Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

Ethan

Nie minęło pół godziny od otrzymania listu od Indii, a już zyskałem możliwość znokautowania trzech podpunktów z regulaminu. Po pierwsze znów mogę z nią rozmawiać. Po drugie mój dotyk jest już dozwolony, a po trzecie właśnie stoimy pod jemiołą, czyli mam prawdo do pocałunku. Nawet jeśli ciemnowłosa nie miała innego wyjścia, jak się do mnie odezwać zważając na zaistniałą sytuację z udziałem jej zidiociałego brata, to prośba o przytulenie i jemioła nad głową to szczęśliwe zrządzenie losu. Kiedy już zasmakuję jej ust, wieczorem postaram się o dostęp do jej łóżka, a to oznacza, że jestem mistrzem w jej grę.

- To nie tak miało wyglądać. – uśmiecha się radośnie. – To wszystko przychodzi ci za łatwo.

- Nie wspominałem ci, że jestem mistrzem w gry planszowe? – unoszę brew. – To oznacza, że totalnie wymiatam we wszystkim!

- To zabrzmiało dość narcystycznie.

- To dobrze. – pstrykam ją w nos. – Przynajmniej wiesz, że masz przed sobą faceta, który jest wyśmienity we wszystkim. A teraz czas na pocałunek! Jemioła nad naszymi głowami czeka na małe przedstawienie.

- Ale z ciebie głupol. – chichocze i uderza mnie pieszczotliwie ramię. – Jestem pewna, że tej jemioły tutaj nie było.

- Niby kiedy miałbym ją powiesić?

No dobra! Przyznaję. Powiesiłem ją zaraz po otrzymaniu od niej listu. Uznałem, że powieszenie kawałka krzewu przed jej pokojem to idealny pretekst, by móc ją pocałować. Poza tym wiedziałem, że w tym miejscu występuje największe prawdopodobieństwo, że się „przypadkiem" spotkamy. Jak już mówiłem, bywam świetny we wszystkim za co się wezmę, więc do końca dnia zwyciężę również z Indią.

- Kiedy jadłam śniadanie? – sugeruje.

- W tym czasie byłem bardzo zajęty.

- Niby czym?

- Szukaniem idealnej jemioły. – szepczę wprost do jej ucha. – No dalej. Nie każ mi czekać. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję tego pocałunku.

- Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuję podwózki do Amandy! – wrzask mojej babci prędko chłodzi moje zapędy. Szlag by to! Kompletnie zapomniałem, że umówiłem się z babcią na rodzinną przejażdżkę. To chyba oznacza, że z pocałunku nici? – Zdajesz sobie sprawę, że niepunktualność to ogromna wada? Rozumiem, że zatrzymała cię ta młoda, piękna dama, ale ja również jestem damą sędziwego wieku i żądam, abyś mnie zawiózł do ciotki Amandy! Teraz. Natychmiast. Do jasnej Anielki, już! – babcia zakłada ręce na biodra, a jej wzrok jest jednocześnie karcący, jak i zaciekawiony Indią, która z kolei wygląda na zdezorientowaną. Tak, wiem mała. Ja też miałem ochotę na ten pocałunek, ale terrorysta mojej rodziny nie potrafi czekać...

- Babciu, poznaj proszę...

- Nie mamy teraz na to czasu! Ciotka Amanda właśnie wsadziła do piekarnika swoje popisowe pierniki i mam ochotę ich skosztować, gdy będą ciepłe! – odwraca się na pięcie i szybkim krokiem idzie w kierunku wyjścia na zewnątrz.

- Leć zanim dostaniesz od babci mocnego klapsa. – prycha India, a jej dłoń ląduje na moich pośladach. Na jej ustach zagościł zawadiacki uśmiech, który cholernie mnie pociąga. Czuję całym sobą, że ta kobieta to moja bratania dusza i towarzyszka życia. Jeśli to wrażenie jest złudne, przestanę ufać swojej intuicji.

- Młoda damo! – woła babcia. – Jedziesz z nami!

- Przepraszam, ale...

- Koniec dyskusji! – wtrąca babcia. – Jeśli powiedziałam, że wybierasz się z nami to oznacza, że nie masz innego wyjścia. Grace Hayes rozdaje karty w tej rodzinie.

- Ta kobieta to terrorysta. – wypowiadam po cichu. – Rób co każe, jeśli ci życie miłe.

~***~

Odkąd moja babcia przeszła na zasłużoną emeryturę, nikt z rodziny nie widuje jej często. Grace postanowiła swój wolny czas wykorzystać na podróżach, nauce szydełkowania, plotkowaniu z przyjaciółkami (tymi, które jeszcze żyją) oraz szukaniu nowych znajomości, aby zastąpić obecne, gdy całe grono się wykruszy, a ona zostanie sama. (Tak, moja babcia uważa, że jest nieśmiertelna). Niemniej jednak widuję ją rzadko, ale kiedy już się pojawia, uwaga wszystkich dookoła musi być skierowana wyłącznie na nią. Prawdopodobnie to zasługa mojego dziadka, który nauczył ją, że ona jest najważniejsza, najmądrzejsza i najpiękniejsza. Innymi słowy, Grace Hayes jest osobowością narcystyczną, co nie zmienia faktu, że i tak ją wszyscy kochają.

- Jedziesz za wolno. – wypowiada z tylnego siedzenia mojego pick-upa. – Wleczesz się jak ślimak uciekający przed Francuzami. Dodaj trochę gazu, bo jesteśmy spóźnieni.

- Jest zima, babciu. – burczę. – Drogi są oblodzone.

- Boisz się zakręcić bączka na asfalcie? – pyta z niedowierzaniem. – Miękka faja. – India siedząca obok mnie parska śmiechem, jakby moja babcia wypowiedziała najzabawniejszy kawał, jaki istnieje.

- Ty też uważasz, że jestem miękką fają? – zwracam się bezpośrednio do niej, przelewając w swoje słowa tyle erotyzmu, ile tylko potrafię wykrzesać w obecności siedemdziesięcioletniej babci.

- A powinnam?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

- Teoretycznie odpowiedź kończąca się pytajnikiem na końcu, może być również odpowiedzią. – wtrąca babcia. – Ewidentnie twoja towarzyszka uznała, że jesteś miękką fają, ale postanowiła to ukryć za pomocą tego niewinnego pytania. Dzięki temu uchroniła twoje męskie ego przed destrukcją. Poza tym, kochaniutka – tym razem zwraca się bezpośrednio do ciemnowłosej. – skoro uważasz mojego wnuka za miękką faję, to dlaczego pchasz się w jego ramiona. Jeśli penis niedomaga to wiej dziewczyno. – o mały włos, a zderzyłbym się z ciężarówką jadącą z naprzeciwka. Z mocno bijącym sercem zwalniam pedał gazu, aby wziąć kilka głębokich oddechów. Czy moja babcia właśnie powiedziała, że mam problemy z erekcją? Że co!?

- Nie twierdzę, że Ethan ma problem z erekcją. – odpowiada jej India, a w ton jej głosu wkrada się nutka zażenowania. Nic dziwnego, skoro odpowiada na zarzuty siedemdziesięcioletniej babci, która plecie bzdury.

- Dzięki Bogu! – wykrzykuje Grace. – Już rozmyślałam, w jaki sposób wypisać cię z testamentu. – klepie mnie w ramię. - Jak dobrze, że prędko rozwiałaś moje wątpliwości, młoda damo. – w lusterku wstecznym dostrzegam jej promienny uśmiech skierowany w kierunku ciemnowłosej.

- Nie ma za co. – mamrocze India.

- Zostajesz z nami na święta? – Uff! Ta szybka zmiana tematu brzmi jak błogosławieństwo.

- Planuję zostać aż do Nowego Roku.

- Cudownie! W takim razie chciałabym zaprosić waszą dwójkę na spektakl „Opowieści wigilijnej". Oczywiście już kupiłam dla was bilety...

- Kiedy to zrobiłaś?

- Dwa miesiące temu.

- Wtedy nawet nie wiedziałem, że ktoś taki jak India istnieje.

- Byłam u wróżki, która powiedziała mi, gdzie sprzedają bilety za pół ceny. Musiałam skorzystać z tej oferty, ale dopiero później zorientowałam się, że nie lubię chodzić do teatru. Jako że jesteście młodzi i niezbyt zainteresowani kulturą, wręczam wam w prezencie dwa bilety na starego zrzędę powtarzającego frazę: „nienawidzę świąt". Spektakl rozpoczyna się dzisiaj o dwudziestej. Bilety zostawiłam w recepcji. O! – klaszcze w dłonie. – Dojechaliśmy! – prędko naciska za klamkę i czym prędzej wyskakuje z samochodu. Czasem odnoszę wrażenie, że to dwudziestolatka uwięziona w ciele starej kobiety. Inaczej nie potrafię wyjaśnić jej nadpobudliwości i witalności. – Amando! – krzyczy. – Amando! Już jestem!

- Twoja babcia zawsze jest taka dziwna?

- Każdego cholernego dnia. – śmieję się. – Tak sobie teraz myślę...

- Och, potrafisz?

- Och, ktoś tutaj chce dostać klapsa. – pokazuje mi język, co jest naprawdę urocze. – Moja babcia właśnie załatwiła nam randkę. To ona nas zaprosiła, więc punkt szósty twojego regulaminu również przestaje obowiązywać.

- Szlag by to!

- Bączku, musisz pogodzić się z faktem, że los mi sprzyja, kiedy gram o wszystko, czego pragnę. W tym przypadku, pragnę ciebie. 

____
Jak na razie udaje mi się wstawiać jeden rozdział na dzień i mam nadzieję, że to się utrzyma 😛
W tym tempie książkę skończę do grudnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro