Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Nie mógł pozwolić na powtórkę tego wydarzenia.



Louis siedział przed laptopem kończąc swoją pracę dyplomową, nie było to łatwe zadanie przy ilości obowiązków, jednak dawał radę. Koniec studiów był w zasięgu jego ręki.

Spojrzał w kalendarz, starając się być na czas z wysłaniem materiałów do swojego promotora. Jego wzrok przykuła aktualna data. Coś kojarzył w związku z nią, ale nie mógł do tego dojść. Olśniło go dopiero po chwili. Harry pod koniec drugiego roku studiów miał wypadek samochodowy, który skończył się złamaną nogą i obitymi żebrami. Nie mógł pozwolić na powtórkę tego wydarzenia. Zwłaszcza, że ten wciąż karmił ich syna i doskonale pamiętał, jak wielki mu to ból sprawiało przy każdym pojedynczym karmieniu. Wydawało mu się, że ten nawet cierpiał.

Na szczęście Toby spał w kojcu, więc mógł się szybko naszykować i zagarnąć szczenię, kiedy z ciężkim sercem jak najszybciej ruszał w stronę samochodu. Harry miał jeszcze piętnaście minut do końca swojego egzaminu, miał nadzieję że zdąży razem z Tobym odebrać go z uczelni.

- Błagam, oby nie wyszedł wcześniej - mówił już sam do siebie, kierując autem.

Chłopiec zachichotał, wpatrzony w swojego ojca. Louis wiedział, że przy szczeniaku musi mimo wszystko uważać przy jeździe. Tu nie chodziło tylko o jego bezpieczeństwo. Jego serce waliło jak szalone, panika przejmowała jego ciało. Zaparkował na uczelnianym parkingu i wyjął Toby'ego z fotelika, aby zaraz iść z nim w ramionach prosto do odpowiedniego budynku.

- Odbierzemy mamusię z uczelni, prawda? Na pewno się stęskniła i ucieszy się na twój widok. Jest piękna pogoda i to był dobry pomysł na małe wyjście z tobą - alfa mówił do szczeniaka.

To go naprawdę uspokajało, tak samo i jego wilka. Dobrze, że wiedział gdzie Harry miał swoje egzaminy i nie będzie się gubić na wydziale. Szybkim krokiem dostał się pod odpowiedni budynek, nie chciał wchodzić za bardzo do środka z Tobym, brał to za ostateczność. Cierpliwie czekał przy wyjściu i tak nie dostałby się do sali, gdzie omega pisała egzamin.

W końcu zauważył pierwszych schodzących studentów. Na ich twarzach igrały drobne uśmiechy albo pewności siebie, albo właśnie wręcz odwrotnie, strachu. I wtedy zszedł też i on. Jego mąż w towarzystwie brunetki, jak dobrze pamiętał, nazywała się Danielle i była znajomą z roku Harry'ego.

Alfa poczuł jak fala ulgi przechodzi przez jego ciało. Harry był kilka metrów od niego, cały i zdrowy. Tak powinno zostać. Wyglądał elegancko, brał poważnie całą otoczkę egzaminów na studiach.

Kiedy ich zauważył, na jego wargach zawitał zaskoczony, ale bardzo szczęśliwy uśmiech. Pożegnał się ze swoją znajomą i ruszył prędko w ich stronę.

- Lou. Toby - pocałował męża w wargi, a szczeniaka w czoło.

- Stęskniliśmy się za tobą i postanowiliśmy cię odebrać z egzaminu. Miałem dość siedzenia przy komputerze - wytłumaczył od razu alfa.

- I bardzo mi miło, wiesz? Od razu cieplej na sercu - przejął chętnie syna od alfy - Chcemy wracać do domu, czy może mój szalony mąż coś wymyślił innego?

- Moglibyśmy wrócić, żebyś się przebrał i pójść na spacer z Tobym? Wózek, park... Pogoda dziś sprzyja - zaproponował.

- Jestem bardzo na to chętny - spojrzał na ich szczęście - On tak szybko rośnie, Lou - poskarżył się, kiedy wychodzili z budynku.

- Mówiłem, że tak będzie. Nim się obejrzymy zacznie nam chodzić - zaśmiał się - Potem mówić, a nagle pójdzie do szkoły.

- Cii nie słuchaj go Toby. Mama cię nigdzie nie odda - śmiesznie zasłonił uszko szczeniaka, przez co ten się zaśmiał.

- Tak tylko mówisz, a potem jak pójdzie do przedszkola to będzie mimo wszystko ulga, bo będzie jak ogarnąć w końcu rzeczy, które czekały - pokręcił głową - Jest dzielnym alfą, poradzi sobie.

- Ale ja jestem jego mamą i będę cierpieć - był tego pewien - Chociaż... Będzie więcej czasu dla rodziców.

Zaczął zabawnie to rozważać, kiedy zbliżali się do samochodu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jako idiota, co z impetem wjechał na parking i gdyby nie szybka reakcja Louisa, uderzyłby w Harry'ego i Toby'ego.

Szczeniak zaczął głośno płakać przez to wszystko.

- Jesteście cali? - Louis z walącym sercem spoglądał na rodzinkę - Wezmę Toby'ego, bo obaj jesteście roztrzęsieni. Co za idiota...

- Tylko przestraszeni - obiecał starszeu, pozwalając aby alfa zagarnął przerażonego szczeniaka - Co to było Lou - przyłożył dłoń do klatki piersiowej - Gdyby nie ty...

- Nie mam pojęcia, ale jechał po tym parkingu jakby był na zwykłej ulicy. Jakby coś się stało tobie albo Toby'emu... - przytulił szczeniaka do piersi.

Louis czuł, jakby to miała być kara za jego ingerencję. Nie wiedział kompletnie jak z tym się czuć. Wciąż roztrzęsieni, dostali się do samochodu, przetrawiając całą sytuację w głowach. Louis odpalił auto i zgodnie ze swoimi wcześniejszymi założeniami wybrał drogę na około. Była ona dłuższa, ale omijała całkowicie trasę wielkiego wypadku. Wyjechał z parkingu i skręcił w zupełnie innym kierunku niż Harry się spodziewał.

Brunet na pewno to zauważył, ale nic nie powiedział, widocznie wciąż przejęty całą sytuacją sprzed chwili.

- Co powiesz na to, że zostaniemy jednak w domu? - zaoferował Louis - Moglibyśmy zajechać po makaron na wynos i odpocząć razem.

- Chyba nawet wolę to, wiesz? Za dużo emocji jak na jeden dzień - poprawił pasy na swoim ciele.

- W takim razie zatrzymamy się w naszej ulubionej restauracji - uniósł kącik ust i już z dużym spokojem prowadził auto do celu.

Potrzebowali chwili, aby emocje zeszły kompletnie z ich ciał. Louis sam wyszedł do restauracji, gdzie kupił na wynos dla nich jedzenie. Poczekał, aż wszystko zostanie dobrze zapakowane i po zapłaceniu wrócił do auta, gdzie Harry rozmawiał przez telefon, mając dość zmartwioną minę. Postanowił poczekać, aż omega skończy, aby mogła odebrać od niego jedzenie.

- Moja znajoma z wydziału, widziała jak jeden z profesorów został potrącony przez tego chuligana, co prawie mnie i Toby'ego przejechał - brunet powiedział, po odłożeniu urządzenia i przejął siatkę z jedzeniem na swoje uda.

- Poważnie? O cholera - uchylił usta, nie sądził że to ten sam kierowca.

Było mu szkoda profesora, ale zdrowie i życie jego rodziny było ważniejsze w tym momencie.

- Bardzo, pomyśleć że mógł zrobić krzywdę mi i szczeniakowi - kręcił głową, przejęty całkowicie sytuacją - Pewnie był naćpany, czy coś. To nie była normalna jazda.

- Nie wiem co bym zrobił, gdyby coś stało się tobie czy Toby'emu - wypuścił powietrze i odpalił samochód, spojrzał jeszcze na tylne siedzenia, gdzie ich synek dalej spokojnie drzemał.

- Nie chce nawet o tym myśleć. Co jeśli miałbym problem z żebrami? Albo byłbym tak potłuczony, że karmienie sprawiałoby mi ból? - zadrżał na samą myśl.

- To byłoby ciężkie i to naprawdę mocno - wzdrygnął się na nieprzyjemne wspomnienia i łzy omegi przy każdym karmieniu.

- Wracajmy już do domu, co? Nie wiem jak ty, ale burczy mi już w brzuchu kochanie.

- Tak, ja już też jestem głodny - włączył światła i ruszył z parkingu restauracji.

Louisowi było lekko na sercu, wiedząc że mimo tego co zrobił, nie wyglądało aby aż tak namieszał w ich życiu. Nawet jeśli profesor ucierpiał, nie żałował swojego ruchu.

🐾🐾🐾🐾

- Dalej mój mężu - Harry rozsiadł się wygodnie na biodrach alfy, leniwie pochylając się i wargami skubiąc nagą skórę - Mój kochany jubilacie, dziś są twoje kolejne urodziny. Twoje i naszego synka, pierwsze dzielone - przeszedł z wargami do ucha Louisa, nie szczędząc na ilości pocałunków.

- Kolejny wspólny rok, to cudowne - zachwycał się alfa - Spędzimy święta całą rodzinką, bo ktoś nam rok temu zrobił psikusa i kazał zostać w Londynie.

- Obudziłeś się, moje ruchy podziałały - odsunął się lekko, aby móc połączyć poprawnie ich wargi w pocałunku - Czas już wstawać, przyszykowałem nam pyszne śniadanie, a później wyjazd do Donny!

- Widzę, że ktoś ma dziś masę energii, ale podoba mi się to i to bardzo - przeczesał swoją grzywkę, odsuwając ją do tyłu.

- Da, dada dada dada - usłyszeli wesoło gaworzącego Toby'ego, chłopiec siedział na łóżku, odgrodzony poduszką swojej mamy, aby nie upaść.

- A kto tu zwraca na siebie uwagę? - Louis spojrzał na szczeniaka - Nasz urodzinowy chłopiec, potrzebuje rodziców.

- Jest bliski powiedzenia pierwszego słowa, aż się łezka w oku kręci - zszedł z ciała Louisa, aby ten mógł poprawnie przywitać się z ich synkiem, który świętował swój roczek.

Alfa sięgnął po szczeniaka i posadził go na swojej klatce piersiowej, a Toby od razu położył się na nim i przytulił go z całej swojej siły, co było jednym z lepszych uczuć na świecie.

- Rok temu, ktoś nam zrobił psikusa i nie mogliśmy odwiedzić bliskich w święta, ale teraz to zrobimy - Harry nie mógł się tego doczekać - Jako rodzinka, małżeństwo z pierwszym szczeniakiem.

- Cieszę się, serio. Dziwnie było spędzać święta w szpitalu i to w Londynie - przypomniał sobie szatyn i usiadł na łóżku, uważając na Toby'ego.

- Mam nadzieję, że reszta naszych szczeniaków wybierze sobie inny czas na poród - mimo wszystko, fajnie się spędza święta z bliskimi, a nie rodzi dzieci.

- Może kolejnego szczeniaka dobrze zaplanujemy, a może nie - zaśmiał się - Chyba słyszałem coś o pysznym śniadaniu.

- Tak, czeka ciepłe w kuchni - podniósł się z łóżka - A nasz synek jest już po amu. Wyjątkowo pozwoliłem mu rano zjeść z sutka.

- Mamusia nas obu dziś rozpieszcza - połaskotał malucha - W końcu urodziny ma się raz w roku, co?

Otrzymał za to słodki śmiech i zaraz całą trójką byli w kuchni, gdzie Harry przygotował na śniadanie naleśniki z czekoladą w środku, a na zewnątrz pokrojonymi owocami. Jego mąż naprawdę się postarał, a on zjadł śniadanie z wielką chęcią, Toby przy tym gaworzył siedząc w swoim wysokim krzesełku.

- Och, nasz chłopiec chce trochę naszego śniadania - Harry jęknął czule, jak ten zaczął otwierać buzię znacząco.

- Można dać mu suchego naleśnika, niech spróbuje - zaoferował Louis - Nic się raczej nie stanie.

- Albo owocka, jak chcesz kochanie - pokiwał głową - Na pewno mówimy nie dla czekolady.

- Za wcześnie na takie luksusy - oderwał kawałek naleśnika, a potem podał go szczeniakowi.

- 'uje - dorośli otworzyli szeroko oczy, słysząc jak Toby to mówi, za to sam chłopiec zaczął spokojnie jeść to, co dostał od swojego taty.

- On podziękował... - alfa spojrzał na męża - Nie tylko ja to słyszałem prawda?

- Wyraźnie podziękował - brunet odpowiedział, a w jego oczach lekko zabłyszczały łzy wzruszenia.

- Chyba możemy uznać to za pierwsze słowo - zaśmiał się - Mamy wychowanego synka, nie ma co.

- Nie mogę zaprzeczyć, przeważnie raczej pierwsze słowa to: mama, baba, tata lub dziadzia - sporo na ten temat czytali podczas ciąży omegi.

- To szalone - pokręcił głową.

Po śniadaniu posprzątali i zebrali się do auta. Alfa liczył, że Toby prześpi całą drogę drogę, jak to miał zazwyczaj. To bardzo ułatwiało in podróże.

Na szczęście jego słowa się spełniły i raczej przegadał całą podróż ze swoim mężem, umieszczając jego dłoń na swoim udzie przez cały ten czas. Dopiero po tym jak minęły tabliczkę z napisem Doncaster, Toby obudził się i zaczął marudzić, ale obeszło się bez postoju i przesiadki Harry'ego na tył auta. Alfa spokojnie zaparkował auto, ciesząc się na koniec podróży.

- Jak myślisz, jest głodny, czy chodzi o pieluszkę? - Harry prędko wysiadł z pojazdu, aby przejść do syna.

- Myślę, że pieluszka - rzucił Louis - Najadł się, wyspał i to ten czas - alfa również wysiadł z auta.

I Louis miał rację, po krótkim przywitaniu się z teściami, omega poszła do starej sypialni alfy i okazało się, że Toby potrzebował świeżej pieluszki. Szatyn w tym czasie przyniósł ich bagaże oraz przeniósł prezenty dla najbliższych. Przy okazji przywitał się z każdym kogo napotkał.

- Toby znowu ma tryb nieśmiałości - Harry zachichotał, kiedy na dole chłopiec zamiast się przywitać z rodziną Louisa, to schował buzię w jego sweter.

- Uroczy szczeniak, może jednak przywitasz się chociaż z babcią Jay - Louis starał się przekonać Toby'ego.

- Toby, słyszysz kochanie? - Harry pocierał uspokajająco plecki szczeniaka - To baba i dzidzia.

- Lou jak był mały też miał takie napady, to normalne u maluszków - zapewniła Jay - Zaraz się oswoi i będzie trzeba go dobrze pilnować.

- Pewnie tak, prawda mój wojowniku? - brunet uśmiechnął się ciepło - Toby coraz bardziej się wydaje w pełni Lou, a gdzie tu cząstki mamy? Nie fair.

- Tak to jest ze szczeniakami, nosisz dziewięć miesięcy pod sercem, a on się okazuje podobny do ojca - zaśmiała się - Na szczęście czasem i mamie się trafi podobny szczeniak do niej.

- Przypominam ci mamo, że wszystkie dziewczynki są do ciebie podobne, dopiero bliźniaki są mieszane - wtrącił się Louis.

- I śmiałbym twierdzić, że Lou ma z ciebie wiele - brunet dodał, a mały Toby powoli pokazywał swoją twarzyczkę innym - Ale nie mogę skłamać, bo kocham samego Lou, to co dopiero jego małą kopię.

- Jest i mój wnuk, może dasz się wziąć babci na rączki? - wyciągnęła ramiona do chłopca.

Toby na początku niepewnie na nią spoglądał, ale zaraz uniósł rączki, mówiąc o tym, że kobieta może go przejąć od mamusi. Louis uśmiechnął się, bo jego mama kochała być babcią w każdym tego słowa znaczenia. Szczeniaki ją dosłownie uwielbiały i nie mógł się temu dziwić. Objął męża od tyłu, kładąc brodę na jego ramieniu, ta atmosfera jak i dzień były naprawdę wyjątkowe.

🐾🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro