Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Trzydzieści jeden dni koszmaru


Kto czekał? 👀👀👀

Kolejna pobudka należała już do tych prostszych, alfa uchylił powieki i poczuł lekko oślepiające go światło. Przez chwile musiał się skupić nie mając pewności, w której rzeczywistości jest, czy Harry naprawdę jest w czwartej ciąży, a on jest w szpitalu po upadku ze schodów czy poślizgnął się o zabawkę Toby'ego.

Jednak zdał sobie sprawę, że jest w prawdziwej teraźniejszości, a co gorsza Harry nie siedział na krzesełku obok niego. Czuł panikę z tym związaną i duży niepokój.

Teraz wiedział, jak ogromną potrzebę miał posiadania ukochanego przy sobie. Jak wiele mogli stracić, jak wiele prawie stracili. Nie pozwoli aby kiedykolwiek ponownie się aż tak pokłócili. Nie było sensu na takie coś tracić czasu.

- Zayn, przyjedziecie tu z Liamem kiedy dacie radę. Nie róbcie nic pochopnie, okej? Louis potrzebuje was tu całych, a nie w kawałkach. Do tego nawet dzieci go jeszcze nie widziały, napiszę do was w odpowiednim momencie, obiecuję... Tak, teraz przepraszam, ale chcę wejść do męża, bo ledwo przespałem noc bez niego...

Wszystko doskonale słyszał i zaraz po ostatnich słowach Harry wszedł do środka.

Do tego Harry rozmawiał z Zaynem, czemu ten miałby tu przyjechać z Liamem. Przecież ci nie mieli kontaktu od lat, od czasów studiów jak dobrze pamiętał. Zawsze im kibicował, ale ich drogi poszły innymi torami.

- Kochanie, wybacz że tak późno. Wiesz jak nasze dzieci potrafią się wlec, zwłaszcza do szkoły - omega zaraz była przy partnerze i ucałowała jego wargi na powitanie - Cześć. Tęskniłem.

Uśmiech momentalnie pojawił się na ustach alfy, Harry był naprawdę piękny. Do tego ciąża służyła mu jak zawsze. Musiał pamiętać, aby częściej mówić mu o tym.

- Dzieci nie mogą się doczekać, aby cię zobaczyć, ale myślę że nie będę ich przyprowadzać do szpitala - splątał ich dłonie i usiadł.

- K- Kocham cię - udało mu się w końcu poprawnie powiedzieć cokolwiek, był z tego zadowolony.

- Kocham cię mocniej - uniósł kąciki ust - Ale masz zakaz jakiegokolwiek alkoholu do końca życia - pogroził mu palcem - Zayn przeżył o wiele lepiej wypadek od ciebie, miał tylko nogę w gipsie.

To uspokoiło trochę alfę, bał się że pociągnął za sobą mocniej przyjaciela i obaj skończyli kiepsko. Przewrócił lekko oczami na zakaz picia, bo z Zaynem czasem lubi zaszaleć w domowych warunkach. Jednak wiedział, że najbliższy czas będzie raczej skupiony na dzieciach, ciążowy brzuszek Harry'ego był na swoim miejscu.

- Nawet nie wiesz ile się dowiedziałem przez ten wasz cholerny wypadek - pokręcił lekko głową - Rozumiesz, że Liam i Zayn potajemnie się spotykają od trzech lat? Wyszło to przez to, że Zee miał go zapisanego jako numer pierwszej kolejności.

Tego Louis nie spodziewał się ani trochę, myślał że on i Zayn są ze sobą szczerzy, a tu wychodzi coś takiego. Nawet po pijaku nigdy się nie wygadał.

- Teraz Liam mocniej się za niego wziął - zachichotał - Zayn zrobił się potulny niczym baranek. Właściwie, nie mówiłem ci ile już tak leżysz... Kochanie, byłeś w śpiączce przez cały miesiąc. Trzydzieści jeden dni koszmaru dla mnie i dzieci.

- Dużo - skrzywił się na tą informację, to było nie do pomyślenia, że nie było go tyle czasu.

Miesiąc w śpiączce wydawał się być kompletnie szalonym czasem. A to wszystko przez głupi upadek ze schodów.

- Musisz mi wydobrzeć do porodu Lou, bez twojego wsparcia tego nie przejdę - przeniósł ich dłonie na wypukłość.

- Będzie - kaszlnął - Dobrze - potrzebował wody i to natychmiastowo.

- Już ci podaję - brunet jak zawsze prędko zareagował i alfa zaraz porządnie się napił.

- Dziękuje - oddał butelkę, z której najłatwiej było mu pić, po czym spojrzał na kroplówkę, a następnie na męża - Który tydzień? - mimo wody, jego głos dalej był zachrypnięty.

- Pewnie mi nie uwierzysz - jego wzrok wrócił na brzuch, nim spojrzał ponownie w niebieskie oczy - Ale to dwunasty tydzień. Rozpychają się bardzo szybko. Koniec z jogą.

Przypomniał sobie tamtą rzeczywistość i to jak dowiedzieli się o bliźniakach, które potem niestety okazały się jednym Tobym. Teraz to było prawdziwe, szczególnie w dwunastym tygodniu, gdzie szczeniaki były już bezpieczne. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

- Wiedziałem, że będziesz szczęśliwy. Zawsze kochałeś mnie w ciąży i pierwsze miesiące, kiedy latałeś za każdym płaczem naszych dzieci - sam się uśmiechnął - Ale nie Toby... On uważa, że jestem za stary na kolejną ciążę, pokłócił się początkowo ze mną. Jest tak bardzo tobą Lou i przy twoim braku, nie mogłem do niego podejść tak jak ty to zawsze robiłeś.

- Jesteś młody - zmarszczył nos, ich syn był czasami naprawdę niemożliwy.

Wiele małżeństw decydowało się na ostatniego szczeniaka tuż przed czterdziestką, niektóre nawet po. To był dla nich dobry moment, szczególnie że Lena jest już dość duża.

- Miło że tak uważasz - wyraźnie poprawił mu się humor - Lou, nie kłócimy się więcej. Ja nie dam rady bez ciebie, jeśli zrobisz znowu taką głupotę.

- Nigdy więcej - pokręcił głową, chciał wszystko naprawić, potrzebował tylko odzyskać siły.

🐾🐾🐾🐾

- Toby, spokojnie. Wiem, że tęsknisz za tatą, ale nie doganiam cię. Masz stanowczo za długie nogi - Harry próbował ostudzić zapał swojego najstarszego szczeniaka - Tata i tak nie ucieknie bez wypisu.

- Stęskniłem się mamo, nie widziałem taty ponad miesiąc - przypomniał - Przecież to tyle czasu...

- Doskonale cię rozumiem synku, znowu porozmawiacie i tata będzie miał ogrom czasu dla was - obiecywał, kierując ich po znajomym korytarzu.

- Tylko błagam, nie kłóćcie się więcej. Tatę też o to poproszę, bardzo tego nie lubimy - mówił w imieniu swoim i rodzeństwa.

- Synku, po tym co się stało nie pozwolę na to. Zwłaszcza, że macie w drodze rodzeństwo - złapał za klamkę od odpowiedniej sali i wypuścił pierwszego Toby'ego.

- Tato - chłopak od razu, kiedy tylko zobaczył rodzica, jego głos załamał się i podbiegł do łóżka, aby wpaść w jego ramiona - Nie rób tak więcej, tato!

- Toby, jak dobrze cię widzieć - mruknął Louis - Gratulacje prawa jazdy. Mam też nadzieję, że dobrze opiekowałeś się mamą i rodzeństwem.

- Nie zawsze, znasz mnie dobrze. Ten mały szczyl potrafi mnie bardzo denerwować - przez chwilę schował nos w karku Louisa, aby poczuć jego zapach.

- Szczyl ma na imię Lena i jest twoją siostrą, doceń Toby to co masz, bo nigdy nic nie wiadomo. Nie ściskaj mnie tak mocno, bo nie jestem jeszcze tak silny jak przed wypadkiem. Załatwisz starego ojca - starał się obrócić sprawę w żart.

- Stary ojciec, a spłodził dwójkę dzieci - prychnął rozbawiony, odsuwając się dość niechętnie od rodzica.

Harry w tym czasie chętnie pakował ciuchy swojego męża oraz inne rzeczy, które zdążyły się tu zebrać.

- Tak żebyś miał jeszcze przez dłuższą chwilę młodsze rodzeństwo w domu - odgryzł się alfa, czując jak Toby się z nim droczy.

Uderzyło w niego to, jak chłopak jest do niego podobny pod prawie każdym możliwym względem.

- Toby, pomóż wstać tacie, ja już zebrałem wszystkie rzeczy, mam wypis i możemy wracać do domu - Harry poprawił na swoim ramieniu dość ciężką torbę.

- Toby weź od mamy torbę, sam bym ją wziął, ale wiem czym to się skończy - Harry też potrafił być uparty na swój sposób.

- Najpierw ci pomogę wstać jak mama prosiła - złapał ojca pod ramię i dopiero po chwili zabrał od omegi rzecz - Nie marudź mama, masz tu dwie silne alfy... No dobrze, jedną na razie, bo druga w kawałkach.

Louisowi na chwilę się zakręciło w głowie od zmiany pozycji z siedzącej na stojącą. Musiał się przyzwyczaić.

Toby wziął ojca pod ramię i z Harrym idącym lekko z przodu ruszyli w stronę wyjścia z szpitala. Louis usiadł w samochodzie na tylnych siedzeniach, niby przeszedł mały kawałek, jednak zmęczył się jakby conajmniej przebiegł maraton. Spojrzał tylko na Toby'ego, który usiadł za kółkiem, to było coś nowego.

- Nie pozwala mi od jakiegoś czasu prowadzić, to jak własny szofer - brunet próbował zażartować.

- Moja krew, zrobiłbym to samo i to bez wahania - pochwalił szatyn - Ciążowe objawy potrafią być dobijające.

- Tak, jest trochę cięższa... - nie chciał się skarżyć w żaden możliwy sposób.

- Mama ma ogromne migreny, babcia Jay u nas ciągle jest na zmianę z babcią Anne, bo mama nie jest w stanie zająć się młodszymi - chętnie wydał sytuację domową Toby.

- A tym mama mi już się nie chwaliła - spojrzał poważnie na męża, unosząc brew - Pogadamy jeszcze o tym. W domu jest moja mama czy Anne?

- Obie, Jay kiedy usłyszała że się obudziłeś od razu przyjechała, plus twój tata, ale musiał wrócić do pracy - omega starała się ignorować pierwszą część drugiego zdania.

- Nie mogę się doczekać, aby obie je uścisnąć w takim razie - porzucił na razie temat objawów bruneta.

- Lena nie może się doczekać aż będziesz w domu. Chyba na nią najbardziej to wszystko wpłynęło - zagadał Harry do męża.

Tak naprawdę później nie mieli za wiele czasu na rozmowę, zaraz byli pod budynkiem, a Louis chyba niczego mocniej nie żałował, niż tego że żyli w Londynie i nie spełnił marzenia swojego partnera. Do tego nie było tu Clifforda, psiaka którego zdążył pokochać całym swoim sercem. Trochę go to dobijało, bo ta rzeczywistość miała w sobie te gorsze momenty.

Ledwo zdążyli wysiąść z samochodu, kiedy na podjazd wybiegła Lena, zostawiając drzwi wejściowe od domu otwarte.

- Tata! - zawołała, zaraz przytulając się do nóg mężczyzny - Tata ,tata, tata.

- Cześć słoneczko, też tęskniłem - alfa był zdruzgotany, nie będąc w stanie wziąć dziewczynki na ręce, był jeszcze zbyt słaby.

- Lena! Tak nie można drzwi... Moje dziecko - Jay od razu miała łzy w oczach, kiedy zobaczyła powód ucieczki wnuczki - Szybko wchodźcie do domu, tata musi usiąść w salonie. Raz dwa - wzięła w garść swoje emocje.

Louis tylko uśmiechnął się na widok swojej mamy i przeszedł do wejścia za swoją córką.

- Mamuś, dobrze cię widzieć - powiedział całkowicie szczerze, kiedy udało mu się zsunąć buty z nóg.

- Ciebie też kochanie, ale nie myśl że ominiesz rozmowę o twoim nieodpowiedzialnym zachowaniu - zaznaczyła swoim typowym matczynym tonem, który doskonale znały i respektowały jej szczeniaki - Toby, w kuchni czeka na ciebie twoje ulubione ciasto kochanie.

- Dziękuję babciu - chłopak pomógł jeszcze Louisowi zdając kurtkę.

- Widzę, że rozpieszczasz moje szczeniaki - zaśmiał się lekko Louis.

- Oczywiście. Zasłużyły na to moje kochane wnuki - złapała syna pod ramę - Ale nie myśl, że nie wiem że idziesz na zwłokę. Jestem twoją mamą.

- Mimo, że mój mąż nie ma siły to na swoje zagrywki zawsze je znajdzie - Harry uniósł Lenę i ułożył na swoim biodrze, aby dać jej buziaka, na co ta zachichotała.

Jay pomogła alfie znaleźć się na wygodnej kanapie, Louis przeszedł dosłownie mały kawałek, a ponownie czuł jakby przebiegł co najmniej kilka kilometrów. To było szalone.

- Możesz usiąść koło taty, ale spokojnie tak? Tata nie jest w pełni sił po wypadku - Harry odłożył dziewczynkę obok ojca, a ta nieśmiało z wielkimi oczyma, wtuliła się w jego bok.

- Moje słoneczko - Louis był naprawdę szczęśliwy mając Lenę przy sobie - Gdzie jest Maison? - zaczął się lekko rozglądać.

- Anne zabrała go ze sobą na zakupy. Maison ostatnio zainteresował się piłką nożną na poważnie i zaczął chodzić na treningi - Jay doskonale wszystko wiedziała, co świadczyło o jej czasie spędzonym w tym domu - Poszli też kupić mu korki i strój.

- Ja powinienem z nim pójść po takie rzeczy - westchnął Louis, czując że omija go naprawdę dobra rzecz.

- Nadrobisz to Lou, wiesz jak on szybko rośnie. Zaraz będziemy musieli wymienić rzeczy - Harry opadł na fotelu, a jego dłoń znajomo wylądowała pod brzuszkiem.

- Niby wiem, ale to zawsze nowość - trzymał mocno Lenę przy sobie - Dobrze być w domu, nie mogłem się doczekać od kiedy się wzbudziłem.

- My czekaliśmy każdego dnia tato - Toby przyszedł do salonu z tacą, na której były małe talerzyki, pokrojone ciasto oraz łyżeczki.

Bardzo miło zaskoczył wszystkim tym ruchem. Jak się okazało, Jay zrobiła ulubione ciasto alf. Tiramisu. Louis zdał sobie mocno sprawę ile mógł stracić przez jeden wybryk i do tego w jakiej sytuacji zostawiłby Harry'ego oraz dzieci.

- Ja podziękuję, wiadomo czemu - z zamysłu wyrwał go rozbawiony głos męża.

- Ale ja bardzo chętnie zjem - Jay przybliżyła się do tacy - Lou? Chcesz? Nałożyć ci?

- Nie wiem, mam silne leki przeciwbólowe jeszcze - zastanawiał się mocno, czy nie zrobiłoby to więcej szkody.

- Masz rację, lepiej nie - Harry uniósł swój zmartwiony wzrok na Louisa - Ale może masz ochotę na czekoladowe? Dobra alternatywa dla mnie i dla ciebie.

- Chętnie, mam ochotę na słodkie - skinął, szpitalna dieta nie była tą przyjemną, zdecydowanie zgubił kilka kilo przez ostatnie zdarzenia.

- Daj mi chwilkę, Lena chcesz też czekoladowe ciasto? - wstał ze swojego miejsca i podszedł do nich, aby skraść pocałunek z warg alfy. Wyraźnie pokazywał tym swoje uczucia oraz tęsknotę.

- Tak jak tatuś - skinęła nie ruszając się nawet ze swojego miejsca, zbyt długo nie miała go koło siebie, a była jeszcze młoda.

To było takie inne, od tego jaka w domu panowała atmosfera przed wypadkiem. Właśnie... Cholera, jego praca. Będzie musiał porozmawiać z mężem na ten temat, tak jak i inne.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro