Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Steve spał spokojnie w Avengers Tower. Niedawno uznał, że i tak tu spędza więcej czasu niż w mieszkaniu więc postanowił się przeprowadzić.
Nagle Kapitan usłyszał hałas, zerwał się szybko z łóżka i po chwili zobaczył, że to F.R.I.D.A.Y.

-Panie Rogers, możliwe, że mamy ślad Czarnej Wdowy - powiedziała uważnie sztuczna inteligencja. Steve słysząc to zerwał się z łóżka.

- I dopiero teraz mnie budzisz - powiedział wkurzony Rogers. Szykując się do wyjścia, nie patrząc na nic. Teraz w jego głowie była tylko ona.

- Pan Stark powiedział ,że gdy będzie pewny to dopiero mam  pana obudzić. Ponieważ jest pan za bardzo przywiązany do panny Romanoff. Pan Stark czeka u siebie  - odpowiedziała sztuczna inteligencja i po chwili zniknęła a Steve kierował się odrazu do gabinetu Iron Mana.

Rogers bez pukania wtargnął do gabinetu Ton'ego ,który był  skupiony na jakiś dokumentach.
- A może byś tak łaskawie zapukał- powiedział Tony lekko zirytowany zachowaniem Steva.

- Znalazłeś coś o Nat? Co to takiego? Gdzie ona jest? -Rogers bez opamiętania zaczął zadawać mnóstwo pytań.

- Steve uspokój się. Nie jesteśmy  pewni czy to ona ale mam informacje ,że jedna z agentek Shield ,która była na misji we Włoszech została napadnięta. -Stark starał sie jak najlepiej mu to wytłumaczyć pokazując mu dokumenty o całej akcji.

- Jaki ma to związek z Natashą - przerwał w połowie Kapitan. Zniecierpliwiony zaczął kręcić się po gabinecie ,przeglądając dokumenty od Iron Mana.

- Daj mi skończyć. Gdy agentka nie mogła sobie poradzić z dwoma wielkimi facetami i wiedziała ,że już po niej. Nagle pojawiła się postać wzrostu Natashy i zaczęła do nich mówić niskim głosem a po chwili walczyć. Chloe czyli ta agenta mówiła, że tamta postać poradziła sobie z nimi w parę chwil i myślała, że to mężczyzna gdy nie zobaczyła jej oczu. Mówiła ,że były zielone jak ciemny las w którym było pełno chłodu i bólu. A jak usłyszała jej normalny głos to jest praktycznie pewna ,że to Tasha. Przedstawiła sie jej jako Black -skończył swój monolog Tony i usiadł na krześle wyczekując odpowiedzi.

- No to na co czekamy. Lecimy do Włoch. Musimy ją znaleźć Tony...- Rogers uśmiechnął się do siebie i już miał wychodzić gdy usłyszał.

-Wiesz ,że nie ma pewności czy to w ogóle ona, ale szykuj się, bo za pół godziny wylatujemy - powiedział Stark po czym lekko się uśmiechnął w stronę Steva. On też chciał za wszelką cenę znaleźć rudowłosą. Łączyła ich dosyć specyficzna przyjaźń ale zawsze wyciągali się z kłopotów a raczej ona jego wyciągała z tarapatów. Zawsze potrafiła go wysłuchać mimo to jakie głupoty, czasem gadał. Chociaż na pierwszy rzut oka, każdy pomyślał by ,że sie nie lubią a wręcz nienawidzą, bo na każdym kroku sobie docinają. To tak naprawdę bardzo im na sobie zależało.

Pół godziny później już w prywatnym helikopterze Starka.
Steve rozmyślał co jej powiedzieć jak ją spotka ,bo przecież kazała mu ,siebie nie szukać a on nie posłuchał. A co jeśli nawet nie będzie chciała z nimi rozmawiać.
Rogers pochłonięty w swoich myślach bał się.
Bał się jej reakcji. Bał się, że to fałszywy alarm i jej tam nie ma.
Bał się, że nigdy już jej nie zobaczy. To wszystko zajęło mu całą drogę. Gdy wylądowali odrazu zabrali się za poszukiwania.
Zaczęli chodzić po sklepach, restauracjach, barach ale nikt o niej nie słyszał albo nie chciał nic powiedzieć. Dopóki nie natknęli się na jakiś klub ,który jak widać był jednym z bogatszych w okolicy.
Gdy jakimś cudem udało im się tam wejść. Odrazu uderzył w nich zapach alkoholu i potu.
Podeszli do baru i zaczęli wypytywać ludzi aż nie spotkali pewnego barmana.

- Przepraszam znasz może tu kogoś w okolicy o imieniu Black - zapytał Stark ,który już stracił jakiekolwiek nadzieję. Chłopak na wspomnienie o tym imieniu ewidentnie się wystraszył i zaczął się nawet lekko trząść.

- Tak znam. Jest tu taka osoba nie wiadomo o niej zupełnie nic oprócz tego, że ma na imię Black i świetnie walczy. Nawet to czy to mężczyzna czy kobieta. Black walczy w nielegalnych walkach na ,które przychodzą bogaci ludzie i płacą za to. Najczęściej walczy z napakowanymi facetami ale i tak zawsze wygrywa mimo ,że oni mają broń a Black nie ma. - chłopak był cały roztrzesiony ale opowiadał wszystkie szczegóły.

-Wiesz może gdzie są te walki - zapytał Steve wyraźnie zniecierpliwiony.

- Tak...Tutaj to tylko przykrywka  - odparł chłopak wskazując na tańczących wokół ludzi.
-Dzisiaj wieczorem jest walka, Black powinien na niej być- dodał po chwili i zniknął za ladą.

Stark i Rogers spojrzeli się na siebie porozumiewawczo. Czekali i wypytywali jeszcze ludzi ale niczego nowego się nie dowiedzieli.

Gdy zegar wskazał północ. Większość ludzi już wyszła a na ich miejsce przychodzili bogaci szefowie.
Nagle z zaplecza wyszedł chyba właściciel bo zaczął krzyczeć i wypytywać o kogoś. Steve nie zwracałby na to uwagi gdyby nie usłyszał kawałka rozmowy.

-...Powinien już być, Black nigdy się nie spóźniał  - mówił do jakiegoś faceta właściciel. Steve słysząc to uznał ,że to jedyna szansa na spotkanie z Black.
- Możemy to sprawdzić. Tylko podaj adres. - powiedział stanowczo Rogers zaskakując przy tym wszystkich wokół ,włącznie ze Starkiem ,który sączył powoli whisky. Steve podszedł do dwóch mężczyzn i nie obchodziło go zbytnio co odpowiedzą. Musiał się dowiedzieć czy Black to Natasha.

-Kim ty do cholery jesteś i czego się wtrącasz - krzyknął mężczyzna ,podchodząc bliżej Steve ale on milczał. - Z drugiej strony nie mam tam kogo wysłać, bo nikt stamtąd nie wrócił żywy. Black podał mi swój adres ale zabronił do niego przychodzić. Jak kiedyś kogoś wysłałem to już nie wrócił. Jak chcesz to idź ale czeka Cię śmierć.- powiedział właściciel z psychopatycznym uśmiechem, podając Rogersowi adres. On tylko pokiwał głową do Starka i obaj ruszyli pod adres zamieszkania Black.

Szli ledwo oświetloną ulicą, gdzie księżyc dawał większe światło niż uliczne lampy. Wzdłuż starych budynków. Napotkali w końcu adres z kartki. Stara kamienica nie wyróżniała się niczym szczególnym od wcześniejszych. Weszli do środka a tam było jeszcze gorzej. Poobdzierane   ściany z farby, spadający tynk z sufitu, pleśń. Steve nie mógł uwierzyć ,że ktoś mógł tu mieszkać ale bardziej bolał go fakt ,że ona tam mogła mieszkać. Znaleźli w końcu numerek mieszkania z kartki i zapukali. Cisza. Jeszcze raz. Cisza...

-Rogers ja wiem ,że ty jesteś honorowy ale otwieraj do jasnej cholery te drzwi, bo nie będę tu stał całą noc.- powiedział Tony podirytowany.

- Tony, język- skarcił go Steve, na co Stark wywrócił oczami.
Steve po chwili posłuchał Ton'ego i wywarzył drzwi mieszkania. Na pierwszy rzut oka było puste.

Pomieszczenie wyglądało jakby ledwo spełniało jakiekolwiek warunki do życia.
Rogers zaczął przeszukiwać łazienkę nic nie znalazł ,oprócz ogromnej ilość brudnych bandaży. Później kuchnia, tylko jakaś wódka.
- Steve chyba coś znalazłem - powiedział Stark z sypialni. Rogers odrazu do niego poszedł. Zobaczył ,że Tony trzyma jakiś kawałek papieru.
- Ona tu była...

Mam nadzieje, że podoba wam się rozdział. Zachęcam do komentowania i głosowania.
1116 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro