Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Po ponad pięciu godzinach jazdy samochodem w końcu dotarłam do Green River, lecz kiedy zaparkowałam samochód na podjeździe mojego rodzinnego domu, mam ochotę wbić wsteczny, aby ponownie wykonać pięciogodzinną trasę do Aspen. A to wszystko przez widok samochodu Davida zaparkowanego przy krawężniku. Rozpocznie się wojna domowa.

Z jękiem niezadowolenia wysiadam z Hyundaia, po czym kieruję się do drzwi wejściowych. Prawdopodobnie lepszym pomysłem byłby powrót bezpośrednio do mojego mieszkania, ale obiecałam tacie, że odwiedzę ich dzisiaj po południu, a dana obietnica jest zobowiązująca. Nawet w obliczu tajfunu, jakim jest mój przyrodni brat. Jestem pewna, że czeka na mnie, odkąd dowiedział się od Clary, że wpadnę na kawę i ciasto. Najwidoczniej moja macocha nie potrafi trzymać języka za zębami. Nic dziwnego, skoro David jest jej jedynym biologicznym dzieckiem, a ja jedynie córką jej obecnego męża. Aczkolwiek zawsze traktowała mnie dobrze, więc cieszę się, że jest w moim życiu.

Nie kłopoczę się z pukaniem do drzwi. Po prostu wchodzę do środka. W końcu mieszkałam w tym miejscu przez dwadzieścia dwa lata swojego życia i w dalszym ciągu traktuję do miejsce jako swój prawdziwy dom. Moje mieszkanie nie ma w sobie rodzinnego ducha, choć po śmierci mojej mamy, ten dom również, lecz w jego ścianach żyją wspomnienia.

- Cześć! – wołam z korytarza, kiedy zdejmuję buty, a kurtkę odwieszam do szafki. W pierwszej kolejności dobiega do mnie Koko, suczka rasy corgi. – Hej, słoneczko. – klękam, aby pogłaskać jej sierść. Koko merda z zadowoleniem ogonem, a jej język oznacza mokry ślad na moim policzku. – Też cię kocham, urwisie. – całuję jej pyszczek, po czym wstaje z klęczek i obie drepczemy do kuchni, gdzie krząta się Clara. – Cześć.

- Och! – rudowłosa kobieta podskakuje. – Dziecko, nie skradaj się tak do starszej kobiety. – śmieje się, a następnie podchodzi do mnie, by złożyć pocałunek na moim policzku. – Wszystko w porządku? – jej matczyny ton jest naprawdę miły. Najwidoczniej arogancja Davida weszła mu w krew za sprawą jego nieznanego biologicznego ojca, ponieważ jego mama jest naprawdę przemiłą osobą.

- Tak. Całe szczęście nie nabawiłam się zapalenia płuc. – odpowiadam spokojnie. – Co tak pachnie?

- Piekę domowe pączki. Poczęstujesz się?

Jasny gwint! Niech mnie piorun zmiecie z tej planety! Znowu mam do czynienia z pączkami. W ciągu dwóch dni zdołałam nabawić się na nie alergii, a to wszystko za sprawką Ethana. Może gdybym nie wypowiedziała na głos swoich myśli, w dalszym ciągu lubiłabym wpychać w siebie te okrągłe słodkości, ale na ten moment pączek z lukrem nosi imię – Ethan. W zasadzie przez całą swoją podróż z Aspen do Green River, nie myślałam o nim zbyt wiele. Z kolei ostatniej nocy przeanalizowałam jego zachowanie oraz jego zwierzenia i stwierdziłam, że mówił prawdę. Nie sądzę, aby miał powód, aby mnie okłamywać. Niemniej jednak w dalszym ciągu nie wiem, czy święta spędzę w jego pensjonacie. Na podjęcie decyzji mam jeszcze dwa tygodnie.

- Nie jestem głodna. – odpowiadam, choć mój żołądek rozpoczyna protest, słysząc te słowa. Uparcie go ignoruję. – Ale z chęcią napiłabym się kawy.

- Dobrze. Siadaj, ja zrobię. Opowiadaj, jak było.

- Naprawdę muszę?

- Domyślam się, że z Sophie i jej świtą nie było zbyt miło. Zwłaszcza, gdy zostawiły cię samą na mrozie.

- Jestem zaskoczona, że David wam to opowiedział.

Nie sądziłam, że mój głupi brat zdecyduje się powiedzieć rodzicom, do czego zdolna jest Sophie. Zakładałam, że prędzej przedstawi mnie w świetle zawistnej idiotki, która czerpie przyjemność z krzywdzenia jego ukochanej narzeczonej.

- On uznał to jako żart, więc opowiedział nam to w formie dowcipu. – No to się wyjaśniło... - Jakbyś widziała reakcję twojego staruszka. – śmieje się, kręcąc przy tym głową. – Myślałam, że David tego dnia straci głowę albo co najmniej język.

- Gdzie jest teraz?

- David czy twój ojciec?

- W sumie obaj.

- Naprawiają taras za domem. Za moment zapewne przyjdą. – Clara odwraca się plecami do mnie i nastawia wodę na kawę, cicho nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek Katy Perry. Moja macocha jest jej największą fanką. Swego czasu nawet kopiowała jej styl ubierania i przefarbowała włosy na czarno. Jednakże ten kolor zupełnie do niej nie pasował, więc prędko wróciła do rudawych odcieni. – Jakie masz plany na święta?

- Em, jeszcze nie wiem. – dukam. Po prawdzie dostałam zakaz od Davida, aby spędzać z nim i Sophie święta, dlaczego pozostały mi dwie opcje do wyboru. Opcja A – święta spędzę w Aspen w towarzystwie Ethana i innych gości pensjonatu, popijając grzane wino, słuchając dźwięku pianina i ubierając ogromną choinkę. Opcja B – pozostanę w swoim mieszkaniu, oglądając w telewizji świąteczne romansidła, zajadając się lodami o smaku ciastek.

Obie opcje brzmią sensownie, prawda?

- Sytuacja między tobą, a Sophie jak sądzę jest napięta, prawda?

- Jak struna w skrzypcach. – burczę. – Do czego zmierzasz?

- Rozmawiałam z twoim ojcem i myślimy, aby spędzić te święta w domu. Co roku wyjeżdżamy na dwa tygodnie, więc może w tym roku spędzimy te święta wszyscy razem?

Nie wiem czemu, ale nie czuję ekscytacji na myśl, że pierwszy raz od dawna będę miała okazję spędzić święta z rodziną, która nie ogranicza się jedynie do Davida i Sophie. Jednakże zdołałam się przyzwyczaić do corocznych podróży mojego ojca i Clary i nieszczególnie mi ich brakowało przy stole podczas bożonarodzeniowego śniadania. Może dlatego, że co rok dostawaliśmy krótkie nagranie z ich podróży i zawsze wyglądali na nich szczęśliwie. India, doskonale wiesz, że ich obecność na święta w Green River sprawi, że nie będziesz mogła wykorzystać zarówno opcji A jak i opcji B.

- Niespecjalnie cieszy cię ta perspektywa. – sugeruję. Mnie też ona nie cieszy.

- Jeśli mam być szczera, wolałabym pić drinki na Bora-Bora. Perspektywa przygotowywania świąt mnie przeraża.

- W takim razie lećcie na Bora-Bora.

- A co z tobą?

- Jestem dorosła. Poradzę sobie.

- Jesteś pewna? Nie chcielibyśmy, abyś święta spędzała sama.

- Clary, nie martw się o to, dobrze? Nie zmieniajcie swoich tradycji przez wzgląd na moje napięte stosunki z Davidem i Sophie.

- Jesteś dla nas wszystkich za dobra. – stwierdza Clara. – Najgorsze jest to, że nawet nie przyznasz się nam, jeśli rzeczywiście te święta spędzisz sama.

- No cóż. Taka już jestem.

~***~

Po godzinie rozmów z moją macochą, postanowiłam odszukać swojego staruszka, który jak sądzę nie wie, że od dłuższego czasu jestem w domu. Przechodzę przez salon, a następnie wychodzę na taras przez przesuwne drzwi. Od razu dostrzegam Davida. Siedzi na jednym z krzeseł i energicznie wystukuje coś palcami na ekranie swojej komórki. Z kolei po tacie nie ma tu żadnego śladu.

- Gdzie jest tata? – pytam oschle, a głowa mojego brata gwałtownie się unosi. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, zapewne byłabym już martwa. Aczkolwiek złość Davida nie robi na mnie większego wrażenia, ponieważ jedyną osobą, która powinna wyładować swój gniew i żal, jestem ja.

- Gdzieś. – prycha.

- Jakie to dorosłe. – wypowiadam z dużą dozą ironii.

- Ty masz czelność mówić mi, że nie zachowuję się jak dorosły!? – oburza się i wstaje z krzesła. – Zmusiłaś Sophie do powrotu pociągiem! – wymachuje rękami, jakby chciał zagarnąć całe powietrze dla siebie.

- Dlaczego po nią w takim razie nie pojechałeś?

- Bo mnie o to nie poprosiła!

- Aha. – unoszę brew. – Czyli nie potrafisz zrobić niczego z własnej woli?

Od dzisiaj mam stuprocentową pewność, że David nie ma piątej klepki. Brakuje mu jakieś cząstki męstwa, biorąc pod uwagę fakt, że samodzielnie nie jest w stanie zrobić niczego miłego nawet względem swojej ukochanej Sophie. Nie spodziewałam się, że nie pojedzie po nią do Aspen przez wzgląd na fakt, że go o to nie poprosiła. Ja pierdolę. To nie jest poważne zachowanie!

- Sophie nie lubi, gdy się rządzę. – Nie jestem pewna, ale śmierdzi mi tutaj pantoflarstwem.

- Jestem pewna, że wolałaby abyś po nią przyjechał, idioto. – parskam śmiechem. – Ze stacji kolejowej też jej nie odbierzesz?

- Zamknij się! Nie byłoby tej sytuacji, gdybyś nie zostawiła jej w Aspen!

- Czyli to moja wina?

- Oczywiście, że tak! Ty i ta twoja cholerna duma!

Kiedy tak spoglądam na Davida w mojej głowie krąży pytanie: „co on takiego ma w sobie, że Sophie w dalszym ciągu z nim jest?" Nie mogę mu zarzucić, że nie jest przystojny, ponieważ wygląda dobrze, choć nie tak, jak Ethan. Mój brat jest wysoki, ale trochę zbyt chudy. Za to jego kontury twarzy są zdecydowanie ostre i męskie. Jednakże jego sposób bycia ma wiele do życzenia. Swoją pracę traktuje jak przymus, a czas wolny najczęściej poświęca na gry komputerowe. Co prawda nie wątpię, że jest po uszy zakochany w Sophie, ale to, w jaki sposób czasem ją traktuje jest dla mnie dziwne. Chociażby fakt, że nie pojechał po nią do Aspen tylko dlatego, że nie padła taka prośba, gdzie sądzę, że każdy mężczyzna, który poważnie myśli o kobiecie, bez zastanowienia jej pomoże, gdy ta będzie w niewielkich opałach.

- Wiesz co, David? Mam ciebie po dziurki w nosie. Choć raz poszukaj winy w Sophie oraz w sobie. Oboje traktujecie mnie jak waszą służącą, która spełnia wasze zachcianki. Chociaż raz zapytałeś się, jak się czuję? Odpowiem za ciebie. Nigdy. Nie byłeś nawet szczególnie zainteresowany tym, że twoja narzeczona i jej koleżanki pozostawiły mnie na mrozie dla zabawy, która dla mnie osobiście nie była śmieszna. Za to jesteś wielce oburzony, że postanowiłam się odciąć od Sophie. Sądziłeś, że mam psychikę ze stali i dam sobą tak długo pomiatać? Żyłeś w błędzie, ponieważ to koniec. Nasze stosunki znacznie się ochładzają i nie musisz nawet sprawiać sobie kłopotu z zapraszaniem mnie na wasz ślub.

- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś egoistką?

- David, naprawdę? – parskam śmiechem. – To ja jestem egoistką?

- Oczywiście, że tak! Usuwasz się z naszego życia, kiedy naprawdę cię potrzebujemy.

- Właśnie sam powiedziałeś, kto kogo potrzebuje bardziej. – uśmiecham się cynicznie. – Ja was nie potrzebuję, więc się wycofuję.

- India! Córeczko. – woła za moimi plecami tata. – Chodź do swojego staruszka i się przytul jak mój mały niedźwiadek!

Uśmiecham się na głos mojego taty, lecz zanim wracam do domu, ukazuję Davidowi pewien znaczący palec, który oznacza, że może mnie jedynie cmoknąć w tyłek. 

_____
Rozdział może nudny, ale takie przejściowe również muszą się pojawić 😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro