Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


  If you go I'll stay
You come back I'll be right here
Like a barge at sea
In the storm I stay clear


Trzy dni zerowego kontaktu i unikania siebie nawzajem. Trzy dni, podczas których Louis nie chciał się narzucać, a Harry potrzebował wszystko przemyśleć. Prawda była taka, że oboje nie wiedzieli, czego chcą. Jedynie tęsknili za tobą, a każda minuta się nieskończenie dłużyła.

Trzeciej nocy Louisa obudził się, czując ciężar na swoich biodrach. Otworzył oczy i zamrugał kilkukrotnie, żeby jego wzrok się przyzwyczaił do światła, które pochodziło z zapalonej lampki przy łóżku. Zauważył, że Harry ma całe mokre policzki od łez, co go zdziwiło jeszcze bardziej.

- Harry? Co się stało?- Zmarszczył brwi i uważnie obejrzał twarz chłopaka.

- Proszę, pieprz mnie. Chcę tego- zacisnął usta i ani trochę nie przejął się tym, że Louis widzi go w takim stanie. Był jednym wielkim bałaganem i sam nie wiedział, czego chciał i czy Louis spełni jego prośbę.

Louisowi zajęło kilka sekund, zanim dotarły do niego te słowa.

- Najpierw mi wytłumacz, co się stało.

- Nic się nie stało, po prostu za tobą tęskniłem. Chcę ciebie- wymamrotał i specjalnie otarł się o jego krocze. Już nie płakał, ale jego policzki nadal pozostały mokre.

- Jesteś pijany?

- Mógłbyś wreszcie się zamknąć?- Harry nachylił się i go pocałował.- Wiem, że o tym marzysz od kiedy mnie zobaczyłeś. Jestem gotowy. Długo na to czekałem- zapewnił go, próbując przekonać też siebie.

- Nie, dopóki nie powiesz mi, że jesteś pewny. 

- Jestem- wywrócił oczami.- Bardziej, niż czegokolwiek.

- Dobrze, zrobimy to- wyszeptał i obrócił ich tak, że teraz on górował nad Harrym. Od razu zdjął jego koszulkę i zajął się wyciskaniem niewielkich śladów na szyi i klatce piersiowej, uzyskując w odpowiedzi ciche pomruki młodszego.

- Nie bądź delikatny. Chcę, żebyś traktował mnie, jak wszystkich. W końcu jestem tylko kolejnym.

- Muszę być delikatny, bo jesteś kruchy, jak płatek róży. Poza tym, nie jesteś tylko kolejnym. Dla mnie jesteś kimś więcej- spojrzał brunetowi w oczy, ale ten szybko odwrócił wzrok, przerywając kontakt wzrokowy. To było dla niego za wiele. Szatyn wysyłał mu za dużo sprzecznych sygnałów, które tylko wprawiały go w dezorientację.

Od razu po tym, Louis zdjął jego spodnie i sam rozebrał się do bokserek, żeby nie być jedynym ubranym. Zajął się całowaniem ud nastolatka i zostawianiem tam malinek. Nie robił ich nikomu innemu, ale teraz chciał, żeby wszyscy wiedzieli, że należy do niego.

- Przestań się już drażnić, proszę- wyszeptał, czując, jak robi się coraz bardziej twardy i coraz bardziej podniecony.

Louis posłuchał prośby i od razu zsunął jego bokserki. Przygryzł wargę i uważnie obejrzał jego ciało, podziwiając to, jak piękny był Harry. Wszystko w nim było tak bardzo idealnie nieidealne, że nie potrafił oderwać wzroku.

Ich spojrzenia się skrzyżowały i w tym momencie Louis nachylił się, żeby pocałować młodszego. Ich pocałunek był powolny i delikatny, przecież mieli siebie na długi czas, a przynajmniej Tomlinson tak myślał.

Harry już się nie odzywał. Pozwolił przejąć kontrolę Louisowi, pokazując tym, że jest cały jego. Oddał mu się w całości. Nie tylko ciało, ale też serce, które teraz było nim po brzegi wypełnione.

Szatyn odsunął się pierwszy. Zaczął składać delikatne pocałunki na jego linii szczęki i szyi, schodząc coraz niżej. Zatrzymał się przy sutkach i lekko zassał każdego z nich, wywołując tym cichy jęk u nastolatka. Co jakiś czas zostawiał niewielkie ślady, aż dotarł do ud, które wiedział, że były wrażliwym miejscem u Harry'ego. Chciał, żeby cały był naznaczony, więc tam też zaczął robić malinki. Zobaczył, jak brunet drży pod jego dotykiem i wywnioskował, że chce więcej, więc był skłonny mu to dać.

Przeszedł ustami do jego dziurki i polizał kilka razy tamto miejsce, obserwując reakcję Harry'ego. Chłopak zacisnął dłonie na pościeli i miał ochotę się rozpłakać, bo to uczucie było tak dobre.

- Więcej, proszę- wymamrotał i spojrzał na Louisa.

Szatyn skinął głową i wsunął język do środka. Harry się na nim zacisnął i już nawet nie próbował powstrzymywać jęków, które zadowalały Louisa. Chłopak wcześniej nie robił tego z nikim, ale nie mógł się powstrzymać przed posmakowaniem Harry'ego i sprawdzeniem, jak bardzo wrażliwy jest. Okazało się, że bardziej, niż przypuszczał.

Zaczął szybciej poruszać językiem, pieprząc nim chłopaka. Chciał dać mu jak najwięcej, bo Harry przyjmował wszystko, co Louis mu dawał. Położył dłoń na swoim penisie, ale Tomlinson od razu ją strącił.

- Bez dotykania.

 Zauważył, że jest blisko, więc odsunął się i oblizał usta. Nastolatek miał zaszklone oczy, rumieńce na policzkach i wyglądał tak dobrze, że szatyn nie potrafił odwrócić wzroku.

- Na pewno?- Louis postanowił zapytać kolejny raz, żeby nie robić niczego wbrew niemu.

Harry na początku chciał coś powiedzieć, ale nie miał ochoty na sarkastyczną odpowiedź, więc skinął głową- tak.

Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, bo już po chwili wstał i wyjął prezerwatywę wraz z lubrykantem z szafki i uklęknął obok chłopaka. Wycisnął niewielką ilość żelu, po czym rozgrzał go między palcami. Harry rozszerzył nogi i lekko się uniósł, żeby obserwować chłopaka. Lekko się spiął, kiedy poczuł w sobie pierwszy palec, ale Louis go uspokoił szybkim całusem.

Szatyn poczekał, aż Styles się przyzwyczai do tego uczucia, zanim dodał drugi palec. Chłopak przyjął to bardzo dobrze, nawet chciał więcej i sam się nabijał na palce Louisa. Zaczął wzdychać z przyjemności, co było znakiem dla Louisa, że może więcej, dlatego szatyn zaczął krzyżować palce, po chwili dodając trzeci z nich. Był zaskoczony tym, jak dobrze Harry go przyjmuje i jak bardzo chętny jest.

- Już jest dobrze. Chciałbym cię wreszcie poczuć.

Louis odsunął się i założył prezerwatywę na swojego penisa, po chwili delikatnie pokrywając go lubrykantem. Uśmiechnął się uspokajająco, zanim powoli wsunął się we wnętrze chłopaka. Złapał go za rękę, splatając ich palce, żeby dać mu czas na przyzwyczajenie się. Cały czas obserwował twarz chłopaka, ale nie wyczytał z niej, żeby coś było nie tak, dlatego powoli zaczął się poruszać. Miał ochotę płakać, bo Harry był taki ciasny, a jego dziurka idealnie zaciskała się na penisie starszego, wywołując czystą przyjemność.

Był delikatny, bo zranienie Harry'ego było ostatnią rzeczą, którą chciałby zrobić. Chłopak cały czas cicho pojękiwał, co według Louisa, było najcudowniejszym dźwiękiem. Z każdym pchnięciem czuł, jakby Harry stawał się bardziej jego. Bliższy, niż ktokolwiek wcześniej.

Miał ochotę wykrzyknąć wszystko, co czuł, tylko nie wiedział jak. Nigdy nie potrafił mówić o uczuciach, dlatego starał się je okazywać wszystkimi drobnymi gestami i miał nadzieję, że nastolatek to zauważał, chociaż po ostatniej akcji miał wątpliwości.

Louis przycisnął swoje usta do tych Harry'ego i tylko utwierdził się w przekonaniu, że pasują do siebie idealnie. Ich pocałunek był trochę niechlujny, ale to wszystko wystarczyło, żeby Harry doszedł, prawie krzycząc imię Louisa. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, bo jego orgazm był tak intensywny. Wystarczył widok takiego Harry'ego i Louis doszedł po kilku pchnięciach, jęcząc. Wysunął się z niego i pozwolił sobie zlizać spermę z jego brzucha, żeby zaraz po tym złożyć delikatny pocałunek na ustach.

- Byłeś najlepszy- pochwalił go, bo wiedział, że to lubił.

- Ty też, dziękuję za wszystko- uśmiechnął się smutno, po czym położył się wygodniej, żeby unormować oddech. Nie umiał opisać słowami tego, jak się czuł. W innej sytuacji miałby nadzieję, że to wydarzenie zmieni coś w ich relacji, ale teraz wiedział, jak jest. Dlatego tylko utwierdził się w decyzji, którą wcześniej podjął. 

Po chwili wstał i zaczął się ubierać, jakby nigdy nic. Louis zmarszczył brwi i chciał coś powiedzieć, ale brunet go wyprzedził.

- Szkoda, że nigdy się we mnie nie zakochasz- wymamrotał i zaczął iść w stronę drzwi, więcej się nie odwracając.- Dziękuję za wszystko i przepraszam, jeśli namieszałem.

Szatyn nie poszedł za nim, bo nie wiedział jeszcze, że to była zła decyzja. Miał mętlik w głowie, a zachowanie Harry'ego tylko wszystko utrudniało.

Po godzinie bezczynnego leżenia, stwierdził, że zrobi coś bardziej produktywnego, chociaż nadal się bał rozmowy z Harrym i odwlekał to, jak tylko mógł. Zrobił sobie kawę i wypił ją, czytając najnowsze artykuły w gazecie. Stwierdził, że chociaż raz zachowa się, jak powinien i porozmawia z Harrym. Poszedł do jego pokoju, mając nadzieję, że chłopak jeszcze nie śpi, ale zastał puste pomieszczenie z idealnie posłanym łóżkiem. Już wtedy miał wrażenie, że stało się coś złego, ale zaczął po kolei sprawdzać wszystkie pokoje.

W końcu wyszedł na podwórko, bo wiedział, że Harry lubi tam przebywać, ale zastał jedynie pustkę. Dopiero wtedy zauważył, że się trzęsie i nie wiedział czy z zimna czy ze zdenerwowania. Wybrał numer chłopaka, ale odpowiedział mu dzwonek dochodzący z salonu. Ruszył w tamtym kierunku i zauważył, że zostawił tam telefon.

Louis przeczuwał, że nastolatek wyszedł na spacer i właśnie dlatego od razu poszedł do samochodu i nie dbając o nic, skręcił w drogę, którą chłopak zwykle chodził. Fakt, że dopiero zaczynało świtać jeszcze bardziej utrudniał sprawę.

Szatyn był zły na siebie, bo pozwolił mu wyjść, zamiast go zatrzymać. Cały czas przyśpieszał i miał ochotę popłakać się z nerwów. Nadal jechał przed siebie, po chwili wybierając numer jedynej osoby, która by go nie udusiła za pobudkę w środku nocy. Nie wiedział, co ma zrobić, dlatego chwycił się czegokolwiek.

- Czemu dzwonisz do mnie o tej porze? Stało się coś?- Powitał go senny głos Caluma. Wiedział, że go obudził, ale nawet się tym nie przejmował.

- Musisz mi pomóc. Proszę, potrzebuję kogoś- wymamrotał drżącym głosem.- Harry... On wyszedł, nie wiem gdzie jest. Proszę.

- Możesz mi spokojnie powiedzieć gdzie jesteś i kiedy ostatni raz go widziałeś? 

Louis wziął kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić.

- Jakieś pięć kilometrów od domu. Nie ma go... Nigdzie go nie ma i boję się, że coś się stało. Można powiedzieć, że się pokłóciliśmy.

- Wróć do domu, dobrze? Wtedy coś wymyślimy. Może po prostu wyszedł, żeby trochę odpocząć?

- Zaraz tam będę, dziękuję- rozłączył się i zawrócił. Nie mógł nic poradzić na to, że nie potrafił myśleć pozytywnie, a umysł podsuwał mu najgorsze wizje. Odetchnął z ulgą, kiedy dojechał do budynku. Zaparkował przed bramą, nie kłopocząc się ze wstawieniem samochodu do środka. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i wszedł do środka. Zastał siedzącego przy stole Caluma z laptopem.

Chłopak wstał na jego widok i kiedy zobaczył, w jakim stanie jest jego przyjaciel, mocno go przytulił.

- Będzie dobrze, okej? Znajdziemy go. Mamy wielu ludzi od tego.

- Dziękuję.

Oboje już wtedy wiedzieli, że Harry nie był na spacerze, bo już dawno by wrócił.

- Pojadę rano do jego domu, może wreszcie zdecydował się wrócić- Louis odsunął się i nerwowo przygryzł wargę.

- Miejmy nadzieję, że tak. Później zaczniemy inaczej działać.

Szatyn skinął głową i zaczął tylko liczyć na najlepsze.

***

Rano zdecydował się pojechać do domu Harryego. Szybko odnalazł drogę i po niedługim czasie znalazł się w najbogatszej dzielnicy Londynu. Zatrzymał się naprzeciwko posesji i od razu po spojrzeniu na dom, wszystkie wspomnienia z ich pierwszego spotkania wróciły.

Tak samo, jak za pierwszym razem, przeszedł przez płot i obszedł dom dookoła, żeby zastać niezamknięte tylne drzwi. Wiedział, że jego rodziców na pewno nie ma w środku, więc bez sprawdzania wszedł. Rozejrzał się i stwierdził, że nic się nie zmieniło we wnętrzu od ostatniego razu, kiedy tu był. Sprawdził wszystkie pomieszczenia na dole i po chwili znalazł się na górze. Nie pamiętał, które drzwi prowadziły do pokoju chłopaka, więc otwierał wszystkie po kolei. Trzecie z nich należały do Harry'ego.

Pokój był oczywiście pusty, a ze środka usunięto wszystkie rzeczy należące do chłopaka. Jedynie zostały meble, których nikt nie sprzątał, patrząc na grubą warstwę kurzu, która się na nich zebrała.

Zrezygnowany wyszedł i otworzył ostatnie drzwi. Zamarł, bo od razu zauważył do kogo należało pomieszczenie. Na ścianie obok drzwi wisiały zdjęcia, a Louis był na kilku z nich. Zaczęło mu się kręcić w głowie, więc od razu wyszedł i oparł się o ścianę, licząc do dziesięciu. To wszystko to było dla niego za dużo. Czuł, jak jego płuca się zaciskają. Nie mógł wziąć porządnego oddechu. Jakby tonął pośród wspomnień, które nagle do niego wróciły. Bo podobno potrzebny jest tylko jeden bodziec, żeby wywołać silną reakcję.

 Chwiejąc się, doszedł do samochodu i od razu drżącymi rękami wyjął ze schowka tabletki uspokajające. Połknął podwójną dawkę, zamknął oczy i spróbował unormować oddech. Nie wiedział, ile tak siedział. Może kilkadziesiąt sekund, może kilkadziesiąt minut. To wszystko pomogło mu się wyciszyć.

Po tym czasie ruszył w stronę domu. Wykonał szybki telefon do Caluma. Chłopak zobowiązał się, że poinformuje wszystkich o sytuacji, co było wygodniejsze dla Louisa. Miał ochotę pojechać gdzieś i się upić, ale wiedział, że to nie jest dobre rozwiązanie. Od problemów się nie ucieka, ani nie rozwiązuje się ich alkoholem, dlatego zatrzymał się przed domem i wszedł do środka. 

Zastał kilka osób w salonie i poczuł, jak zaczyna mu się kręcić w głowie. Bez słowa usiadł przy stole i mocno przygryzł wargę, żeby nie zacząć płakać. Wiedział, że czeka go długi dzień.

Od autorki: Dziękuję za tyle miłych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. To mnie zmotywowało do pisania, jesteście kochani:(

Jak myślicie? Co zrobił Harry i dlaczego tak się zachował?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro