Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~1~

"I wtedy czarny zlał się z białym... Nie jak przeciwieństwa... A jak dwie krople wody"

Moje oczy powoli zaczęły się otwierać. Zobaczyłam oślepiające światło, które dochodziło z moich przeźroczystych okien. Szybko obróciłam się na drugi bok i schowałam się pod kołdrę, aby uchronić się przed pełnym nienawiści, nieodpuszczającym światłem, które jak mam wrażenie świeciło coraz mocniej. Pod kołdrą szerzej otworzyłam oczy aby zobaczyć ten jakże to piękny, bezpieczny i zadbany świat. Mam nadzieję, że inni poczuli ten sarkazm. Poleżałam tak może jeszcze pieć minut i zaczęłam powoli zdejmować kołdrę, ukazując tym samym dotychczasowego mojego wroga, którym było światło. Gdy moje oczy zaczęły widzieć kolory i ogarniać świat sprawdziłam telefon. Tak... Mój prawie ulubiony dzień... Czyli piątek. Wreszcie raczył przyjść i pozwolić mi na te dwa wolne dni. Powoli zdjęłam kołdrę ale mój sojusznik nie był jednak ze mną gdyż nie mogłam się rozplątać przez co spadłam na ziemię. Moja droga sukcesu już od pierwszych lat wskazywała, że się zamknęła i została mi tylko droga niezdarności i głupoty. Wstałam i otrzepałam nogi z jakże to czystej podłogi, której to od kilku tygodni nikt nie odkurzał. Dzisiaj to zrobię. Mówiłaś, że wczoraj to zrobisz... I Tydzień temu też... A miesiąc temu? Nie ma słów... Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół. Była godzina 06:12 więc miałam trochę czasu na zrobienie śniadania. A jako, że nie jestem Magdą Gessler to wzięłam płatki zbożowe. Otworzyłam pojemik i moim oczom ukazały się płatki owsiane z suszonymi malinami.
-Clarie weź sobie miskę!
Oho... To moja mama...
-Ale po co?! Przecież będzie trzeba wstawić to do zmywarki... Potem ją włączyć i wszystko wyjąć! - na co moja mama ciężko westchnęła.
Tak. Jestem leniwą osobą jeśli chodzi o pomaganie czy "ułatwianie" życia. Wsadziłam resztę płatków owsianych do szafki i poszłam na górę się przebrać. Mozolnie otworzyłam moją białą szafę i się załamałam. Znowu nie mam się w co ubrać. Ale z drugiej strony co się dziwić? Co druga dziewczyna ma takie problemy. W każdym razie postawiłam na jasnoniebieskie rurki z dziurami na kolanach, czarny golf z rękawem do łokci i bluzę z kabaretkowatymi, luźnymi rękawami z gumką rękawami. Do tego wzięłam jescze moje ulubione Convers'y i czarny Kånken. Następnie weszłam do łazienki gdzie zalożyłam wszystkie niezbędne rzeczy, umyłam zęby i obmyłam twarz letnią wodą. Odkluczłam drzwi i skierowałam się do mojego pokoju gdzie zaczęłam się malować. Nie ukrywam kocham to. Jednak nie jestem ścianą tapet i nie przesadzam z makijażem. Dzisiaj postawiłam na tradycyjny makijaż, który składał się z podkładu, korektora, bazy na oczy, pudru, różu, bronzera, rozświetlacza i brązowego cienia. Zrobiło się jakoś pusto na oczach więc dodałam w załamaniu powieki trochę cienia w kolorze fuksja. Nałożyłam jeszczę różową pomadkę i wstałam spakować rzeczy. Możecie uważać, że przesadzam z makijażem ale moje produkty, takie jak podkład nie są kryjące. Wręcz przeciwnie. Są lekko kryjące, a na dodatek wegańskie i nie testowane na zwierzętach. Tak... Jestem weganką.
Kiedyś jadłam dużo mięsa ale z czasem żałowałam. Bardzo mi zależy na tym, aby zwierząt nie zabijano dla ludzi. Tak naprawdę to tak czy siak nie mogłabym jeść połowy rzeczy, gdyż mam nietolerancję laktozy, która wyklucza mnie z mleka, masła czy śmietany. W  każym razie, jedyne co dodaje akcent w tym makijażu to ciemno'różowy cień na oku, i matowa, różowa szminka. Szybko zeszłam na dół, wzięłam telefon, słuchawki oraz klucze, i wyszłam z domu.

***

Wchodzę do szkoły. Chciałabym aby te dni w szke były fajnie spędzonym czasem, ale powiem jak każde dziecko, że jej nienawidzę... Mam szczęście, że mam tu przyjaciół...

Zamykam szafkę, i kieruje się do klasy. Ale standardowo zatrzymują mnie przyjaciele.
-Clarie wpadasz dzisiaj do mnie na serial.
-Czy to jest pytanie?
-Nie.
-To chyba nie mam wyboru. -wzruszyłam ramionami stanowczo się uśmiechając
-Będzie ktoś jescze? -spytała się Michelle
-Ja, Ty, Clars, Lara i Collins.
-Dante będziesz nas tak codziennie zapraszał? Już kończą nam się smaki chipsów...
Nasza paczka ma taką tradycję, że na każde spotkanie przynosimy inny smak chipsów. Można zjeść ten sam smak dopiero po nowym roku bo wtedy wszystko się resetuje. A jako, że mamy marzec, i nie pozostaje nam za wiele... To długo nie pożyjemy.
-Dobra to dzisiaj, u mnie o siedemnastej.
-Luz. -odpowiedziałam na co zadzwonił dzwonek.
P

ożegnałam się z przyjaciółmi, którzy aktualnie mieli wszyscy inne lekcję, i kierowałam się do sali. Usiadłam przy ławce i czekałam na Larę, która po minucie usiadła obok mnie.
-Hej -rzuciłam szybko.
-Cześć.
-Idziesz z nami wieczorem do Dantego oglądać serial?
-Muszę się uczyć... Ale poszłabym z wami...
Lara to cudowna dziewczyna ze śliczym imieniem z uroczą twarzą i z niesamowicie szczerym uśmiechem oraz z mądrością przewyżającą niektórych studentów na pierwszym roku. Niewątpliwie jest kochana ale potrafi być ostra, chamska i bezlitosna. Nie bez powodu jest tu i teraz z nami. Niestety ma bezlitosną mamę, któdej zależy wyłącznie na jej ocenach. Pamiętam jak jescze była miłą mamą mojej przyjaciółki, ale po odejściu ojca Lary, coś się zmieniło. Teraz nie pozwala jej chodzić ze znajomymi czy przyjść do parku wieczorem. Musi być idealna. Przez co Lara się zmienia. Coraz bardziej na coraz gorszą, a my nie umiemy jej pomóc. Chwiląmi zachowuje się jak jej rodzicielka i nie ma na nas czasu.

-Nie gadaj. Idziesz i już. Nie chce już mi się słuchać, jak to mówisz, że musisz się uczyć. - Na co ona tylko westchnęła, a chwile potem uśmiechnęła się i mam wrażenie, że poczuła wewnętrzną ulgę.
Wiem, że to uczenie się wszystkiego na rok do przodu jest trudne, tym bardziej, że ma miliony dodatkowych zajęć. Wiem jak ją to wykańcza psychicznie jak i fizycznie.

Reszta innych lekcji minęła dosyć sprawnie. Była godzina szesnasta, więc poszłam do sklepu po napoje i chipsy. Oczywiście moje szczęście jest niespotykane, bo akurat jak wyszłam ze sklepu, zaczęło lać. Nie kropić, nie padać... Po prostu pierdolnęło wodą. Zawróciłam i schowałam się na dziesięć minut do sklepu z nadzieją, że przestanie padać. Po jakiś piętnastu minutach stwierdziłam, że pada jescze bardziej. Wzięłam ciężkie butle napojów gazowanych i nic nie ważące chipsy w których większość to powietrze, więc nmusiałam wziąć tych paczek pięć. Ach te problemy dzieciaków XXI wieku. Postanowiłam kierować sie do domu, aby się przebrać i wziąć parasol. Zrobiłam to w pięć minut więc jescze szybko popeawiłam makijaż i włosy. Po mokrym incydencie i przebraniu wyszłam z domu z nadzieją, że pada trochę mniej, ale po chwili straciłam nadzieję... Bez komentarzy... Kierowałam się do Dantego, który na szczęście mieszka blisko. Gdy przekroczyłam bramę i weszlam do domu. Odłożyłam napoje i chipsy na stół, przywitałam się ze wszystkimi i zaczęliśmy...
______________________________________

1080 słów! Pozdrawiam i do następnego xX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro