Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

    Gdy wróciły wspomnienia Azale, niespodziewanie zniknął także ból a na jego miejscu pojawiło się oszołomienie. 

   Rudzielec zrobił krok do przodu, a całe jego ciało zachwiało się. Zanim upadł, mężczyzna o długich włosach zdołał go złapać, ratując od niechybnego zderzenia z ziemią. 

 Czując stanowczą dłoń na plecach, Azale nie za bardzo wiedział co zrobić z rękami. Położył je więc na ramionach istoty odwiedzającej jego sny. 

   Mimo, że pozycja była lekko krępująca, młodzieńca wypełniło ciepło oraz poczucie bezpieczeństwa. Szybko jednak potrząsnął głową, przywracając sobie zdrowy rozsądek i próbując wydostać się z uścisku. Chwyt mężczyzny był jednak bardzo silny.

- Dzięki. Już mogę sam stać… - Wymamrotał Azale, starając się wyglądać na pewnego siebie. Czarnowłosy spojrzał na niego oceniająco a potem powoli usunął swoje ręce. 

   Rudzielec teraz już wolny, zrobił kilka kroków w tył, starając się wszystko poukładać w swojej głowie. By za bardzo się nie pogubić w obecnej sytuacji, postanowił na początku skupić się wyłącznie na tajemniczej postaci. 

   Azale wziął głęboki wdech, chowając drżące dłonie za plecami. - Ty… - Zaczął, starając się mówić pewnym siebie tonem. - Jak to możliwe, że widziałem cię w moich snach?

   Mężczyzna przyjął stoicki wyraz twarzy, lekko przechylając głowę. - Nie musisz się tym martwić Azale…

   Kiedy tylko chłopak usłyszał z ust nieznajomego swoje imię, przez jego ciało przeszła gęsia skórka. Było to jednocześnie strasznie jak i ekscytujące. Nagle rudzielec przypomniał sobie o ostrzeżeniu Tokono. 

- Czy to ty zniszczysz to miasto? 

   Nim młodzieniec zdążył skończyć zdanie, w jednym ruchu mężczyzna ponownie stał zbyt blisko niego, lecz tym razem trzymał jego nadgarstek. - Kto ci to powiedział?!

   Azale wzdrygnął się, widząc szaleństwo w szkarłatnych oczach. Czarnowłosy widząc to uspokoił się, a następnie przemówił delikatnym tonem. - Azale, nie ukrywaj niczego. Powiedz mi kto niszczy twój spokój. 

    Rudzielec zacisnął usta, walcząc z ochotą wyznania wszystkiego. Nie mógł jednak tego zrobić, jeśli chciał uratować tych których kocha. Zamiast tego, inne słowa wydostały się z jego ust. - Kim jesteś?

   Mężczyzna spojrzał w bok, wzrokiem pełnym smutku, by po chwili schylić się ku młodzieńcowi. Patrzył prosto w jego oczy. 

- Miłości, i tobie i sercu jestem Leal.

- Leal? - Powtórzył Azale z lekko czerwonymi policzkami. Nie był wstanie wytrzymać spojrzenia mężczyzny, dlatego wycofał się, przerywając kontakt wzrokowy. 

- Posłuchaj mnie. - Oznajmił Leal, przybierając poważny ton głosu. - Musisz być ostrożny, inaczej wszystko może się zmienić. Nie chcę byś cierpiał… nie pozwolę na to. Nie słuchał więc nikogo i poproś mnie o pomoc. Zawsze przybędą. Uważaj na intruzów.

    Młodzieniec nie zdążył odpowiedzieć na ostrzeżenie, a Leal zniknął, gdy tylko Zale zamrugał.

   Przez moment chłopak stał w miejscu z bijącym sercem i z poplątanymi myślami. 

   W końcu Azale postanowił wrócić do środka. 

    Wchodząc do kuchni, zobaczył czekającego przyjaciela.

- Gdzie byłeś? 

     Azale podszedł do Mitisa, szybko zmieniając swoje oszołomienie w uśmiech. - To nic takiego! Byłem się przewietrzyć. Idziemy na jeszcze jedną rundę?! 

   Mitis długo wpatrywał się w twarz Azale, ale kiedy nie odkrył niczego podejrzanego, rozluźnił swoją postawę. - Jasne, czemu nie?

***

- Więc ma na imię Leal, i zachowuje się podejrzanie. - Stwierdził Tokono, kładąc się na nogach Azale. 

   Gdy młodzieniec wrócił do domu, od razu skierował się do pokoju aby przedyskutować całą sytuację z kotem.

- Nie powiedziałem, że jest podejrzany, tylko tajemniczy. - Poprawił Zale, rozciągając ręce i wygodniej rozkładając się na łóżku.

- Nadal nie wiesz jakie są jego motywy. 

- Chce mnie chronić z jakiegoś dziwnego powodu. W sumie to podobna nawet jest sytuacja do twojej.

- Czemu tak myślisz? - Zapytał Tokono, mrucząc nagle pod wpływem głaskania. 

- Ty też zjawiłeś się nagle i nie mam powodu by ufać ci w stu procentach. 

   Tokono przechylił główkę. - To prawda. Co zmierzasz więc zrobić? 

   Azale myślał przez moment, szukając najlepszego wyjścia z tej sytuacji. Wędrując wzrokiem po pokoju, natrafił na zamkniętą książkę leżącą na biurku. - Przeczytam to. Znajdę wskazówki i wtedy ocenię całą sytuację. Czuję jednak, że Leal nie jest moim wrogiem.

- Niewykluczone. - Rzekł kot. - A teraz proszę, podrap mnie po lewym uchu.

    Azale zrobił to o co go poproszono, a do głowy przyszła mu pewna myśl.

   "Może zmiany naprawdę nie są takie złe?"

- Ała! - Krzyknął niespodziewanie młodzieniec, wyrwany ze swoich myśli. Jego prawe udo paliło bólem, który szybko zaczął ustępować. Azale złapał Tokono za grzbiet i podniósł za skórę, przybliżając go do twarzy. - Dlaczego to zrobiłeś?

- Nie było z tobą żadnego kontaktu. Chciałem zwrócić na siebie uwagę. 

- Naprawdę zachowujesz się jak prawdziwy kot! - Rzekł rudzielec naburmuszony, a następnie puścił zwierzaka. 

- Chciałem cię tylko przeprosić. 

- Za co?

- Za tą doniczkę. Chyba się przestraszyłeś.

   Azale przymknął oczy, starając przypomnieć sobie ten incydent. Na końcu zwrócił się zdziwiony do kota. - A więc ten cień, to byłeś ty! A myślałam, że nie będziesz wychodzić z domu.

- Powiedzmy, że ciekawość prawie zabiła kota. Od tej pory będę ostrożniejszy.

***

   Gdy nastała noc, umysł Azale został przebudzony przez głośny hałas łańcuchów. Czasem się przybliżały a czasem oddalały. Chłopak mógł prawie poczuć zimno metalu na własnych kończynach.

    Młodzieniec odkrył, że ponownie leży na miękkim materiale. Domyślając się, że znów znalazł się w świecie snów, tym razem starał się otworzyć swoje oczy. Mimo usilnych starań, nie ważne jak bardzo tego pragnął, widział jedynie ciemność. 

   " Może mam coś na oczach?" 

   Młodzieniec próbował podnieść swoje ręce, ale były czymś przywiązane tak samo jak jego nogi. Przestraszony sytuacją, zaczął szarpać więzy, ale to także nic nie dało.

- Obudziłeś się.

    Dopiero po usłyszeniu głosu, Azale przypomniał sobie, że w jego śnie oprócz Leal, zawsze była jeszcze inna osoba. 

   Istota siedziała skulona, znajdując się w odległości kilku centymetrów od czoła Azale. 

   "Co ty robisz?! Wypuść mnie!"

  Istota warknęła ze złością. - Głupiec! Drań! Sukinsyn! 

   Azale spiął się słysząc wyzwiska. Pierwszy raz istota zachowywała się w ten sposób w jego świadomej obecności. Było to zaskakujące jak i straszne. 

- Zmian ci się zachciało! Ja ci pokażę!

    "Wypuść mnie! Leal zaraz przyjdzie!" - Rudzielec przekazał to istocie umyślnie, bo wiedział, że mężczyzna był jedyną osobą, której istota się słuchała. 

   Wtedy Azale odkrył, że w pewnym stopniu ufał Leal. Jakby miał to zakodowane w duszy, i nie mógł bez tego istnieć. 

   Ku rozpaczy Azale, ostrzeżenie te w ogóle nie poruszyło drugiej osoby.

- Nie przyjdzie! Przez ciebie! 

    "Dlaczego?" - Zapytał zamierając w bezruchu, nie chcąc w to wierzyć. On zawsze przychodził, więc czemu miał tego nie zrobić tym razem? 

- On szuka! On szuka! On szuka! Trzeba wydać go! Trzeba wydać go!

   "Nie!" - Sprzeciwił się rudzielec, mocniej napinając ciało. 

- Nie? Pożałujesz! - Wrzasnęła istota a  młodzieniec zatopił się w bólu i stracił przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro