11. Ginny Weasley
Ginny Weasley od zawsze była córką Artura i Molly Weasley. Jedyną siostrą dla wszystkich swoich braci. Gryfonką.
Była też osobą opętaną przez kawałek duszy Toma Riddle'a, który był umieszczony w dzienniku. Prawie umarła w Komnacie Tajemnic.
Ginny Weasley była od niedawna Ścigającą Harpii z Holyhead. Czuła dumę za każdym razem, gdy o tym pomyślała. Nadal dziwiła się, gdy widziała siebie w lustrze z godłem Harpii na koszulce.
Każda z tych ról, powodowała, że ludzie oczekiwali od niej konkretnych zachowań. Bycia grzeczną dziewczynką, ofiarą, pewną siebie kobietą czy nieustraszoną uczennicą w świetle wojny i cierpienia. Wszyscy chcieli, by nigdy nie wychodziła poza ramy. Był tylko jeden problem. Ginny robiła to za każdym razem. Nie pozwoliła przypiąć sobie łatki ofiary i pokrzywdzonej dziewczynki. Zamiast falbanek wolała ogrodniczki, a gra w Qudditcha wychodziła jej naprawdę dobrze. Bała się, gdy szła na kolejne lekcje z Carrowami mimo że miała na sobie herb Gryffindoru.
Nigdy nie pozwoliła, by ludzie powiedzieli jej jak powinna się zachowywać i jak wyglądać. Jej mama chciała mieć córkę. Nie zgadzała się jednak, by Ginny była chłopczycą. Molly nie akceptowała wielu rzeczy u swoich dzieci. Ginny, tak samo jak Bill i Charlie, konsekwentnie to wszystko łamali.
Ale czasami, Ginny pragnęła, by było to faktycznie tylko czasami, bała się złamać te wszystkie wyobrażenia. Obawiała się odrzucenia, utraty tej akceptacji i miłości. Bała się zmiany stosunku do niej samej, kiedy ludzie odkryją, że czasami nadal śni jej się Tom Riddle, który pociesza ją po ciężkim dniu i wyzywa z nią jej koleżanki z dormitorium. Czasami obawa przed samotnością była naprawdę straszna.
***
Harry roześmiał się głośno, gdy Ginny zdobyła kolejny punkt dla ich drużyny. Spędzali właśnie wolny i ciepły dzień na podwórku za Norą i grali w Qudditcha. To była świetna zabawa, pełna śmiechu i żartów, chociaż niektórzy traktowali to jakby to był mecz życia i śmierci.
Przybił piątkę z Billem, który podleciał do niego.
– Gin-Gin, mogłaby wygrać ten mecz sama – zadeklarował Bill z dumą w głosie.
– I mogłaby cię zabić, gdyby usłyszała, że nadal ją tak nazywasz – odpowiedział ze śmiechem Harry.
Wznowili mecz, a Harry cieszył się każdą chwilą tego, a gdy w końcu skończyli, schowali miotły do szopy i reszta wróciła do Nory, Potter zobaczył jak Ginny leżała rozłożona na trawie. Miała nogi i ręce szeroko rozstawione, a jej włosy tworzyły wokół jej głowy ogniste fale rozłożone na zielonej trawie.
Harry bez słowa podszedł do niej i położył się, tak, że ich głowy były koło siebie. Potter rozłożył ręce i skierował twarz na bezchmurne niebo i słońce, które świeciło dając przyjemne ciepło. Pamiętał, że po wojnie – kiedy nie ganiali ostatnich Śmierciożerców, nie odwiedzali rannych w szpitalach, nie odbudowali Hogwartu, nie udzielali wywiadów i nie składali zeznań przed Ministerstwem, ani nie mieli koszmarów, Harry, Ginny, Hermiona i Ron spotykali się na podwórku za Norą i leżeli w ciszy na kocu, który przynosiły dziewczyny. Nie odzywali się do siebie, chyba, że ktoś chciał coś powiedzieć, ale nie był to przymus rozmowy. Cieszyli się swoją obecnością, poczuciem, że żyją i są cali, że mogą poczuć promienie słońca na twarzy i nie bać się, że ktoś ich zaatakuje, gdy będą łapać chwilę relaksu.
Harry miał wrażenie, że teraz z Ginny przeżywa znowu to samo. Leżeli na trawie, skąpani słońcem, zmęczeni i szczęśliwi po grze w Qudditcha.
– Harry? – wyszeptała jego imię Ginny.
Harry obrócił w lewo, by móc spojrzeć na jej profil. Jej niebieskie oczy spotkały się z jego zielonymi, a oprawki okularów wbiły mu się lekko w twarz.
– Co się dzieje, Gin?
Nie wiedział czy miał się martwić o przyjaciółkę czy nie. Nie wiedział czy to demony wojny znowu ją zaatakowały czy martwiła się o rodzinę. Opijał z nią niedawno jej dostanie się do drużyny Harpii i z tego co mu mówiła było tam naprawdę wszystko w porządku. Ale to, że leżeli teraz na trawie, nie było dobrym znakiem.
– Jak myślisz jak mama będzie bardzo wściekła, gdy zrobię sobie tatuaż?
Harry przypomniał sobie jej reakcje na Charliego, na jego kolczyki, długie włosy, tatuaże i blizny po opiece nad smokami. Pamiętał jak Ron wygadał się jej, że zrobili sobie tatuaże, upamiętniające ich trójkę (Hermiona miała wisiorek z takim samym wzorem, bo nie chciała tatuażu). Molly była wtedy zła i wręcz obrażona. Nie widział jej reakcji na tatuaż George'a, ale wiedział, że to było kilka miesięcy po tym jak rudzielec sobie to zrobił. Mając na uwadze znaczenie tatuażu, podejrzewał, że Molly robiła z tego najmniejszy problem.
Ale to jak zareaguje na fakt, że jej jedyna córka, chce – jak to ujęła Molly – oszczecić swoje ciało i to jeszcze na całe życie? Harry nie nastawiał się na żadną miłą reakcję.
– To zależy od tego, czy masz zamiar chodzić do końca życia w długim rękawie – odpowiedział poważnie Harry.
– Och, nie chcę nic na ramieniu – zaprzeczyła. – Myślałam o żebrach.
– To będzie boleć – uprzedził ją Harry. Skrzywił się na przypomnienie bólu. – Cholernie.
– Chodzi o to... chodzi o to, że... to nic wielkiego, prawda? – Ginny pytała niepewnie, zacinając się, a Harry nie pamiętał, kiedy ostatnim razem ją taką widział. – To nic nie zmienia, prawda? To nadal będę ja, tylko, że z jednym rysunkiem na ciele.
Harry nie miał pojęcia o co chodziło, ale jeśli Ginny miała jakieś wątpliwości, Potter chciał jedynie ją uspokoić.
– To nic nie zmieni – potwierdził z pewnością siebie. – Jesteś kimś dużo więcej niż dziewczyną z tatuażem.
***
Harry Potter na początku miał iść z Ginny do studia tatuażu jako moralne wsparcie. Potrzymać za rękę, zagadać i współczuć z bólu, gdy tatuażysta zacznie właściwą część.
Ale w końcu, obydwoje doszli do wniosku, że zrobią coś związanego z Qudditchem.
Ginny zdradziła mu, że chce trzy obręcze zrobione delikatnymi kreskami bez żadnych ozdób i detali.
Harry natomiast wahał się pomiędzy czymś małym między obojczykami, wysoko na klatce piersiowej, a dużym tatuażem na plecach, nad łopatkami i tatuażem Hedwigi. Zdecydował się jednak na coś małego z racji, że złoty Znicz nigdy nie był czymś ogromnym.
Gdyby ktoś ich zapytał o znaczenie tych tatuaży, Harry nie wahałby się z wytłumaczeniem. Ale tak jak z większością jego malunków, miały one podwójne czy nawet potrójne znaczenie. Znajomym powiedział, że to dlatego, że był przecież Szukającym w Hogwartcie. Hermionie i Ronowi mógł wyznać, że to ze względu na to, że Kamień Wskrzeszenia był ukryty w Zniczu i dzięki niemu mógł zobaczyć rodziców, Syriusza i Remusa tuż przed śmiercią z rąk Voldemorta. Ci co byli z nim bliżej, ale nie tak blisko jak Hermiona i Ron przyznał się, że złoty Znicz kojarzył mu się z wolnością, z ucieczką i poczuciem swobody, z czymś nieuchwytnym.
Gdyby ktoś zapytał Ginny czemu zrobiła taki tatuaż, powiedziałaby wszystkim, że to dlatego, że grała dla przyjemności i zawodowo jako Ścigająca i to było dla niej najważniejsze. Swoim braciom i Harry'emu mogła powiedzieć, że to ma być przypomnienie szczęśliwego czasu, który spędzali razem na podwórku za Norą, kiedy wszyscy jeszcze żyli i nie wisiało nad nimi widomo wojny, ale nie byli w samym jej środku. Ale tylko Lunie powiedziała całą prawdę. Chodziło o wybór. Chodziło o wybranie ścieżki, którą Ginny Weasley mogła kroczyć. I tak naprawdę tych dróg było dużo więcej niż tylko trzy. Ale to zawsze do niej należał wybór, w którą bramkę ma celować. Ona podejmowała ostateczną decyzję i z nią żyła. Dzięki niej przegrywała lub wygrywała.
***
– Było grane w Qudditcha, nie? – zaczął pogawędkę tatuażysta Był zbyt chudy i wysoki, by siedzieć wygodnie na swoim krześle, kiedy Ginny leżała na stole w sportowym biustonoszu i dżinsach.
– Tak, w Hogwartcie jako Ścigająca, a teraz w Harpiach na tej samej pozycji – odpowiedziała, a druga część zdania została powiedziana z dumą.
– Sam kiedyś grałem – ogłosił tatuażysta. – Jako Obrońca w Durmstrangu.
– Grasz nadal? – zapytała się uprzejmie Ginny. Harry siedział obok niej i ściskał ją za rękę, ale nadal czuła się spięta jak struna. Na początku jak weszli do studia fascynowało ją to wszystko i była naprawdę oczarowana całym wyglądem i zdjęciami czy malunkami wzorów, które się poruszały. Był nawet smok, który ział ogniem! Ale mimo tego wszystkiego, zapach i szum maszynek przypomniał jej szybko po co tak właściwie tu przyszli.
– Amatorsko – przyznał się tatuażysta. – Z kilkom znajomymi mamy małą drużynę. Spotykamy się jakoś raz w tygodniu i gramy.
– Nie szukacie może Szukającego? – zapytał się pod wpływem chwili Harry, który włączył się do rozmowy.
– A wiesz, że tak? – zaintrygowany mężczyzna odpowiedział i przyjrzał się uważniej Harry'emu. – A myślisz, że się nadasz? – dopytał go zaintrygowany.
Harry tylko uśmiechnął się szeroko i w duchu zadowolony, że tatuażysta nie wiedział kim jest jego klient.
– Tak, nada się – zadeklarowana Ginny i mrugnęła do Harry'ego.
***
Harry zaczął grać w amatorskiej lidze z tatuażystą i jego znajomymi. Odkrył jak ciekawe i fajne może być granie na boiskach, które były tworzone na dachach wieżowców, które nie były dostępne dla mugoli. Zachłysnął się również faktem, że czasami gra ze sportową rywalizacją, gdzie nie było tłumu ryczących Gryfonów i komentatora było naprawdę dużo lepsze. Ale nadal chęć wygrania gdzieś w nim tkwiła.
Zrozumiał, że czasami brakowało mu po prostu usadzenia tyłka na miotle i pofrunięciu z całą mocą Błyskawicy. A szukanie znicza było zawsze dużo lepsze niż faktyczne go złapanie. To tak jak z tym króliczkiem.
***
Przez następne dwa tygodnie Harry i Ginny spotykali się regularnie w domu Luny, jedli dziwne podwieczorki, pili zioła z niepasujących filiżanek, kontrolowali proces gojenia się tatuaży i śmiali się głośno, gdy wspominali stare czasy.
Harry pamiętał jak ognistorude włosy Ginny świeciły się w słońcu, które wpadało przez kuchenne witraże w kuchni Luny.
Harry czuł jak zimna dłoń Luny delikatnie trzyma go za nadgarstek, a jej bransoletki z muszelkami dotyka jego skóry.
Harry słyszał swój własny głos, który mówił coś o tym, że powinni robić to częściej.
Jego złoty znicz machnął skrzydłami jakby chciał uciec, a Harry jedyne czego pragnął to zatrzymać czas i zostać.
****
Znowu wyszedł mi długi rozdział, jak na tą historię oczywiście. Ale chciałam pokazać Ginny jako tą silną, ale jednocześnie osobę, która czasami potrzebuje wsparcia, pomocy i ma wątpliwości, bo nie zawsze można być tą silną i niezależną.
Zostały nam jeszcze dwa rozdziały do końca. Niby w rozpisce mam napisane, że następny rozdział miał być z Pansy Parkinson, ale nie wiem do końca o co mi chodziło. Chyba będę myśleć nad jakąś inną postacią.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro