Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10


    Azale gdy podniósł głowę, modlił się z całych sił, aby osoba która go trzymała, mogła wyzwolić go od tych przerażających wizji.

  Rudzielec pomyślał o swoim bracie a następnie o Mitisie. Pamiętał bardzo dobrze ich ciepło, a ramiona owinięte wokół niego, dawały mu poczucie bezpieczeństwa. 

   Jednak obraz tych dwóch młodzieńców, szybko zamazał się w jego głowie, a w ich miejscu pojawiła się wysoko postać, o czerwonych oczach.

- Leal… - Wyszeptał Zale, łapiąc się kurczowo ramion mężczyzny. W chwili kiedy miał powiedzieć coś jeszcze, z jego oczu popłynęło więcej łez, zamazując pole widzenia Azale.

    Przystojna twarz Leal, nagle straciła wszystkie swoje barwy. W pewnym momencie na Azale patrzyła czarna dziura, bez oczu, ust i bez nosa. 

   Rudzielec zaczął się szarpać, jęcząc i krzycząc głośno. Dłonie, które go trzymały zaczęły się wydłużać i wykrzywiać, a skóra stawała się czarna. 

    Azale przestał oddychać. Nie chciał czuć zapachu palonego ciała, który zapewne zaczął wydobywać się z trzymającego go trupa. Próbował wydostać się z pułapki, ale otaczające go ramiona były zbyt silne. 

    Czarna istota wzmocniła swój uścisk, zbliżając głowę do młodzieńca. 

   Azale trzymał swoje oczy zamknięte a także zacisnął szczęki. Istota chce go spalić. Chce go zabić i zabrać wszystko co ma. Nie było dla niego ratunku.

-... Zawsze będę dla ciebie… Otwórz oczy… Rozerwę wszystko i wszystkich… Nie zatracaj się… proszę… bądź przy mnie…

   Szept rozbrzmiewał coraz głośniej, wbijając się w umysł młodzieńca, rozpraszając jego zbłąkane myśli. 

   Azale otworzył usta, wciągając powietrze i zapominając o odorze. Zniknął on razem ze spaloną skórą oraz z osobą bez twarzy. Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło.

   Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło…

- Azale…

    Szept rozległ się bliżej twarzy rudzielca, a on skuszony otworzył swoje oczy.

- Leal… - Oznajmił, widząc przed sobą szkarłatne oczy na przystojnej twarzy. Ich nosy prawie się stykały, a Azale bardzo zapragnął pewnej rzeczy.

    Chciał aby Leal go pocałował.

    Mężczyzna jakby czytając w myślach rudzielca, przybliżył swoją twarz do twarzy Azale. Zanim jednak ich wargi się dotknęły, Leal podniósł głowę i musnął wargami czoło niższego chłopaka. 

   Przez ten mały czyn, serce Azale zabiło mocniej a jego policzki oblały się szkarłatem.  

   Rudzielec nadal trzymany w ramionach, rozejrzał się po ulicy. 

   Samochody jeździły powoli po drodze a ludzie szli, omijając ich szerokim łukiem. 

- Czy to wszystko tylko sobie wyobraziłem? - Zapytał Azale na głos, nie wiedząc czy zacząć panikować, czy zapomnieć o tym co widział. Obrazy nadal go prześladowały w myślach, ale nie były już tak uporczywe. Gdy tylko bardziej skupiał się na Leal, znikały, rozpływając się w nicości. 

- Zostaw to mi. Jesteś zmęczony. 

    To była prawda. Azale czuł jak zmęczenie pozbawia go sił. Gdyby nie Leal, był pewien, że już dawno by upadł.

   Mężczyzna po kilku ruchach, niósł Azale w ramionach, w stronę jego domu. 

- Dlaczego to robisz? 

- Ponieważ jesteś dla mnie cenny. - Powiedział Leal bez żadnych oporów. To tylko sprawiło, że Azale poczuł się nieswojo a jednocześnie szczęśliwy.

   Młodzieniec w głębi swojej duszy, cieszył się z każdego spotkania z Leal. Radość i inne uczucia wybuchały wtedy w jego piersi. Nawet jeśli Azale nie znał go w ogóle, to czuł, że był u jego boku od zawsze. Jego umysł rozpoznawał go instynktownie, i chociaż dla rudzielca było to z jednej strony przerażające, to z drugiej było to całkiem naturalne. To tak jakby wschodziło słońce rano i zachodziło wieczorem. 

- Wiesz… ja też ci…

- Nie. - Rzekł Leal, zatrzymując się. Jego oczy wpatrywały się w Azale, jakby widział tylko jego. Na twarzy mężczyzny widniał delikatny uśmiech. - Żyjesz i przez to powinienem być szczęśliwy. Obserwowanie ciebie, słuchanie twojego głosu… zawsze myślałem, że to mi wystarcza, ale coś się zmieniło. Nie wiem co to było… tylko… Jeśli powiesz coś więcej, wiem, że się nie powstrzymam. Niech zostanie tak jak jest, mój Azale. 

      Rudzielec pragnął zaprzeczyć. Pokręcić głową i powiedzieć o wszystkich dziwnych rzeczach, które kotłują się w jego piersi. Wytłumaczyć, że z jakiegoś powodu on też coś czuje… Czuł to od samego początku. Jak tylko zaczęły się te sny. Leal był mu drogi i z jakiegoś powodu Azale o tym na nowo zapomina.

    Teraz rudzielec złapał dłonią za szyję Leal. Jego powieki stawały się ciężkie i bał się, że jak straci przytomność to znowu straci o tym wszelkie wspomnienia. Azale chciał wszystko pamiętać.

    Kroki Leal i jego spokojny uśmiech sprawił jednak, że Zale zatopił się w bezsennym śnie. 

***

   Azale obudził się w swoim łóżku, przykryty kocem. Doszedł do wniosku, że Leal wie nawet o jego miejscu zamieszkania. 

   Młodzieniec zacisnął dłonie na okrywającym go, niebieskim materiale. Serce biło mu mocno a umysł splątany był od wielu myśli. Poczucie zagubienia i tęsknoty, wypełniało pierś rudzielca. Zale nie wiedział co miał o tym myśleć. To było irracjonalne ale z drugiej strony wiedział, że tego potrzebuje. 

   Do Azale nagle wróciły straszne obrazy, które widział poprzedniego dnia. Przełykając ślinę, wstał z łóżka, szukając czegoś w pokoju. 

- Tokono? 

   Mimo wołania, kota nigdzie nie było w pobliżu. Młodzieniec postanowił poszukać go w innych pokojach. Po drodze zauważył stan swoich ubrań. Były czyste tak samo jak jego ręce.

    Ostatecznie kot został znaleziony szybciej niż myślał. Siedział na korytarzu, rozciągając się przy okazji. 

- Tokono. - Wyszeptał Azale, nie chcąc budzić pozostałych domowników. Wziął kota na ręce i wrócił do sypialni. 

- Coś się stało? - Zapytał zwierzak, kiedy Azale położył się z nim z powrotem na łóżko. 

- Myślałem, że będziesz spał. - Oznajmił rudzielec, głaszcząc jaskrawe futro kota. 

   Tokono zamruczał, a potem spojrzał młodzieńcowi prosto w oczy. - Byłem tam, na wypadek gdyby on wrócił. Nie byłem pewien czy pamiętał, że nie masz kota. A skoro trzymacie się blisko, musiałem być ostrożny. 

- Leal zapewne wie o mnie więcej rzeczy, w przeciwieństwie do mnie. Chciałbym to zmienić. Ale chyba jestem szalony.

    Kot wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko zmienił zdanie. Ostatecznie postanowił pytać dalej. - Wyglądasz na zmartwionego. Coś się wydarzyło?

   Zmęczony Azale przymknął powieki. Potrzebował zwierzyć się komuś. Jego pierwszym wyborem byłby Mitis, ale nie chce go wciągać w niezrozumiały wir wydarzeń. Chciał by tylko był bezpieczny. Dlatego właśnie opowiedzenie wszystko Tokono wydawało się lepszym wyjściem. Kot wiedział co się dzieje, a nie będąc wcześniej związany z nim samym, mogło dać mu spojrzenie na inną perspektywę. 

- Leal jest dla mnie taki znajomy. Jakbym znał go od zawsze a jednocześnie nadal nie wiem kim jest. To tak jakbym spotkał starego znajomego, który nagle zmienił się po tych wszystkich latach. 

    Tokono zamruczał, nie przerywając rudzielcowi. 

- Przyciąga mnie do siebie, a ja nie potrafię się temu oprzeć. Rysuje jednak granicę, której nie mogę przekroczyć. Nie odpycha mnie, ale jego dotyk zawsze jest wyważony. Ostrożny. Nie pamiętam od kiedy pojawia się w moich snach… to dziwne uczucie. I jeszcze ta istota… 

- Istota? - Zapytał zaciekawiony kot. 

- Tak, ona… też w moim śnie… jest… wygląda… - Przez moment młodzieniec próbował powiedzieć to co miał na końcu języka. Żadne zdanie jednak nie chciało się ułożyć w sensowną wypowiedź. - Cholera! To szalone! Czy ja oszalałem?!

- Już dobrze… - Wyszeptał kot, ocierając się o dłoń Zale. 

    Azale westchnął. W jednej chwili chciał coś zniszczyć wściekle, ale teraz zalała go fala rezygnacji. 

    Tokono z uwagą wpatrywał się w młodzieńca. - Może po prostu się boisz? 

    Azale uniósł głowę. - Oczywiście, że się boję! Umieram ze strachu kiedy tylko pomyślę co może się stać Mitisowi i reszcie mojej rodziny! Coś się dzieje! Wszystko się skończy! Nie wiem czy dam radę to powstrzymać! Muszę czytać dalej… I boję się cholernych zmian… ja już wiem, że nie muszą być złe. Obecność Leal i twoja to potwierdza, ale…ja…

    Rudzielec upadł na poduszkę, przysuwając do siebie kota. Tokono zwinął się w futrzaną kulkę, dalej słuchając kogoś, kogo mógłby nazywać swoim nowym przyjacielem.

- Ale… to miasto po raz pierwszy w życiu mnie przeraża…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro