Rozdział 13
Tsubaki był w trakcie wyciągania warzyw z lodówki, kiedy poczuł przeszywający ból. Rzodkiewka została przez niego rozgnieciona, kiedy upadł na szafę. Nie mogąc utrzymać swojego ciężaru, ześlizgnął się na podłogę. Z oszołomionym wyrazem twarzy odwrócił się w stronę Azale.
- Braciszku… co ty...?
- Oddaj mojego brata!!! - Wrzasnął Rudzielec, nie słysząc głosu Tsubaki. Ponownie uniósł nad głową krzesło, uderzając w ranne ciało. Tym razem drewno pękło, a jego kawałki rozleciały się wokół młodzieńca.
Z głowy, z nosa i z ust Tsubaki poleciała krew. Prawa ręka, którą starał się zablokować drugie uderzenie, wygięta teraz była pod dziwnym kątem.
- Azz...ale… - Wyjęczał starszy brat, starając się dotrzeć do Rudzielca.
- Nie jesteś nim… - Wyszeptał Zale ciężko oddychając. Sięgnął po urwany kawałek krzesła. - Nie jesteś moim bratem!
Azale podskoczył do mężczyzny, pragnąc wbić kołek w oko. W ostatniej chwili, Tsubaki przekręcił głowę na bok, unikając śmiertelnego ciosu. Zagryzł zęby, kiedy został trafiony w ucho.
- Podróbka! Fałszywka! Oddaj go! - Krzyczał uderzając raz jeszcze, jednak tym razem Tsubaki nie zdołał się uratować. Z zachrypniętym westchnieniem, oraz z kołkiem wbitym w szyję, mężczyzna przestał się ruszać.
- Gdzie on jest! Oddaj go! Gdzie jest! Mój starszy brat! Mój ukochany brat! Gdzie on jest! - Azale wbijał drewno w martwe ciało, raz za razem. Dopiero później zmęczony młodzieniec odrzucił narzędzie zbrodni, łapiąc się brudnymi dłońmi za głowę. Wszędzie gdzie nie spojrzał, widniał szkarłat. Nawet jego ubrania były poplamione.
Wtedy rudzielec wstał, zamrugał i spojrzał przytomnymi oczami w stronę Tsubaki. Zmasakrowana twarz nie przypominała uśmiechniętego oblicza brata.
Azale czując narastające wymioty, cofnął się do tyłu i opadł na ziemię. Jedynie ściana utrzymała go w pozycji siedzącej.
- Bracie…? Dlaczego ja to...? - Zapytał głucho Azale przenosząc wzrok na swoje dłonie. Palce były czerwone, a gdzieniegdzie znajdowały się wbite drzazgi.
- Aaaa… aaa! - Zajęczał, nie mogąc znaleźć równowagi w swoim umyśle. Wiele obrazów, których do końca nie rozumiał, przepływało przez jego umysł.
- To nie on. To nie był on! - Zarzekał się, uderzając głową o ścianę. - Fałszywka… nie zabiłbym go… ale on… to mój Brat?
Ciało rudzielca zatrzęsło się od powstrzymywania szlochu. Kołysał się do przodu i do tyłu, pragnąc wybawienia od bólu. Zagryzł wargę czując na języku metaliczny posmak. W uszach słyszał radosny śmiech Tsubaki.
Nagle młodzieniec zobaczył przed sobą ciemność. Formowała się ona przy jego stopach. Niczym wąż, zaczęła ślizgać się po jego ciele. Owijała się wokół ud, bioder i cały czas mknęła wyżej.
Azale próbował ją zepchnąć, ale jego dłonie nie napotkały żadnego oporu, jakby "to coś" było niematerialne. Młodzieniec jednak widział ciemność oraz czuł jej dotyk.
Gdy owinęła się ona wokół ramion rudzielca, Zale zaczął historycznie się trząść.
Miał dosyć. To było za wiele.
Azale otworzył usta by krzyknąć. Chciał zawołać Leal i Tsubaki. Zawsze obiecywali mu, że wszystkim się zajmą dla niego, dlaczego więc nie poprosić ich o pomoc?
- Le...uuhh! - Wyjęczał Azale niezrozumiale z bólem, kiedy ciemność weszła do środka ust, szarpiąc szczęką młodzieńca. Na tym nie poprzestała. Mrok podzielił się na małe części. Niczym nitki wspinała się po twarzy rudzielca, sięgając nos oraz oczy. Zapuszczała się dalej do środka ciała.
Azale przestał się poruszać. Nawiedzały go myśli, które w tej chwili nie powinny go nachodzić. Wpatrywał się pustymi oczami w szczątki brata. Ręce spokojnie leżały po obu stronach jego ciała. Ciemność dalej wlewała się do jego środka, wiążąc i unieruchamiając, a on sam zaczął zastanawiać się nad wieloma rzeczami.
Dlaczego miał na kimś polegać? To oni potrzebowali jego pomocy. Mitis był za słaby, zbyt kruchy. Przypomniał sobie nawet, jak kiedyś uchronił go przed prześladowcami. Nadal chciał się nim opiekować.
Tsubaki zaginął, albo został teraz przez niego zabity. Nie był pewien, która wersja była prawdziwa. Czy on oszalał, czy oszalał świat?
Leal nie ochroni go. Nie może na nim polegać. Chciałby bardzo zatopić się w jego ramionach i nigdy się nie obudzić, ale to tylko sprawi, że nic się nie zmieni. Obiecał sobie jednak, że wyzna mu wszystko. Demon snów czy nie, będzie czekał aż pewnego dnia odwzajemni jego uczucia.
Zagłada jeszcze się nie rozpoczęła, ale on się sypał. Kotono na pewno coś więcej ukrywa, ale te oczy czasem wyglądały na smutne a czasem można było dostrzec w nich tęsknotę.
Książka, którą przeczytał dała mu dużo wskazówek. Młodzieniec obawiał się, że dla niego były zbyt ciężkie. Bo jeśli to wszystko jest prawdą, to rudzielec nie wiedział czy w jakichś sposób może to wszystko naprawić. Sam jego umysł do końca nie wierzył w prawdę, która czaiła się za rogiem.
Musiał potwierdzić to wszystko.
Z każdym oddechem i postanowieniem, ciemność odchodziła, uwalniając jego ciało. Nie… Nadal tam była.
Azale przyłożył dłoń do piersi. Wyczuwał mrok, który kręcił się w jego wnętrzu, teraz powstrzymywany przez czysty umysł młodzieńca.
Musiał mieć oczy szeroko otwarte. Nie mógł dalej się zatracać, bo ponownie straci kontrolę nad swoim ciałem i zmysłami. Następnym razem mógł nawet jej nie odzyskać.
Młodzieniec wstał, nie będąc pewien od czego zacząć. Czuł się taki głodny…
W tym momencie do kuchni ktoś wszedł.
- Jesteś tu? To dobrze. Czas na śniadanie. Chcesz coś konkretnego, czy sam sobie zrobisz?
Azale z przerażeniem spojrzał w stronę drzwi, gdy w kuchni pojawiła się kobieta. Ta jednak przelotnie na niego spojrzała, podchodząc do lodówki.
- Co tak patrzysz? Coś się stało?
Azale mrugnął oszołomiony. Nigdzie nie było ani krwii, ani ciała. Spojrzał na swoje własne dłonie, ale były całkowicie czyste. Nawet wcześniej rozwalone krzesło stało na swoim zwyczajnym miejscu. Za oknem panował przyjemny ranek. Ptaki śpiewały radośnie jak zazwyczaj.
- Wstało już słońce…? - Wyszeptał młodzieniec na głos pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy. - Ale.. Ja? Tsubaki?!
- Wiedziałam, że nie powinieneś siedzieć do późna! Pewnie latałeś gdzieś z Mitisem? - Zganiła Kobieta, podchodząc do syna i ciągnąc go za policzek. - Wyglądasz jakbyś nie spał za dobrze od kilku dni.
Azale, zacisnął usta, spuszczając wzrok na swoje nogi. - Tsubaki… gdzie?
- Nawet o tym zapomniałeś? Wczoraj pojechał do wojska! Nareszcie spełniło się jego marzenie! Pamiętasz jak chciał zostać rycerzem gdy był mały? - W pomieszczeniu rozległ się dźwięczny śmiech kobiety.
- Tak… - Odpowiedział młodzieniec ze smutkiem. - Mama, co ostatnio się działo?
- Nic szczególnego, raczej większość jest zdołowana bo kończą się wakacje. Niektórzy obawiają się kolejnego porwania.
"Koniec wakacji?!" pomyślał rudzielec z ciężkim oddechem. Dla niego dopiero co się rozpoczęły. Chciał o to zapytać, a z jego ust wymknęło się inne pytanie. - Porwania?
- Tak. To straszne. Następna osoba zniknęła. Nikt nie wie co się z nimi dzieje. Dlatego musisz być ostrożny! Porywacz w naszym mieście! Dla wielu zwiastuje on zagładę dla naszego miasteczka!
Azale z szarpnięciem podniósł głowę. Widział to teraz dokładnie. Rzeczywistość a sen zmieszały się ze sobą, i musiał je w tej samej chwili rozdzielić. Miał tylko jeden pomysł, jak mógłby to uczynić.
- Mama, jadę do Taty.
- Dobrze! Ale uważaj bo inaczej dostaniesz opieprz.
Młodzieniec pokiwał głową i zaczął wycofywać się z kuchni. Na chwilę zatrzymał się na progu, rzucając smutne w spojrzenie w stronę swojej mamy. Kobieta stała do niego plecami, a jej rozpuszczone blond włosy miotały się na jej plecach.
Chłopak opuścił dom mówiąc tylko łagodne: "Kocham cię Mamo."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro