Trzy: Skrzywdzeni
Remus Lupin był skonfundowany. I nie chodziło wcale o zaklęcie, jakie tamtejszego ranka postanowił rzucić na niego James Potter, uznając to za doskonały żart. Nie chodziło także o zbliżającą się pełnię, która zawsze oddziaływała na niego w znaczący sposób.
Chodziło o Leanne Avery i chaos, jaki zapanował w jego głowie po ich ostatnim, niezwykle przypadkowym spotkaniu.
Skłamałby, gdyby powiedział, że wcześniej nie zwracał na nią uwagi. Była Ślizgonką, a jej sukowatość, jak wielokrotnie określał to Syriusz, stanowiła cechę trudną do przeoczenia. Wszyscy wiedzieli, że należało trzymać się od niej z daleka, a przynajmniej schodzić z drogi, gdy ona szła z naprzeciwka. Mimo to nie była nawet w połowie tak znielubiona jak chociażby Snape albo pozostali Ślizgoni z kółka wzajemnej adoracji.
Remus nie do końca rozumiał, na czym polegał fenomen dziewczyny, ale miała w sobie coś, co nie pozwalało mu na definitywne skreślenie jej z listy osób godnych uwagi. Black był zresztą podobnego zdania, chociaż on uzasadniał je zwykle bardzo prostym, by nie powiedzieć prostackim argumentem — Leanne była całkiem ładna.
Nie... To nie było dobre określenie. Zdecydowanie nie należała do klasycznych piękności, a coś w jej twarzy było dziwnie egzotyczne. Może chodziło o oczy, dość szeroko rozstawione i duże, co zwykle wyglądałoby niedorzecznie, podczas gdy ją czyniło interesującą? A może o wyjątkowo ciepły odcień skóry, przywodzący na myśl raczej mieszkańców południowych krajów? Kiedy się uśmiechała — nawet kpiąco i złośliwie — w jej policzkach pojawiały się dołeczki, uwydatniając tylko krągłość twarzy.
Pewność siebie, doszedł w końcu do wniosku chłopak i westchnął cicho. To ona decydowała o tym, że Leanne Avery, pomimo braku klasycznej urody, wciąż była uważana za atrakcyjną. To także ona sprawiała, że Remus nigdy nie umiał znaleźć słów w jej towarzystwie i błaźnił się niemalże za każdym razem. Przy okazji Ślizgonka wydawała się osobą, która naprawdę nie miała problemu z byciem bezpośrednią. Mówiła to, co myślała, a tematy tabu zwyczajnie dla niej nie istniały.
Lupin nie wiedział, co o niej sądzić. Z jednej strony było tak, jak mówił Syriusz — bardzo łatwo byłoby mu uzależnić się od jej obecności. Głównie dlatego, że nigdy nie patrzyła na niego z pogardą. A przynajmniej pogarda w oczach Leanne nie miała nic wspólnego z jego często porwanymi szatami albo iście chorobliwym wyglądem. Patrzyła na niego dokładnie tak jak na innych. Nie czuł się przez nią oceniany, chociaż wszyscy wokół robili to niemalże nieustannie, wytykając go palcami i plotkując.
Z drugiej strony wciąż używała słów, które nierzadko raniły. Zwykle zawierały w sobie prawdę, nie mógł temu zaprzeczyć, ale Avery nigdy nie przejmowała się cudzymi uczuciami. Miał wrażenie, że nie przejmowała się także własnymi — albo rozpaczliwie próbowała się nimi nie przejmować.
Ich rozmowa zostawiła go z niejasnym przeczuciem, że pomimo usilnych starań wcale nie szło jej tak dobrze. Pamiętał ostatnie spojrzenie, które posłała w jego stronę. Być może mu się przywidziało — światło było w końcu nikłe, a dzieląca ich odległość także nie pomagała — ale miał nieodparte wrażenie, że dostrzegł w jej oczach coś na kształt wyrzutu, a nawet głębokiego rozczarowania.
Tylko co ją tak bardzo rozczarowało?
Remus czuł się skonfundowany, bo wbrew wszystkiemu, co wiedział o Leanne Avery, zaczynał sądzić, że nie wiedział tak naprawdę niczego istotnego. Nie rozumiał, czemu nie chciała wybrać stron. Nie rozumiał, czemu sama nie prosiła o pomoc. Postawiona w ciężkiej sytuacji, musiała jej potrzebować, czyż nie?
— Luniaczku, a co ty taki smętny? — Syriusz uwiesił się na jego ramieniu, a gdy Remus spojrzał na niego kątem oka, James rzucił się na drugą rękę, niemalże przewracając ich wszystkich.
— Co ci leży na serduszku? — spytał Potter i wyszczerzył zęby. — Nieodwzajemniona miłość?
Lupin wywrócił oczami, a Black zarechotał głośno. Nieustanne przytyki jego przyjaciół jedynie potęgowały dezorientację Gryfona. Rozumiał, że Leanne mogła się podobać, ale naprawdę nie spodziewał się, że ktokolwiek dostrzeże jego zainteresowanie, które — bądź co bądź — było raczej chłodne i dalekie od ewoluowania w cokolwiek głębszego.
Tymczasem zarówno James, jak i Syriusz, uważali je za dobry powód do żartów. A od czasu, gdy przyłapali go z dziewczyną, śledząc Mapę Huncwotów, nie dawali mu spokoju.
— Daj spokój, Rogacz. Leanne zapewne pożarłaby naszego drapieżnika w mgnieniu oka — zaśmiał się Black.
— Jak modliszka, odgryzająca głowę partnerowi po stosunku — dodał James i westchnął ciężko, a Remus zacisnął zęby.
— Sądzisz, że istnieje tu szansa na stosunek?
— Na gacie Merlina, zamknijcie się już... — jęknął Lupin i strząsnął z siebie przyjaciół, którzy w ogóle się nie przejęli i dalej chichotali jak podekscytowane nastolatki. — Co wam odbiło, hm?
— Co tobie odbiło, hm? — spytał Syriusz, unosząc brwi. — Nocne schadzki z Avery nie są najlepszym pomysłem, wiesz?
— Czy to nie ty ostatnio mówiłeś, że wcale nie jest taka zła?
— To było zanim odmówiła pomocy mojemu bratu — odparł chłopak i skrzywił się mocno.
Remus pokręcił głową i przyspieszył, licząc na to, że chłopcy zostawią go w spokoju chociaż na chwilę. Decyzja Leanne wydawała mu się brutalna i nieludzka, w pewnym sensie, ale argumenty dziewczyny wciąż dźwięczały mu w głowie i nie chciały jej opuścić.
Życie Regulusa, choć istotne, nie było warte więcej niż życie Avery. Tym bardziej, że chłopak wcale nie sprawiał wrażenia, jakby zależało mu na ratunku i jakby w ogóle był skłonny go zaakceptować. Scenariusz, w którym młodszy Black odmawia i miesza z błotem Leanne, wydawał się aż nadto prawdopodobny, czego Syriusz nie przyjmował do wiadomości. Wierzył, że nie było jeszcze za późno, aby wyrwać go ze szponów Lorda Voldemrota, nawet jeśli wszyscy wokół spisali Ślizgona na straty.
Dlaczego jednak nie chciał zrozumieć sytuacji Avery? Dziewczyna sprawiała wrażenie znacznie bardziej niezależnej, co budziło wiele wątpliwości; z jakiegoś powodu jej konserwatywna rodzina pozwalała jej na naprawdę dużo, a ona wykorzystywała ten fakt do bólu, robiąc co jej się żywnie podobało, bez zbędnego afiszowania się z własnymi poglądami.
Remus podejrzewał, że nawet Snape i cała reszta potencjalnych popleczników Lorda Voldemorta nie mieli pewności, po której stronie stała dziewczyna. Tolerowali ją i trzymali się dość blisko raczej z czystej przezorności niż sympatii. A to także wiele mówiło o przebiegłości Leanne.
Była zagadką. Zagadką, której w ogóle nie potrafił rozgryźć, chociaż z reguły podobne sprawy przychodziły mu z łatwością. Jakby to nie wystarczało, by czuć frustrację, Remus nie umiał powstrzymać myśli, że Avery stanowiła tajemnicę nawet dla samej siebie. I podczas gdy on nie umiał jej rozwikłać, ona zwyczajnie bała się to zrobić.
Albo po prostu mu się wydawało.
Lupin ponownie westchnął i spojrzał na Syriusza, który wcale nie zrezygnował z podążania za nim, chociaż James dawno zawrócił, uznawszy, że czas pomęczyć Lily Evans. Chłopak wyglądał na głęboko zamyślonego, a dłonie, wsadzone w kieszenie, były zaciśnięte na tyle mocno, na ile pozwalał nierozciągliwy materiał spodni.
— Właściwie co robiłeś z nią na tym korytarzu? — spytał po chwili Black i zerknął na przyjaciela.
— Miałem patrol — stwierdził Remus. — Jakoś tak wyszło, że chwilę pogadaliśmy.
— Pytałeś ją o Regulusa?
— Tak. Nie zmieniła zdania, jeśli o to ci chodzi — przyznał Lupin i uśmiechnął się przepraszająco. — Myślę jednak, że nie powinieneś jej winić. To nie jest łatwa sytuacja.
— Przecież doskonale wiem, że ona wcale nie wierzy w te brednie o czystości krwi! — warknął Syriusz i pokręcił wściekle głową. — Znam ją od dziecka, Luniek. Dogadywałem się z nią głównie dlatego, że jako jedyna nie widziała problemu w szwendaniu się po mugolskim Londynie, nawet jeśli zbierała potem srogie lanie — dodał już mniej agresywnie, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. — Nie rozumiem, dlaczego zwyczajnie nie wybierze naszej strony i nie odizoluje się od tego całego bagna.
Remus nie odpowiedział, chociaż wiele słów cisnęło mu się na usta. Wątpił jednak, że zraniony Black będzie chciał ich wysłuchać; znał przyjaciela za dobrze, by sądzić, że potrafił on powściągnąć emocje i przeanalizować sprawy zdroworozsądkowo. Było jeszcze za wcześnie na użycie logiki.
Leanne popełniała błąd, stojąc między jedną a drugą barykadą — co do tego Lupin nie miał żadnych wątpliwości. Mimo to potrafił zrozumieć jej skrajną niechęć wobec podjęcia jakiejkolwiek decyzji; z perspektywy Ślizgonki nikt nie był dobry. Dołączenie do Lorda Voldemorta oznaczało kierowanie się ideologią, w którą nie wierzyła, a która zakładała robienie naprawdę okropnych rzeczy. Dołączenie do ruchu oporu, z kolei, wiązało się z udzieleniem pomocy ludziom, którzy patrzyli na nią jak na potencjalną morderczynię, chociaż była tylko nastolatką.
Potrafił zrozumieć, dlaczego ktoś nie uważał „tych dobrych" za najlepszą opcję. On sam doskonale wiedział, że wcale nie trzeba było wyznawać purystycznych poglądów, aby nieświadomie segregować ludzi na lepszych i gorszych. Zmagał się z tym problemem codziennie, od kiedy został ugryziony przez wilkołaka.
Spojrzał jeszcze raz na Syriusza, który jako jeden z nielicznych nigdy nie uważał go za wybryk natury, za potwora. On i pozostali Huncwoci wspierali Remusa na każdym kroku, mało tego — z myślą o nim zostali Animagami, co wcale nie należało do prostych umiejętności. Łamali prawo, aby tylko nie czuł się samotny, a on odwdzięczał im się tak, jak tylko potrafił, nawet jeśli oznaczało to przymykanie oka na to, w jaki sposób traktowali chociażby Severusa Snape'a, którego jedyną winą — przynajmniej na początku — była przyjaźń z wybranką Jamesa i przynależność do Slytherinu.
Remus wiedział, że zachowanie jego przyjaciół należało opisać mianem niewłaściwego i dziecinnego. I wcale nie dziwił się, że Leanne czuła pogardę na myśl o pomocy ludziom, którzy sami nie widzieli nic złego w dręczeniu innych. Lupin spuścił wzrok na swoje stopy, a rumieniec wpełzł na jego bladą twarz, gdy zdał sobie sprawę z pożerającej go hipokryzji.
Co miał jednak zrobić? Nie potrafił sprzeciwić się Huncwotom, nie w tej sprawie. Za bardzo zależało mu na ich wsparciu, za bardzo przywykł do tego, że nie był samotny. Tym bardziej nie zamierzał robić tego dla Snape'a, który przecież sam miał wiele za uszami, i który na pewno nigdy nie zadałby sobie trudu, by pomóc komuś takiemu jak Lupin.
Nie zamierzał nadstawiać karku za Ślizgona, chociaż wymagała tego ludzka przyzwoitość. Jak więc mógł winić Leanne, która znajdowała się dokładnie w takiej samej sytuacji?
Nie, pomyślał smętnie. W gorszej. On nie przypłaciłby swojej decyzji życiem, podczas gdy ona nie miała takiej pewności, jako że w grę wchodził Lord Voldemort i fanatycy wyznający jego ideologię.
— Sam dobrze wiesz, że to nie takie proste — stwierdził ostrożnie Remus w odpowiedzi na słowa Syriusza. — Rozumiem, że wierzysz w swojego brata, ale... Nie mamy pewności, jak zareaguje na jakąkolwiek próbę pomocy. Co, jeśli wydałby Leanne?
— Przecież byśmy jej pomogli, Luniek! — oburzył się Syriusz.
— Jak? — spytał Lupin i uniósł brwi. — Naprawdę sądzisz, że zdołałbyś ją ochronić? Nie mówimy tutaj o rzucaniu łajnobombami, Łapa. Nie bez powodu tak ci zależy, żeby powstrzymać Regulusa...
Black zasępił się nieco i spuścił głowę. Zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później musiałby zostawić dziewczynę samą, a Ślizgoni na pewno wykorzystaliby sytuację. A jeśli nie oni... Zrobiłby to ktoś inny, gdy dziewczyna ukończy szkołę i znajdzie się z dala od murów, nad którymi pieczę sprawował Albus Dumbledore, najpotężniejszy czarodziej na świecie.
— Prosisz ją o naprawdę wiele, Syriusz — mruknął Remus. — Nie mówię, że nie masz racji. To wciąż dobry wybór, ale Avery zostałaby sama. Wiem z doświadczenia, że to naprawdę przerażająca perspektywa.
— I tak jest sama — stwierdził z goryczą Black. — Może tego nie widzi, ale tak właśnie jest. Różnica między tobą a nią polega na tym, że Leanne wmawia sobie, że nikogo nie potrzebuje, że jest samowystarczalna. Nie dopuszcza do siebie nikogo całkowicie świadomie i postępuje równie głupio, co Regulus — prychnął chłopak. — Reg otacza się złymi ludźmi, ale on przynajmniej szczerze nazywa ich przyjaciółmi. Ona nie ma nikogo i nienawidzi całego świata z zasady. Czuje się pokrzywdzona i odrzucona przez wszystkich wokół, więc sama robi to samo. Zapewne w końcu zda sobie z tego sprawę. Tylko co z tego?
Remus nie odpowiedział — zwyczajnie nie potrafił znaleźć słów. Syriusz miał rację; dziewczyna faktycznie stroniła od towarzystwa, a większość prób nawiązania z nią kontaktu kończyło się kompletną porażką. Częściej widywał ją siedzącą na uboczu z książką niż z jakąkolwiek żywą istotą. Nawet jej relacja ze Snape'em nie wydawała się na tyle bliska, aby nazywać ją przyjaźnią.
Mimo to chłopak podejrzewał, że Leanne doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak samotna jest. Z jakiegoś powodu chciała odsunąć od siebie innych, nawet jeśli oznaczało to spędzanie wolnych dni w ciszy. Może faktycznie czuła się skrzywdzona przez życie, a jej odpowiedzią na kiepski los było znienawidzenie wszystkiego wokół. Co jednak skłoniło ją do przyjęcia takiej taktyki? Dlaczego nawet nie próbowała zmienić swojego życia?
Bała się? Czy zwyczajnie wmawiała sobie, że, tak czy siak, jest w stanie przetrwać?
Być może faktycznie dałaby sobie radę. Być może faktycznie by przetrwała, ale Lupin dawno zrozumiał, że życie oferowało za dużo, aby zadowolić się jedynie szarą egzystencją.
I może w tym leżał problem. Przyjaciele zdołali zmienić jego zdanie. Syriusz także szybko dowiedział się, co kryło się za granicami arystokratycznego, konserwatywnego świata, podczas gdy Leanne wciąż stała wewnątrz i jedynie spoglądała w dal.
Niektórzy nazwaliby go naiwnym albo nawet głupim, ale Remus wiedział, że zwyczajnie nie potrafi jej tam zostawić. Nie, kiedy on sam spędził zdecydowanie zbyt wiele czasu w odosobnieniu, bezgłośnie błagając o pomoc.
***
Zgodnie z obietnicą... Jest i on! Doszłam do wniosku, że czas wprowadzić POV Luniaczka, bo inaczej nieustannie byłoby smętnie i mrocznie, a tak Huncwoci nam trochę porozrabiają od czasu do czasu.
Apeluję do wszystkich czytelników: siedźcie w domach. Koniec apelu.
To bardzo krótki apel w zasadzie. Dodam więc jeszcze, żebyście myli rączki.
Znaczy ogólnie się myjcie, nie?
Loffki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro