten temat porozmawia, na razie musiał go znaleźć.

- Zacznij już iść. Możemy cały czas o czymś rozmawiać, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.

- Nie musimy. Wystarczy mi, że słyszę twój oddech.

Harry ruszył przed siebie, cały czas się rozglądając. Przez burzę w lesie zrobiło się tak ciemno, jak jest późnym wieczorem, co sprawiało, że cała sytuacja była jeszcze gorsza. Chłopak nigdy się tak bardzo nie bał. Gdyby mógł cofnąć czas, to nigdy by nie wyszedł sam tak daleko, ale za swoje błędy trzeba płacić.

Miał ochotę się rozpłakać ze szczęścia, kiedy zobaczył drogę, a na niej znajomy samochód. Zaczął biec w tamtym kierunku, żeby jak najszybciej znaleźć się w środku i już po chwili wsiadł. Spojrzał na Louisa i wybuchł niekontrolowanym płaczem.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam- zaczął powtarzać w kółko. Czuł ogromną ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Louis tak samo. Bał się o chłopaka i cieszył się, że jest już z nim.

- Shh, skarbie, nie płacz- złożył delikatny pocałunek na jego przemoczonym czole i ruszył chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Zaparkował na podjeździe jakieś dziesięć minut później i pomógł Harry'emu wysiąść. W odpowiedzi dostał tylko krótkie "dziękuję". Chłopak już nie płakał, ale cały się trząsł z zimna i z emocji.

Louis zaprowadził go do łazienki i odkręcił wodę w wannie chcąc przygotować kąpiel. Pomógł mu się rozegrać, chociaż brunet zapewniał, że sam sobie poradzi i zostawił go samego. W tym czasie przygotował mu sweter i dresy do ubrania oraz zajął się herbatą. Dodał trochę cytryny i miodu, bo według niego to najlepiej rozgrzewało.

Już kilka minut później siedział na łóżku obejmując Harry'ego, który powoli sączył gorący napój ze szklanki. Chciał dać mu czas na uspokojenie się, a dopiero potem porozmawiać o całej sytuacji.

- Dziękuję. Za wszystko- brunet posłał mu delikatny, prawie niewidoczny uśmiech.

- Nie dziękuj, po to tutaj jestem.

- Od pilnowania, żebym znowu nie zrobił jakiejś głupoty?- Zaśmiał się cicho.

- Dokładnie.

***

Louis pozwolił chłopakowi zasnąć. Wieczorem wszyscy oglądali jakiś film w telewizji i wtedy Harry zszedł na dół. Cały czas był w tym samym stroju i wyglądał na zaspanego. Szatyn od razu wstał i zaprowadził go do pokoju, który teraz był ich wspólnym. Harry wiedział co go czeka i nawet nie próbował od tego uciekać. Wiedział, że za swoje czyny trzeba płacić.

- To co się dokładnie stało i dlaczego byłeś aż tak daleko?- Louis spytał po zamknięciu drzwi. Usiadł na łóżku i spojrzał na chłopaka.

- Byłem na spacerze. Słuchałem muzyki i się zamyśliłem. Zorientowałem się jak daleko jestem dopiero wtedy. Wiem, jak głupio to brzmi. Zawróciłem i wtedy zaczęło padać. Szedłem główną drogą, to chyba oczywiste i wtedy zatrzymał się obok mnie jakiś samochód. Chłopak miał tak na oko dwadzieścia kilka lat. Zapytał, czy mnie gdzieś podwieźć. Zaprzeczyłem i zauważyłem, że nadal za mną jedzie, więc zacząłem biec na oślep, żeby go zgubić- Harry spokojnie wytłumaczył wszystko, chociaż może trochę podkolorował początkowe zdarzenia na swoją korzyść.

- Jak wyglądał ten chłopak?

- Brunet, brązowe oczy, mocno zarysowane kości policzkowe, prawie jak u ciebie. Nie przyglądałem się dokładnie, więc nie mogę powiedzieć nic więcej.

- Dobrze- Louis skinął głową. Wiedział, że powinien pouczyć chłopaka, ale po prostu nie potrafił. Nadal miał przed oczami obraz Harry'ego we łzach, trzęsącego się z zimna i ze strachu.- Chcesz teraz się rozerwać i obejrzeć film ze wszystkimi?

- Jasne, czemu nie.

***

Usiedli razem na jednym fotelu, bo nie było innych wolnych miejsc. Louis okrył ich nogi kocem i początkowo udawał zainteresowanie filmem, ale nawet to mu się po pewnym czasie znudziło. Popatrzył na wszystkich i zauważył, że patrzyli w ekran, dlatego subtelnie położył dłoń na górze uda Harry'ego. Spojrzał na jego reakcję i zauważył, że chłopak przygryzł wargę, ale nawet nie obdarzył go jednym spojrzeniem, dlatego przeniósł rękę na jego krocze. To sprawiło, że lekko się spiął, dlatego Louis nie dawał za wygraną i bardziej nasunął na nich koc, po czym włożył dłoń w jego dresy i zauważył, że nie ma na sobie żadnej bielizny. Harry posłał mu karcące spojrzenie, ale nie mógł powiedzieć, że to mu się nie podobało.

- Louis nie tutaj- wyszeptał i wypchnął biodra do przodu, potrzebując więcej dotyku. Wiedział, że ktoś może to zauważyć, więc nie było to dobrym miejscem.

- Wizja tego, że możemy zostać przyłapani jest jeszcze bardziej podniecająca, nie sądzisz?- Uniósł brwi i zaczął pracować ręką na penisie młodszego.

Harry mocno przygryzł wargę, żeby nie jęknąć. Uniósł wzrok i zauważył, że nikt nawet na nich nie patrzy. 

- Naprawdę nie możemy iść gdzieś indziej?

- Właściwie to możemy- szatyn wzruszył ramionami i wyjął rękę z jego spodni.- Chcę czegoś spróbować.

Chłopak tylko skinął głową, bo mógłby zrobić wszystko, czego chciał Louis. Wziął ze sobą koc, żeby zakryć mocno odznaczającą się erekcję i nie czekając na niego, zaczął iść w stronę pokoju. Kiedy był już w środku, usiadł na łóżku i poczekał na Louisa, który zjawił się po krótkiej chwili.

- Sprawię, że poczujesz się naprawdę dobrze i prawdopodobnie to ci się spodoba, dobrze? I nie chodzi mi o seks, bo wiem, że na to nie jesteś gotowy.

- D-dobrze- brunet wymamrotał drżącym głosem, będąc za bardzo podnieconym, żeby powiedzieć cokolwiek innego.

- Rozbierz się i połóż, zaraz wrócę- Louis wyszedł, a Harry wykonał jego polecenie i ledwo się powstrzymywał, żeby się nie dotknąć.

Spojrzał na chłopaka wchodzącego do pokoju i delikatnie się spiął, widząc buteleczkę lubrykanta w jego dłoni, ale wiedział, że może mu w pełni zaufać, dlatego tylko ułożył się wygodniej i oddychał głęboko. Louis uklęknął obok niego i posłał mu uspokajający uśmiech.

- Rozluźnij się, skarbie. Jakby było coś nie tak, to po prostu mi powiesz- wymamrotał i wycisnął trochę lubrykanta na palce, ogrzewając go. Harry już wiedział co go czeka, więc lekko zacisnął dłonie na pościeli i oblizał usta, cały czas obserwując starszego.

Szatyn tym razem nie chciał się za bardzo drażnić, więc po prostu delikatnie wsunął w niego jeden palec. Otrzymał w odpowiedzi ciche westchnięcie, które oznaczało, że wszystko jest dobrze. Dał chłopakowi czas na przyzwyczajenie się, zanim dodał drugi palec i zaczął nimi powoli poruszać. Nie zauważył, żeby to sprawiało mu ból, więc kilka razy je zgiął, na co z ust Harry'ego wydostał się cichy jęk. Czuł się cudownie.

- Więcej, proszę- wyszeptał i przygryzł wargę.

Louis spełnił jego polecenie i dodał jeszcze jeden z palców. Brunet poczuł lekki ból, ale nawet nie mógł się równać z przyjemnością jaką odczuwał. Szczególnie, kiedy chłopak zmienił kąt, trafiając prosto w jego prostatę. Harry nie mógł się powstrzymać i zaczął jęczeć coraz głośniej. Tym razem nawet się nie przejmował tym, że ktoś może ich usłyszeć, bo wszyscy byli na dole.

- Louis, jestem blisko- wymamrotał, zanim doszedł tak mocno, że obraz przed jego oczami zaczął się rozmazywać. Zamrugał kilkukrotnie, odzyskując ostrość widzenia i skrzywił się na uczucie pustki, kiedy szatyn wyjął palce. Cały czas oddychał ciężko, próbując dojść do siebie po przeżytym orgazmie.

- Dziękuję- uniósł się na łokciach i złożył krótki pocałunek na ustach Louisa.- Mam jakoś się, no wiesz, odwdzięczyć?- Spytał niepewnie, nie wiedząc, czy chłopak oczekuje czegoś w zamian.

- Nie, dzisiaj chodziło tylko o to, żebyś poczuł się dobrze i zapomniał o wcześniejszych zdarzeniach.

- Wiesz, myślałem, że mnie ukarzesz za to.

- A co? Masz taki fetysz?

- Przestań znajdować we wszystkim podteksty, głupku- Harry wywrócił oczami.

- Może jestem głupkiem, ale za to twoim głupkiem.

- Zdecydowanie- uśmiechnął się i stwierdził, że miał ogromne szczęście poznając Louisa. Pierwszy raz ktoś się o niego tak bardzo troszczył i chyba to sprawiło, że tak bardzo się zauroczył.

Od autorki: dawno nie było rozdziału (8 dni), ale żeby wam to wynagrodzić, to jest najdłuższy z dotychczasowych  jest (słaby) smut. Dodatkowo chciałabym wam podziękować za 6k wyświetleń i 1k gwiazdek, jesteście niesamowici.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro