ROZDZIAŁ PIERWSZY
ASPEN – KOLORADO
Początek grudnia zazwyczaj kojarzy się z przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia, poszukiwaniem prezentów oraz oczekiwaniem na pierwszy śnieg. Z kolei moja znajoma, lecz nie określę jej mianem przyjaciółki, grudzień uważa za idealny czas na świętowanie swojego ostatniego miesiąca wolności. W ten sposób od tygodnia biorę udział w wielu czynnościach związanych z wieczorem panieńskim, choć biorąc pod uwagę fakt, że musiałam wykorzystać tydzień wolnego, aby być obecną przy Sophie, to wydarzenie muszę nazwać tygodniem przyszłej panny młodej.
Ostatnie dwa dni tego ekscesu również spędzamy w Aspen, gdzie najbliższe koleżanki Sophie postanowiły wynająć lożę w klubie, gdzie mężczyźni wywijają swoimi fiutami w sprośnych gatkach. W dodatku w mikołajowych czapkach. Prawda, że oklepane? Przydymione światło w klubie nie daje żadnego intymnego klimatu, a głośna muzyka nie pozwala na rozmowy. Wynajęta loża odrobinkę śmierdzi, jakby przed nami jakiś pijany żul uciął sobie drzemkę na jednej z kanap, a drinki są drogie, jak cholera. Może brzmię jakby nic mi się nie podobało, ale przemawia przeze mnie zmęczenie i nie jestem wielką fanką klubów. Przede wszystkim tych z męskim striptizem. O ile męskie genitalia są podniecające, kiedy dochodzi do igraszek we własnej sypialni, o tyle fiut obcego faceta, którego ciało jest świecące od dużej ilości oliwki wywołuje moje znudzenie i niesmak.
Niemniej jednak reszta grupy bawi się w najlepsze. Podziwiają umięśnione ciała, kokietują swoimi uśmiechami, jeszcze chwila, a wdrapią się na faceta przed nami i zaczną go błagać o wspólną penetrację. Jedynie czego chcę ja, to wrócić do hotelu i zakopać się w ciepłym, puchatym kocu z kubkiem, aromatycznej, cynamonowo pomarańczowej herbaty, oglądając świąteczny film w spokoju. Mam dość spa z drinkami, wieczoru na kręgielni z panami do towarzystwa, imprezy w stylu Bollywood, która swoją drogą była kiczowata, babskich zakupów i nocnego paintballu z rażącymi różowymi pociskami, imprezy karaoke, zakupów w sex shopie i morza alkoholu. Tego wszystkiego jest zdecydowanie za dużo, a ja cenię sobie ciszę, spokój i odludzia.
Poza tym, co my robimy w zimowym górskim mieście, gdzie obecnie trwa sezon narciarski? Żadna z moich towarzyszek nie preferuje sportów zimowych, stąd moje zaskoczenie przy wyborze tego miasta na tydzień panieński. Ani razu nie miałam okazji, aby pospacerować się po okolicy w samotności. Jedyną przerwą od ciągłej zabawy jest kilka godzin snu, a otworzenie oczu o poranku równa się z rozpoczęciem kolejnego dnia aktywności, począwszy od śniadania, kończąc na jakieś tematycznej imprezie. Jeny, jestem za stara na taki maraton, choć mam dopiero dwadzieścia sześć lat.
Zerkam na zegarek i ze zdziwieniem stwierdzam, że jest już grubo po północy, a jeszcze żadna z nas nie straciła świadomości poprzez nadmierne spożywanie przesłodzonych drinków. Pijemy tylko co zwykle, więc barman w tym lokalu leci z nami w kulki, dodając do napojów minimalną ilość alkoholu, abyśmy zostawiły tutaj więcej pieniędzy. W college pracowałam jako barmanka, więc wiem, w jaki sposób naciągnąć klientów do rozrzutności.
- Sophie! – piszczy Jenna. – Mamy dla ciebie jeszcze jedną atrakcję.
O nie... Co znowu? Latające świnie z wytatuowanym napisem: „będziesz zdzirowatą żoną"? Żeby nie było, powtarzam słowa Sophie. Ona siebie określa mianem zdzirowatej, uważając to za pieszczotliwe określenie kobiety, która jest dobra w łóżku. Absurdalne, nienormalne i głupie. Czasem zastanawiam się, w jaki sposób zdołałyśmy się ze sobą dogadać. Pochodzimy z dwóch różnych środowisk, obracamy się w innych kręgach ludzi, podobają nam się inni mężczyźni, a światopogląd to temat rzeka. Dzieli nas wszystko i łączy nas jedna osoba. Mój przyrodni brat, a dokładnie jej przyszły mąż, które wręcz ubłagał mnie, abym pilnowała Sophie.
Z dobrych rzeczy jakie mogę o niej powiedzieć to to, że jest wierna i naprawdę kocha Davida. Niestety jej sposób bycia jest daleki od mojej strefy komfortu. Mimo to staram się dobrze bawić, lecz dziś już mam dość. India, to już prawie koniec. Dobiegasz do mety. W poniedziałek wrócisz do swojego mieszkania i będziesz oglądać świąteczne musicale. Naprawdę staram się ją akceptować i dobrze ją traktować ze względu na Davida. Chcę dla niego jak najlepiej, dlatego zawsze mu ulegam i bawię się w szpiega i liczę, że po ślubie przestanie mnie posyłać na misje specjalne. O ile Sophie jest znośna, jej koleżanki nie.
- O rany, dziewczyny. – świergocze. – Co to takiego?
Sama jestem ciekawa, bo po prawdzie nie mam żadnego pomysłu. Sądziłam, że już wszystko z listy atrakcji zostało skreślone. Nie wzięłam jednak pod uwagę faktu, że koleżanki Sophie, mają nierówno pod sufitem.
- Wynajęłyśmy imprezową limuzynę! – wykrzykuje Jenna, która jest najgłośniejszą osobą spośród naszej szóstki. – Właśnie zajechała przed klub!
- Zawiezie nas do hotelu? – pytam, a pięć kobiet w tym samym czasie spogląda na mnie tak, jakbym spadła z choinki. Zgroza na ich twarzach jest jasną odpowiedzią dla mnie. Nie wracamy do żadnego hotelu, gdzie czekają na nas ciepłe, wygodne łóżka i kubki pełne czekolady z piankami. Rany, naprawdę chcę napić się tej czekolady!
- Zdurniałaś? – pytanie pada z ust Grace. – Noc jest jeszcze młoda.
- Właśnie. – kwituje Sophie. – Idziemy? – przewracam oczami, lecz posłusznie wstaję z kanapy, zabieram swoją kurtkę i okrywam nią ramiona, po czym idę za drużyną narzeczeńskiego pierścienia z niechęcią. Przed klubem stoi biała, ogromna limuzyna. Ma przyciemniane szyby, lecz pomimo to, dostrzegam błyskające w oczy kolorowe świata, jakby wewnątrz znajdowała się kula dyskotekowa. Spoglądam w niebo, zasłonięte kłębiastymi chmurami i proszę tego tam na górze, aby skrócił moje męczarnie. W odpowiedzi pojedynczy płatek śniegu roztapia się na moim czole. Czy mogę to uznać za środkowy palec?
- India, wsiadasz? – pyta Sophie ze swojego miejsca z limuzyny.
- A muszę? - przytakuje. – No to wsiadam. – burczę i zajmuję miejsce wewnątrz samochodu. Jego wnętrze jest tak samo tandetne jak klub ze striptizem. Kanapa jest okryta białym, puchatym pokrowcem, ściany pokryte są jakimś środkiem z brokatem, a pośrodku na podsufitce powieszona została kula dyskotekowa. Do swojej dyspozycji mamy mini bar i uwaga – kelnera, ubranego w strój Mikołaja, a dokładniej w czerwone, silikonowe slipki, czerwoną, rozpiętą koszulę i w brodę na gumce, zaczepionej o uszy. Po minie Grace stwierdzam, że wylizałaby z niego swojego drinka, Jenna gapi się na jego miejsca intymne, więc chyba ma ochotę na mikołajowe lody, Ava jest wpatrzona w jego twarz, zapewne zastanawia się, jak ten „boski" Mikołaj wygląda bez brody, Layla, tak samo jak Jenna, ma ochotę nadziać się na rózgę, a Sophie z wielkim uśmiecham na ustach pisze coś na swojej komórce, a ja mam ochotę się zabić.
Z reguły jestem dość pozytywną osobą, lecz dziś nie potrafię go z siebie wykrzesać. Dzisiejszy pesymizm jest związany moją frustracją i zmęczeniem. Od tygodnia nie mogę się porządnie wyspać, a codzienne świętowanie ostatnich dni panieńskiego stanu cywilnego nie pomaga w odzyskiwaniu energii.
Kiedy limuzyna rusza, z głośników zaczyna płynąć muzyka elektroniczna, typowa dla nocnych klubów. Naprawdę mam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Kiedy wrócę do domu, dorwę Davida i każę mu zapłacić za mój weekend w spa, bo po tym wszystkim będę potrzebować jakieś odnowy biologicznej, ciszy, spokoju i przede wszystkim relaksu. Jest mi to winien za niańczenie Sophie, która zapewne teraz z nim wymienia wiadomości.
- Moje drogie panie. – odzywa się nasz papa smerf i podsuwa nam pod nos tacę z kolorowymi drinkami. Biorę do ręki jeden z nadzieją, że jest na tyle mocny, aby wyłączył mi myślenie. – Chciałbym wznieść toast za przyszłą pannę młodą. – Sophie unosi wzrok znad swojej komórki z szerokim uśmiechem. – Życzę, aby przyszły pan młody nie stchórzył przy ołtarzu. Tak piękna kobieta, zasługuje na to, aby noszono ją na rękach, dlatego pan młody powinien spełnić wszystkie twoje oczekiwania.
Co to są w ogóle na życzenia? Spoglądam na „kelnera" z oburzeniem. Jednakże tylko mi nie spodobały się te słowa. Reszta moich towarzyszek ma rozmarzone spojrzenia, jakby właśnie poznały idealnego mężczyznę. Według moich standardów idealny mężczyzna to taki, który nie nosi silikonowych slipów, nie smaruje całego swojego ciała oliwką i nie kręci genitaliami w klubie ze striptizem, ale jak to się mówi, o gustach się nie dyskutuje.
- David na pewno będzie cię nosił na rękach. – stwierdza Grace. – On cię uwielbia!
- Trudno się z tym nie zgodzić. – wypowiadam, choć moje słowa są całkowicie zignorowane. No cóż, nie jest mi z tego powodu przykro. Wolę w ciszy odliczać czas do końca mojej udręki. Jeszcze tylko jeden dzień dzieli mnie od powrotu do domu. W poniedziałek po południu będę już grzać materac we własnym łóżku, w swoim malutkim mieszkanku z dala od tych kobiet. Ta perspektywa jest tak piękna, aż mam ochotę się rozpłakać.
Po godzinie zabawa w limuzynie przeradza się w orgię, w której udział bierze nasz jedyny mężczyzna i cztery koleżanki Sophie. Ona sama jest zajęta graniem w angry birds na swoim telefonie. Na mnie również ten obrazek nie robi zbyt dużego wrażenia, ponieważ moim największym problemem w tym momencie jest pełny pęcherz i brak toalety w pobliżu. Nawet nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Wstaję ze swojego miejsca, po czym otwieram okienko, które dzieli nas od kierowcy.
- Mógłby pan się zatrzymać? Muszę wyjść za potrzebą. – kierowca zerka na mnie w lusterku wstecznym, po czym wciska hamulec.
- Jak pani chce. – odpowiada. Gdyby nie dzieliła nas ta ściana, zapewne bym go wycałowała. Wybiegam na zewnątrz, nawet nie zabierając ze sobą kurtki. Z zdziwieniem spoglądam na opadające płatki śniegu. Są grube i duże i spadają dość szybko. Przechodzi mnie dreszcz z zimna, więc dobiegam do najbliższego drzewa, chowam się za nim, a następnie wypróżniam swój pęcherz. Ulga, jaką czuję jest nie do opisania. Wtedy dzieje się jednak jeszcze jedna rzecz – limuzyna odjeżdża.
____
Moi kochani,
Wraz z początkiem grudnia wstawiam nową książkę o tematyce zimowo świątecznej.
Rozdziały będą pojawiać się około 2 razy w tygodniu, może więcej, w zależności od mojego czasu na pisanie.
Wszystkie książki na moim profilu zostaną zakończone.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro