Rozdział 14
But if you send for me you know I'll come,
And if you call for me you know I'll run.
- Louis, mamy coś- Zayn powitał go tymi słowami oraz kubkiem kawy ze Starbucksa, którą szatyn wziął od chłopaka. Usiadł przed jego biurkiem i z zaciekawieniem skinął głową na znak, że ma kontynuować.- To lista ludzi, z którymi Sydney współpracuje.
Tomlinson wziął od niego plik kartek i zaczął wszystko przeglądać mając nadzieję, że natrafi na coś ciekawego.
- Tego jest za dużo, nie sprawdzimy wszystkich.
- Zastanawiałeś się może, co robi na tej liście Ashton Irwin?
Chłopak przekartkował wszystkie nazwiska, aż dotarł do tego. Zmarszczył brwi, nie dowierzając, że Ashton się tam znajduje i odłożył przedmiot na biurko.
- Jesteś pewien, że wszystko tutaj jest poprawne? Nie wydaje mi się, żeby Ash nas okłamał.
- Nie nauczyłeś się już, żeby nie ufać ludziom, do których nie masz stuprocentowego zaufania? Lista jest zweryfikowana, a on mógł nie być taki, za jakiego go uważaliśmy.
Louis tylko skinął głową i się nie odzywał próbując wymyślić, co zrobić. Ashton kiedyś należał do gangu. Kilka miesięcy temu stwierdził, że chciałby rozpocząć normalne życie i zostawił wszystko, co miał. Tak po prostu, z dnia na dzień wyjechał. Nawet się nie pożegnał ze wszystkimi. Zayn już wtedy coś podejrzewał, ale pozwolił mu odejść. Wiedział, że chłopak może podejmować samodzielne decyzje, nawet jeśli nie będą one dobre. W końcu każdy z nas czasami takie podejmuje. Potem tego żałujemy, ale czasu nie da się cofnąć.
- Muszę się z nim spotkać- Louis wypalił po dłuższym milczeniu.
- Myślisz, że on może mieć coś wspólnego ze sprawą?
- Nie. Myślę, że on może wiedzieć, kto to zrobił. Zawołaj Nialla, niech da mi adres- wymamrotał wstając. Bez pożegnania poszedł do swojego pokoju, żeby się przebrać. Było już późno, więc myślał, że nikogo nie zastanie, w końcu było prawie południe. Zdziwił się, kiedy zobaczył śpiącego Harry'ego. Przykrył go kołdrą i przez chwilę na niego patrzył, nie zauważając, że na jego twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech wywołany wspomnieniem o wczorajszych wydarzeniach. Oglądanie go, kiedy spał było cudownym uczuciem. Wtedy wyglądał jeszcze bardziej niewinnie i uroczo. Szatyn stwierdził, że miał ogromne szczęście, kiedy go poznał. Żałował tylko, że to się nie odbyło w innych okolicznościach. Mogliby się spotkać w kawiarni, na ulicy, gdziekolwiek i poznać jak normalni ludzie. Niestety życie Louisa było bardziej zagmatwane, niż by się wydawało, więc inne okoliczności nie byłyby możliwe.
Podszedł do szafy i założył bardziej wyjściowe ubrania, niż koszulka i dresy. Zrobił to tak cicho, żeby nie obudzić Harry'ego. Ostatnią rzeczą, którą zrobił, było wzięcie długopisu i napisanie "miłego dnia, księżniczko" na karteczce i położenie jej na łóżku. Chciał, żeby brunet uśmiechnął się od razu po obudzeniu. Po tym wyszedł i skierował się do gabinetu Zayna.
Zobaczył, że Niall i Zayn już na niego czekają. Blondyn spojrzał na jego nieułożone włosy i uniósł brwi.
- Numerek przed wyjściem?
- Twoje życie seksualne jest tak nudne, że musisz się interesować moim? Oh, współczuję- odgryzł się i usiadł na sofie.
Niall tylko wywrócił oczami i wysłał mu adres w wiadomości. Od zawsze sprzeczali się z Louisem, ale nadal byli przyjaciółmi, a ich sprzeczki miały żartobliwy charakter. Oboje mieli podobne poczucie humoru, więc wszystko było trochę prostsze. Nie musieli się martwić, że któryś z nich źle zrozumie żart.
- Dzięki, stary- Louis go uścisnął, kiedy dostał adres firmy, w której pracuje Ashton. Pożegnał się jeszcze z Zaynem i ruszył prosto do samochodu.
***
Z głośników leciała kolejna piosenka z płyty Ultraviolence, kiedy Louis czekał, aż chłopak zacznie przerwę na lunch. Zaczął śpiewać West Coast razem z Laną i lekko uchylił szybę, żeby zapalić. Stanął na dalszym parkingu, więc nikogo nie było wokoło. Nie zdawał sobie tylko sprawy, że ktoś może go obserwować.
Skończył palić, kiedy zaczęła się kolejna piosenka. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że może już wyjść. Założył okulary przeciwsłoneczne i doszedł do bramki, gdzie postanowił, że poczeka na chłopaka. Jeszcze raz sprawdził godzinę i upewnił się, czy jest o dobrej porze. Według jego obliczeń, Ashton powinien wyjść za jakieś dwie minuty.
Louis go zauważył już chwilę później. Poczekał, aż trochę odejdzie i poszedł za nim na parking. Zatrzymał się przy jego samochodzie i spojrzał na chłopaka, który był w lekkim szoku. Stwierdził, że prawie się nie zmienił przez te kilka miesięcy. Jedynie miał krótsze włosy.
- Louis? Co ty tutaj robisz?
- Pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać. Wiesz, jak przyjaciele, którzy się dawno nie widzieli.
Chłopak nie wyczuł w tym niczego dziwnego, bo skinął głową i zaproponował pojechanie na lunch. Louis się zgodził i wsiadł do jego samochodu. Wiedział, że chłopak nie ma innych zamiarów i może spokojnie z nim jechać. Wiedział też, że nie potrafiłby niczego mu zrobić, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Zatrzymali się przed restauracją już kilka minut później, w końcu Irwin wybrał najbliższą. Usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie.
- To co tam u ciebie?- Louis postanowił grzecznie rozpocząć rozmowę. Był też trochę ciekawy, co się u niego działo przez ten czas.
- Pracuję w firmie, jak już wiesz. Znalazłem dziewczynę, chociaż nie wiem, czy to coś poważnego i na razie jestem szczęśliwy. A u ciebie?
- Wszystko dobrze. U wszystkich z gangu też- przerwał na chwilę- będę bezpośredni, bo nie mam za dużo czasu. Harry Styles, mówi ci coś to nazwisko?
- Raczej nie- na twarzy chłopaka nie były widoczne żadne emocje. Wiedział, że coś ukrywa, w końcu sam się uczył ukrywania, ale robił to bardziej profesjonalnie.
- Imię i nazwisko osoby, która ma coś z tym wspólnego. Teraz.
- Ja nie- nie zdążył dokończyć, bo Louis mu przerwał.
- Nie pierdol. Gdybyś nie wiedział, to byś się nie zawahał.
- Sydney Daly- odpowiedział po chwili milczenia. Wiedział, że nie zdradził za wiele, więc to było bezpieczne.
- I tyle?- Louis opadł na oparcie fotela z cichym westchnięciem.- Też to wiem.
- Przepraszam, nie mam innych informacji. Może ona ci udzieli.
- Weź moje zamówienie dla siebie- położył banknot dwudziestodolarowy na stole- i miłego dnia- uśmiechnął się sarkastycznie i opuścił lokal. Przeczuwał, że Ashton do niczego się nie przyda, ale był jedyną osobą, którą znał osobiście. Nie był dla niego niemiły, bo chłopak nic mu nie zrobił. Nie chciał wnikać w układy między nim, a Sydney, więc nie pytał.
Wiedział, że będzie musiał poświęcić jeszcze dużo czasu, żeby odnaleźć sprawcę, a do tego czasu Harry nie był bezpieczny. A rolą Louisa było dopilnowanie, żeby nic mu się nie stało.
Harry był dla Louisa jak róża, o którą dbał i pielęgnował. Podziwiał jego piękno i pilnował, żeby żadne szkodniki nie dostały się do płatków. Patrzył, jak powoli rozkwita i staje się jeszcze piękniejszy. Został jego własną, niepowtarzalną różyczką. Najpiękniejszą ze wszystkich.
***
Pierwszą rzeczą, jaką Louis miał zamiar zrobić po przyjściu, było udanie się do Zayna, ale plany pokrzyżował mu siedzący na schodach Harry. Uśmiechnął się na widok chłopaka, ale nie miał pojęcia, dlaczego tak siedzi.
- Coś się stało?- Podszedł bliżej i patrzył, jak brunet wstaje.
- Podobno miałeś zaraz wrócić, więc czekałem na ciebie. Przepraszam, jeśli ci przeszkadzam, czy coś.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. To miłe, kiedy ktoś na ciebie czeka.
Harry uśmiechnął się promiennie i wszedł za szatynem do środka. Przez chwilę czuł, że się narzuca, ale dla Louisa spędzanie z nim czasu było cudowne.
- Poczekasz tutaj chwilę, tylko porozmawiam z Zaynem?- Louis zapytał i poszedł w stronę jego gabinetu po usłyszeniu "jasne". Wszedł do środka bez pukania, jak był przyzwyczajony, ale nie zastał nikogo w środku. Pomyślał, że pewnie jest zajęty, więc porozmawia z nim później.
Wrócił do Harry'ego i uśmiechnął się na przywitanie. Usiadł na sofie obok chłopaka i się rozejrzał. Byli sami, co ostatnio się zdarzało coraz częściej, a Louis to kochał. Kochał to, że mogą razem spędzać tyle czasu i nikt im nie przeszkadza.
- Louis? Dlaczego nazwałeś mnie księżniczką dzisiaj rano?
- Bo to do ciebie pasuje. Próbowałem być uroczy, ale chyba nie wyszło, jak zwykle.
- Właściwie to wyszło- zachichotał- to naprawdę kochane, wcześniej nikt tak mnie nie nazywał. I może jakby to zrobił ktoś inny, to bym się obraził, ale w twoim wydaniu sądzę, że to jest słodkie.
- Starałem się- szatyn nawet nie próbował ukryć szerokiego uśmiechu.
Harry przez chwile milczał. Bał się, że za bardzo naruszy prywatność Louisa, jeśli zapyta, gdzie był wcześniej. Prawda była taka, że chłopak nic mu nie mówił i Harry mało o nim wiedział. Pragnął poznać go w całości, chociaż nie wiedział, czy to jest możliwe.
- Co robiłeś wcześniej?- spytał, pozwalając zwyciężyć ciekawości. Przygryzł wargę, czekając na reakcję Louisa, której się trochę obawiał.
- Załatwiałem sprawy- wymamrotał, nie chcąc mówić prawdy. To nie tak, że miał przed Harrym tajemnice, on po prostu nie chciał go przestraszyć. Do wyjaśnienia sprawy postanowił, że pozostanie cicho. Myślał, że to jest lepsze wyjście.
- Wiesz, szanuję twoją prywatność, ale te wszystkie sekrety tylko niszczą relacje między nami- wywrócił oczami.
- To jest związane ze sprawą, o której ci mówiłem. To tyle.
- Nie będę więcej pytał, jeśli pozwolisz mi wychodzić na spacery- założył ręce na klatce piersiowej, nie przejmując się tym, że wygląda, jak obrażone dziecko. Nic na to nie mógł poradzić.
- Z kimś.
- Samemu.
- Dobrze- szatyn się poddał.- Nie dalej, niż początek lasu. Na więcej mogę ci pozwolić, jeśli zgodzisz się na osobę towarzyszącą.
- Myślisz, że ktoś na tym pustkowiu chce mnie porwać, a potem zabić?- Prychnął.- Chyba się mylisz.
- Lepiej, jak będę uważał, nie mogę cię stracić.
- Znajdziesz sobie nową zabawkę szybciej, niż myślisz- chłopak dopiero po chwili zastanowił się nad swoimi słowami i spuścił wzrok, bojąc się spojrzeć na twarz Louisa.- Przepraszam.
- To ja cię tak traktuję, że myślisz, że jesteś tylko moją zabawką, ale jesteś kimś więcej. I właśnie dlatego tak o ciebie dbam, bo jakby mi na tobie nie zależało, to bym zamienił twoje zwłoki na pieniądze.
- To chyba miało być romantyczne?- Harry się zaśmiał.- Chociaż Louis Tomlinson i bycie romantycznym to chyba dwie inne rzeczy.
- Przynajmniej próbowałem- uniósł brwi, powstrzymując uśmiech. Zdążył już nauczyć się, kiedy Harry żartuje, bo mieli podobne poczucie humoru. Z tą różnicą, że Louisa śmieszyły prymitywne żarty o własnej śmierci, a nikogo wokoło nie, ale nie umiał nic na to poradzić.
- I chyba to doceniam. Mogę wyjść wieczorem na spacer? Sam?- Podkreślił ostatnie słowo.
- Właściwie to tak, ale jedyną porą, kiedy możesz to zrobić, jest popołudnie. Wieczorem będzie już ciemno.
Brunet postanowił się nie sprzeczać, więc tylko skinął głową i wstał.
- Pójdę się przebrać. Do zobaczenia później- uśmiechnął się na pożegnanie i zniknął na schodach.
***
Wyszedł przed dom i szybko odnalazł ścieżkę, którą szedł ostatnio. Las był oddalony kilkaset metrów od budynku, więc spacer nie mógł być długi. Właściwie to drzewa można było ujrzeć z okna jego pokoju. Może przez Louisa stał się paranoiczny, ale cały czas się rozglądał, żeby zobaczyć, czy nikogo nie ma. Nie było, jak się spodziewał. To oznaczało, że kolejny raz miał rację.
Momentalnie poczuł się bezpiecznie. Jeszcze tylko nie wiedział, że nie powinien się tak czuć.
Dotarł do miejsca, gdzie zaczynały się drzewa i usiadł na prymitywnej ławce, żeby odpocząć. Jedynie otaczał go asfalt i drzewa. Było cicho i idealnie, żeby chwilę pomyśleć. Harry stwierdził, że już lubi to miejsce. Nie było nikogo wokoło, a przynajmniej nikogo nie widział. Czasami lubił pobyć sam, jednak dłuższa samotność wprawiała go w zły nastrój, jak każdego. Nic nadzwyczajnego.
Po kilkunastu minutach posłusznie zawrócił, jak został o to poproszony. Nie chciał, żeby ten przywilej został mu odebrany już pierwszego dnia, więc postanowił, że będzie się stosował do zasad. Tak było dla nich obu lepiej.
Na wejściu spotkał Luke'a, wysiadającego z samochodu, więc wymamrotał ciche przywitanie i zamierzał wejść do domu, kiedy został zatrzymany przez chłopaka. Odwrócił się i uniósł brwi, czekając na to, co miał do powiedzenia.
- Jak ci się układa z Louisem?- spytał po krótkiej chwili.
Harry musiał przyznać, że był zaskoczony tym pytaniem. Tak bardzo, że przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć.
- Chyba dobrze, dziękuję, że pytasz- wzruszył ramionami.
- Nie zranił cię, prawda? Nie chcę, żeby jego śliczna buźka ucierpiała- blondyn się zaśmiał, a Harry nie wyczuł w jego głosie ani odrobiny smutku. Stwierdził, że to nawet lepiej.
- Jeszcze nie musisz interweniować, ale dam ci znać, jakby coś się stało- pokręcił głową z rozbawieniem i się pożegnał. Był szczęśliwy, bo sprawy z Lukiem się ułożyły, a myślał, że będzie zupełnie odwrotnie. Nienawidził robić sobie wrogów i wiedział, że kłótnia była w dużym stopniu jego winą. Cieszył się, że chłopak mu wybaczył.
Teraz musiał tylko ułożyć wszystko z Louisem, co wydawało się być o wiele trudniejsze.
Od autorki: stwierdziłam, że zacznę pisać dłuższe rozdziały, więc teraz każdy będzie miał około 2k słów. Chciałabym już zacząć akcję, ale nie chciałabym, żeby wszystko było chaotyczne, więc musicie trochę poczekać.
PS miło mi będzie, jeśli coś napiszecie pod #SerialKillerFF
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro