7. Chciałbym żebyśmy zaczęli rok razem...
Miłego wieczoru xx
Sylwester przyszedł już szybko, a co za tym idzie, Louis chciał zapytać Harry'ego oficjalnie o związek. Do tego podarować mu bransoletkę.
Ciągnął Harry'ego na imprezę sylwestrową, mimo iż ten był lekko uprzedzony po ostatnim wypadku, który pociągnął za sobą kolejne konsekwencje.
- A jeśli obiecam ci, że idziemy tylko na kawałek imprezy? - westchnął Louis, spoglądając na bruneta.
- Nie chcę Louis - stał uparcie przy swoim, ociężale robiąc kroki za alfą.
- Wejdziemy, napijemy się z Zaynem i potem zabiorę cię w inne miejsce - obiecywał - Nie pożałujesz.
- Nie lubię imprez - irytowały go ciągłe prośby i jeszcze to, że nie potrafił odmówić tym niebieskim oczom.
- Bo raz się zraziłeś, a one wcale nie są takie złe - sięgnął po dłoń Harry'ego - Obiecałem Zaynowi, że się z nim spotkamy.
- Mogliście na to wybrać bardziej cywizylowane miejsce - wydął dolną wargę.
- Jest sylwester, wszyscy którzy wrócili do Londynu zawsze się zbierają, żeby razem świętować - tłumaczył cierpliwie.
- Ja tam tylko wejdę na chwilę, rozumiesz Lou? - dał się jedynie na taki kawałek czasu przekonać.
- Dziękuję - odetchnął na te słowa, nie mógł olać najlepszego przyjaciela, a do tego musiał mu zapewnić towarzystwo na resztę wieczoru.
Doskonale wiedział, że na imprezach on sam czuje się bardzo pewnie i czuł się odrobinę źle dosłownie zmuszając Harry'ego do pójścia tam. Nie powinien tego robić.
Wyszli z pokoju zabierając kurtki ze sobą. Louis miał przygotowane pudełeczko z bransoletką, a w głowie cały plan. Trzymał mocno dłoń omegi, nie chcąc zostawić jej nigdzie nawet na moment.
W głowie planował to co powie, a śnieg głośno hałasował pod ich stopami. W tym roku mieli piękną zimę. Doszli do miejsca imprezy, gdzie zostawili kurtki i alfa ponownie trzymał Harry'ego bardzo blisko siebie. Napisał do Zayna, chcąc zorientować się gdzie ten się znajduje.
- Śmierdzi tu - Styles zmarszczył nos - Ktoś tu pali trawkę, gdzie ty mnie zabrałeś Louis.
- Do klubu studenckiego, tak jak obiecałem na chwilę. Mam tu misję do wypełnienia - powtórzył się - Zayn jest przy barze.
- Wciąż tu czuć narkotyki - przewrócił oczami, podążając za Louisem. Jego omega pragnęła uciec z tego miejsca.
- Damy radę przez chwilę - kierował się do baru, widząc już sylwetkę swojego przyjaciela.
Musieli przejść przez tłum ludzi, nie byli tu sami. Przepychali się przez tańczące osoby, a kolorowe światła przeszkadzały przy dobrym widzeniu. Zaraz stanęli przy barze, obok Malika.
- Cześć Zee - Louis podniósł głos, upewniając się że ciemnooki go słyszy.
Ten obrócił się, po tym jak upił łyka swojego alkoholu i zaraz na nich spojrzał.
- Widzę, że już się dobrze bawisz, a ledwo impreza się rozkręciła - pokręcił głową.
- A skąd wiesz kiedy się zaczęła? - powiedział głupio, unosząc brew - Ja już siedzę tu kilka godzin.
- Widzę właśnie - wypuścił powietrze - Nie ma opcji, że zostawię cię bez opieki tutaj, jak masz się tak bawić.
Ścisnął biodro Harry'ego, który jakby zapomniał o wcześniejszej zazdrości i spoglądał z zaciekawieniem w brązowe oczy.
- Przedstawiałem was sobie w ogóle? - skierował słowa do omegi, nie będąc już nawet tego pewnym.
- Tak Lou, podczas tego kiedy Zayn dawał ci korki - brunet pokiwał głową.
- Och no tak, daj mi trzy minuty, wezmę coś z baru i załatwię Zaynowi towarzystwo. Potem wychodzimy - splątał ich palce.
- Gdybyś zapomniał, to też tutaj jestem i wszystko słyszę Tomlinson oraz stoimy przed barem, znaczy wy stoicie, ja siedzę - Malik prychnął z rozbawieniem.
- Zamknij się Zayn, wiem że jesteś tu przy nas - przewrócił oczami i złapał barmana, aby kupić małego szampana, by mogli z Harrym świętować we dwóch.
Wiedział, że to będzie ich ostatni czas na takie zabawy, później będą tylko pieluchy i szczeniaki. Barman zaraz podał mu małą buteleczkę, a alfa za nią zapłacił. Podał ją omedze do potrzymania, a sam złapał Zayna za ramię, dokładnie wiedział gdzie znajduje się Liam ze swoimi znajomymi. Przeszedł tam i postawił Malika przed Payne'em.
- Cześć Liam, Zayn jest cholernie nieśmiały, a bardzo chciał spędzić z tobą trochę czasu, bo ja i Harry już wychodzimy - Louis postawił przyjaciela w sytuacji bez wyjścia.
- Co? Louis... - ciemnooki sapnął, mając ochotę udusić alfę, ale zaraz się zaczerwienił łapiąc wzrok Payne'a - H-Hej Liam.
- Hej, też chętnie spędzę z nim czas, nie musisz się wstydzić Zayn - ciepły uśmiech pojawił się na ustach alfy - Dobrej zabawy Louis, zaopiekuję się twoim przyjacielem.
- Nie napisałeś do mnie - szatyn jeszcze usłyszał oburzony głos, odchodząc.
Odebrał od Stylesa butelkę i wrócili się do głównych drzwi, gdzie odebrali swoje kurtki i wyszli na świeże powietrze, które było ulgą po tym jak duszno było w środku. Świeże, ale bardzo zimne. Szaliki wylądowały prędko na ich szyjach, a Harry nawet założył rękawiczki oraz czapkę.
- Przepraszam, że zmusiłem cię do przyjścia tam - Louis potrzebował przeprosić młodszego, ale musiał trochę namieszać w przyszłości przyjaciela.
- Przyjmuję to, po prostu.... Nie bawią mnie takie miejsca Lou - złapał się pod ramię Louisa i uśmiechnął się minimalnie - Nie czuję się bezpiecznie, tam gdzie ludzie palą trawkę i inne narkotyki, a alkohol śmierdzi. Chociaż nie mam obiekcji do wina, czy szampana.
- Wiem, sam nie jestem za narkotykami. Myślałem, że uduszę Zayna za trawkę, kiedy się dowiedziałem co odwala - mruknął - Obiecałem mu, że na chwilę wpadniemy i musiałem mu załatwić towarzystwo.
- Liam, tak? Widziałem kilka razy, jak spoglądali na siebie maślanymi oczami - skinął lekko głową - Zwłaszcza na korytarzach podczas okienek.
- Zayn jest uparty, ciągle mówi że Liam nie jest w jego typie, ale to wymówka. Będzie tego żałował w przyszłości - rzucił - Jeśli nic by z tym nie zrobił oczywiście - od razu się poprawił.
- Huh? Mój alfa jest amorem - szturchnął lekko szatyna - Tak zbaczając z tematu, gdzie nas ciągniesz? Myślałem że spędzimy czas w pokoju.
- Niespodzianka, ale mamy mały spacer - rozejrzał się - Tak jak mówiłem nie będziesz żałował ani trochę.
- Jesteś bardzo pewien siebie, panie Tomlinson - przeszli nieco na bok, widząc przed sobą sporą taflę lodu na chodniku.
- Za dużo powiedziane, po prostu mocno liczę że tak będzie - zaśmiał się - Powinniśmy mieć niesamowity widok.
- Na co? - w tym momencie nie rozumiał Louisa, choć bardziej chętnie za nim podążał.
- Nie podejdziesz mnie tym pytaniem, jakbym ci powiedział to wiedziałbyś gdzie idziemy - Harry potrafił go podejść i doskonale to robił.
- Zawsze warto spróbować - wzruszył lekko ramionami - Lou, zaczyna sypać znowu, jak myślisz, dlaczego w tym roku zima jest dla nas tak łaskawa?
- Nie mam pojęcia, ale to wyjątkowe. Daje cudowny klimat, szczególnie kiedy są święta i sylwester - spojrzał na omegę, kochał to jak jej oczy błyszczały.
- Mogę w takiej scenerii zaczynać nowy rok, może on przyniesie coś lepszego od życia? - zawiesił się na chwilę i wypuścił ciężko oddech.
- Dla nas obu może być naprawdę dobry - Louis czuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej.
Widział również, że są coraz bliżej miejsca docelowego i Harry za chwilę zorientuje się, gdzie się znajdują. Ta dzielnica była zbyt charakterystyczna.
Śnieg coraz mocniej hałasował pod ich stopami, mówiąc o tym, jak mało stopni panuje w tym momencie na zewnątrz, a śnieg opadał na ich poruszające się ciała.
Wyszli zza jednego z budynków i już wszystko było jasne dla Stylesa, dużo świateł, ludzie i niepowtarzalna atmosfera.
- Woah - szepnął zachwycony, zaciskając dłoń na ręce Louisa - Pięknie.
- Stąd obejrzymy fajerwerki i przywitamy nowy rok - wyjaśnił alfa - Zawsze taki widok można było zobaczyć w telewizji, a teraz jesteśmy w Londynie i pomyślałem że to może być fajne.
- Jest bardzo fajnie, dziękuję - zabrał dłoń i zatrzymał się, to spowodowało tym samym ze strony Louisa, więc mógł go pocałować - Najlepszy.
- Widzisz, nie żałujesz - droczył się i sam pochylił się po kolejny pocałunek od bruneta.
- To prawda - objął go na krótko - Dziękuję, że o tym pomyślałeś.
- Chodźmy dalej, będziemy mieli jeszcze lepszy widok. Obiecuję, że nie będziemy pchać się w tłum - odpowiedział na jakby niewypowiedzianą prośbę Harry'ego.
- Tu są wszędzie tłumy, ale podzielone kochanie - czułe słówko wyszło spomiędzy warg Stylesa.
Tower Bridge, a co za tym tower. Dwa z większych i bardziej szczególnych zabytków samego Londynu, nie licząc Big Bena. Znaleźli idealne miejsce dla siebie, mieli widok oraz przestrzeń. W kieszeni Louisa cały czas spoczywała bransoletka.
- Wiesz, w przyszłości chciałbym mimo wszystko zamieszkać w mniejszym i nadmorskim miasteczku - Harry odezwał się, wpatrzony w ogromny most oraz rzekę.
- W domku jednorodzinnym? - dopytał, chociaż doskonale znał odpowiedź na to pytanie, to było jedne z marzeń Harry'ego, którego nie zrealizowali.
- Tak, z wielkim ogrodem. Bardzo przyjazne miejsce dla przyszłości i rodziny - widocznie się rozmarzył - Londyn stanowczo nie jest moim miejscem na ziemi.
- Tak, moim właściwie też nie - zanim poznał Harry'ego, był pewien że po skończeniu studiów wróci do Doncaster i tam zamieszka, potem się wszystko zmieniło.
Mimo to, mimo częstych próśb Harry'ego o zmienienie miejsca zamieszkania, nie zrobił tego. Trzymał się Londynu i tej całej stałej otoczki, którą stworzył.
- Co ty ciągle trzymasz w dłoni. Przecież to zaraz zamarznie - Harry zachichotał.
- Słucham? - otrząsnął się z lekkiego transu w który wpadł.
- Louis - prychnął na partnera, który sam kupił alkohol w małej butelce, a teraz zapomniał.
- Och tak, szampan... - spojrzał na butelkę - Nie zamarznie, w końcu musimy o północy napić się szampana, prawda? Tradycyjnie.
- Nie wypada nie skorzystać - potarł swoje dłonie, chcąc uzyskać więcej ciepła. Zimno było minusem całego wyjścia.
- Zanim północ i szampan, jeszcze inna sprawa - wiedział, że to ten moment - Wiem, że jesteśmy już połączeni, ale chciałbym żeby to było w pewien sposób oficjalne? - nie wiedział czy nie plecie bzdur, denerwował się równie mocno co za pierwszym razem - Chciałbym, żebyśmy dali sobie szansę jak prawdziwa para. Chciałbym żebyśmy zaczęli rok razem, pod każdym tego słowa znaczeniu - wyciągnął podłużne pudełeczko z bransoletką.
Zaraz otworzył je, a różowa piękność była widoczna dla oczu Stylesa. Omega szybko miała w nich łzy i zaraz zaczęła kiwać głową, zgadzając się na wszystko.
🐾🐾🐾🐾🐾
Kola 💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro