Rozdział 27
Baby, I'm a sociopath
Sweet serial killer on a warpath '
Cause I love you just a little too much
Zayn próbował odszukać Nicka, ale bez skutku. Jakby ślad po nim zaginął. Prawdopodobnie wyjechał po zauważeniu ucieczki Louisa, ale nikt nie wiedział gdzie.
Nick miał talent do znikania. Po zerwaniu z Louisem, szybko się ulotnił i nie było sposobu, żeby go odnaleźć. Z dnia na dzień opuścił kraj, po prostu.
Zayn poinformował Louisa, bo to uważał za słuszne. Tamten tylko wzruszył ramionami, wyglądał, jakby w ogóle go to nie obchodziło, nawet cały temat Nicka. On czuł w środku. Znowu wrócił do nieokazywania emocji, bo tak było lepiej.
Następnego dnia Luke napisał, że musi pilnie porozmawiać, więc czekali na niego w salonie, cały czas sprawdzając, ile minut minęło od wysłania wiadomości.
W końcu się zjawił, ale wyglądał, jak nie on. Miał całe oczy opuchnięte od płaczu i posiniaczone kostki.
- On mnie znienawidził- powiedział bez żadnego przywitania, kiedy do nich podszedł. Wyraźnie było czuć od niego alkohol.
- O czym ty mówisz?- Louis zmarszczył brwi i wstał, oglądając go uważnie.
- Mickey mnie znienawidził- zrobił krótką przerwę na oddech.- Mówiliście, że mam go tylko wykorzystać. Żadnych uczuć. Złamałem tę zasadę, zakochując się w nim.
- Cholera- jedynie Zayn się odezwał, bo oboje się tego nie spodziewali.- Dlaczego mówisz, że cię znienawidził?
- Teraz wy też to zrobicie. Kurwa, jestem taki beznadziejny. Przepraszam- głos mu się załamał przy ostatnim słowie i wyglądał, jakby był bliski płaczu. Znowu.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Luke. Nie zrobimy tego.
- Mój chłopak, jeśli w ogóle nim był, już to zrobił, więc to nie jest trudne- przerwał na chwilę, rozważając powiedzenie prawdy.- Powiedziałem mu o wszystkim. Cała prawda, na którą zasługiwał.
Zapadła między nimi cisza. Żaden nie wiedział, co powiedzieć. Zayn może był lekko zły, Louisa to nie obchodziło.
Luke miał łzy w oczach, kiedy zobaczył ich brak reakcji.
- Miałem rację. Wszyscy mnie teraz nienawidzą.
- Nie nienawidzimy cię- Louis się odezwał po chwili.- Możesz nam o tym opowiedzieć?
- Wiedziałem, że to będzie trudne już pierwszego dnia, kiedy zobaczyłem Michaela. Wmawiałem sobie, że to element gry, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że go kocham- uśmiechnął się smutno na samo wspomnienie.- Był dla mnie taki dobry. Za dobry. Nie dałem rady żyć w kłamstwie. Wiedziałem, że to się tak skończy, ale niektórzy mówią, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Posłuchałem tego. Powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć. To tyle. Koniec pięknej historii- zaczął się histerycznie śmiać, co po chwili zamieniło się w płacz.- Nie zasługiwałem na niego. Nadal nie zasługuję.
- Nie mów tak- Louis spojrzał mu w oczy i delikatnie pogładził jego rękę, wiedząc, że chłopak potrzebuje bliskości.- Poznaliście się w złych okolicznościach, ale jestem pewien, że cię kocha. Daj mu kilka dni na przemyślenie wszystkiego i wtedy spróbuj z nim porozmawiać.
Luke tylko skinął głową i wymamrotał ciche "dziękuję" razem z wymuszonym uśmiechem. Był wdzięczny za takich przyjaciół. Nawet, jeśli Louis go nienawidził przez jakiś czas.
***
- Jest coś, czego ci nie powiedziałem- Luke przywitał Louisa tymi słowami dwa dni później.
- Słucham- szatyn uniósł brwi.
- Nie wytłumaczyłem ci, tej sytuacji z Cameronem. Pewnie już wiesz, że to było kłamstwo i nie miałem z tym nic wspólnego. Dowiedzieli się wtedy. Zagrozili mi, że jeśli tego nie zrobię, powiedzą wszystko Michaelowi, a potem dadzą mi pistolet i będę musiał go zastrzelić. Nie potrafiłbym tego zrobić- zobaczył w oczach Luke'a przebłysk bólu związanego z tym wspomnieniem.- Byłem najlepszym aktorem, jakim potrafiłem być. Pewnie zauważyłeś. Nic mu nie zrobili, a ja odwlekałem powiedzenie prawdy. Aż do wtedy.
- To musiało być okropne- Louis przygryzł wargę, nagle czując się źle.
- Było, ale ty też byś to zrobił dla Harry'ego.
- Oczywiście, że tak. Dlatego cię nie obwiniam, bo znam motyw.
- Ale i tak przepraszam, że wtedy się kolejny raz poczułeś, jakbyś zaufał niewłaściwej osobie. Nie chciałem cię zawieść.
- Nie musisz przepraszać- szatyn uśmiechnął się pokrzepiająco.- Naprawdę.
Luke tylko skinął głową.
- Porozmawiaj z Michaelem. Myślę, że ci wybaczy.
- Boję się, ale trzeba przełamywać strach, prawda?- Powiedział bardziej do siebie.
- Powodzenia. Wierzę, że się uda- Louis posłał mu delikatny uśmiech.
***
Kolejna noc, kiedy Louis obudził się przez koszmar. Kolejna noc, kiedy czuł się samotny i nawet paczka papierosów nie pomogła.
Siedział na zimnej posadzce na balkonie, ale nie czuł zimna. Zapalił kolejnego papierosa i naciągnął rękawy bluzy na dłonie.
Prawda była taka, że tego rodzaju zimna nie potrafiłaby zastąpić herbata albo ciepły koc, tylko ciepło drugiej osoby.
Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie, dlatego oglądał gwiazdy. I księżyc.
Harry był księżycem, a Louis był słońcem. Słońce tak bardzo kochało księżyc, że umierało każdej nocy, żeby pozwolić mu oddychać.
Louis czuł, jakby z każdą samotną nocą tracił kolejną cząstkę siebie. Wszystko było gorsze bez trzymania zielonookiego chłopaka w ramionach.
Nie potrafił już tak dłużej i nawet nie wiedział kiedy, ale znalazł się w jego pokoju. Po cichu podszedł do jego łóżka i zobaczył, jak pięknie i niewinnie wygląda śpiący Harry. Chciałby znowu móc go widzieć tak codziennie, ale to wszystko było za bardzo skomplikowane.
Położył się obok i objął go, wreszcie, pierwszy raz od dawna, czując ciepło i namiastkę domu.
Zasnął dopiero po długim czasie, wsłuchując się w jego oddech i bicie serca.
***
Harry poczuł się dziwnie, kiedy rano poczuł, że ktoś na nim leży. Nie musiał nawet patrzeć w tamtą stronę, żeby wiedzieć, że to Louis, a jednak na niego spojrzał, zachwycając się tym widokiem.
Śpiący Louis był po prostu piękny. Jak te wszystkie wiersze, które czytasz dziesiątki razy albo obrazy, które podziwiasz za każdym razem, kiedy na nie spojrzysz.
Nawet nie zauważył, kiedy nieświadomie zaczął się uśmiechać. Tęsknił za posiadaniem Louisa przy sobie i nawet nie próbował tego ukryć. Nie miał po co ukrywać, odkąd Louis wiedział, co czuje.
Nie chciał go budzić, dlatego leżał przez długi czas i czekał, aż chłopak sam się obudzi.
I było warto, bo Louis wyglądał, jak mały kotek, kiedy się przeciągał.
- Już myślałem, że prześpisz cały dzień- Harry zażartował i uśmiechnął się do siebie.
- To był najlepszy sen od bardzo dawna- szatyn odpowiedział zgodnie z prawdą.- Mogę zasypiać przy tobie codziennie?- Spytał niepewnie po chwili milczenia. Nie wiedział, czy to nie było za wcześnie, ale nie potrafił tak dłużej.
- Chciałbym, żeby tak było. Nie zostawiaj mnie więcej, proszę- Harry wyszeptał, niemalże błagając.
- Nie zostawię. Obiecuję.
Louis nachylił się i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Tęsknił za smakiem warg Harry'ego, które tak idealnie pasowały do tych Louisa. Jakby zostały specjalnie dla siebie stworzone, tylko potrzebowały tylu lat, żeby się odnaleźć.
Po tym, co przeszli, ich miłość stawała się coraz silniejsza. Za każdym razem odnajdywali się ponownie, jakby los tak chciał. Louis nie wierzył w takie gówna, ale to musiało być coś. Inaczej nie leżeliby teraz, całując się i znowu czując się, jak w domu.
Harry był domem Louisa, a Louis był domem Harry'ego.
***
- Louis, mamy go- Zayn przywitał go tymi słowami. Oboje wiedzieli, o kogo chodzi.- Chciałbym, żebyś zdecydował o tym, co mamy z nim zrobić.
Louis cały się spiął, ale tylko jedna rzecz przyszła mu na myśl:
- Ja go zabiję.
- Jesteś tego pewny? Dasz radę?
- Po tym wszystkim czuję jedynie nienawiść. Dam- powiedział pewnie.
Zayn zawiózł go do jakiegoś opuszczonego hangaru, gdzie podobno znajdował się Nick. Louis był spokojny, co dziwiło jego przyjaciela, ale jedynie chciał zemsty za to wszystko, co zrobił jemu i Harry'emu.
Wyciągnął jeden pistolet ze schowka i ruszył w kierunku wejścia. Nie musiał się zastanawiać, czy chce to zrobić, bo był pewien swojej decyzji, jak niczego innego.
Zobaczył go, przywiązanego do krzesła i nagle poczuł się zdenerwowany, ale zignorował to i zamiast tego, postanowił udać pewnego siebie.
- Role się odwróciły, huh?- Wymusił uśmiech i odkleił niestarannie przyklejoną taśmę z ust Nicka.
- Tęskniłeś za mną?
Louis nie miał zamiaru grać w jego gry. Nie tym razem.
- Ostatnie słowa?
- Będziesz tego żałował. Będziesz codziennie myślał o tym, że straciłeś najlepsze, co cię kiedykolwiek spotkało. Dużo więcej, niż to, na co zasłużyłeś.
Tomlinson nawet tego nie przemyślał, ale z całej siły uderzył go w twarz, nawet nie czując bólu. Jedynie satysfakcję, kiedy zobaczył krew.
Miał ochotę stamtąd wyjść, ale musiał zakończyć grę. Wziął kilka głębokich wdechów i kontynuował.
- Harry ma coś, czego ty zawsze pragnąłeś i nie mogłeś się z tym pogodzić. Szkoda tylko, że on zawsze był od ciebie lepszy, tylko ty go uważałeś za gorszego. Teraz już nie możesz nic zrobić- zaśmiał się sztucznie.
- Zabicie mnie nie sprawi, że będziesz mniej beznadziejny. Nadal jesteś nic niewartym gównem, które nie zasługuje na miłość.
Wystarczy. Louis nie mógł dłużej i pod wpływem chwili, pociągnął za spust i patrzył, jak kula przeszywa klatkę piersiową Nicka.
Nie pamiętał, co się stało potem. Może to atak paniki, może coś innego.
Jedynie zapamiętał, kiedy rozpadał się na kawałeczki w ramionach Harry'ego. Wiedział, że Harry go na nowo poskłada, tylko potrzebują czasu.
Od autorki: epilog pojawi się za kilka dni. W ten sam dzień pojawi się też prolog nowego fanfiction (trochę trudno będzie mi się rozstawać z tym, ale tamto, mam nadzieję, będzie lepsze).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro