ROZDZIAŁ 3
Po pokonaniu pierwszego zaskoczenia szybko zacząłem odwzajemniać pocałunki, co musiało wydawać mu się idiotycznie, gdyż nie miałem żadnego doświadczenia. Moje ręce wciąż spoczywają na jego policzkach, a jego po bokach mojej głowy. Słyszę jego cichy pomruk i nie rozumiem, dlaczego odsunął się.
-Kocham Cię - nie widzę, ale wiem, że patrzy na mnie, a ja staram się nakierować swój wzrok tam- gdzie wydaje mi się - gdzie jest jego twarz.
-Ja ciebie też - odpowiadam. To szczere słowa. Wiem całym sobą, że to prawda. Kocham go najmocniej, najszczerzej i bezwarunkowo odkąd tylko pamiętam. Kiedyś tego nie rozumiałem, ale teraz już wiem, co to znaczy i wiem, że właśnie go darze tym uczuciem.
-Nie... Seweryn... - szepcze - ja ciebie naprawdę kocham - mówi to tak jakby nie wierzył w to, co ja powiedziałem.
-Nie mówiłbym tego, że cię kocham gdybym nie wiedział, że tak naprawdę jest - puszczam jego policzki i zaplatam dłonie na jego karku, lecz puszczam go, gdy siada na moim biodrach w pozycji wyprostowanej.
-Oh.. Nie wierzę, a ja tak strasznie się bałem - słyszę jego śmiech, do którego po chwili dołącza również mój - Seweryn... wiesz, że niedługo zaczynam studia, prawda?
Moje ramiona napinają się.
-Tak.. Dziękuję za to, że przypomniałeś mi, że niedługo się rozstajemy.
Czuje pocałunek na policzku.
-O czym ty mówisz? - biorę głęboki wdech wiedząc, że moje własne słowa za chwile spowodują, że moje serce pęknie na kawałeczki, ale nim cokolwiek mówię to on zabiera głos - rozmawiałem z twoją mamą. Nie ma nic przeciwko żebyś zamieszkał ze mną.
-Co?
-Wiem, że będzie trudno. Obca okolica. Dużo zajmie tobie i Miśkowi nauczenie się gdzie, co jest. Poza tym inne mieszkanie to też nauka. No i ja będę musiał robić wszystko, ale zrozum... będziesz przy mnie i tylko to się liczy. Gdybym wiedział, że mama się nie zgodzi nawet bym nie zaczynał studiów dziennych, bo nie potrafiłbym wytrzymać długo bez ciebie - kończy swoją wypowiedz, a mi i tak pęka serce, chociaż nic nie powiedziałem. I już nie powiem, bo nie wiem, co.
Jestem szczęśliwy.
*
-Oh - jęknąłem, bo wziął mnie na ręce - Darek, co ty robisz?
Słyszę jego śmiech. Jednym ramieniem obejmuję go w szyi, a drugie kładę na swoim brzuchu dłonią chwytając go za koszulkę.
-Kochanie... Przenoszę cię przez próg naszego mieszkania - po dłuższej chwili stawia mnie na nogach. Nie wiem gdzie pójść, w którą stronę. Kroki, pamiętaj o krokach.
-Szesnaście w przód i obrót w lewo - słyszę przy uchu. Boje się puścić materiał jego koszulki.
-Słucham? - słyszę szelest kartki, którą rozkłada.
-Policzyłem wszystko dokładnie, trzymaj - wciska mi ją w rękę - trochę ci to pomoże poruszać się - dotykam papieru i uśmiecham się. Odwracam w jego stronę i całuję.
-Dziękuję. A co to tych szesnastu... gdzie one prowadzą?
-Do sypialni.
Nie żałuję niczego z ostatnich kilku tygodni.
Nie żałuję tego, że wyjechałem od mamy tym samym doprowadzając do pierwszego rozstania odkąd się urodziłem ani tego, że zgodziłem się zamieszkać z Darkiem. Nie szkoda mi mojej skóry, na której znajdują się rany i blizny- pozostałości po tym, czego musiałem się nauczyć w nowym miejscu. Nie żal mi godzin spędzonych na przeklinaniu, płakaniu i krzyczeniu o tym, że się nie uda, bo to właśnie te chwile spowodowały, że udało się. Udało mi się dojrzeć, aby pójść na swoje, aby podjąć jedną z najważniejszych decyzji dotychczas. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo mam kogoś, kogo nie obchodzi w pierwszej kolejności moja niepełnosprawność. Liczy się to, jaki jestem i co robię. Nie poddam się. Zrobię wszystko, aby pozostać przy Darku, bo go kocham. I wiem, że on kocha mnie. To chyba najważniejsze, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro