Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 - "Jesteś chory!"

~April~

    Zadzwonił do mnie Paul z informacją, że mam nie wierzyć w ani jedno słowo Scott'a. Prawdopodobnie, to mój mąż wynajął kogoś w stylu detektywa, który miałby śledzić mnie na każdym kroku. Ani on, ani ja nie mieliśmy pojęcia, dlaczego posunął się do takich kroków, ale od samego początku nie wierzyłam w jego przemianę. Musiałam, jak najszybciej wrócić do domu i pójść do jego gabinetu, gdzie zapewne coś znajdę. Scott, mimo że miał urlop, był potrzebny tego dnia przy sprawie o gwałt, więc na spokojnie mogłam przejrzeć wszystkie jego dokumenty.

Drżącymi dłońmi otwierałam szufladę po szufladzie w jego gabinecie. Bałam się, że znajdę coś, o czym nie chciałabym wiedzieć. Jedna z nich była zamknięta, więc musiało być w niej coś naprawdę ważnego. Nie miałam do niej kluczyka, ale jeszcze będąc w Domu Dziecka, nauczyłam się takich rzeczy, jak otwieranie zamków bez użycia klucza. Kilka manewrów wsuwką i po chwili trzymałam w dłoniach jakieś dokumenty. Paul miał rację, Land Rover śledził mnie na zlecenie mojego męża. Oprócz tego, w środku, w folii znalazłam jakieś białe tabletki. Uchyliłam usta, zaskoczona.

- Znalazłaś coś ciekawego? - prawie podskoczyłam w miejscu, gdy usłyszałam jego na pozór spokojny głos.

- Co to jest?! - odwróciłam się w jego stronę, ściskając w dłoniach tajemnicze tabletki oraz dokumenty.

- Ostrzegałem, April - oparł się o drewniane drzwi. - Za wszelką cenę dowiem się, dlaczego nie chcesz mi wybaczyć. Oboje dobrze znamy ten powód, ale tym razem muszę mieć dowody. Takie zboczenie zawodowe - wzruszył ramionami.

- Jesteś chory! - rzuciłam wszystko na ziemię. - Ty wiesz, jaka byłam przerażona, że ktoś mnie śledzi?! A ty się świetnie bawiłeś!

- Uważaj na kogo podnosisz głos, bo chyba dawno nie dostałaś ode mnie w tą swoją niewyparzoną twarzyczkę - zacisnął dłonie w pięści, jednak nie ruszył się z miejsca. - Powiesz mi, jak nazywa się twój pieprzony kochanek i będzie po sprawie. Wszystko wróci do normy.

- Nic ci nie powiem - zacisnęłam usta w cienką linię. - Na co są te tabletki? - zmieniłam temat.

Scott uśmiechnął się kpiąco, odepchnął się dłońmi od drewnianej powłoki, po czym zaczął iść w moją stronę. Zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, schylając się po folię, w której znajdowało się na oko z dziesięć tabletek. Stał tak blisko mnie i tym razem czułam całą sobą, że się nie powstrzyma. Uderzy mnie tak, jak miał w zwyczaju. Po prostu, jakbym była jego szmacianą lalką.

- Tylko dzięki tym tabletkom hamuję się, żeby cię nie uderzyć. Nigdy nie było żadnej terapii, no chyba, że miałem na myśli seks - terapię z moimi podwładnymi - zakpił. - Dzisiaj zapomniałem ich wziąć i aż mnie ręka świerzbi, aby nauczyć cię tego, że do mojego gabinetu się nie wchodzi! - podniósł głos.

- Ty możesz mnie ciągle zdradzać, ale ze mną masz problem? - prychnęłam. - Coś tu chyba nie gra.

- Właśnie przyznałaś się do romansu z jakimś fagasem - uśmiechnął się, po czym wymierzył mi policzek. Moja głowa odchyliła się w prawą stronę pod wpływem jego siły. Nie wytrzymał dłużej. - Mów kim on jest, dziwko!

- Nie - spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Mogłam nawet poświęcić swoje życie, ale Scott nie mógł dowiedzieć się o Liam'ie. Nigdy.

- Mów, kurwa! - chwycił moje włosy w bolesny uścisk. Jęknęłam płaczliwie. - Jesteś taka słaba! - zaśmiał się, popychając mnie na ziemię.

Potem rozpoczął serię kopnięć w mój brzuch oraz twarz. Nie bił mnie przez miesiąc i tydzień, więc można było sobie tylko wyobrazić jego zgromadzoną złość, której w końcu mógł dać upust. Płakałam, krzyczałam o pomoc, ale nikt mi nie pomógł. Z każdym jego kolejnym uderzeniem traciłam oddech. Całe życie przeleciało mi przed oczami, jakbym naprawdę miała za chwilę umrzeć. Wolałam zginąć, chronić Liam'a niż, żeby mu się coś przeze mnie stało. Scott był zdolny do wszystkiego.

- Masz dość?! - podwinął rękawy swojej koszuli. Nie byłam zdolna unieść głowy, a co dopiero odpowiedzieć, żeby się pieprzył. Chciałam umrzeć. - Wystarczy mi nazwisko, a potem wszystko się ułoży. Będę łykał te tabletki, jak cukierki, żeby cię nie uderzyć. Tylko nie mogę żyć z myślą, że ktoś inny cię dotyka, kiedy ja, będąc twoim mężem, nie mogę tego robić.

- Zabij mnie - wychrypiałam z trudem.

Scott kucnął nade mną, nachylił się, po czym pocałował moje zakrwawione czoło.

- Jeszcze nie teraz... - zemdlałam.

Uwielbiasz, kiedy się rozklejam... Wtedy możesz mnie pocieszyć, a w następnej chwili rzucić mną o ścianę...

Dwa dni później...

    Nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, poza tym i tak ledwo chodziłam. Na moim brzuchu nie było miejsca, gdzie nie widniałyby wielkie, fioletowe siniaki. Mało brakowało, a złamałby mi nos oraz żebra. Scott, jak to miał w zwyczaju, zadzwonił po swojego kolegę - Calum'a, aby mnie opatrzył. Moja twarz była tak spuchnięta, jakbym to ja wykonywała zawód boksera i przegrała walkę z naprawdę trudnym przeciwnikiem. Cóż, prawie tak było. Wtedy, pierwszy raz od dawna pomyślałam o ucieczce. Dwa lata temu próbowałam, ale Scott nakrył mnie, kiedy pakowałam torbę.

- Wyglądasz jako gówno - prychnął, siadając obok mnie na łóżku. Byłam podłączona do kroplówki i nie jeden raz przyszło mi do głowy, że kiedy zasnę, Scott wstrzyknie mi coś. - Jutro pójdziesz do pracy.

Otworzyłam szeroko oczy.

- Będą zadawać pytania - w moich oczach pojawiły się łzy. - Nie chcę znowu kłamać.

- Prowadzisz zajęcia teatralne - wzruszył ramionami. - Użyj jakiś swoich aktorskich sztuczek. Nie chcę dłużej na ciebie patrzeć, poza tym Emma zatrzyma się u mnie na jakiś czas.

- Twoja kochanka? - zapytałam obojętnie. Kiwnął głową.

- Jest w ciąży - oznajmił.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Zapłodnił jakąś inną kobietę? Nie, że ja chciałam nią być, ale zrobienie dziecka kochance, to już była przesada. Jakaś dziwka urodzi mu dziecko, a ja nie potrafiłam donosić ciąży ani razu. Poczułam się naprawdę źle.

- Ją też będziesz bił? - odważyłam się zapytać.

- Nie, bo nie wkurwia mnie tak, jak ty - wycedził. - Urodzi to dziecko, ale to my będziemy je wychowywać. Wyobraź sobie, że dojdzie do adopcji. Będziemy mieli prawdziwy dom, a nie mam już czasu starać się o dziecko z tobą, jak za każdym razem coś idzie nie tak.

Poczułam się jeszcze gorzej. Jeśli czegoś nie wymyślę, zostanę matką dziecka kochanki mojego męża. Ono nie było niczemu winne, ale to za bardzo bolało. Bolała mnie świadomość, że nigdy nie urodzę swojego dziecka, nie pokażę mu świata. Kiedy miałam już osiemnaście, myślałam o dużej rodzinie. To chyba dlatego, że swojej nie pamiętałam. Rodzice oddali mnie do adopcji, zanim skończyłam dwa miesiące. Od opiekunki wiedziałam, że gdzieś na świecie miałam dwoje rodzeństwa. Nic więcej nie wiedziałam.

- Zostaw mnie samą, proszę - po moich sinych policzkach popłynęły gorące łzy. On miał rację. Byłam cholernie słaba, na każdym kroku, zawsze.

Scott wzruszył ramionami, obdarował mnie ostatnim spojrzeniem, a następnie wyszedł. Spałam na rozwalającym się łóżku, a moim jedynym "piciem" i "jedzeniem" były kroplówki. Według mojego męża, nie zasłużyłam na jedzenie. Nie zasługiwałam na nic, nawet na życie.

~Scott~

    Poszedłem do swojego gabinetu. Na biurku leżały zdjęcia April, które przez ostatni tydzień robił mój dobry kolega - detektyw. Byłem pewien, że moja żona mnie zdradzała, więc za cel obrałem sobie zniszczenie tego faceta. April albo nie należała do takich głupich, jak sądziłem, albo jej kochankiem był jakiś nauczyciel. Oprócz pracy nie jeździła w inne miejsca. Do naszego domu także nikt nie przychodził przez ostatnie dni, ale na wszelki wypadek, w każdym pomieszczeniu zainstalowałem kamery, które są połączone bezprzewodowo z moich służbowym laptopem. Właśnie dzięki temu zobaczyłem ją, kiedy włamała się do jednej z szuflad mojego biurka. W takich momentach zaczynałem ją doceniać. Usłyszałem pukanie do drzwi, więc schowałem zdjęcia pod innymi dokumentami. Był to mój kolega - detektyw.

- Cześć, Harry - przywitałem się z nim uściskiem dłoni. - Masz coś nowego?

- Powęszyłem trochę i mam pewne informacje - spojrzałem na niego zaciekawiony. - Pod szkołą, z dwa miesiące temu podrywał ją jakiś miejscowy nauczyciel. Żaden z uczniów nie był chętny do dłuższej rozmowy, ale to tylko kwestia czasu. Zaufaj mi.

- W porządku - westchnąłem. - Muszę wiedzieć z kim mnie zdradza... Właśnie, jutro wraca do pracy, więc będziesz miał zajęcie.

- Nie spuszczę jej ze wzroku - zapewnił mnie. - Scott, jest coś jeszcze.

Podszedłem do barku, nalewając do dwóch szklanek whisky.

- Tak? - odwróciłem się w jego stronę.

- Znalazłem ojca April - szklanki, które przed chwilą trzymałem w dłoniach, rozbiły się przed moimi stopami. - Znasz go.

Spojrzałem na niego wyczekująco.

- Załatwiłeś u niego pracę swojej żonie - przełknąłem głośno ślinę. - Dyrektor szkoły jest ojcem April, a Chloe jej siostrą.

April nie mogła się o tym dowiedzieć.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Cześć, kochani 😙
Przepraszam, że drugi, wcześniej obiecany rozdział pojawił się dopiero dzisiaj, ale truskawkowe dni nie dawały mi spokoju xd 😂😤
Co myślicie o rozdziale? Kolejny w przyszłą sobotę i wtedy rozdziały będą pojawiały się już regularnie, ponieważ w poniedziałek skończę moją inną opowieść 😘😙
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro