Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZECI

W dalszym ciągu moje ciało jest wychłodzone, lecz to normalne po tak ekstremalnym wyziębieniu. Co prawda, nie trzęsę się już jak owocowa galaretka, a ciepła herbata daje przyjemne uczucie ciepła, lecz mimo to moje stopy i dłonie to jeden sopel lodu. Po dwudziestu minutach oczekiwania pod stacją benzynową zaparkował zielonkawy pick-up. Na jego widok Beatrice zrywa się ze swojego stołka, uśmiechając się od ucha to ucha.

- Uwielbiam tego chłopca! – świergocze, po czym wybiega na zewnątrz, aby przywitać się z synem. Przez przeszkloną ścianę dostrzegam posturę mężczyzny. Jest wysoki i szeroki w barkach. Blond włosy ma krótko ścięte. Nie dostrzegam jego twarzy, ponieważ jest odwrócony do mnie tyłem. Nachyla się nad swoją mamą, która energicznie coś mu tłumaczy. Zapewne wyjaśnia okoliczności mojego pojawienia się na stacji benzynowej. Po chwili oboje wchodzą do środka. Niemal krztuszę się herbatą i z szeroko otwartymi oczami chłonę widok jaki mam przed sobą. Do diabła. Mam przed sobą wyborne ciacho. Blondyn jest ucieleśnieniem nocnych fantazji. Ma mocno zarysowaną szczękę, lekko zadarty nos, piwne oczy, a jego rzęsy są długie i gęste.

- Oto nasza dama w opałach. – wypowiada przyjaźnie Beatrice, wskazując na mnie. Blondyn uśmiecha się w moim kierunku, jakby naprawdę był zadowolony z mojej obecności. Zazwyczaj obca osoba w potrzebie bywa utrapieniem dla ludzi wokół, lecz przy tej dwójce czuję się naprawdę dobrze. Jakby niesienie pomocy było ich życiową misją.

- Ethan. – przedstawia się, podchodząc bliżej.

- India. – wyduszam z siebie, wciąż pochłaniając wzrokiem urodę Ethana.

- Zabiorę cię do mojego pensjonatu. – wyciąga w moją stronę dłoń. Bez zastanowienia ją przyjmuję. Z tym mężczyzną mogę wsiąść nawet w rakietę kosmiczną, by wspólnie wylecieć w kosmos, pomimo mojego lęku przed transportem lotniczym. Wstaję posłusznie z kanapy i okrywam się szczelnie kocem.

- Dziękuję za pomoc. – kieruję swoje słowa do starszej kobiety. – To naprawdę miłe i będę za to wdzięczna do końca życia.

- Och, kochanie. – Beatrice układa swoje dłonie na moich ramionach, a jej twarz rozjaśnia szczery uśmiech. – To dla mnie przyjemność. – ściska mnie na pożegnanie, co jest niespodziewane, ale miłe. Bez zastanowienia wtulam się w kobietę i przez chwilę tkwię w tej pozycji. Zaciągam się jej zapachem, który kojarzy mi się z perfumami mojej mamy. Przymykam na chwilę powieki. Tęsknię, mamo. Nie wiem dlaczego Beatrice przywołuje mi wspomnienia o zmarłej przed laty mamy, lecz nie mogę jej za to winić. Odsuwam się od starszej kobiety, a wtedy natykam się na jej zmartwione, matczyne spojrzenie, jakby doskonale dostrzegała mój żal w oczach i trwożącą tęsknotę za kobietą, którą zabrała choroba.

- Jeszcze raz dziękuję. – wypowiadam szczerze, wlewając w swoje słowa dużą dozę wdzięczności i czułości.

- Odwiedzę cię jutro. – poklepuje mnie delikatnie po policzku. – Idź z moim synem. Zajmie się tobą.

- Najlepiej jak tylko potrafię. – dopowiada Ethan i wyciąga w moim kierunku swoją dłoń. Mam wrażenie, że śnię. Być może straciłam przytomność u podnóża góry i teraz przeżywam ostatnie chwile życia marząc o tak dobrych ludziach. To nie jest realne, aby jednego człowieka spotkało tyle życzliwości ze strony dwójki zupełnie obcych osób. Nawet moja własna rodzina nie dała mi tyle czułości, co Beatrice w ciągu godziny. Kiwając jej na pożegnanie, ujmuję dłoń blondyna i pozwalam prowadzić się do samochodu. Zajmuję miejsce na fotelu pasażera, po czym mocniej otulam się kocem.

- Wybacz, ale silnik nie zdołał się nagrzać, dlatego jest tutaj tak zimno. – Ethan posyła mi uśmiech, który ukazuje dwa głębokie dołeczki w policzkach.

- W porządku. – odpowiadam, lecz po prawdzie nie odrywam wzroku od mężczyzny. To anioł w ludzkiej postaci. India umarłaś i trafiłaś w zaświaty. Innej opcji nie ma. Tak miłych facetów na tej planecie nie ma.

- Skąd jesteś? – pyta, kiedy rusza spod stacji benzynowej.

- Green River w stanie Wyoming. – odpowiadam rzeczowo.

- Brzmisz jakbyś szczerze nienawidziła tego miasta. – stwierdza z zauważalnym rozbawieniem, a jego słowa są trafne. Odkąd moja mama zmarła we własnym łóżku to piękne miasto wydaje mi się puste, jakby straciło duszę. Mieszkam tam tylko dlatego, że mój tata powtórnie się ożenił, a jego partnerka robiła wszystko, aby zatrzymać mnie blisko niego. Clara jest miła i zawsze kieruje się dobrem nas wszystkich, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć o niej ani jednego złego słowa. Była ze mną, kiedy jej potrzebowałam. Poniekąd zastąpiła mi mamę, choć jak wiadomo, serce i umysł zawsze będzie kochać kobietę, która wydała mnie na świat.

- Można powiedzieć, że nie darzę go szczególną sympatią.

- To dlaczego tam mieszkasz?

- Nie znalazłam jeszcze swojego miejsca na ziemi. Poza tym mam tam rodzinę. – Ethan skręca w wąską dróżkę, z której niecałą godzinę temu zbiegałam, uciekając przed zimnem. – Twój pensjonat jest gdzieś blisko?

- Na samej górze, dzięki czemu z okien rozpościera się widok na całe miasto i góry. W pobliżu jest również stok narciarski i karczma, w której podają najlepsze grzane wino. Powinnaś go spróbować.

- Raczej nie będę miała okazji, ale zapamiętam to miejsce.

- Dlaczego?

- W poniedziałek wracam do domu.

- Więc przed tobą cały jutrzejszy dzień.

- Muszę jakoś wrócić do hotelu, aby spakować swoje walizki przed wyjazdem.

- Zawsze szukasz wymówek?

- Słucham?

- Brzmisz jak osoba, która jest na tyle niepewna swoich decyzji, że szuka licznych wymówek, by czegoś nie zrobić. Jeśli masz wolną niedzielę to z niej skorzystaj przed wyjazdem. Tym bardziej, że twoje towarzyszki podróży pozostawiły cię na mrozie. – zerka na mnie z ukosa, co powoduje lekki dyskomfort w moim ciele, ponieważ ponownie trafnie ocenił sytuację. Powinnam nazywać się India Wymówka Mills zamiast India Rosalie Mills. Odkąd pamiętam uciekam od sytuacji, które są dla mnie niepewne, a po kilku latach weszło mi to w krew, dlatego też niewiele myśląc wypowiadam na głos argumenty, które moim zdaniem powinny zapewnić mi komfort i bezpieczeństwo. Jednakże powiedzmy sobie szczerze, co jest niebezpiecznego w spróbowaniu grzańca w karczmie?

- Jesteś psychologiem albo terapeutą?

- To zależy. – uśmiecha się figlarnie.

- Od czego?

- Od tego, czy potrzebujesz skorzystać z usług psychologa lub terapeuty.

Czy mi się wydaje, czy Ethan właśnie ze mną flirtuje? India, daj spokój. Tak dawno nie miałaś faceta, że zwyczajne pytanie wydaje ci się flirtem. Ogarnij się dziewczyno zanim się zbłaźnisz.

- Czasem potrzebuję się komuś wygadać, więc jeśli masz jakieś wolne terminy w kalendarzu to możesz mnie wpisać na sesję terapeutyczną.

- Załatwione. Pasuje ci dziesiąty grudnia o osiemnastej?

- Oczywiście.

- To jesteśmy umówieni. – obraca głowę na ułamek sekundy, by puścić do mnie oczko, na co moje serce głośno reaguje. Bum! Bum! Bum! Ten mężczyzna wydaje się być miłym flirciarzem, co z całą pewnością może być zgubne dla niejednej kobiety. Uśmiecham się pod nosem, po czym całą swoją uwagę skupiam na drodze przed nami, która w tym momencie jest dość mocno zaśnieżona.

- Mam nadzieję, że nie ugrzęźniemy w zaspie. Nie mam odpowiedniego stroju do odkopywania samochodu.

- Nie pozwoliłbym ci zamarznąć. – wypowiada hardo. – Poza tym za tym jesteśmy już blisko.

Rzeczywiście po chwili zajeżdżamy pod duży budynek, ustrojony gałęziami choinek i lampkami. Pensjonat trochę przypomina wiejską sielankę, ponieważ jego ściany są pokryte drewnem i kamieniami, a dach przystraja zaśnieżona dachówka. Wysiadamy z pick-upa, a mroźne powietrze od razu otula moje wychłodzone ciało. Jednakże nie powstrzymuje mnie przed tym, aby rozejrzeć się po okolicy. Pomimo nocnej pory, jest tu dość jasno poprzez świąteczne oświetlenie.

- Rany. – kwituję spoglądając na nocną panoramę Aspen. – Jak tu pięknie.

- Prawda? – przytakuję. – Zapewniam, że jest również spokojnie. – jego duża dłoń dotyka mojego ramienia. – Chodź. Zrobię ci coś ciepłego do picia i pokażę twój pokój. Masz ochotę na gorącą czekoladę z chili?

- Z czym? – marszczę nos.

- Chili. To taka ostra przyprawa. No wiesz, najczęściej wypala kubki smakowe.

- Wiem, co to jest chili. – śmieję się. – Ale kto dodaje je do gorącej czekolady?

- Wiele osób. – unosi brew. – Gdzieś ty się wychowała?

- Najwidoczniej z dala od takich dziwactw.

- Phi. Pewnie jesteś z tych, co gorącą czekoladę piją tylko z piankami.

- Bingo.

- Niech będzie. Zrobię ci czekoladę z piankami, ale tylko ten jeden raz, zgoda?

Przecież nasz kontakt się urwie, kiedy w poniedziałek wrócę do domu. Wzdycham i zgadzam się na tą kuriozalną propozycję. Pojutrze zniknę, więc Ethan nie będzie miał więcej okazji, by przyrządzić dla mnie słodki napój z piankami.  

_____
Dzień dobry!
Poznajcie Ethana🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro