Rozdział 8
Gdy wróciły wspomnienia Azale, niespodziewanie zniknął także ból a na jego miejscu pojawiło się oszołomienie.
Rudzielec zrobił krok do przodu, a całe jego ciało zachwiało się. Zanim upadł, mężczyzna o długich włosach zdołał go złapać, ratując od niechybnego zderzenia z ziemią.
Czując stanowczą dłoń na plecach, Azale nie za bardzo wiedział co zrobić z rękami. Położył je więc na ramionach istoty odwiedzającej jego sny.
Mimo, że pozycja była lekko krępująca, młodzieńca wypełniło ciepło oraz poczucie bezpieczeństwa. Szybko jednak potrząsnął głową, przywracając sobie zdrowy rozsądek i próbując wydostać się z uścisku. Chwyt mężczyzny był jednak bardzo silny.
- Dzięki. Już mogę sam stać… - Wymamrotał Azale, starając się wyglądać na pewnego siebie. Czarnowłosy spojrzał na niego oceniająco a potem powoli usunął swoje ręce.
Rudzielec teraz już wolny, zrobił kilka kroków w tył, starając się wszystko poukładać w swojej głowie. By za bardzo się nie pogubić w obecnej sytuacji, postanowił na początku skupić się wyłącznie na tajemniczej postaci.
Azale wziął głęboki wdech, chowając drżące dłonie za plecami. - Ty… - Zaczął, starając się mówić pewnym siebie tonem. - Jak to możliwe, że widziałem cię w moich snach?
Mężczyzna przyjął stoicki wyraz twarzy, lekko przechylając głowę. - Nie musisz się tym martwić Azale…
Kiedy tylko chłopak usłyszał z ust nieznajomego swoje imię, przez jego ciało przeszła gęsia skórka. Było to jednocześnie strasznie jak i ekscytujące. Nagle rudzielec przypomniał sobie o ostrzeżeniu Tokono.
- Czy to ty zniszczysz to miasto?
Nim młodzieniec zdążył skończyć zdanie, w jednym ruchu mężczyzna ponownie stał zbyt blisko niego, lecz tym razem trzymał jego nadgarstek. - Kto ci to powiedział?!
Azale wzdrygnął się, widząc szaleństwo w szkarłatnych oczach. Czarnowłosy widząc to uspokoił się, a następnie przemówił delikatnym tonem. - Azale, nie ukrywaj niczego. Powiedz mi kto niszczy twój spokój.
Rudzielec zacisnął usta, walcząc z ochotą wyznania wszystkiego. Nie mógł jednak tego zrobić, jeśli chciał uratować tych których kocha. Zamiast tego, inne słowa wydostały się z jego ust. - Kim jesteś?
Mężczyzna spojrzał w bok, wzrokiem pełnym smutku, by po chwili schylić się ku młodzieńcowi. Patrzył prosto w jego oczy.
- Miłości, i tobie i sercu jestem Leal.
- Leal? - Powtórzył Azale z lekko czerwonymi policzkami. Nie był wstanie wytrzymać spojrzenia mężczyzny, dlatego wycofał się, przerywając kontakt wzrokowy.
- Posłuchaj mnie. - Oznajmił Leal, przybierając poważny ton głosu. - Musisz być ostrożny, inaczej wszystko może się zmienić. Nie chcę byś cierpiał… nie pozwolę na to. Nie słuchał więc nikogo i poproś mnie o pomoc. Zawsze przybędą. Uważaj na intruzów.
Młodzieniec nie zdążył odpowiedzieć na ostrzeżenie, a Leal zniknął, gdy tylko Zale zamrugał.
Przez moment chłopak stał w miejscu z bijącym sercem i z poplątanymi myślami.
W końcu Azale postanowił wrócić do środka.
Wchodząc do kuchni, zobaczył czekającego przyjaciela.
- Gdzie byłeś?
Azale podszedł do Mitisa, szybko zmieniając swoje oszołomienie w uśmiech. - To nic takiego! Byłem się przewietrzyć. Idziemy na jeszcze jedną rundę?!
Mitis długo wpatrywał się w twarz Azale, ale kiedy nie odkrył niczego podejrzanego, rozluźnił swoją postawę. - Jasne, czemu nie?
***
- Więc ma na imię Leal, i zachowuje się podejrzanie. - Stwierdził Tokono, kładąc się na nogach Azale.
Gdy młodzieniec wrócił do domu, od razu skierował się do pokoju aby przedyskutować całą sytuację z kotem.
- Nie powiedziałem, że jest podejrzany, tylko tajemniczy. - Poprawił Zale, rozciągając ręce i wygodniej rozkładając się na łóżku.
- Nadal nie wiesz jakie są jego motywy.
- Chce mnie chronić z jakiegoś dziwnego powodu. W sumie to podobna nawet jest sytuacja do twojej.
- Czemu tak myślisz? - Zapytał Tokono, mrucząc nagle pod wpływem głaskania.
- Ty też zjawiłeś się nagle i nie mam powodu by ufać ci w stu procentach.
Tokono przechylił główkę. - To prawda. Co zmierzasz więc zrobić?
Azale myślał przez moment, szukając najlepszego wyjścia z tej sytuacji. Wędrując wzrokiem po pokoju, natrafił na zamkniętą książkę leżącą na biurku. - Przeczytam to. Znajdę wskazówki i wtedy ocenię całą sytuację. Czuję jednak, że Leal nie jest moim wrogiem.
- Niewykluczone. - Rzekł kot. - A teraz proszę, podrap mnie po lewym uchu.
Azale zrobił to o co go poproszono, a do głowy przyszła mu pewna myśl.
"Może zmiany naprawdę nie są takie złe?"
- Ała! - Krzyknął niespodziewanie młodzieniec, wyrwany ze swoich myśli. Jego prawe udo paliło bólem, który szybko zaczął ustępować. Azale złapał Tokono za grzbiet i podniósł za skórę, przybliżając go do twarzy. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie było z tobą żadnego kontaktu. Chciałem zwrócić na siebie uwagę.
- Naprawdę zachowujesz się jak prawdziwy kot! - Rzekł rudzielec naburmuszony, a następnie puścił zwierzaka.
- Chciałem cię tylko przeprosić.
- Za co?
- Za tą doniczkę. Chyba się przestraszyłeś.
Azale przymknął oczy, starając przypomnieć sobie ten incydent. Na końcu zwrócił się zdziwiony do kota. - A więc ten cień, to byłeś ty! A myślałam, że nie będziesz wychodzić z domu.
- Powiedzmy, że ciekawość prawie zabiła kota. Od tej pory będę ostrożniejszy.
***
Gdy nastała noc, umysł Azale został przebudzony przez głośny hałas łańcuchów. Czasem się przybliżały a czasem oddalały. Chłopak mógł prawie poczuć zimno metalu na własnych kończynach.
Młodzieniec odkrył, że ponownie leży na miękkim materiale. Domyślając się, że znów znalazł się w świecie snów, tym razem starał się otworzyć swoje oczy. Mimo usilnych starań, nie ważne jak bardzo tego pragnął, widział jedynie ciemność.
" Może mam coś na oczach?"
Młodzieniec próbował podnieść swoje ręce, ale były czymś przywiązane tak samo jak jego nogi. Przestraszony sytuacją, zaczął szarpać więzy, ale to także nic nie dało.
- Obudziłeś się.
Dopiero po usłyszeniu głosu, Azale przypomniał sobie, że w jego śnie oprócz Leal, zawsze była jeszcze inna osoba.
Istota siedziała skulona, znajdując się w odległości kilku centymetrów od czoła Azale.
"Co ty robisz?! Wypuść mnie!"
Istota warknęła ze złością. - Głupiec! Drań! Sukinsyn!
Azale spiął się słysząc wyzwiska. Pierwszy raz istota zachowywała się w ten sposób w jego świadomej obecności. Było to zaskakujące jak i straszne.
- Zmian ci się zachciało! Ja ci pokażę!
"Wypuść mnie! Leal zaraz przyjdzie!" - Rudzielec przekazał to istocie umyślnie, bo wiedział, że mężczyzna był jedyną osobą, której istota się słuchała.
Wtedy Azale odkrył, że w pewnym stopniu ufał Leal. Jakby miał to zakodowane w duszy, i nie mógł bez tego istnieć.
Ku rozpaczy Azale, ostrzeżenie te w ogóle nie poruszyło drugiej osoby.
- Nie przyjdzie! Przez ciebie!
"Dlaczego?" - Zapytał zamierając w bezruchu, nie chcąc w to wierzyć. On zawsze przychodził, więc czemu miał tego nie zrobić tym razem?
- On szuka! On szuka! On szuka! Trzeba wydać go! Trzeba wydać go!
"Nie!" - Sprzeciwił się rudzielec, mocniej napinając ciało.
- Nie? Pożałujesz! - Wrzasnęła istota a młodzieniec zatopił się w bólu i stracił przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro