Rozdział 2
Mitis pożegnał Zale tuż obok jego domu. Mieszkanie bruneta znajdowało się kawałek dalej, dlatego wsiadł ponownie na rower i odjechał. Azale długo jeszcze machał przyjacielowi, stojąc na chodniku.
Rudzielec wszedł do domu, otwierając drzwi wejściowe. Ściągnął buty i odłożył je na półkę.
Starał się cicho przemknąć do swojego pokoju, ale gdy przechodził obok kuchni, drzwi od domu ponownie się otworzyły.
- Azale! Wróciłeś! I jak było? Braciszkowi udało się zdać? - Powiedział mężczyzna, łapiąc głowę niższego młodzieńca, ciągnąc wolną dłonią za uszy.
Usłyszawszy hałas, kobieta wychyliła się z kuchni. - Wróciliście? Azale! Skradałeś się?
- Nie Mama! Dopiero co ściągnąłem buty!
- On kłamie! - Odpowiedział trzymający go mężczyzna o rudych włosach. Cała trójka była do siebie bardzo podobna, jak trzy krople wody.
- Co ty gadasz Tsubaki! Zostaw mnie!
- Nie, dopóki nie pokażesz świadectwo!
- Gdzie go wogóle masz? - Zapytała kobieta, poprawiając rudą kitkę.
Zale przeklinając pod nosem swojego brata który był wojskowym, uwolnił się z jego uchwytu. Z ponurą miną wyciągnął z kieszeni pogiętą kartkę. Postanowił jednak przyjąć swój los z godnością i dumnie wypiął pierś naprzeciwko gniewnego spojrzenia matki.
- Co to za śmieć? - Zapytała kobieta ponuro, biorąc do ręki kartkę. Tsubaki stał obok ze spokojną miną.
- Świadectwo. I tak, zdałem. Nie mam też żadnej dwójki.
- No to gratuluję! A teraz będziesz szaleć na wakacjach. - Powiedział zadowolony brat, wchodząc do kuchni. Zale podążył za nim.
- No jasne, że tak!
Gdy młodzieńcy wyciągnęli talerze i nalali sobie zupy, do pomieszczenia weszła kobieta, która nadal skupiała swoją uwagę na świadectwie. Gdy skończyła a jej synowie usiedli, odłożyła kartkę na półkę. - Dopóki nie masz jedynek, jest dobrze. No i pamiętaj, że jestem z ciebie bardzo dumna. Nie myślałam, że uda ci się dotrzeć tak daleko.
- Niech żyje miłość rodzicielska. - Zamarudził Zale, ze złością pakując łyżkę do ust.
- Wiesz jaka jest nasza rodzina. Droczenie mamy we krwi! - Tsubaki starał się udobruchać brata z marnym skutkiem. Zale łypnął na niego mrocznym spojrzeniem.
- Nie trzeba się od razu obrażać. Lepiej zjedzcie zanim całkiem wystygnie. - Broniła się kobieta.
- Dobra, dobra. Też się droczyłem. - Zale zaśmiał się z oburzonej miny matki. - Zemsta jest słodka!
Młodzieniec połknął kilka łyków zupy, zanim zadał pytanie, które pojawiło się w jego umyśle. - Gdzie tata?
Kobieta, która stała przy szafie, wstawiła czajnik na palnik, a potem odwróciła się z lekkim uśmiechem. - W pracy, na nocną zmianę.
- Aha. - Odpowiedział rudzielec.
Tsubaki spojrzał na niego niedowierzając. - Jesteś bez uczuć.
- Zobaczymy kiedy wojsko wyśle cię w teren i wtedy będzie już w ogóle zajebiście. - Zale wstał, wyrzucając ręce do góry.
- To może, żebyś nie tęsknił aż tak za mną, to na pożegnanie skopię ci siedzenie?
- Nie dziękuję! - Wykrzyknął rudzielec i w pośpiechu uciekł do swojego pokoju. Zamknął drzwi, a następnie z ulgą rzucił się na niepościelone łóżko.
Sypialnia, która należała do najmłodszego członka rodziny, była średniej wielkości.
Zale nie był fanem porządków, dlatego na podłodze leżały porozrzucane gry i różne przedmioty a na szafkach i biurku leżały pogniecione ubrania.
Nawet kiedy odwiedzał Mitisa, nie potrafił powstrzymać się od stwarzania bałaganu. Przyjaciel zawsze patrzył na niego bezradnie, jakby nie miał już więcej sił ponownie dyskutować na ten temat. Doszli jednak do porozumienia i Zale zawsze potem starał się na koniec sprzątać. "Starać się" było dobrym dopowiedzeniem, bo nie zawsze o tym pamiętał, kiedy wracał do siebie. Czuł się tam po prostu jak we własnym domu i tak się zachowywał. Według rudzielca był to wielki komplement, z którym Mitis nigdy nie potrafił się kłócić.
Zale złapał z ramkę, stojącą na szafce obok łóżka. Rozkładając się bardziej na granatowej pościeli, wpatrywał się uważnie w klasowe zdjęcie. Jego zawsze pełna energii postawa zniknęła, zastąpiona melancholijnym oraz smutnym wzrokiem.
Azale nie przepadał za zmianami. Gdyby obecne dni ciągnęły się w nieskończoność, byłoby to dla niego największym szczęściem. Rodzina, przyjaciele, szkoła oraz wakacje były czymś co nie chciał tracić. Bał się dorosłego życia przez pożegnania jakie mogą wtedy nastać. Mimo zapewnień Mitisa, Zale nadal nie potrafił pozbyć się tego ciężkiego uczucia z piersi.
Młodzieniec przyciskając ramkę do piersi, odwrócił się na bok, szybko zasypiając. Przed zatopieniem się w snach, w jego głowie pojawił się obraz uśmiechającego się Mitisa, który trochę złagodzić ból w piersi rudzielca.
***
Brzdęk, brzdęk.
W przestrzeni rozległ się dźwięk podobny do poruszających się łańcuchów. Azale nie czuł jednak przerażenia. Był tylko trochę zaciekawiony.
"Co robisz?" - Zapytał, nie wypowiadając żadnych słów. Mimo tego, osoba, która z nim tu przebywała, zdołała zrozumieć Azale.
- A jak myślisz? To co zawsze. - Odpowiedziała radośnie istota, a dźwięk ponownie rozległ się tuż przy ciele Młodzieńca.
"To co zawsze." - Rudzielec powtórzył, smakując słowa oraz zadowolenie towarzysza.
Gdy jego dłonie były nareszcie wolne, palcami najpierw przejechał bo miękkiej powierzchni, na której klęczał. Następnie przejechał nimi po swoim ciele, zahaczając o warstwy materiału, skrywające jego ciało. Badanie trwało, dopóki nie natrafił na zimną, twardą rzecz otaczającą jego szyję.
- I jak? Może być?
"Może być." - Azale bardziej powtórzył słowa po głosie, niż dał mu odpowiedź. Wyczuł jak istota swoimi kończynami sięga po metalową rzecz, gładząc ją delikatnie i z głębokim uczuciem. - Tak jest dobrze. Tak właśnie musi być. Wiem, że myślisz tak samo!
Młodzieniec nie odpowiedział. Nie musiał. Głos wszystko wiedział, nie było więc żadnego sensu wdawać się z nim w dyskusję. Głos mógł wiele, ale to Azale był wszystkim i niczym. Nawet jeśli jeszcze do końca tego nie pojmował. Nie otwierał nawet swoich oczu. Może miał je zasłonięte.
Nagle zachowanie istoty zmieniło się. Z szaleńczą radością złapał Azale, zbliżając się do niego, jak najbardziej tylko mógł. Z radością zaczął szeptać, nie mogąc się opanować. - On idzie! Jest blisko! Już zaraz tu będzie!
Ostatecznie nawet Zale zdołał usłyszeć odgłos czyichś kroków, albo przynajmniej tak myślał. Zawsze mógł je sobie wyobrazić. Istota jednak zniknęła, jakby jej nigdy tu nie było. Zale podzielał mimo wszystko jej radość.
Rozległo się skrzypienie i nagle młodzieniec poczuł jak ktoś nad nim stoi.
- Azale… - Głos, który przemówił tym razem niósł łagodne tony, otaczając serce rudzielca.
Młodzieniec rozchylił usta, odwracając głowę w stronę męskiego głosu. Euforia przeszła przez jego ciało, jednak dalej klęczał.
Nagle Azale poczuł chłód na policzku. Palce osoby, która nad nim stała, delikatnie muskały zimną skórę młodzieńca.
- Azale… - Głos przemówił ponownie.
Rudzielec wyczuł, jak osoba siada obok niego i bierze jego głowę, kierując ją w dół. Azale leżał na kolanach wysokiej postaci, która zaczęła przeczesywać dłońmi rude kosmyki włosów.
- Azale, nie bój się. Wszystko jest w porządku. Nie martw się. Zostaw mi wszystko. Poddaj się temu. - Głos szeptał niczym do snu, łagodząc troski Zale.
Azale nadal się nie odzywał. Nie miał żadnego powodu. Czuł się bezpiecznie, przyjemnie, sennie. Nie chciał się ruszać.
"Nie ma potrzeby robienia czegokolwiek, dopóki on jest szczęśliwy. Ty też jesteś." - Przemówiła niespodziewanie istota, która zniknęła wcześniej.
" Dopóki jesteśmy szczęśliwi." - Powtórzył Azale, akceptując to wszystko z uśmiechem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro