Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

  All my dreams and all the lights mean
Nothing without you  


Louis w kółko widział to przed oczami- Harry z podkrążonymi oczami i rozcięciem na wardze. Nie wyglądał źle, ale to wystarczyło, żeby chłopak wpadł w coś w rodzaju paniki. Uczył się, żeby panować nad emocjami, ale ostatnio wszystkie nauki zdawały się pójść na marne. Przy Harrym nie potrafił nad sobą panować i nie wiedział nawet dlaczego. Pojawienie się chłopaka skomplikowało wszystko, ale Louis dużo mu zawdzięczał.

Nie chciał znowu kończyć z tabletkami uspokajającymi, ale Calum mu je na siłę wcisnął i próbował go uspokoić. Udało się po kilkunastu minutach, kiedy chłopak oddychał równomiernie, przestał mieć zaszklone oczy i już się nie trząsł.

Szatyn odruchowo zamknął wiadomość, co było błędem, bo usunęła się automatycznie i nie dało się namierzyć komputera, z którego została wysłana. Wiedział przynajmniej, że Harry się nigdzie dobrowolnie nie ukrywa i teraz na pewno otrzyma pomoc ze strony innych.

***

- Spokojnie, Louis. Wszyscy chcemy tutaj tylko pomóc.

- Ja jestem, kurwa, spokojny- wymamrotał i zacisnął usta. To prawda, był wkurwiony, ale miał powody. Tylko nie musiał się wyżywać na każdym dookoła, ale wszyscy się już przyzwyczaili. Znali Louisa, to, jaki jest i do czego jest zdolny.

- Dobrze, jesteś spokojny, ale i tak nie możesz spotkać się z Ashtonem- Clancy westchnął, bo już nie miał ochoty kontynuować tego tematu.

- Przecież bym nic nie zrobił. Chciałem tylko porozmawiać.

- Louis, wszyscy wiemy, jak kończą się twoje rozmowy- Zayn położył mu rękę na plecach w uspokajającym geście.- Nie chcemy go w szpitalu albo w kostnicy.

- Chyba miałeś na myśli w rowie, nie w kostnicy- Niall się zaśmiał, chociaż dobrze wiedział, że to nie jest odpowiedni czas na żarty. On tylko chciał rozluźnić atmosferę.

- Więc niech ktoś pojedzie ze mną- szatyn uniósł brwi, bo wiedział, że tym sposobem nikt nie będzie miał lepszych argumentów, żeby nie mógł się z nim spotkać.

- To nie jest dobry pomysł. Poza tym nikt nie wie, czy nie wymyśliłeś sobie, że widziałeś zdjęcie dla własnych korzyści- blondyn powiedział trochę za ostro.

Louis chciał coś odpowiedzieć, ale Calum odezwał się pierwszy, ucinając rozmowę:

- Nie wierzę, że się na to godzę- westchnął i zaczął zakładać kurtkę.

- Ja też nie wierzę, to absurdalne- Niall znowu się odezwał, a Louis postanowił to po prostu zignorować. Nie wiedział, o co chodziło chłopakowi, ale postanowił też nie pytać.

- Nie pożałujesz- Tomlinson uśmiechnął się promiennie i zrobił to samo, po chwili kierując się w stronę garażu.

***

- Czy mógłbyś wyłączyć to gówno, proszę?- Calum westchnął i zirytowany spojrzał na Louisa.

- Baby, I'm a sociopath, sweet serial killer on the worpath 'cause I love you just a little too much- zaśpiewał jeszcze głośniej, niż wcześniej.

Brunet wyłączył piosenkę, bo tego było już za dużo.

- Zepsułeś mi zabawę- Louis udał obrażonego, ale nie włączył jej ponownie.

- Każdy już to słyszał milion razy, daruj sobie.

- Oh, zamknij się. Będę to śpiewał, aż nie umrę.

- Uważaj, bo zaraz to będzie twoim ostatnim zaśpiewaniem.

Louis nie mógł powstrzymać krótkiego śmiechu. Przez chwilę czuł się, jakby było normalnie. Jakby nie znał kogoś takiego, jak Harry Styles i nadal tak bardzo się przyjaźnił z Calumem. Musiał wrócić do rzeczywistości, kiedy dojechali pod adres, pod którym się umówili z Ashtonem. Wysiadł z samochodu i się rozejrzał. Zobaczył bar, którego nazwy nawet nie chciało mu się czytać i wywrócił oczami, bo to było oczywiste, że chłopak będzie chciał się spotkać w takim miejscu, a nie w czymś, gdzie nie było ludzi. Ashton nie był głupi.

Wszedł do środka, oglądając się za siebie, żeby sprawdzić, czy Calum nadal za nim idzie i od razu zobaczył blondyna. Skierował się w stronę tamtego stolika i zobaczył zdziwienie na jego twarzy, wywołane obecnością jego dawnego przyjaciela. Oczywiście Louis nie powiadomił go, że z kimś przyjdzie.

Bez przywitania usiadł przy stoliku i poczekał, aż Calum do niego dołączy.

- Myślę, że jesteś na tyle inteligentny, że wiesz, w jakiej sprawie tutaj przyszliśmy.

- Wiem. Biedny Louis się zakochał.

Szatyn zacisnął pięści, żeby go nie uderzyć i wymusił uśmiech. Wiedział, że Ashton go prowokuje i nie chciał dać mu żadnej satysfakcji.

- Mów, co wiesz. Nie mamy dużo czasu.

- Wiem tyle, co wy. Nie jestem tak wysoko, żeby wiedzieć o wszystkim, bo jestem nowy, jakbyście zapomnieli.

- I jak mamy ci wierzyć?- Calum odezwał się po raz pierwszy podczas tej rozmowy.

- Nie musicie. Wystarczy, że ja znam prawdę- wzruszył ramionami, bo wiedział, że i tak nie zmuszą go do mówienia.- Za to możesz porozmawiać z jedną osobą. Cameron Shallow.

- Dziękuję- Louis wstał od razu, nie wiedząc nawet, dlaczego dziękuje, po prostu czuł dziwną potrzebę powiedzenia tego. Nie chciał więcej kontynuować tej konwersacji, dlatego wyszedł.

***

- Jadę tam z tobą- Calum zadeklarował od razu po tym, jak wsiadł do samochodu. Nie chciał zostawiać Louisa samego, bo wiedział, że może zrobić coś głupiego, czego będzie później żałował.

Szatyn tylko skinął głową. Wcześniej znaleźli do niego numer i umówili się na spotkanie. Mężczyzna wiedział o co chodzi od razu po tym, jak usłyszał nazwisko Tomlinsona, więc musiał coś wiedzieć. Cokolwiek.

Zatrzymali się pod opuszczonym magazynem, co nie zwiastowało nic dobrego, więc oboje wzięli po jednym pistolecie. Obok stał jeden samochód, czyli przypuszczali, że Cameron był już w środku.

- Będę cię ubezpieczać- Calum wymamrotał i poszedł za szatynem.

Louis wiedział, że zachowuje się lekkomyślnie, ale zależało mu na szybkim spotkaniu z Harrym. Wszedł do budynku i od razu zobaczył mężczyznę, który stał oparty o mur i palił. Uśmiechnął się, kiedy ich zobaczył i podszedł do nich z delikatnym uśmiechem.

- Tomlinson, od zawsze chciałem cię poznać- uścisnął mu rękę.- Nie będę niekulturalny. Nie wiem, jak się nazywasz, ale ciebie też miło poznać- podał dłoń Calumowi i uśmiechnął się promiennie.

- Miło mi. Teraz chciałbym usłyszeć, co wiesz.

- Wszystko ma jakąś cenę. Zagajmy w grę- uniósł brwi z rozbawieniem

- Grę?- Louis spojrzał na niego zdezorientowany.

- Grę. Spróbuj wyczytać ze mnie, jak najwięcej potrafisz.

Szatyn zastanawiał się przez chwilę, co ma na myśli, zanim zaczął mówić:

- Cała sytuacja cię bawi, czyli wiesz, więcej, niż mi się wydaje. Ani razu podczas tej rozmowy nie spojrzałeś na Caluma. Nie interesuje cię on, tylko ja. Pewnie nie jesteś winny, ale jesteś blisko z osobami, które porwały Harry'ego. Nie jesteś uzbrojony, co zauważyłem już wcześniej, więc wiedziałeś, że nie będziesz potrzebował się bronić.

- Nieźle- uśmiechnął się usatysfakcjonowany.- Teraz podaj mi dobry powód, dla którego miałbym ci podać jakiekolwiek informacje.

- Jestem ciekawy i chciałeś mnie poznać. To powinno wystarczyć.

- Nie dokładnie, ale taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje, Tomlinson. Mogę cię zaprowadzić do osoby, z którą ustalisz więcej, tylko twój przyjaciel- spojrzał na Caluma- zostaje tutaj i nas nie śledzi.

- Zgadzam się- skinął głową, wiedząc, że ta decyzja jest nieprzemyślana i nieodpowiedzialna. Działał impulsywnie, bo musiał znaleźć Harry'ego i upewnić się, że jest z nim wszystko okej. Nic innego się nie liczyło łącznie z racjonalnym myśleniem.

- Co ty robisz, Louis?- Jego przyjaciel wyglądał na zdenerwowanego.

- Porozmawiamy, jak wrócę. Jedź do domu- rzucił i wyszedł za Cameronem.

Wsiadł do jego samochodu i pozwolił zawiązać sobie oczy. Dokładnie wiedział, z jakimi konsekwencjami może się to wiązać, ale nie dbał o to. Cały czas czuł się zdenerwowany, ale nie przestraszony. Przestał liczyć minuty, ale po dłuższym czasie poczuł, jak samochód się zatrzymuje. Został z niego wyprowadzony i po chwili znalazł się w jakimś budynku. Cameron odkrył mu oczy i wprowadził do pokoju.

- Poczekaj tutaj. Jest już w drodze i nie może się doczekać spotkania z tobą.

- Kto?- Zmarszczył brwi.

- Niespodzianka. One właśnie na tym polegają. Posiadają element zaskoczenia.

Louis na to nie odpowiedział, tylko usiadł przy stole i zaczął nerwowo bawić się palcami. Usłyszał trzask zamykanych drzwi i wiedział, że jest sam. Miał nadzieję, że tą niespodzianką jest Harry. To by go najbardziej cieszyło. Chciał tylko zobaczyć chłopaka, o nic więcej nie prosił. Nie chciał się przyznać, ale tęsknił za nim. Za jego głosem, uśmiechem, ustami, zapachem, wszystkim. Miał tego dość i chciał, żeby to wszystko się już skończyło.

Minuty mu się dłużyły i już stracił poczucie czasu. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej niecierpliwy. Minęło jeszcze trochę czasu, zanim usłyszał otwierane drzwi. Nie zdążył się nawet odwrócić, żeby zobaczyć, kto wchodzi, kiedy usłyszał:

- Tęskniłem za tobą.

Zajęło mu trochę czasu, zanim rozpoznał ten głos. Wstał i spojrzał w tamtym kierunku, czując, jak traci grunt pod stopami. Czuł się okropnie, bo nawet nie podejrzewał, że ta osoba mogłaby być w to zamieszana.

- Nie...- Wychrypiał, zanim zatknął usta, żeby nie krzyknąć. Musiał być silny, ale to wszystko to było za dużo. Poczuł, jak kręci mu się w głowie, więc złapał się stolika, żeby nie upaść, chociaż i tak czuł, jakby spadał albo jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce. 


Od autorki: Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału, ale mój laptop był zepsuty i nie miałam jak pisać. 

Domyślacie się, kto mógł się spotkać z Louisem? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro