Epilog
Red, white, blue is in the sky
Summer's in the air and
Baby, heaven's in your eyes
Louis obudził się i zobaczył, że Harry jeszcze śpi, więc powoli wstał, żeby go nie obudzić. Nadal był brudny po wczorajszej nocy, kiedy Styles stwierdził, że jest za bardzo zmęczony, żeby się umyć, dlatego od razu po wstaniu poszedł pod prysznic.
Nie chciał czekać na Harry'ego, bo z pewnością nie skończyłoby się tylko na myciu się, bo tego dnia mijały 2 miesiące od kiedy byli oficjalnie w związku.
Z Louisem było coraz lepiej. Żeby trochę oderwać się od rzeczywistości, kupił dom na Alasce, gdzie teraz mieszkają z Harrym. Tymczasowo, bo chcą się znowu przenieść. Ta decyzja była dobra, bo udało im się zapomnieć o problemach i zacząć od nowa.
Nie było idealnie, ale było dobrze. I to najważniejsze. Zdarzały się gorsze momenty, ale tych lepszych było dużo więcej.
Louis zrobił śniadanie, które wyglądało dość ładnie i postanowił zanieść je do łóżka. Postawił tacę na stoliku nocnym i zaczął składać pocałunki najpierw na ustach Harry'ego, a potem coraz niżej. Zauważył, że całą szyję i obojczyki chłopaka wypełniały malinki różnej wielkości, które poprzedniego dnia były jeszcze jasne. Można powiedzieć, że był z tego dumny.
Styles już po chwili zaczął się budzić, przecierając oczy, jak mały kotek. Od razu się uśmiechnął, widząc Louisa.
- Dzień dobry- wymamrotał swoim porannym głosem.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie- Louis złożył delikatny pocałunek na jego ustach.
Dostał w odpowiedzi delikatny uśmiech, który w zupełności wystarczył.
Po śniadaniu spędzili cały dzień przytulając się i zachowując się, jak typowa para, co było dziwne, bo Louis nie myślał, że jeszcze kiedykolwiek tak będzie.
Harry sprawiał, że czuł się szczęśliwy, czuł, że naprawdę żyje. To było cudowne uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał. Nigdy nie był dobry w słowach, dlatego małymi gestami starał się pokazać chłopakowi, co czuje.
- Chciałbym ci coś pokazać. Ubierz się, bo wychodzimy na zewnątrz- Louis wydał polecenie i sam poszedł się przebrać.
- Jest zimno.
- Rozgrzeję cię. Obiecuję, że nie pożałujesz- wymamrotał, nawet nie próbując powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.
Przed wyjściem, zrobił gorącą czekoladę w termosie, żeby wszystko uczynić jeszcze bardziej romantycznym. Kiedy wyszli, niebo już zaczęło zmieniać kolory i wszystko wyglądało niesamowicie.
Harry się nie odzywał, tylko patrzył, jak na niebie pojawia się najpierw zielony, później różowy. To wszystko było tak piękne, że nie potrafił oderwać wzroku.
Za to Louis patrzył na Harry'ego, bo dla niego Harry był piękniejszy od każdego cudu natury, nawet tej zorzy. Był jedynym w swoim rodzaju dziełem sztuki. Piękniejszym, niż każdy w muzeum.
- Skąd wiedziałeś, że marzyłem o zobaczeniu tego na żywo?- Styles wreszcie na niego spojrzał.
- Nie wiedziałem, ale lubisz ładne rzeczy, więc pomyślałem, że chciałbyś- wzruszył ramionami i nachylił się, żeby złączyć ich usta, smakujące czekoladą, którą pili przed chwilą.
Harry i Louis tworzyli coś idealnie nieidealnego. Miłość, która rzadko się przytrafia.
- Kocham cię- Louis wyszeptał, nawet się nie zastanawiając. Po tych słowach oboje byli w szoku, bo nigdy nie odpowiadał na te słowa Harry'ego. To miało dla niego dużą wartość i bał się to znowu powiedzieć.
- Ja ciebie też, najbardziej na świecie.
Nadal się całowali, kiedy niebo przestało zmieniać kolory i powróciło do granatu. Wiedzieli, że przeszli tak dużo, że ich miłości nie potrafiłoby nic już zniszczyć, bo Louis był siłą Harry'ego, a Harry był siłą Louisa.
Od autorki: trochę nie mogę uwierzyć, że to już koniec, ale dziękuję wam za pół roku z tym fanfiction. Jeśli macie chwilę, to proszę, zajrzyjcie do podziękowań.
btw przed chwilą opublikowałam prolog nowego ff (o larrym), więc miło mi będzie, jeśli zajrzycie!!
tytuł: "dead roses"
opis: Róże są piękne, ale ranią. Taki właśnie był Harry Styles- ranił i niszczył ludzi. Zbudował wokół siebie otoczkę, która była jak kolce. Dzięki niej nie dopuszczał do siebie ludzi.
Lubił piękne rzeczy i ludzi. Stąd zrodziła się miłość do róż, literatury, poezji i pewnego chłopaka o oczach w kolorze oceanu, ustach w różowoczerwonych róż i karmelowych włosach.
Róże nie muszą być identyczne, żeby tworzyć perfekcyjny bukiet, a połączenie różnych tworzy coś unikalnego. Tak, jak Harry i Louis- byli niezastąpionym bukietem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro