×Serce nie sługa×
Adelheid siedziała na beżowym fotelu w kawiarence. Ściskała w rękach filiżankę cholernie drogiej kawy. Była załamana, ledwo powstrzymywała się od łez.
—Jesteś pewien, że chcesz wyjść za Erzsebet? — spytała.
— Jasne, że tak — powiedział wyraźnie zadowolony Roderich. — Już dawno to planowałem.
— Nie myślisz, że to za wcześnie?
— Jesteśmy razem już ponad dwa lata. — Wzruszył ramionami. — Chyba najwyższy czas wziąć ślub.
Po co ci ona?!Masz mnie! Co ma ona, czego nie mam ja? — takie myśli krążyły w głowie Szwajcarki. Wiedziała, że ta decyzja jest przemyślana i w pełni świadoma, ale nadal nie mogła do siebie tego przyjąć. Osobiście uważała iż nie pasują do siebie. Adelheid dopiła czarny płyn i odstawiła filiżankę na stolik.
— W takim razie cieszę się, że się pobieracie — skłamała. Wstała i chwyciła kurtkę. — przepraszam, ale muszę już iść.
— Poczekaj — wzrok Szwajcarki od razu skierował się na Austriaka — To dla ciebie. — podał jej kopertę.
— Co to?
— Zaproszenie na mój ślub.
Adelheid trzasnęła drzwiami od mieszkania. Rzuciła swoją skórzaną torebką o podłogę nie przejmując się o jej zawartość, która mogła zostać właśnie zniszczona. Nie mogła powstrzymać łez. Oparła się o blat w kuchni i starała się opanować. Walnęła pięścią, po czym zawyła gorzko. Ona chciała tylko jego miłości, czy to tak dużo? Chciała być kochana. Chciała tylko tej cholernej, pieprzonej miłości! Skuliła się na ziemi łkając. Drzwi do mieszkania się otworzyły i stanął w nich młody chłopczyk z przewieszoną przez ramię torbą.
—Już jestem! — krzyknął chłopiec, chcąc poinformować siostrę o swojej obecności, jednak to w jakim stanie ją zobaczył zszokowało go. — Siostrzyczko? Co się stało? Czemu płaczesz? — uklęknął przy dziewczynie. Ta jedynie objęła go i przytuliła mocno, głaszcząc po głowie.
— Więc co się stało, siostrzyczko? — spytał Noah patrząc zaniepokojony na blondynkę, która zdążyła się już trochę uspokoić. — Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
— On się żeni — powiedziała, a jej oczy znów się zaszkliły.
— Huh? Pan Roderich się żeni? — zdziwił się nastolatek.
Skinęła głową. Zacisnęła pięści. Nie chciała o tym rozmawiać, ale nie chciała też zostać sama.
— Noah? — zwróciła się do brata. — Mógłbyś zaparzyć mi herbatki?
— Tak, jasne.
Adelheid siedziała patrząc się ślepo w sosnowy blat stołu, przy którym siedziała. Nigdy wcześniej nie była zakochana, ani zazdrosna (chyba, że chodziło o jej brata). Poświęcała się całkowicie pracy i nie miała czasu na rzeczy takie jak romanse. Chciała wychować brata i rozkręcić biznes, by wreszcie być bogata i spokojnie żyć. Kiedy zauważyła to, że darzy Austriaka uczuciem dosłownie się przeraziła, było to dla niej coś nowego. Na początku unikała kontaktu ze swoim obiektem westchnień, ale finalnie postanowiła zignorować to uczucie i zachowywać się stosunkowo normalnie. Teraz nie mogła patrzeć na niego i jego wybrankę, bolało ją to. Żałowała tego, że nie powiedziała o swoich odczuciach wcześniej. Najlepsze było to, że właśnie Adelheid doradziła Roderich'owi oświadczyny. W tym momencie była zła na wszystkich, na siebie, na Rodericha, na jego partnerkę, na kelnera, który podał zimną kawę. Miała ochotę kogoś rozszarpać albo znów się rozpłakać, a najlepiej obydwa na raz.
— Gotowe. — Noah postawił szklankę na stole i usiadł na przeciwko siostry. — Mogę zrobić obiad, jeśli chcesz.
— Nie trzeba.
Herbata była dobra, jej ulubiona. Kochała herbatę z miodem i cytryną. Wzięła łyka gorącego, cudownego napoju. Oczy nadal ją piekły, ale czuła się już lepiej.
— Jak w szkole? — Próbowała rozluźnić atmosferę, która była dość sztywna.
— Dobrze. — Uśmiechnął się. — Dzisiaj nie działo się nic specjalnego. Pomagałem z Natalką w pracowni artystycznej.
Natalia była Białorusinką i przyjaźniła się z Noahem od rozpoczęcia podstawówki, mimo że są ze sobą zżyci to nie łączy ich nic prócz przyjaźni. Tak samo jak ona i Roderich kiedyś, teraz ona czuła coś więcej, a on nie.
— Wciąż chodzicie razem na kółko plastyczne? — powiedziała pociągając nosem. Nie rozumiała jak jej uroczy i niewinny braciszek może się przyjaźnić z demonem w ciele nastolatki.
— Tak — potwierdził. — Ty ślicznie rysujesz.
— Jasne — zaśmiała się. — Mówisz tak tylko dlatego, bo chcesz mnie pocieszyć.
— Nie lubię, kiedy płaczesz — stwierdził.
Adelheid westchnęła. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Spojrzała słabym wzrokiem na brata. Dopiła zrobioną przez niego herbatkę i wstała.
— Ja naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. — Złapała się za bolącą od emocji głowę. — Słabo mi, pójdę się położyć. Odrób lekcje, dobrze?
— Jasne, siostrzyczko.
Szwajcarka położyła się na łóżku i patrzyła w sufit. Chciała odpocząć, odciąć się od rzeczywistości. Całe życie była skąpą egoistką i świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Może to dlatego Austriak jej nie chciał? A kto by chciał kogoś takiego jak ona? Kto chciałby materialistkę, która dba tylko o własny interes? Nikt.
— Pojawię się na Weselu — powiedziała obojętnie. — Przyjdę z bratem, oczywiście jeśli to nie problem.
— Oczywiście, że nie. — Usłyszała odpowiedź ze słuchawki. — Muszę kończyć. Do zobaczenia!
Rozłączyła się. Zdecydowała, że pójdzie na wesele. Nie miała nic do stracenia. Chciała ostatni raz zobaczyć kogoś, kogo darzyła pięknym uczuciem. Wejdzie, da prezent parze młodej, chwilę posiedzi na imprezie i wyjdzie. Tak zrobi. Ona i Roderich są przyjaciółmi, więc raczej powinna się zjawić. Tak postąpiłaby każda przyjaciółka, racja?
Stała przed kościołem. Ubrana w jasnoróżową sukienkę do kolan i grube białe rajstopy, a na nogach miała pantofelki, zarzucony miała na siebie gruby płaszcz z powodu zimna. Weszła do środka. Usiadła razem z bratem w ławce i przyglądała się temu jak raz na zawsze traci miłość swojego życia. Wiedziała, że nie może nikogo za to winić, ale nadal czuła żal, przecież to decyzja Roderich'a z kim się żeni i to jego decyzja kogo kocha. Adelheid zostało jedynie życzyć mu i jego wybrance, by żyli długo i szczęśliwie, póki śmierć ich nie rozłączy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro