29. Cały czas noszę je przy sobie
Louis jeszcze przed oficjalną przeprowadzką kupił samochód, miał siedem miejsc, co było dla nich idealne. Tym bardziej, kiedy ostatnie rzeczy z Toby'm zawieźli na dwa auta, zostawiając to mniejsze już w Liverpoolu, a większym wrócili do Londynu.
Louis planował, że zanim obiorą za cel dom, muszą w końcu pojechać do Brighton, tym bardziej kiedy pogoda rozpieszczała ich tego dnia.
Dom w Londynie był już całkowicie pusty, a szczeniaki odebrały swoje świadectwa, co oznaczało oficjalne wakacje.
- Toby, chodź tutaj kochanie - Harry zawołał szczeniaka, który chciał już wsiąść do samochod - Musimy z tatą ci powiedzieć.
- Powiedzieć? - zdziwił się - Jeszcze jakieś rewelacje oprócz przeprowadzki i nowego rodzeństwa?
- Och przestań, bo zmienię decyzję - Louis sapnął, zaraz wyciągając, zza pleców kluczyk od starego samochodu z zawieszką.
- Kluczyki od auta, które zostawiliśmy w Liverpoolu - zmarszczył czoło, patrząc to na jednego rodzica to na drugiego.
- Przekonałem tatę, że jeśli poprawisz oceny, to samochód będzie twój kochanie, a zrobiłeś to - omega pochwaliła nastolatka.
- Nie... Robicie sobie żart tak? Przecież to... Auto - niebieskie oczy rozszerzyły się mocno.
- Myślisz, że żartowalibyśmy z takiej sytuacji? - Louis uniósł brew i zaraz zaczął powoli cofać klucze - Jeśli nie chce...
- Chce! Nie przepuszczę! - wyciągnął dłoń po kluczyki - Dziękuje - objął mocno ojca, a dużo delikatniej swoją mamę.
- Tylko nie szalej mi za kółkiem, ufamy ci z tatą - brunet ucałował czoło syna - A teraz do samochodu, bo mamy jeszcze jedną niespodziankę dla całej trójki.
- Jeszcze coś? - młody alfa schował dobrze kluczyki w swoim plecaku i zajął miejsce na samym tyle, gdzie miał spokój.
Louis pomógł usiąść Harry'emu w samochodzie, ten przez ciąże miał coraz większe problemy, ale nie słyszał jeszcze żadnego narzekania.
- Nie jedziemy do nowego domu - oświadczył głośno Louis, po trzaśnięciu swoimi drzwiami.
- Jak to? - Maison się wyprostował - Przecież mieliśmy się dziś przeprowadzić, tak?
- Tak, ale najpierw zabieramy was na małe wakacje - Harry kontynuował słowa męża - Jedziemy do Brighton.
- A co tam jest? - Toby spytał z samego końca - Nie byliśmy tak nigdy wcześniej.
- Tam, można zobaczyć przy dobrej pogodzie, Francję kochanie. My z tatą pojechaliśmy w złej porze roku i nie wyszło nam - Harry opowiedział - To było chwilkę przed ciążą z tobą. Wasz tata zabrał mnie tam w moje urodziny.
- Luty był dość chłodny wtedy, a my mieliśmy początek letniego semestru - to było cudowne wspomnienie dla alfy - Sami zobaczycie jaki to miejsce ma urok. Obiecałem mamie, że zabiorę ją tam kiedyś jeszcze.
- Wyglądacie jakbyście przeżywali ponowne zakochanie się w sobie, to słodkie - Maison ukazał lekko dołeczek w policzku.
- Bo mama kocha tatę, a tata mamę! - Lena zawołała, stopując bajkę.
- Dokładnie tak Lena, kochamy się i to jest silniejsze niż cokolwiek innego - Louis sięgnął po dłoń męża i pocałował jej wierzch.
- Będziesz teraz korzystać z tego, że masz automatyczną skrzynie biegów - szepnął brunet, lekko czerwony na ten intymny ruch.
- To wygodne okej? Mogę trzymać twoją dłoń całą drogę bez obaw - uwielbiał, kiedy omega pokazywała swoją nieśmiałą stronę.
- Okej - powtórzył słowo.
W drodze zajechali do jakiegoś fast foodu, aby nie dojechać na miejsce głodnym. Louis postarał się tam o domek z wystarczającą ilością sypialni dla nich wszystkich.
Zabrali bagaże z auta jak tylko dojechali do domku, gdzie rozgościli się oraz skorzystali z łazienki, po czym z dobrymi humorami ruszyli na spacer w stronę morza. Louis trzymał dłoń męża, a szczeniaki szły przed nimi.
Wszyscy odczuli wakacje, przerwę oraz zmianę, która powoli się działa. Po drodze nawet kupili lody dla ochłody i każdy wybrał swoje ulubione smaki.
Na widok plaży i morza Louis poczuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Alfa od razu zastrzegł w kierunku dzieci, że mogą moczyć nogi, ale bez szaleństw i dokuczania sobie. Woda w końcu była mimo wszystko niebezpiecznym żywiołem.
- Miałeś dobry pomysł z przyjazdem tu - Harry złapał się mocniej alfy - To miła odmiana, naprawdę miła.
- Pamiętasz nasze pudełko z pamiątkami? - zagadał alfa - Mamy tam masę wspomnień z całego naszego związku.
- Oczywiście, że pamiętam. Uwielbiam tam zaglądać co jakiś czas - wyszczerzył się, choć Louis tego nie widział.
- Jedno zdjęcie ukradłem z niego, ale to było ledwo po naszym ślubie - wyciągnął portfel i z jednej z przegródek wyciągnął złożone zdjęcie, właśnie z Brighton prawie siedemnaście lat wcześniej.
- Louis - Harry sapnął i złapał dość delikatnie fotografię - To... Z początku naszego związku. Miałeś to ciągle przy sobie...
- Cały czas noszę je przy sobie - skinął - Jesteśmy na nim cholernie młodzi, twoje loczki są krótkie.
- Były niczym sprężynki, nie to co teraz - zachichotał, przejeżdżając palcem po ich młodych twarzach - Ja za to w portfelu mam nasze z nocy przed ślubem.
- Równie stare zdjęcie - zaśmiał się - Ale powinniśmy dołączyć do tego jakieś aktualne. Co ty na to?
- Hmm, bardzo chętnie. Przyda ci się do portfela - ucałował policzek alfy - Mała aktualizacja nie zaszkodzi.
Szatyn wyciągnął telefon i zrobił im kilka ujęć tak, aby było widoczne morze za nimi. Miał automatycznie nową tapetę w swoim telefonie, a zdjęcia na pewno wywoła jeszcze.
- Lena - Harry zawołał, widząc jak szczenię kieruje się do mało mile wyglądającego psa, nad którym właściciel nie potrafił zapanować.
- Lena! - Louis odsunął się od męża i zaczął biec w kierunku córki, nie mógł pozwolić na jakikolwiek wypadek.
- Chłopcy, dlaczego nie pilnujecie siostry, jeszcze jest mała, czasem nie rozumie - Harry zwrócił się do synów, widząc jak Louis w ostatniej chwili złapał córkę, a właściciel psa złapał zwierzaka na ręce.
- Nie powinien pan tu przychodzić z groźnym psem! - usłyszeli zdenerwowany głos Louisa, który trzymał mocno przy piersi swoje szczenię.
- Było trzymać szczeniaka przy sobie, to publiczna plaża, mogę sobie przychodzić tu kiedy chce - odpowiedział arogancko.
- Tylko pan nawet nie panuje nad tym zwierzakiem! To skandal - Louis po chwili zastanowienia wziął córkę na swoje biodro i zaczął odchodzić.
Mężczyzna coś tam jeszcze marudził, ale szatyn musiał uważać na Lenę, a nie chciał przy niej robić takich awantur, ta i tak nie do końca wiedziała co się stało. Louis doszedł do reszty rodziny, postawił dziewczynkę na deptaku i kucnął, aby być na jej wysokości.
- Kochanie, nie wolno podchodzić do obcych piesków, nie zawsze są przyjazne - starał się być stanowczy, ale nie okazywać złości.
- J-Ja tylko chciałam pogłaskać pieska tatusiu, ten piesek był n-nie przyjazny? - pociągała lekko noskiem, powoli rozumiejąc co zrobiła.
- Zawsze przychodź do taty albo mamy, trzeba zapytać właściciela pieska czy można go pogłaskać, wiesz? Nie każdy piesek to lubi - on sam już się uspokajał.
Zaraz mogli wrócić do spaceru, a Toby został wyznaczony do trzymania rączki siostry, przez resztę ich spaceru.
- Harry, spójrz - Louis wskazał w stronę morza, dotarli do miejsca, gdzie rzeczywiście było widać Francję.
- O co... Woah. Jak pięknie, w końcu to widzimy Lou! - omega się zachwyciła, ściskając dłoń Louisa.
- Tak, to piękne - sam nie mógł odwrócić wzroku od tego co miał przed sobą - Warto było tu przyjechać.
- Jednak mieliście rację, że jest tu co zobaczyć - Toby napomknął, unosząc lekko siostrę, aby ta lepiej widziała.
- Zawsze ją mamy Toby - powiedział poważnie Louis, nie przyjmując innej wersji.
- Prawie zawsze - sprzeczał się jak zawsze, ze swoim ojcem - Pójdziemy coś zjeść? Dużo chodziliśmy i chce się naprawdę jeść, prawda siostra?
- Tak!
A Louisowi i Harry'emu nie pozostało nic innego, niż posłuchanie swoich szczeniaków.
🐾🐾🐾
W końcu znaleźli się w Liverpoolu, gdzie Maison i Lena byli po raz pierwszy. Za to Harry nie widział jeszcze jak jest w środku po małym remoncie strychu i kilku poprawkach, które były potrzebne.
Na szczęście nie popełnili żadnej gafy i szczeniaki były zadowolone z nowych pokoi. A najbardziej to Toby, ponieważ on brał spory udział w układaniu wszystkiego w swoim królestwie.
Każde miało swój pokój, co wywoływało ekscytację, a Louis i Harry mieli nadzieję, że Toby i Maison nie będą więcej darli ze sobą kotów. Po części rozumieli to, bo teraz mocno było widać między nimi różnice wieku.
- Co ja sobie zrobiłem - Harry westchnął, kładąc dłoń na dole pleców i patrząc na drugie schody prowadzące na górę.
- Ale warto uwierz mi, zrobili kawał dobrej roboty - zachęcał omegę - Będę cię asekurował od tyłu.
- Okej, dam radę - wypuścił ciężko oddech - To tylko kilka schodków. Tylko kilka... - złapał się poręczy i zaczął powoli iść.
- Chyba czeka nas pokój gościnny przynajmniej dopóki nie urodzisz - podsumował Louis, idąc tuż za brunetem.
- Nie zaprzeczam, choć nasza wymarzona sypialnia... - kręcił lekko głową, finalnie złapał za klamkę i wszedł jako pierwszy do środka.
Przestrzeń strychu okazała się ogromna oraz świetnie zagospodarowana. Fachowcom udało się nawet przeciągnąć wodę tak, aby mieli łazienkę na swoją wyłączność.
Łazienka posiadała prysznic oraz wannę, mieli też tam spory blat na kosmetyki, nie licząc szafki z ręcznikami.
Ich garderoba była za to bardzo przestronna z wieloma ilościami szafek oraz półek. Louis umieścił tam nawet pufę specjalnie dla swojego męża.
- I jak? Nie mówisz nic, a ja zaczynam wariować - przyznał się alfa - Podejmowałem sam decyzje i nie jestem w tym najlepszy...
- Kocham to miejsce - jego palec delikatnie prześledził jedną z ramek.
Cała boczna ściana była zapełniona ich zdjęciami z różnych lat, od zapoznania do teraz. Harry wiedział, że z czasem pojawią się tu kolejne zdjęcia.
- Będziemy mieli własny azyl w tym domu - Louis objął męża od tyłu, układając dłonie na jego brzuszku - Jeszcze dużo cudownych chwil przed nami.
- Naprawdę wiele, nie jesteśmy starzy, jak nasz syn myśli. Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, jesteśmy wilkami - oparł się ufnie o męża - Wiesz co?
- Toby droczył się jak zawsze - pokręcił głową - Co mój mąż chce mi powiedzieć?
- Od twojego wypadku, a raczej twojej pobudki... Czuję się jak na miesiącu miodowym - przesunął lekko głowę i połączył ich wargi - A nigdy nie mieliśmy miesiąca miodowego.
- Będziemy musieli kiedyś to nadrobić porządnym wyjazdem - szepnął - Gonitwa za pieniędzmi, była przesadą z mojej strony.
- Cieszę się, że to w końcu zrozumiałeś - wiele znaczyły dla niego słowa Louisa.
- Żałuje, że tak późno - pocałował skroń omegi - Ale teraz będzie tylko lepiej.
- Wiem to alfa - potarł ich dłońmi o brzuch - Zostańmy tu do czasu, aż mi naprawdę zacznie przeszkadzać schodzenie i wchodzenie. Chcę tu dać jak najwięcej naszego zapachu, aby dosłownie przesiąkł nimi.
- W porządku, tylko nie zacznij mi rodzić za wcześnie. Błagam. Wiem, że bliźniaki nie doczekają terminu, jak w większości przypadków, ale nie kuśmy losu - był ostrożny w tym temacie.
- O to musisz poprosić nasze szczeniaki. Ja je tylko noszę bezpiecznie w brzuszku, to one decydują kiedy się znudzą - mruknął rozbawiony i obrócił się w stronę Louisa.
- W takim razie bardzo proszę moje cudowne dzieci, aby poczekały przynajmniej do trzydziestego ósmego tygodnia - położył dłonie na brzuszku partnera - To był zdecydowanie kopniak na zgodę.
- W takim razie czekamy tato - ułożył dłonie na karku alfy - Kocham cię szalenie i cieszę się, że najgorsze za nami - po tych słowach, połączył ich wargi.
🐾🐾🐾🐾
Zbliżamy się do końca 👀
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro