Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. To sobie sam go urodzisz


Z kim widzimy się w środę na Lou w Łodzi? 😍

- Jak panowie widzą, dom jest w dobrej lokalizacji jeśli chodzi o odległość od miasta i od wody - wyjaśniła agentka nieruchomości - Jeśli chodzi o środek, to są trzy gotowe sypialnie, jedna główna, dwie mniejsze i dwa pomieszczenia, które są puste i decyzja należy do nowych właścicieli.

- Jak sprawdzaliśmy z mężem, stąd jest około dziesięciu kilometrów do głównie dostępnej plaży, prawda? - Louis zagadał do kobiety, a Harry zachwycał się budynkiem.

- Dokładnie tak, w sezonie wakacyjnym jest strzeżona plaża z ratownikami, bezpiecznie dla szczeniaków. Dzika plaża jest nawet bliżej - była mocno przygotowana na każde pytanie małżeństwa.

- Wtedy już na naszą odpowiedzialność, prawda? - na jego biodrze przysypiał Toby, który miał wyraźnie dość zwiedzania domów z rodzicami.

- Tak, wtedy już pełna odpowiedzialność jest po państwa stronie, ale dużo osób wykorzystuje ją do spacerów z psami. Okolica też jest miła, na końcu ulicy jest sklep, a dalej park z placem zabaw, do tego jak się przez niego przejdzie jest przedszkole oraz szkoła - starała im się nakreślić najważniejsze rzeczy.

- Louis - Harry ścisnął mocniej dłoń męża, mówiąc dość cicho, aby uświadomić go, że to miejsce jest już ich.

Ogromna kuchnia, przestronny salon, toaleta oraz wyjście na spory ogród. Harry dosłownie we wszystkim się zakochał.

- Wydaje się być idealne, co? - zagadał alfa, kiedy rozglądali się, a agentka przeprosiła chcąc odebrać telefon.

- Mam przeczucie, że to nasz idealny dom - potwierdził, a Louis widział w jego oczach wesołe iskierki.

- Pierwszy był za blisko centrum, a drugi był parterowy i miał dwie sypialnie, zaraz byśmy się w nim nie pomieścili - kręcił głową.

- A tu dosłownie mamy pole do popisu, jak wspomniałeś wcześniej, z czasem wszystko pod siebie wyremontujemy - spojrzał na szczeniaka w ramionach męża - Toby też ma już dość.

- To i tak ostatni dom, który mieliśmy do obejrzenia, więc albo decydujemy się, albo szukamy dalej, ale to oznacza że wracamy z niczym - miał nadzieję, że omega będzie chciała wybrać ten dom.

- Moją decyzję powinieneś już znać mężu - rozejrzał się po pomieszczeniu - A jeśli nie wyraziłem się wcześniej wystarczająco dobrze... To Lou, uważam że to jest nasz dom.

- Czyli jesteśmy w tym zgodni - uśmiechnął się - Spróbuję coś utargować z ceny, ze względu na niedokończone pokoje i ogródek, który trzeba ogarnąć.

- Ja doskonale wiem, że dasz z tym radę - zdążył ucałować policzek Louisa, nim kobieta do nich wróciła.

Mieli swój wymarzony dom.

🐾🐾🐾🐾

Tak samo jak szybko podjęli decyzję, tak samo szybko udało im zakończyć wszelkie formalności i wprowadzić się do nowego miejsca. Nawet jeśli mieli dobre wspomnienia z Londynem, to nie czuli żalu opuszczając go.

Po kompletnym wprowadzeniu się, ułożeniu rzeczy na odpowiednie miejsca, postanowili zaprosić swoich bliskich. Harry postanowił, że nie powiedzą całkowicie bliskim, gdzie dokładnie będą się wybierać. To miało być coś w rodzaju niespodzianki.

Do tego omega dosięgała już do trzeciego miesiąca, co było już tym bezpiecznym czasem, aby podzielić się z rodziną dobrymi nowinami.

Toby również był jeszcze bardziej energiczny, mając więcej miejsca do swoich wybryków.

- Naprawdę jestem w ciąży? - omega zadała śmieszne pytanie przed przyjazdem rodziców, spoglądając na swoje ciało - Ani nie mam porannych mdłości, ani zgagi... A mój pęcherz ma wolne. Do tego mój brzuszek jest jedynie twardszy.

- Może to omega, która nie jest tak uparta jak alfa? A może beta? - sugerował brunetowi - Zazwyczaj alfy męczą tak swoje mamusie.

- Może, mała dziewczynka omega - trochę mu się poprawił humor na słowa Tomlinsona.

- A może mały chłopiec omega - drażnił się z brunetem, za dobrze wiedząc jak ten reaguje na te sugestie.

- To sobie sam go urodzisz - ułożył dłonie na swojej piersi - Chcę dziewczynkę Louis.

- Kiedyś się na pewno uda - ułożył ręce na biodrach młodszego - Nie tym razem to kolejnym.

- Jesteś za bardzo pewny siebie moim zdaniem - spojrzał w niebieskie oczy - Jakbyś skądś znał naszą przyszłość.

- Mam przeczucie - przewrócił oczami, starać się nie pokazywać małej paniki - Nasi rodzice niedługo powinni być.

- Tak, ciekawe jak zareagują na nasz nowy dom - podłapał całkowcie nowy temat, nie zwracając uwagi na zachowanie Louisa.

- Na pewno będą zaskoczeni, raczej nie spodziewają się tego po nas - nawet już Louis nie był w stanie tego przewidzieć, bo całkowicie pod tym względem zmienił ich przyszłość.

Poszli skontrolować bawiącego się Toby'ego klockami z miłego w dotyku materiału, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi, a chłopiec jak na zawołanie się wyprostował.

- Mama dziadzia? - Toby bardzo kochał swojego dziadka Desa.

- Zaraz zobaczymy, którzy dziadkowie pojawili się jako pierwsi - Harry miękko powiedział do chłopca, który zdążył już wstać.

Louis był już na korytarzu, kiedy oni przeszli. Jak się okazało się, byli to mocno zaskoczeni rodzice omegi.

- Dziadzia! - chłopiec pisnął, od razu zauważając Desa i na swoich małych nóżkach biegnąc w jego stronę.

- Cześć smyku, dziadek też tęsknił - podniósł od razu Toby'ego.

- Cześć, co to za miejsce? - Anne nie bawiła się w czekanie, aż sami im powiedzą.

- To jest nasz nowy dom mamo - Louis się zaśmiał, łapiąc pod ramię partnera. Anne zawsze była w gorącej wodzie kąpana, to na pewno miał po swojej mamie Harry - Przeprowadziliśmy się bliżej was.

- Nowy dom, tutaj? Przecież... Jak cudownie, mamy was ledwo ponad godzinę od siebie - uchyliła usta, a w oczach zabłyszczały łzy - Nie spodziewałam się, sądziłam że zostaniecie w Londynie.

- To nie miasto dla nas, Louis wyszedł z inicjatywą, a ja chętnie na to przystałem. Toby też jest bardziej szczęśliwy mając tak ogromną przestrzeń - Harry spojrzał na swojego ojca i to, jak rozśmieszał malucha.

- Będzie nam tu lepiej, czystsze powietrze, woda, mniej szumu - wymieniał alfa - No i właśnie blisko was, same plusy.

Zaraz rozległ się kolejny dzwonek i Anne pozwoliła sobie otworzyć, aby wpuścić rodziców Louisa do środka. Nie obyło się bez kolejnego tłumaczenia gdzie są, Jay i Dan wydawali się być dumni i od razu pogratulowali młodemu małżeństwu.

- Nie. Dziadzia - Toby powiedział niezadowolony, mocniej łapiąc się Desa, kiedy Anne chciała go przejąć.

- Toby, daj odpocząć troszkę dziadkowi, potem jeszcze będzie bawił z tobą - Louis starał się na to zareagować.

- Tatuś - chłopiec mocno zmarszczył brewki na swojego ojca - Nie cem.

- Nie ma nie kolego - sam go przejął z ramion Desmonda, jednak nie obyło się bez płaczu - Nie można tak wymuszać Toby.

- Przepraszam mamo, ale wiesz że małe alfy są jeszcze bardziej uparte - Harry zwrócił się do rodzicielki - Ale dla pocieszenia mogę powiedzieć, że kolejny szczeniak jest na dziewięćdziesiąt procent omegą - przyłożył dłoń do brzucha.

- Kolejny? - niemal pisnęła Jay, wlepiając wzrok w Harry'ego - Jesteś w ciąży? Będziemy kolejny raz dziadkami?

- Trzeci miesiąc - potwierdził, dostrzegając że Toby uspokoił się ze swojej złości.

- Nie dość, że mamy was bliżej to jeszcze kolejny szczeniak. Tak się cieszę - Anne objęła swojego szczeniaka - Idziecie jak burza.

- Właściwy czas na to - chętnie przyjął od niej uścisk, pozwalając sobie zaczerpnąć zapachu kobiety.

🐾🐾🐾🐾🐾🐾

Czas leciał jak szalony, Harry był już w szóstym miesiącu, co oznaczało że przyszedł czas na święta, które postanowili zorganizować w ich domu, dla całej rodziny, aby nie jeździć od domu do domu.

Brunet od kilku dni opowiadał o tym, czego nie zrobią na sylwestra. Mieli zaproszenie od Zayna i Liama, co mocno ucieszyło ciężarnego na myśl o małej imprezie.

- To nie jest dobry pomysł Harry - westchnął w końcu Louis - Jesteś w szóstym miesiącu ciąży, wiem że rodzice wezmą Toby'ego, ale my możemy zostać w domu.

Doskonale pamiętał to, przerażenie, kiedy Harry nagle zaczął krwawić i jechali prędko przerażeni do szpitala.

- To tylko spotkanie z przyjaciółmi, specjalnie się tu przeprowadzili, aby być blisko nas - przypominał Louisowi, szukając w garderobie odpowiednich rzeczy dla siebie.

- Zostańmy w domu, chłopaków zaprosimy do siebie na jutro. Kupiłem szampana dla dzieci, Toby będzie bezpieczny z dziadkami, a my się poprzytulamy - naciskał dalej.

- I jak miałoby to wykluczyć spotkanie z przyjaciółmi - zaprzestał szukania i wyszedł z garderoby, aby zobaczyć poprawnie partnera - Napaliłem się na to Lou.

- Martwię się o ciebie Harry, sam tyle razy mówiłeś, że nie lubisz imprez - przypomniał alfa - A tak zostaniemy w domu spokojnie, w jutro zjemy obiad z nimi lub kolacje.

- Nie lubię, ale tych w klubach - skrzywił się i złapał się za bok brzucha - Twój syn znowu kopie mnie w żebra!

- Widzisz, on też wolałby zostać w domu - wykorzystał sytuację - Ostatnio mocno się rozpycha i widzę jak się męczysz.

- Pomóż mi się proszę dostać do łóżka - złapał się pod ramię Louisa, a ten już wiedział że wygrał - Miała być grzeczna omega... Wątpię, aby ten diabełek był omegą. Jest gorszy od Toby'ego.

- Ale początek ciąży miałeś lżejszy - przypomniał - Wymiotowałeś może dwa razy i nie traciłeś przytomności.

- Tu prawda, ale liczyłem na małą omegę - z ulgą położył się na ich łóżku - W takim razie, kogo my tam mamy Lou?

- Może jednak beta będzie - mruknął - Albo bardzo pewna siebie omega, czasem też tak bywa.

- Przeproś Zayna i Liama od nas - poprosił, przymykając oczy i uspokajająco głaszcząc swój brzuch.

- Przeproszę i zaproszę ich na jutro do nas - obiecał - Będę jechał jeszcze do sklepu, chciałbyś coś?

- Może skusimy się na domową pizze? Oraz fajnie byłoby, gdybyś kupił kiść bananów i trochę innych owoców. Mały rano marudził na papkę z avocado - przewrócił lekko oczami - Dosłownie pluł tym i musiałem ostatniego banana zużyć.

- Moja krew, ale tak kupię - skinął - Wezmę jakieś przekąski dla nas jeszcze, będziemy mieli miły wieczór.

- Wierzę na słowo - przyjął delikatny pocałunek ze strony Louisa i pozwolił mu dotknąć lekko brzuch.

- Toby z tatą? - maluch złapał Louisa na korytarzu, kiedy ten chciał zejść - Toby chce z tatusiem.

- Chcesz jechać na zakupy ze mną? - kucnął do szczeniaka - Chyba mógłbym to zrobić, zapytamy mamusi.

- Mamusia - powtórzył, kiwając lekko głową i trzymając mocno dłoń Louisa, przeszli do sypialni dorosłych.

- To w porządku jeśli wezmę Toby'ego na zakupy ze sobą? - zagadał do męża.

Brunet uniósł wzrok znad telefonu i uśmiechnął się lekko, kiwając głową.

- Jasne kochanie, nawet lepiej, będę mógł się zdrzemnąć - był wyraźnie zadowolony.

- Jak coś to dzwoń do mnie, a my mamy wycieczkę do sklepu - wziął szczeniaka na ręce, dzięki czemu było mu wygodniej.

- Sklep - powtórzył za Louisem chłopiec, dotykając lekko rączkami przydługie włosy alfy.

- Zrobimy super zakupy do domku, prawda? Musimy cię dobrze ubrać, bo jest zimno i dużo śniegu - zagadywał szczeniaka.

- 'ocham śnieg.

Louis z łatwością ubrał szczeniaka w wierzchnie rzeczy, upewniając się że wszędzie będzie miał ciepło. Wyszli z domu, a Louis miał mocno oko na szczeniaka, który od razu zaczął chodzić po śniegu, jak tylko go zobaczył.

Życie dało mu drugą szansę, do naprawy wszystkiego. Nie zapomniał, że jeszcze czekały go ciężkie czasy za kilka długich lat. Nie pozwoli aby jakiś karaluch rozwalił ich małżeństwo.

Wsadził chłopca do fotelika w samochodzie i odpowiednio go zapiął, nim sam usiadł za kierownicą.

- To co mały, musimy jeszcze zadzwonić do wujka Zee - sięgnął po swój telefon.

- Ujek Zee! - Toby od razu zareagował, a jego niebieskie oczy zabłyszczały.

Szatyn wybrał numer i włączył głośnomówiący, nim ruszył. Malik prędko odebrał i w sumie prawie całą drogę do sklepu rozmawiali, a Toby nieraz się wtrącał. Wykręcił się ich nieobecnością przez ciąże omegi, ale umówili się na kolejny wieczór, co było najlepszym pomysłem.

W sklepie Louis wsadził chłopca do wózka, gdzie było specjalne miejsce dla takich maluchów. W głowie miał listę od męża i zaczął od owoców, które polecił mu ten kupić ze względu na syna. Nie zapomniał również o składnikach na domową pizzę oraz o mało zdrowych przekąskach, mogli sobie na to pozwolić raz na jakiś czas. Toby za to wyprosił chrupki kukurydziane.

Nie miał serca mówić nie swojemu synkowi, kiedy ten tak ładnie prosił. Czasem i on miał miękkie serce.

- Tak, tak. Nie ma problemu - Louis spiął się, słysząc glos tego mężczyzny za cholerę nie wiedział, skąd się wziął w ich mieście Jeff.

Przecież są w cholernym Liverpoolu, między innymi tego Louis chciał uniknąć. Nie powinni go w ogóle spotkać, chyba los tym się na nim mścił.

Tym bardziej, że zostało jeszcze trochę czasu zanim Harry potencjalnie miał go poznać. Louis starał się sprawić, żeby oczywiście nie doszło do spotkania jego męża z tym facetem. Mimo słów Harry'ego w czasie kłótni, nie potrafił uwierzyć, że coś między nimi się nie zadziało. Czuł cholerną zazdrość i ból, myśląc że Harry mógłby kogoś innego pokochać tak jak niego.

- Tatuś, tatuś - głos Toby'ego wyrwał go z okropnych myśli - Śpiący.

- Już płacimy i wychodzimy kochanie, zaraz będziemy w domku z powrotem - wyrwał się z zamyślenia.

Przeszedł prędko tę alejkę i porzucał jeszcze kilka rzeczy, nim ruszył ku kasom. Zacisnął mocno palce na rączce od wózka, ponieważ ku jego nieszczęściu Jeff stał tuż przed nim. Dosłownie wszystko go wnerwiało w nim, zaczynajączaczynając od głosu kończąc na wyglądzie.

"Mam najprzystojniejszego męża na świecie"

"Kocham twoje ciało"

"Louis, mam szczęście posiadając ciebie"

W głowie nagle pojawiły mu się słowa młodszego, uspokajające go na duchu. Cholera, czuł mieszane emocje, skoro Harry mówił mu takie słowa, a wyszło co wyszło w przyszłości, to może jednak chodziło o jego przewrażliwienie. Miał na to ogromną nadzieję, ponieważ brak miłości Harry'ego, sama myśl tego była niczym cios prosto w serce.

Jego alfa odpuścił dopiero kiedy Jeff wyszedł ze sklepu, a on mógł spokojnie dokończyć zakupy, a następnie z wózkiem przejść do auta. Tam wszystko sprawnie zapakował i przełożył Toby'ego do fotelika.

Droga powrotna do domu nie trwała długo. Pierwsze co zrobił to zaniósł syna do głównej sypialni, rozebrał go z wierzchnich rzeczy i zostawił przy śpiącej mamie, aby zejść i wyjąć zakupy, a potem je rozpakować w kuchni.

Po tym wrócił do sypialni, gdzie Toby przykleił się dosłownie do omegi i dalej razem drzemali. Louis zrobił im zdjęcie po czym usiadł na materacu i delikatnie położył dłoń na brzuszku omegi.

- Nie dokuczaj tylko mamie, bo musi odpoczywać - szepnął do brzuszka.

Spojrzał w dół i zauważył czerwoną plamę na spodniach partnera, jego serce mocniej zabiło. Przecież właśnie nie pozwalał, aby Harry się stresował w jakiekolwiek sposób.

- Harry... Skarbie obudź się - panika przejmowała jego ciało - Błagam Harry prędko.

- L-Louis dopiero poszedłem spać - Harry sapnął, zaciskając mocniej powieki, nie poruszając się nawet ze swojego miejsca.

- Harry, błagam. Tylko bez paniki, ale krwawisz. Musimy jechać do szpitala z tobą - sięgnął po telefon i napisał od razu do Zayna, ktoś musiał zająć się na szybko Tobym.

- Co? O czym ty mówisz, nie mam żadnego bólu, ani dziwnego uczucia - z małą pomocą męża usiadł i spojrzał na plamę, nim jego wzrok coś wyłapał i zaczął się cicho śmiać.

- Czemu się śmiejesz? - nie rozumiał zachowania omegi - Przecież to poważne.

- Poważne to jest zachowanie naszego syna, starszego syna - zaznaczył i wskazał dłonią - A mówiłem, że mazaki to zły pomysł na prezent, a mówiłem. Nie słuchałeś.

- To rozlany mazak? Czerwony mazak? - kompletnie blady alfa usiadł na materacu koło męża.

- Właśnie tak, nie wiem kiedy on to zrobił - dla prezentacji dotknął czerwonego materiału - Nah, to nie krew.

- Boże jak dobrze - odetchnął - Byłem blisko jakiegoś zawału albo nie wiem jeszcze czego. Zaraz uprzątnę wszystkie mazaki.

- Najpierw się uspokój - złapał dłonie Louisa i bezpiecznie położył je na swoim brzuchu - Czujesz? Czujesz jak się rusza?

- Tak, czuję że wszystko jest okej. Kopie tak silnie jak wcześniej - wypuścił powietrze.

- Widzisz? Nasz maluch ma się dobrze, tylko braciszek w złą stronę pokierował zabawę...

🐾🐾🐾🐾

Kola💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro