Rozdział 2
Miejsce nieznane, 10 maj
Obudziłam się. Trochę czasu zajęło zanim moje oczy przystosowały się do panującej tu jasności. Zamrugałam kilka razy. Znajdowałam się w jakimś pokoju. Od dziecka miałam manierę dokładnego przyglądania się wszystkiemu. Rozejrzałam się dookoła. Leżałam na łóżku pod białą pościelą. Usiadłam. Jedyne, co było w pomieszczeniu to duża szafa, szafka nocna z lampką i coś w rodzaju biurka. Wszystko było wykonane z ciemnego drewna, które kontrastowało z bielą i szarością ścian.
Odgarnęłam kołdrę i spróbowałam wstać z łóżka obracając się. Syknęłam z bólu. Spojrzałam na ramię. Miałam masę gaz i bandaży. Nie miałam też na sobie swoich ubrań. Siedziałam w przydużej, granatowej koszulce z logo, którego nie rozpoznawałam. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich zaskoczona Azjatka.
- Już wstałaś?
Weszła do środka zamykając za sobą drzwi i usiadła obok mnie na łóżku.
- Napij się – powiedziała podając mi butelkę wody.
Niepewnie wzięłam ją i wypiłam kilka łyków.
- Nazywam się Kim Hye Jin, ale mów mi Kim. Naprawdę się przestraszyliśmy, kiedy Eric i Tyler przynieśli Cię do naszego samochodu. Nawet nie powiedzieli kim jesteś i co się stało, więc założyłam, że nawet oni nie wiedzą. Chcieli przeszukać Twoje rzeczy, żeby dowiedzieć się chociaż jak się nazywasz, ale zabroniłam im. Jeśli będziesz chciała, to sama nam powiesz. Tak czy siak, musisz teraz odpoczywać. Zaraz Ci przyniosę coś do jedzenia.
Wstała i skierowała się w stronę drzwi.
- Kim? – powiedziałam
- Tak?
- Jestem Victoria.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Miło Cię poznać, Victoria.
Po czym wyszła.
*****
Gdy zjadłam kanapki przygotowane przez Kim, postanowiłam się trochę rozejrzeć i dowiedzieć, gdzie się znajduję. Wstałam i podeszłam do drzwi. Schwyciłam za klamkę i otworzyłam je. Moim oczom ukazało się duże pomieszczenie, wypełnione różnymi sprzętami, stołami i krzesłami. Eric, Tyler, Kim i jeszcze jakiś Afroamerykanin pochylali się nad stołem zawzięcie o czymś rozmawiając. Gdy weszłam, wszyscy odwrócili się w moją stronę. Eric westchnął.
- Chodź, musimy porozmawiać – powiedział.
Usiadłam na jednym z krzeseł obok nich. Przez chwilę panowała niekomfortowa cisza.
- Dlaczego Ciebie śledzili? Nie zajmują się osobami, które nie mają nic wspólnego z ich sprawą – zaczął chłopak, ale nie dane było mu dokończyć, bo wtem wtrącił się Tyler.
- Lepiej powiedz nam kim jesteś i co tam robiłaś. Dlaczego byłaś ich celem? – zaczął krzyczeć.
Za kogo się uważa, że na mnie wrzeszczy? Nie jestem tu na przesłuchaniu.
- Lepiej ty mnie posłuchaj! Nie jestem Twoim więźniem, że możesz mnie tak traktować! Z tego, co widzę moje informacje mogą być bardzo przydatne. Więc nie pogarszaj swojej sytuacji i naucz się odrobiny szacunku, okay? – oznajmiłam, wstając energicznie
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co przed chwilą zrobiłam. Zaskoczona, zakryłam swoje usta.
- No proszę, wasza delikatna Victoria ma charakterek – po raz pierwszy odezwał się trzeci chłopak.
- Scott, nawet nie próbuj – powiedziała Kim mrożąc go wzrokiem.
- No co? Już ją lubię – zaśmiał się i puścił mi oczko.
Opuściłam dłonie, ale uśmiechnęłam się w duchu.
Znowu zapadła ta dobijająca cisza.
- Nie mam zielonego pojęcia co się wtedy stało. Poszłam wtedy do parku, żeby trochę poszkicować. Nie mam z nimi nic wspólnego! Byłam roztrzęsiona i nie myślałam racjonalnie! – zaczęłam się burzyć, a w moich oczach pojawiły się łzy
Zdenerwowałam się. Przez ostatnich kilka godzi wydarzyło się bardzo dużo i w moich żyłach nadal pulsowała adrenalina. Przeżyłam pewnego rodzaju szok.
- Spokojnie, jesteś teraz z nami. W związku z tym, że Ciebie poszukują dołączysz do nas. Dowiemy się o co chodzi. Wyszkolimy Cię – oznajmił Eric kładąc mi rękę na ramieniu.
Wyszkolą mnie? To może być ciekawe.
- Co z operacją turmalin? – spytała Kim
- Dobrze wiemy dlaczego oni tam byli. Skoro ją zaatakowali, jest częścią operacji. Jeszcze nie wiemy jak ważną, ale skoro było ich tak dużo i nawet urządzili sobie pościg, musi być wystarczającym powodem. Póki co, zostaniesz tutaj. Normalne szkolenie trwa kilka tygodni, a nawet miesięcy, ale my nie mamy tyle czasu. Musisz być gotowa w razie czego. Jednak nie możemy ryzykować i przez najbliższe dni nie możesz stąd wychodzić – odparł chłopak.
- Słucham?! Mało mnie nie zabili, a ty mi jeszcze karzesz patrzeć na to wszystko z boku?! Na pewno tego tak nie zostawię, albo pójdę z wami, albo pójdę sama – powiedziałam wpatrując się prosto w jego oczy.
Jego spojrzenie przybrało na intensywności. Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem.
- W takim razie, dziękuję za ratunek. Dalej pójdę sama – oznajmiłam kierując się do drzwi, które najprawdopodobniej były wyjściowe.
- Zostań – usłyszałam Erica.
Odwróciłam się.
- Za trzydzieści minut przyjdzie do Ciebie Scott. Pokaże Ci, jak posługiwać się bronią. Przebierz się w coś wygodnego. Kim pożyczy Ci swoje ubrania. Powinny pasować – kontynuował, schwycił coś ze stołu i wyszedł.
Twarz Tylera aż kipiała ze złości. Wszedł gdzieś trzaskając drzwiami.
Zapanowała cisza.
- Chodź, wybierzemy Ci coś – oznajmiła Kim i pociągnęła za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro