Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Córeczka tatusia?


W sobotę kończymy to opowiadanie? 👀

Toby wyjątkowo szybko znalazł sobie znajomych w okolicy, co było dobre przy zmianie środowiska. Maison miał łatwiej ze względu na treningi piłki nożnej. Louis i Harry byli spokojni o nich, musieli zająć się za to Leną, która miała przed sobą pierwsze zajęcia językowe.

Maison już na swoje chłodził, ponieważ oba języki miały zajęcia w innych dniach.

- Nie bój się kochanie, wszyscy będą tu mili i pomocni - Harry obiecał, kiedy stali trójką przed konkretną salą.

- A jak mnie nie polubią? - była dosłownie przyklejona do nogi Louisa, który starał się ją uspokoić swoim zapachem.

- Wszystkie dzieci są tu pierwszy raz kochanie, to zupełnie nowa grupa, wiesz? - mruknął alfa.

- Nie będzie żadnego oceniania, tylko zabawa i poznawanie nowych znajomych - obiecał Harry, przeczesując dłonią włosy szczeniaka.

- Będzie super, nauczysz się hiszpańskiego, twoi bracia go nie znają, więc będziesz mogła się chwalić - Louis wiedział, że ta sobie poradzi, potrzebowała tylko wsparcia.

Dziewczynka lekko, dość niepewnie pokiwała głową i ostatni raz przytuliła się do rodziców, nim weszła do klasy. Postanowili zostać chwilę przed drzwiami tak na wszelki wypadek, gdyby Lena zmieniła zdanie, jednak liczyli, że to się nie stanie.

Po kilku minutach mogli odejść i mieli dosłownie godzinę dla siebie, nim będą musieli tu ponownie przyjść.

- Mam nadzieję, że jej się spodoba - mruknął Louis, kiedy weszli do parku niedaleko budynku - Dobrze, żeby poznała dzieci w swoim wieku.

- Mam dobre przeczucia co do tego - podzielił się z alfą - Nie może być inaczej. Wierzę w nią.

- W końcu to nasz dzielna córeczka - uśmiechnął się - Po prostu się martwię, chyba mocniej niż bałem się o chłopaków.

- Robisz się z wiekiem bardziej czuły na takie aspekty - ścisnął mocniej jego dłoń.

Wykorzystali pokłady sił Harry'ego i przez całą godzinę chodzili po pobliskim terenie, kiedy odebrali na czas Lenę, okazało się że ta pokochała nowe zajęcia. Mówiła jak najęta o nowych słówkach oraz o rówieśnikach, których poznała. Próbowała również nauczyć  coś swoich rodziców, prostych rzeczy.

Właśnie dlatego Harry i Louis nie szczędzili na swoich szczeniakach.

🐾🐾🐾

- Jaka jest twoja decyzja Louis? Minęło już sporo czasu, a ja chcę wiedzieć na czym stoję z dziećmi. Masz coraz mniej do końca zwolnienia - brunet zaczął temat, przeglądając zeszyty najmłodszych szczeniaków ze szkoły, aby mieć jakiekolwiek informacje na temat tego, co im sprawia problemy oraz czy byli systematyczni. Nie wspominając o możliwych oszustwach na temat ocen. To już przerabiali dawno temu z Tobym.

- Rozmawiałem z szefem, wiedział przecież niemal od razu o przeprowadzce. Jest opcja żebym pracował stąd dla niego, tylko będę musiał podjechać do Londynu po służbowy sprzęt - wyjaśnił - Nie mamy teraz kasy na rozkręcanie nowego biznesu. Potrzebujemy się odkuć po tych wszystkich wydatkach.

- Nie lubię twojej pracy - ułożył zeszyt na swoich udach - Kojarzy mi się z najgorszym - musiał zaufać w tym mężowi.

- Z mojej strony jest zero zgody na nadgodziny. Powiedziałem to od razu Harry, inaczej złożę wypowiedzenie. Z moim doświadczeniem znajdę pracę szybko - powiedział spokojnie - Szef mówił, że i tak mu ciężko bez moich umiejętności. Reszta średnio sobie daje radę.

- Mógłby ci za to dać awans, jak tak zachwala - prychnął pod nosem, kilka razy był na jakiś ważnych imprezach z alfą i od razu nie polubił tego mężczyzny i miał ku temu powody.

W głowie miał to, jak ten kiedyś dotknął go czule po policzku i później próbował pocałować. Nie mógł tego powiedzieć Louisowi, bo byli wtedy w ciężkiej sytuacji materialnej i każdy funt się liczył.

- Sam mu powiem przy odebraniu sprzętu, że jeśli do końca roku nie dostanę podwyżki lub awansu to pożegnamy się pierwszego stycznia. Mam dwójkę dzieci w drodze, potrzebuje i czasu i pieniędzy - odparł.

- Dobrze, że obaj przynosimy stały dochód - wziął uspokajający oddech i przerzucił kolejną kartkę.

- Całe szczęście, ta przeprowadzka była kosztowna - westchnął - Nie żałuję ani trochę. Tym bardziej, że będę pracował z dala od Londynu, ale za kasę jaką tam zarabiają, a utrzymanie się tu na przedmieściach jest tańsze.

- Jeszcze musimy zabrać się za sprzedaż domu w Londynie, ale może być ciężko... Na razie wynajem jest lepszy przez stałe wpływy, może kiedyś - zmarszczył brwi na zawartość kartki.

- Na razie to jest w porządku - stwierdził Louis - Co znalazłeś? Widzę twoją minę.

- Maison coś korektorem zakrył i to dość nieuważnie - wstał ociężale ze swojego miejsca, od razu biorąc oddech - Widzę czerwone skrawki... - powoli podszedł do okna i dał pod światło daną kartkę.

- Czy on zrobił to co myślę? - Louis był w szoku, ponieważ Maison nie miał nigdy takich pomysłów, prędzej spodziewałby się tego po Tobym.

- Myślę, że nasz syn zaczyna pokazywać rogi - zmrużył oczy, aby odczytać jakoś zawartość - Dostał uwagę za ude... Uderzenie kolegi? I mieliśmy się stawić wczoraj, a Mais podpisał twoim podpisem uwagę...

- Słucham? O nie, nie, tak się bawić nie będziemy - Louis miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się na chwilę - Rozmawiamy z nim, czy powinienem wybrać się do szkoły najpierw?

- Najpierw rozmowa, nie wiadomo co powiedział nauczycielce na naszą nieobecność - zamknął zeszyt - Dlatego staram się je raz w tygodniu sprawdzać.

- Co ten chłopak sobie myśli, zawsze prosiliśmy żeby był z nami szczerzy - alfa był w emocjach - Do tego bicie kogoś? Przemoc to nie rozwiązanie. Szczególnie w szkole.

- Musimy poznać wszystko od środka, nie chcę go tłumaczyć, ale to nasz syn, znamy go - brunet nie chciał się dać emocjom.

Louis bywał porywczy, tym bardziej kiedy coś grało na jego emocjach. Nie lubił być oszukiwany, szczególnie przez najbliższych.
Poczuł ramię omegi i później zapach, który zawsze na niego działał.

- Pójdziesz po niego na górę i zaraz to wyjaśnimy, miejmy nadzieję, że miał powód aby to zrobić i nie zaczyna się z nim coś złego dziać.

- Muszę wziąć kilka oddechów, bo krzykiem nic nie zdziałam - na szczęście myślał trzeźwo - Dam mu powiedzieć, żeby tylko miał dobrą wymówkę.

-  I to jest mój mądry alfa - Harry ucałował policzek męża - Zaraz przejrzę resztę zeszytów.

- W porządku, oby to jednorazowe było - wypuścił powietrze - Brakuje nam jeszcze szalejącego nastolatka w domu.

- Idź po niego - powtórzył - Albo sam z nim porozmawiaj, nie wiem - musieli teraz naprawdę uważać na jego ciąże, będąc tak blisko celu.

- Chyba sam to zrobię, wiem że teraz jesteś spokojny, ale potrafisz się wkurzyć - zauważył - W razie czego zejdę z nim na dół.

- Okej. Okej. Sprawdzę w tym czasie resztę - odszedł i opadł ponownie na kanapę.

Louis wziął ze sobą zeszyt, który był dowodem i skierował się na schody. W głowie układał sobie scenariusze jak mógłby zacząć rozmowę z Maisonem. Nie mógł być za ostry, ale nie mógł udawać że nic się nie stało.

Rodzicielstwo to nie były tylko dobre momenty, ale i takie, gdzie musiałeś pokazać swoje w najgorszych momentach i nauczyć swoich szczeniaków prawidłowego zachowania.

🐾🐾🐾🐾

Louis odebrał laptopa z Londynu, a Toby pojechał razem z nim, aby dotrzymać mu towarzystwa i w razie czego zmienić się w aucie. Dzięki sprzętowi mógł spokojnie pracować w domu, mając oko na Harry'ego.

Omega w każdym momencie mogła zacząć rodzić, tym bardziej mając w brzuszku dwa szczeniaki.

Pokoik był gotowy, ale dopiero później mieli z niego skorzystać. Na razie większość rzeczy mieli na swoim poddaszu, gdzie przez pierwsze miesiące dla ich wygody i komfortu będą szczenięta z nimi spały.

Rodzice zarówno jego jak i Harry'ego potrafili dzwonić codziennie, pytając się czy może to nie jest już czas na poród, co czasem bywało uciążliwe. Jay doskonale wiedziała jakie niespodzianki potrafią sprawić bliźniaki.

Dwa tygodnie przed planowaną datą, Anne zawitała u nich, ponieważ oni sami nie mogli zawieść do nich szczeniąt w trakcie roku szkolnego.

Harry był ogromny, lekarz i tak był pod wrażeniem, że ciąża była odnoszona do tego etapu. Szczeniaki były dobrze rozwinięte, na szczęście nie musieli się o to martwić.

Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już leżały w łóżkach, a dorośli na dole siedzieli i oglądali komedię, rozszedł się huk z kuchni. Anne z Louisem na siebie spojrzeli, wiedząc że jest tam Harry i ten dźwięk mógł wszystko oznaczać. Szatyn dosłownie zerwał się z miejsca i pobiegł do kuchni, niemal nie wywracając się na zakręcie.

Brunet trzymał się dłońmi mocno blatu, będąc pochylonym, a miska - na szczęście plastikowa - leżała na płytkach tak samo i popcorn.

- To już?! - Louis był gotowy w każdym momencie dzwonić do szpitala, który wybrali że będą w przeciągu godziny na miejscu.

- Już, już - powtórzył Harry ściśniętym głosem, unosząc lekko wzrok na partnera - Boli Lou.

- Usiądź może? - podszedł, aby wziąć omegę pod ramię - Ja pójdę po torbę szpitalną i w tym czasie zadzwonię do szpitala, że jedziemy. Anne? - poprosił kobietę do kuchni.

Brunet starał się porządnie oddychać, przymykając powieki i dłonią poruszając po brzuchu. Ten już był nisko i od kilku dni mówił o zbliżającym się porodzie.

Louis ogarnął wszystko najsprawniej jak był w stanie. Wziął nawet dla omegi swoją bluzę, która była przesiąknięta jego zapachem. Szpital również szykował się na ich przyjazd.

Anne za to trzymała dłoń swojego dziecka, widząc jak te zaczyna cierpieć. Poród był najgorszym momentem oraz najlepszym przy całej ciąży.

Za chwilę szli z Harrym do auta, ten usiadł na tylnych siedzeniach, gdzie miał wystarczająco miejsca. Louis podziękował Anne za pomoc i czym prędzej ruszyli do szpitala.

- Znajome uczucia się przypominają, co Lou - Harry zabrał się za żart, między skurczami.

- Cholernie dawno tego nie przeżywaliśmy. Mam wrażenie jakby od urodzenia się Leny minęły wieki - był mocno skupiony.

- Lekko ponad pięć lat - zaraz uśmiech zmalał na jego twarzy przez kolejny atakujący go skurcz.

- No właśnie, wieki - kątem oka spojrzał w lusterko - Jeszcze chwila kochanie. Staram się jak najszybciej.

- Po prostu dowieź nas bezpiecznie - oparł głowę o tył fotela.

W klinice od razu zostali przyjęci, a ich sala właśnie czekała tylko na ich przyjazd. Położna sprawdziła na jakim etapie jest poród omegi oraz jak się mają szczeniaki. Wszystko szło wręcz książkowo, co było całkiem pocieszające.

Harry rodził całą noc, aby o ósmej rano powitać na świecie dwójkę maluchów. Chłopca i dziewczynkę, tak jak pan doktor przewidywał. Louis był dumny z męża, dał mu dwa małe skarby, które były zdrowe i silne. Zrobił im zdjęcia i wysłał do rodziców oraz do Toby'ego, aby pokazał rodzeństwu.

- Znam cię, znowu wybrałeś naszym szczeniakom imię - Harry szepnął w stronę partnera, oczekując aż ten się odezwie na ten temat.

- A wyobraź sobie, że nie tym razem Harry - zaśmiał się - Tym razem nie knułem za twoimi plecami, do niczego nie będę cię na siłę namawiał.

- Nie wierzę ci, pewnie masz coś w głowie - zmrużył lekko oczy, nim pocałował czoło chłopca, dobrze było czuć dwa małe ciałka na swojej piersi.

- Mówię poważnie, nic, a nic - uniósł dłonie - Wiem, że zawsze naciskałem na konkretne imiona, ale teraz jest inaczej.

- Kompletnie ci nie wierzę - stał przy swoim, święcie przekonanym na ten temat - Tata bzdury plecie, prawda szczeniaki?

- Mama za to nie potrafi uwierzyć tacie - zaśmiał się - Piątka dzieci i to oficjalnie Harry, to szalone. Myślałem, że będziemy mieli trójkę, No czwórkę to maksymalnie.

- Musimy znaleźć lepszą metodę zabezpieczania się, to koniec Lou. Ta dwójka nam wystarczy - spojrzał dość poważnie w niebieskie oczy.

- Koniecznie koniec, ze względu na twoje zdrowie też - powiedział Louis, chodziło o jego rodzinkę.

Brunet odpuścił dalszą rozmowę na temat imion i otulił kolejną dozą zapachu szczenięta, które były bezbronne w jego ramionach i oczekiwały bezpieczeństwa od rodziców. Louis starał się robić wszystko wokół omegi, tak aby ta mogła odpoczywać przede wszystkim i opiekować się maluchami w spokoju.

- Połóż się obok nas, też nie spałeś całą noc. Oni potrzebują i twojego zapachu - powiedział z prośbą w głosie młodszy.

- Będę ostrożny, nie ma tu dużo miejsca, a nie chce zrobić tobie albo im krzywdy - nie kłócił się nawet, czuł spore zmęczenie.

- Zapraszamy tato - Harry mimo wszystko lekko się odsunął i zaraz poczuł drugie ciało przy swoim, a zapach alfy otoczył go i szczeniaki, na co maluchy kilka razy zaskomlały.

- Reagują na mnie, to takie miłe - szepnął szatyn, nie chcąc być za głośno przy szczeniakach - Kocham je tak samo mocno jak resztę dzieciaków.

- Spróbowałbyś nie - powoli ułożył głowę na ramieniu męża - Teraz nasza cała czwórka może spać.

- Potrzebujemy regeneracji, przynajmniej do czasu karmienia - czuł jak jego powieki robiły się coraz cięższe.

Louisa obudził mały, cichy jęk i zaraz uspokajający głos męża. Uchylił powieki i zobaczył Harry'ego, który właśnie próbował jakoś odbić szczeniaki, co było bardzo ciężkim zadaniem, patrząc że był świeżo po porodzie.

- Powinieneś mnie obudzić - alfa przetarł oczy, starając się obudzić porządnie - Daj mi chociaż jedno z nich. Pomogę.

- Spałeś za słodko - spojrzał z ulgą na partnera - Nasza dziewczynka jest bliżej ciebie, weź ją.

- Córeczka tatusia? - przejął malutkie ciałko, po czym ułożył ją odpowiednio na ramieniu, aby ją odbić.

Obaj spojrzeli zaskoczeni, kiedy chłopiec zapłakał lekko na słowa alfy. Jakby się nie zgadzał z jego słowami.

- Oj chyba mamy charakternego szczeniaka - stwierdził Louis - Uwaga rodziców musi być na nim, a nie na siostrze.

- Zapowiada się ciekawie - brunet z lekkością wypisaną w ruchach, zaczął uspokajać chłopca.

- Wydawało się, że Toby potrafił dać do wiwatu, ale czuje że dopiero się przekonamy co to rodzicielstwo - nie powstrzymywał uśmiechu.

- Toby to nienawidził innych ramion od naszych, chyba że chodziło o mojego ojca - bujanie działało i szczenięta powoli wracały do snu.

- On do tej pory uwielbia Desa, to jakaś zabawna i niezrozumiała więź, ale dobra oczywiście - ułożył córkę ponownie w ramionach, po tym jak się odbiło.

- Tata ma coś w sobie... - nie mógł temu zaprzeczyć.

Louis później położył noworodki do łóżeczek, które stały w sali. Musieli zjeść śniadanie, zwłaszcza Harry. Przyszła też pielęgniarka, która upewniła się, że z omegą jest wszystko w porządku i zapewniła, że zostanie im przyniesione śniadanie do sali.

Dopiero po dwóch dniach, Harry mógł ze szczeniakami wrócić do domu, po całkowitym sprawdzeniu że szczeniaki i on dadzą radę poza szpitalem. Louis starał się, aby omega nie dźwigała, jej organizm był przeciążony po takim wysiłku. Louis poprosił nawet Toby'ego, aby był w domu w czasie ich powrotu, ponieważ będzie potrzebna pomoc.

Wcześniej do samochodu specjalnie zaniósł torbę szpitalną, a później wrócił z nosidełkami dla maluchów. Droga do domu była dziwnie odprężająca i obiecująca. Louis jechał bardzo ostrożnie, nie chcąc zrobić jakiegokolwiek głupiego ruchu, mając ze sobą noworodki.

Na szczęście sprawnie dostali się do domu, gdzie Toby niemal natychmiast wyszedł, aby wziąć torbę szpitalną i podstawił Harry'emu swoje ramię.

- Dobrze zostać w domu, zamiast do szkoły, co Toby - omega zażartowała, trzymając się mocno najstarszego szczeniaka.

- Trochę tak - nie ukrywał tego - Ale chciałem być tutaj, tata powiedział że będziecie mnie potrzebować, więc dobrze się złożyło.

- I bardzo się cieszę, że tu jesteś synku - powolutku kierowali się w stronę strychu, tam gdzie było najlepsze miejsce dla omegi świeżo po porodzie oraz szczeniąt.

Toby pomógł mamie usiąść wygodnie na łóżku i postawił w kącie torbę. Bardzo się martwił i starał pokazać, że chce pomóc. Czasem naprawdę do złudzenia przypominał Louisa.

- No już tak się nie bój kochanie - Harry pomógł mężowi z wyciągnięciem szczeniąt z nosidełek - Chodź, poznasz ich. Może wpadniesz na jakieś ciekawe imię, bo my z tatą cierpimy na brak weny.

- Poważnie? Myślałem, że rozmawialiście o tym wcześniej - zdziwił się - Pomyślę na pewno, ale dziwnie decydować o takich rzeczach - przyznał.

- To nie decydowanie, a danie nam pomysłu - Louis poprawił syna, układając sobie małą dziewczynkę w ramionach.

- Toby, zapraszam. Poznaj swojego brata, on cię nie ugryzie - obiecał brunet, widząc jak młody alfa się wlecze.

- Jest malutki - wyglądał mocno niepewnie, spoglądając na szczeniaka - Ciekawe do kogo będzie podobny. Urodził się pierwszy?

- Urodził się pierwszy i jak ty jest alfą - tłumaczył powoli - Ułóż ręce jak ja i zaraz go weźmiesz, nic mu nie zrobisz, nie martw się.

- A jeśli zacznie płakać? Albo spanikuję? - niepełne niebieskie oczy patrzyły prosto na Harry'ego.

- Jesteśmy z tatą blisko - obiecał, pokazując tym że ufa Toby'emu.

- Okej w porządku - wypuścił powietrze i przyjął małe ciałko swojego brata - Jest lekki - mruknął, obserwując szczeniaka.

- To normalne, że tak myślisz - Louis uniósł wzrok - Twoja siostra jeszcze mniej waży, tutaj mógłbyś się przerazić.

- To śmieszne, że byłem kiedyś taki jak oni - uśmiechnął się w końcu - Pamiętam małą Lenę, ale mam wrażenie, że to było strasznie dawno.

- Już trochę od tego czasu minęło, nic  dziwnego - Louis usiadł wygodnie obok omegi - Ja wciąż pamiętam, jak twoja mama powiedziała mi, że ma skurcze z tobą. Do tego urodziłeś się w moje urodziny, to był emocjonalny dzień, ale pamiętam jakby to było wczoraj.

- Zawsze świętujemy razem, to fajne - przyznał Toby - Będę mógł wziąć potem siostrę na ręce?

-  Oczywiście, jak tylko oddasz brata mamie - Louis skinął, widząc jak Toby sobie dobrze radzi.

Zaraz zostały zrobione małe roszady i Toby trzymał w ramionach siostrę, która rzeczywiście była lżejsza od brata i mniejsza. Chłopak już nie był tak spięty jak na samym początku.

Małżeństwo spojrzało po sobie, takie zachowanie ich syna mogło oznaczać, że będzie aktywny w ich dorastaniu, mimo wcześniejszych słów.

🐾🐾🐾🐾

Kola💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro