Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

Zdecydowanie jestem szalona. Tylko wariat mógłby odebrać sobie możliwość dotykania, całowania i rozmawiania z Ethanem tylko po to, aby dać mu nauczkę za wczorajszy niewinny żart, który o mały włos, a doprowadziłby mnie do palpitacji serca. To tylko trzy dni, India. Wytrwasz w swoim postanowieniu, a potem odbierzesz nagrodę. Kręcę głową, aby odpędzić od siebie myśli o blondynie. Powinnam się skupić na świętach, które rozpoczną się za trzy dni. Muszę udać się do miasta, aby zakupić paczuszki, do których schowam prezent dla Beatrice oraz jej syna. Poza tym chcę się rozejrzeć za lokalnymi atrakcjami, aby skorzystać z rady Susan. W najbliższym czasie chcę zaprosić Ethana na randkę, ale niestety nie znam tego miasta na tyle, abym mogła rzucić jakąś ciekawą propozycję. Dlatego też dzisiejszy dzień spędzę poza pensjonatem i to wcale nie jest ucieczka. No dobra, uciekam!

Po szybkim śniadaniu wracam do swojego pokoju, aby zabrać ze sobą ciepłe ubrania oraz torebkę, lecz na korytarzu natykam się na Sophie. Przystaję pośrodku korytarza i otwarcie się w nią wgapiam, żywiąc ogromną nadzieję, że mój umysł stroi sobie ze mnie żarty. Bo to żart, prawda? Aczkolwiek, gdy z pokoju wyłania się postać mojego brata, moje pięści zaciskają się, a w uszach zaczyna szumieć z wściekłości.

- Co wy tu robicie, do diabła!? – pytam bez ukrywania swojego gniewu. David spogląda na mnie, a na jego twarzy maluje się ten cyniczny uśmieszek, który pyta: „chyba nie sądziłaś, że spędzisz święta bez naszej dwójki?" Do diabła! Za moment wyjdę z siebie i stanę obok, aby później skopać mu tyłek.

- Cześć, siostrzyczko. – wita się. – Jak miło cię widzieć w ten piękny poranek. – od tej udawanej życzliwości z pewnością dostanie rozwolnienia. Kiedy ten proces się rozpocznie, życzę sobie, aby nie zdążył do toalety. Może obsrane majtki dałby mu nauczkę, aby nie wtrącać się w moje życie. – Nie cieszysz się?

- Ani trochę, palancie.

- Cześć, India! – wtrąca Sophie. – Dobrze cię widzieć.

- Mówiąc to samo, skłamałabym. – wypowiadam ozięble. – Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – tym razem zwracam się bezpośrednio do brata, który bez najmniejszego skrępowania odpowiada.

- Po lokalizacji w telefonie. – wzrusza ramionami. – Masz włączoną opcję kontroli rodzicielskiej.

- Słucham!? – otwieram szerzej oczy. Przesłyszałam się, prawda? – To twoja sprawka?

- Nie rozumiem, dlaczego się denerwujesz. Spędzisz święta z rodziną. W dodatku w tej zimowej krainie. Będzie wspaniale.

- Nie chcę spędzać z waszą dwójką świąt! Jesteś popieprzonym manipulantem, który w dodatku śledzi każdy mój ruch! To nie jest normalne. Masz jakieś zaburzenia psychiczne, jeśli uważasz, że twoje zachowanie względem mnie jest w porządku.

- India – wtrąca Sophie. – Proszę, abyś nie obrażała mojego misiaczka w moim towarzystwie.

- Wiesz co, Sophie? – prycham. – Nie lubię cię, ale mimo to współczuję wyboru małżonka. Zapewne oboje jesteście siebie warci, a wasza miłość kwitnie w najlepsze, ale jesteście w cholerę zepsuci.

- Ciągle złościsz się za incydent z limuzyną? – pyta blondynka ze znużeniem. – Dałabyś już spokój. W końcu za dwa tygodnie będziemy rodziną.

- Jeśli uważasz, że pozostawienie mnie na mrozie bez ciepłego ubrania i komórki było zabawne to z chęcią pokażę ci na czym ta zabawa polega. Wywiozę cię do lasu, zabiorę kurtkę i wyrzucę z samochodu. Jestem przekonana, że będziesz śmiała się z tego żartu przez kilka dni. – odpowiadam sarkastycznie.

- Tylko spróbuj to zrobić, a zawiśniesz na drzewie. – wypowiada David z nieukrywaną wściekłością. – Jesteś nienormalna, jeśli rozważasz taką opcję. To nie jest bezpieczne dla jej życia i zdrowia!

- Naprawdę? – przykładam dłoń do szyi, udając zszokowanie. Co prawda, kiepska ze mnie aktorka, ale najwidoczniej David nabiera się na moje teatralne przedstawienie. – Byłam pewna, że to niewinna zabawa.

- Sophie mogłaby zamarznąć. – wypowiada z przejęciem, więc niewiele myśląc policzkuję go z siłą zawodnika sumo, próbującego otworzyć słoik z ogórkami.

- Ty pieprzony kutasie! – krzyczę na tyle głośno, aby usłyszano mnie w jadalni, ale w tym momencie nie jest to istotna kwestia. – Twoja pieprzona narzeczona pozostawiła mnie dokładnie w takich warunkach, a ciebie obchodziło jedynie, czy Sophie zabawia się rózgą sprośnego Mikołaja. Wiesz co? Prawdopodobnie to robiła! W końcu postanowiła pozbyć się bezpańskiego psa, który przy niej warował, aby mogła złagodzić ból w swojej cipce! Każdy bagatelizuje moją wściekłość, ponieważ nie mam prawa się na nikogo złościć, ale wiesz co, palancie!? Pierdol się. – spluwam prosto na jego twarz. – Oboje się pierdolcie! – spoglądam na Sophie, której policzki płoną żywym ogniem, a jej spojrzenie utkwione jest w jej kapciach w renifery. Uśmiecham się złośliwie. Mój Boże! Ona naprawdę zabawiła się ze sprośnym Mikołajem...

- Uspokój się, wariatko! – warczy David.

- Nie! Nie! – odsuwam się o krok. – To koniec tej chorej relacji brat-siostra, rozumiesz? Nie chcę cię znać. Nienawidzę cię.

- Myślisz, że posiadanie siostry jest mi na rękę? – prycha. – Nie chciałem, aby moja matka wyszła za twojego ojca, bo wiedziałem, że pojawi się taka mała idiotka, która zniszczy mi moje życie.

- W jaki sposób zniszczyłam twoje życie? Traktowałeś mnie jako przyzwoitkę dla twojej puszczalskiej narzeczonej!

- Przestań ją tak nazywać! – wrzeszczy. – Nie masz do tego podstaw!

- Niech ci powie, co robiła w limuzynie z lateksowymi bokserkami striptizera. – parskam śmiechem. – Grała w Angry Birds z jego rózgą. Była tak niegrzeczna, że musiał ją ukarać i nadział ją na swoją krainę rozkoszy...

- Zamknij się! – piszczy Sophie. – To nie jest prawda! David, ona kłamie. – wypowiada spanikowana z błagalnym wzrokiem skierowanym na jego twarz. – Kochanie, to kłamczucha. Jest zła, dlatego wypowiada te wszystkie bezsensowne słowa.

Do licha! Ona naprawdę go zdradziła. Niemal tracę całą swoją złość, kiedy widzę, jak jego ramiona opadają, a cała bojowa postawa znika. Jego spojrzenie jest pełne bólu, gdy spogląda na jej mokre od łez policzki.

- David?

- India nigdy nie kłamie. – wypowiada po cichu.

- Chciała cię zranić!

- To prawda. – zgadzam się z Sophie. – Jednak twoje reakcja jest zbyt dziwna, aby przejść obok niej obojętnie.

- Nikogo nie zdradziłam! Przysięgam!

David opuszcza głowę, wgapiając się w dywan. Zapada cisza, którą po kilku chwilach zagłuszają kroki kogoś za mną. Nie muszę się odwracać, aby wiedzieć, że to Ethan. Zapach jego perfum dociera do mnie szybciej niż jego postać. Przystaje za mną, więc całą siłą woli staram się, aby się nie odwrócić, aby ujrzeć jego niebieskie oczy.

- To ty jesteś odpowiedzialna za głupi żart z limuzyną? – pytanie jest skierowane prosto do Sophie.

- Co ci do tego!? – pyta opryskliwie.

- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. Ty jesteś bratem Indii? – tym razem pytanie płynie wprost do Davida.

- Nic ci do tego, dupku!

- Jeszcze nigdy tego nie zrobiłem, ale proszę o spakowanie swoich walizek i opuszczenie pensjonatu. Wasze pieniądze zostaną zwrócone. Obiecałem Indii spokojne święta, a wasza dwójka ma się nijak do określenia: „spokojne święta".

Nie wiem, jak powinnam zareagować. Tak naprawdę jestem pełna wdzięczności, ponieważ pierwszy raz w moim życiu stawiono się za mną. Ethan nie musiał mnie ratować, a jednak sprawił, że poczułam te przeklęte motyle w brzuchu, które są pierwszym symptomem, że powoli zakochuję się w tym mężczyźnie i boję się, że nie zdołam tego powstrzymać. Pewnego dnia obudzę się z przeświadczeniem, że jestem po uszy zakochana i jeśli mam być ze sobą szczera, ta wizja mnie przeraża. Być może dlatego, że kiedy kocham, stanę dla kogoś w płomieniach i nie każdy to docenia.

- To jakiś żart? – pyta David z niedowierzaniem.

- Nie. -odpowiada mu Ethan. – Proszę mi wybaczyć, ale te święta mają być wyjątkowe dla tej nieziemskiej kobiety – czuję, jak się rumienię, przez co zaczynam się wiercić, stojąc w jednym miejscu. Nie potrafię przyjąć komplementu, przez co moje skrępowanie bierze nade mną górę. – Aby takie były muszę was wyrzucić. Nikt więcej w ten magiczny czas jej nie skrzywdzi.

- Zabujałeś się w mojej siostrze?

- Tak. – odpowiada zupełnie poważnie. Otwieram szeroko oczy, biorąc przy tym kilka uspokajających oddechów. OMG! Ethan Hayes przyznał, że się we mnie zabujał! Do diabła! Jak mam zareagować?

Opcja pierwsza – odpowiedzieć dokładanie tak samo.

Opcja druga – zignorować wyznanie.

Opcja trzecia – uciec do swojego pokoju, aby wykrzyczeć swoją radość w poduszkę.

- W takim razie jesteś idiotą. – prycha David. – Jej nie można pokochać.

Co!?

- Pozwól, że sam o tym zdecyduję.

- Powodzenia. – wzrusza ramionami. – Ale ostrzegałem, że zmarnujesz sobie życie. Chodź Sophie, pogadamy w drodze powrotnej do Green River. – wraz z tymi słowami cofają się do swojego pokoju, a ja stoję w bezruchu, jakby moje ciało zesztywniało od nadmiaru soli w wodzie.

- David nie miał racji. – wypowiadam ze smutkiem. – Można mnie pokochać, bo jestem dobrym człowiekiem, który zasługuje na miłość. – w moich oczach pojawiają się niekontrolowane łzy. – Nie mogę pozwolić, aby jego słowa dotarły do mojego serca, bo nie chcę go przed tobą zamknąć. – czuję jego ciepły oddech na swoim karku, a jego kojący głos pozwala mi zamknąć oczy.

- Jesteś doskonała. – szepcze. – Jesteś warta miłości i nigdy w to nie wątp.

- Dziękuję.

- To ja dziękuję.

- Za co? – marszczę brwi.

- Punkt ósmy regulaminu brzmiał, że nie mogę z tobą rozmawiać. – droczy się. – To nie jest prawda, wiesz, dlaczego? – zaprzeczam ruchem głowy. – Jako pierwsza się do mnie odezwałaś, więc pierwszy punkt już został złamany.

- Wiesz czego teraz potrzebuję?

- Nie.

- Proszę przytul mnie najmocniej jak potrafisz.

- Punkt pierwszy również odhaczony. – śmieje się, ale spełnia moją prośbę. Bierze mnie w swoje ramiona, chroniąc mnie przed światem zewnętrznym. Wdycham jego zapach, czując się jak mała dziewczynka, która potrzebuje ochrony. David chciał mnie dziś doszczętnie zniszczyć, ale nie zdołał, ponieważ nadal wierzę, że jestem warta miłości. – Wiesz co?

- Mhm?

- Stoimy pod jemiołą. 

_____
Cześć!
Jak się dziś czujecie ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro