Rozdział 9
Josie po namyśle stwierdziła, że propozycja Harrisona była dla niej świetną sytuacją. Z jednej strony pozwoli jej uzyskać zaliczenie bez wypruwania sobie żył dla bzdurnych esejów, a z drugiej pozwoli jej się rozwinąć. Nigdy nie pisała powieści. Postanowiła potraktować to jako nowe wyzwanie, coś co potencjalnie mogło jej sprawić trochę problemów, ale z drugiej strony mogło być również ekscytujące.
Najpierw musiała wymyśleć fabułę i tutaj zaczęły się schody. Może i miała zwłoki, ale co dalej? Kto to zrobił? Dlaczego? Musiała to wiedzieć, żeby sensownie zaplanować ciąg zdarzeń. Jak pociągnąć historię w międzyczasie od znalezienia ciała aż do zdemaskowania sprawcy? Jak zwykle okazało się, że pewne czynności w tym przypadku pisanie miało swoje własne specyficzne problemy.
Szatynka postanowiła przejrzeć informacje z prasy o morderstwie Bryce'a. Może znajdzie jakiś szczegół, który podsunie jej potencjalne rozwiązanie. Nie wiedziała czy lepiej iść w wersję fanatyka religijnego czy wręcz przeciwnie, osoby podającej się za kogoś takiego, żeby odwrócić od siebie podejrzenia. To była niesamowicie ważna kwestia i dlatego tym bardziej zastanawiała się co wybrać. Czuła lekką presję i chciała wybrać jak najlepiej, co paradoksalnie jeszcze bardziej utrudniało jej podjęcie tej decyzji.
Super, pomyślała z sarkazmem Josie. Dopiero co zdecydowała się na tę propozycję i nawet zdążyła powiedzieć o tym Harrisonowi, a już nie miała pomysłu. Nie ma co, zajebisty początek.
W każdym razie, rada Mac był dobra. Przyjaciółka miała rację. Po co kombinować z wymyślonym scenariuszem, skoro idealny, dramatyczny wstęp już miała? Co więcej, na własne oczy widziała miejsce zbrodni. Mogła to opisać. Czemu nie? Przynajmniej wypadnie to realistycznie.
Z takim przesłaniem usiadła do laptopa, otworzyła plik tekstowy i przez najbliższe pół godziny szukała odpowiedniego początku. Nawet jeśli udawało jej się napisać kilka zdań, to po chwili usuwała je i pisała od nowa, zmieniając koncepcję. Ostatecznie żaden pomysł nie wydał jej się wystarczająco dobry i z każdą chwilą mętlik w jej głowie narastał. Pomysły mieszały jej się i już nie wiedziała od czego zacząć. Dlaczego to było takie trudne?
Sullivan przypomniała sobie, że miała poszukać informacji o morderstwie w celu znalezienia natchnienia. Po wrzuceniu w wyszukiwarkę tekstu o zamordowanym studencie w Cal dostała mnóstwo wyników. Zarówno większe redakcje jak i bardziej lokalne czy po prostu studenckie, chciały mieć swój artykuł na temat najgłośniejszej zbrodni w Nowym Jorku w ostatnim czasie. Typowe. Choć nie mieli nic nowego do powiedzenia, i tak napisali własny artykuł. Josie była przekonana, że część z tych tekstów na spokojnie można byłoby podciągnąć pod plagiat.
Po wnikliwym researchu doszła do wniosku, że była jedną z lepiej poinformowanych w tej sprawie osób. Nie wróżyło to dobrze jej poszukiwaniom inspiracji. Gdyby tylko mogła porozmawiać z policją... Może mieli jakiś trop. Niestety mogła sobie jedynie o takiej sytuacji pomarzyć. Nie było szans, że jej cokolwiek powiedzą. Była jedynie przypadkową studentką, która natrafiła na ciało. Dodatkowo przyczyniła się do rozpowszechnienia pewnych informacji, o czym miała nadzieję, nie wiedzieli. Ten fakt tym bardziej nie stawiał jej w roli osoby godnej poufnych informacji.
Josie postanowiła się przewietrzyć. Uznała, że spacer jej dobrze zrobi, a przy okazji będzie mogła pójść po kawę. Kofeina z pewnością jej nie zaszkodzi, a może pomoże jej się skoncentrować. Może i była uzależniona od kawy, ale uważała to za stosunkowo niegroźny nałóg. Mogło być gorzej.
W kawiarence tuż koło Cal było trochę ludzi, ale nie było źle. Przynajmniej nie przyszła w godzinach szczytu. Zresztą studenci przeważnie zamawiali kawę i wracali na zajęcia. Szyld nad drzwiami przedstawiał dobrze jej znaną nazwę "Break time". Wnętrze było utrzymane w jasnych kolorach i było też na swój sposób przytulne. Właścicielka połączyła jasne drewno razem z białymi blatami i krzesłami z kolorowymi poduszkami. Josie całkowicie pochwalała ten pomysł. Po spędzeniu kilku godzin na drewnianych krzesłach doceniała takie dodatki. Nie we wszystkich salach były wygodne siedzenia. Choć Cal było całkiem nowoczesne, miało swoje lepsze wyremontowane sale i niektóre nieco gorsze.
Szatynka zamówiła kawę. Po chwili dostała ją i trzymając gorący kubek w dłoniach, skierowała się do wolnego stolika dwuosobowego w rogu.
- Cześć, Jo- usłyszała tuż koło swojego ucha znajomy głos. Aż podskoczyła z zaskoczenia, przez co omal nie wylała na siebie gorącej kawy. Gwałtownie odwróciła się w kierunku bruneta. Przez moment miała ochotę oblać go tą kawą, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowała. Szkoda kawy. Poza tym mogliby to potraktować jako napaść i miałaby problemy. Nie narzekała na brak kontaktu z policją, zwłaszcza w roli oskarżonej.
- Czy ty jesteś nienormalny?!- syknęła szatynka, nawet nie starając się ukryć złości. Prawie dostała zawału!- Omal nie wylałam na siebie gorącego napoju. Nie skradaj się tak więcej, bo przysięgam, że następnym razem obleję ciebie lub po prostu ci przyłożę.
- Uroczo- skwitował Hunter kompletnie nie przejmując się jej groźbą. W odpowiedzi posłała mu mordercze spojrzenie.- No dobrze, na przyszłość postaram się nie skradać. Zadowolona?
- Będę jak tylko zostawisz mnie w spokoju. Mam coś ważnego do zrobienia- poinformowała go Josie, po czym wyminęła go i zajęła wolny stolik. Uznała tę rozmowę za zakończoną. Niestety Hunter miał na ten temat odmienne zdanie, bo zamiast sobie pójść, dosiadł się do jej stolika.
- Chętnie o tym posłucham. Czyżby kolejny esej? Z czego?
Szatynka zaczęła się zastanawiać czy nie dała mu wystarczająco jasno do zrozumienia, że nie chce z nim rozmawiać. Tak, zdecydowanie sformułowanie "zostaw mnie w spokoju" było jasne. Dlaczego nie mógł jej po prostu posłuchać i sobie iść?!
- Nie, to nie jest esej- oznajmiła krótko szatynka, rozkładając laptopa, którego ze sobą wzięła. Ostatecznie stwierdziła, że może pisanie w plenerze jej dobrze zrobi. Liczyła, że spławi bruneta, gdy ten zauważy, że faktycznie jest zajęta.
- Znowu udzielasz się w organizacji dnia otwartego Cal? Kto by pomyślał, że jesteś tak aktywną i bezinteresowną studentką. Nie spodziewałem się tego po tobie.
Pewnie powinna oburzyć się i powiadomić go, że się mylił. Tyle że niestety miał rację. Potrafiła bezinteresownie pomagać, kiedy miała na to ochotę albo chodziło o kogoś z jej przyjaciół. W innych sytuacjach bywało różnie.
- Nie tym razem. Próbuję zacząć pisać moją pracę na zaliczenie. Dostałam możliwość napisania powieści zamiast esejów i właśnie mi w tym przeszkadzasz.
Josie mimowolnie przypomniała sobie o pomyśle Noah, że niby miałaby "zaprzyjaźnić się" z Hunterem. Nigdy w życiu. Ciekawe czy nosił przy sobie klucz do swojej redakcji. A może zostawiał go w pokoju? Nie, to nie miałoby sensu. Za każdym razem, gdyby chciał iść do redakcji, musiałby wracać do pokoju. Zdecydowanie skłaniała się ku wersji, iż nosił ten klucz przy sobie. Gdyby nie to, że ostatnio próbowała zajrzeć na jego sekretną tablicę korkową, mogłaby poprosić go o dostęp pod pretekstem znalezienia spokojnego miejsca do nauki bez możliwości znalezienia zwłok przy okazji. Uważała się za wyjątkowo pechową osobę pod tym względem.
- Ciekawe. Jak ci idzie? Masz już początek albo pomysł? O czym będzie?
Sullivan westchnęła ciężko. Wszelkie jej próby pozbycia się Huntera spełzły na niczym. Był jak żywa zacięta płyta. Ciągle próbował kontynuować rozmowę, chociaż za wszelką cenę starała się go pozbyć. Nawet powiedziała mu, żeby zostawił ją w spokoju. Co jeszcze mogła zrobić? Obawiała się, że niewiele. Mogła sobie stąd pójść, ale najpierw chciała dopić kawę.
- Pewnie uznasz to za mało kreatywne, ale zamierzam opisać to co widziałam i rozwinąć temat. Wymyśleć motyw i tak dalej, a finalnie doprowadzić do zdemaskowania sprawcy.
Bez szokującego zakończenia na miarę tego wymyślonego przez Brooke, dodała w myślach. Uważała to za wyjątkowo okropne zakończenie, w którym zabójca wygrywa. To zupełnie tak jak te wszystkie filmy o potworach, które kończą się pokonaniem bestii i znalezieniem na przykład jej jaj. Co z tego, że bohaterowie męczyli się przez cały film z jednym stworem, skoro na koniec okazuje się, że będzie lub już jest ich więcej?
Sullivan nie musiała nazywać niczego po imieniu. Hunter od razu domyślił się o czym mówiła.
- Wręcz przeciwnie, uważam, że to dobry pomysł.
- Ze względu na dziennikarzy, którzy uwielbiają żerować na cudzych sensacjach? Dlatego uważasz, że początkujący pisarze, a przynajmniej studenci literatury angielskiej też powinni to robić?- odparowała nieco wbrew sobie Josie. Właśnie podważyła słuszność pomysłu do swojej przyszłej pracy na zaliczenie.
- Masz jakiś uraz do dziennikarzy?- spytał kompletnie niezrażony brunet, nie odrywając od niej swoich ciemnych tęczówek.
- Nie, po prostu uważam, że mają problem z dotrzymaniem obietnic i uwielbiają rozsiewać plotki- stwierdziła Josie, po czym postanowiła przejąć kontrolę nad przebiegiem rozmowy.- Skąd czerpiesz inspirację do swoich artykułów?
- Poza sytuacjami, kiedy ktoś sam przez wiadomość szantażuje mnie brakiem wywiadu i domaga się artykułu na konkretny temat?- rzucił Hunter, spoglądając na nią sugestywnie. Szatynka ostentacyjnie przewróciła oczami. Może i tak było, ale to on zaczął z szantażem. Groził jej, że rozpowie całej uczelni, że to ona znalazła Bryce'a. To było znacznie gorsze, a ona nie chciała artykułu o byle czym. Chodziło o promocję Cal.- To może być wszystko.
- Co za dokładność. A tak konkretnie?
Ciemnooki wzruszył ramionami.
- Urywek rozmowy, ciekawy artykuł, skłaniająca do myślenia książka... A czasami studenci czy wykładowcy przychodzą do mnie z prośbą, żeby opisać coś konkretnego. Nie zawsze się zgadzam, ale przyznam, że rzadko odmawiam. Nawet jeśli dla mnie ten temat wydaje się nieciekawy lub trudny, dla innych może być ważny lub ciekawy. Ludzie mają różne gusta. Jak powiedziałem, to może być wszystko. Nie ma jednego sprawdzonego przepisu na znalezienie inspiracji. W twoim przypadku sugerowałbym cofnąć się myślami do tamtej chwili i po prostu wyrzucić z siebie, co wtedy czułaś. Jak już zaczniesz, to poleci z górki przynajmniej przez jakiś czas.
Słowa Huntera brzmiały zaskakująco... Sensownie. Zaskoczyło ją to jak szczerze mówił i to, że mimo iż dany temat wydawał mu się nieatrakcyjny, to i tak nie odmawiał, bo dla kogoś mógł być ważny. Za to jego stwierdzenie o inspiracji bynajmniej nie podniosło jej na duchu. Nie było na nią sprawdzonego przepisu. Świetnie. Czyli przez większość czasu będzie się męczyć, próbując coś wymyśleć? Może jednak trzeba było zostać przy tradycyjnych esejach...
- Skoro tak uważasz. Przemyślę to jeszcze- mruknęła szatynka, postanawiając że wykorzysta w praktyce jedno z wymienionych przez niego źródeł inspiracji, czyli w tym przypadku rozmowy.- A co wiesz o morderstwie? Jestem pewne, że dla gazetki szukałeś nowych informacji.
- W tej kwestii masz rację- przyznał Hunter.- Ale nie dowiedziałem się niczego nowego. Policja strasznie chroni przebieg śledztwa. Nie sposób czegokolwiek od nich wyciągnąć.
To nie była dobra wiadomość. Josie liczyła na nawet drobną informację, która mogła pomóc jej w pisaniu. Niestety w tej sytuacji nawet Hunter był bezradny, co o dziwo jej nie ucieszyło. Nie kiedy tak chętnie podzieliłby się z nią tymi informacjami. Szatynka poczuła wibracje w kieszeni. Spojrzała na wyświetlacz i zauważyła kilkanaście wiadomości od Brooke z pytaniem gdzie była.
- Muszę oddzwonić- poinformowała, wstając od stołu. Zdecydowanie nie zamierzała rozmawiać przy Hunterze. Wybrała numer przyjaciółki i już po chwili usłyszała jej pełen niezadowolenia głos. Co się znowu stało? Nikt nie został zamordowany, a ona odbierała tym razem telefon. Po prostu przyjaciółka wcześniej do niej pisała wiadomości, a tych nie widziała.
- Gdzie ty jesteś, Jo?!- usłyszała zamiast przywitania. O co tym razem znowu Brooke miała pretensje? Sullivan była święcie przekonana, że tym razem nie miała powodów, żeby się na nią wściekać.
- W kawiarni. Dlaczego pytasz?
- Dlaczego pytam?!- powtórzyła po niej niczym echo Brooke. Josie przewróciła oczami. To się nazywa efektywna komunikacja. Brooke ma pretensje o nie wiadomo co, a ona próbuje się dowiedzieć o co chodzi, bagatelizując zarzuty.- Miałaś mi pomóc z ulotkami. Umówiłyśmy się wczoraj pod bramą Cal dokładnie... Dwadzieścia minut temu.
Szatynka przeklęła w myślach. Kompletnie o tym zapomniała. Czyli jednak Brooke miała powód i nie wyolbrzymiała nieistniejącego problemu.
- Przepraszam, wyleciało mi to z głowy. Daj mi chwilę i już do ciebie idę.
Josie rozłączyła się zapobiegawczo unikając odpowiedzi Brooke. Przyjaciółka i tak będzie jej to wypominała jak się spotkają. Uważała, że nie musiała tego wysłuchiwać również przez telefon. Poza tym miała się spieszyć, prawda?
Szybko wróciła do stolika. Chciała dopić kawę, wziąć rzeczy i jak najszybciej udać się w kierunku bramy. Jej wzrok zatrzymał się na otwartym laptopie, który miał pełnić rolę odstraszacza na Huntera. Jak widać, nie udało jej się to. Brunet ciągle siedział przy jej stoliku. Nazywała go swoim stolikiem, ponieważ była przy nim pierwsza, w zasadzie sama go wybrała, a Hunter się przysiadł. Nie zapraszała go.
W każdym razie, miała w tej chwili ważniejsze zmartwienia niż obecność intruza przy stoliku. Co miała zrobić z laptopem? Nie zamierzała chodzić z nim po Nowym Jorku przez najbliższe kilka godzin, rozdając ulotki o dniu otwartym Cal. Z drugiej strony pójście do pokoju zajmie jej sporo czasu, a w kawiarni nie mogła go zostawić.
- Coś się stało?- spytał ciemnooki, spoglądając na nią pytająco.
Wypadałoby się zdecydować, pomyślała Josie, która stała przy swoim krześle i gapiła się na leżącego na blacie otwartego, aczkolwiek ciągle wyłączonego laptopa.
- Tak, to znaczy nic poważnego. Po prostu o czymś zapomniałam i teraz pilnie muszę iść, a nie uśmiecha mi się chodzenie z laptopem w torbie przez tak długi czas- wyjaśniła najkrócej i najogólniej jak mogła szatynka.
- W takim razie zostaw go mi. Masz mój numer. Odbierzesz go wieczorem. Ustalimy gdzie- zaproponował Hunter.
Miałaby zostawić swój laptop komuś takiemu? To fakt, nie był szczególnie drogi i miał już kilka lat przez co działał z lekkim opóźnieniem, a jednak miała na nim mnóstwo ważnych rzeczy. Czy była gotowa aż tak zaryzykować?
- Nie jestem przekonana czy to aby na pewno dobry pomysł- zaczęła ostrożnie Josie. A gdyby tak pobiegła w jedną stronę do akademika? Może wtedy nie straciłaby aż tyle czasu?
Brunet uniósł brwi z niedowierzaniem.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym ci go zniszczyć? Albo się włamać? Serio? Po co miałbym to robić?
To było bardzo dobre pytanie. Może rzeczywiście trochę przesadziła z nieufnością wobec rozmówcy. Poza tym jej laptop był zabezpieczony hasłem. Nawet gdyby chciał się do niego włamać, z pewnością straciłby na to mnóstwo czasu. Nie mówiła, że to byłoby niemożliwe. Na pewno istniały odpowiednie programy hakerskie do takich celów. A jednak zgadnięcie hasła byłoby trudne. Oczywiście nie ustawiła sobie daty urodzin. To byłoby zbyt przewidywalne, a Hunter też jej na tyle nie znał, żeby wiedzieć co mogła ustawić... Może jednak to nie był taki zły pomysł.
- Po prostu mam tam dużo ważnych rzeczy. Dobrze, zostawię ci go, ale masz się z nim obchodzić bardzo delikatnie i nie zgubić go nigdzie. Co do miejsca odbioru dogadamy się później. Cześć.
Josie odegnała od siebie wszelkie obawy. Co właściwie Hunter mógł zrobić z jej laptopem? Mogłaby wymienić co najmniej kilka niezbyt pochlebnych epitetów na jego temat, ale nie był bezmyślnym wandalem. Nie zniszczyłby jej laptopa, bo taki aktualnie miał kaprys. Zresztą sam zaproponował, że się nim zaopiekuje.
Dłużej nie rozstrząsała tego tematu w myślach. Myślami była przy zbliżającym się zadaniu, do pomocy którego się zobowiązała nie wiedziała dlaczego. Rozdawanie ulotek. Dlaczego w ogóle Brooke wpadła na ten przedpotopowy pomysł? Nie wystarczyłoby ogłoszenie w internecie?
*****
Smith spojrzał na godzinę. Robiło się późno. Powinien zbierać się do wyjścia, jak to zrobił chwilę temu Ford. Nawet on tracił już chęci do nadgodzin. Tak go męczyła ta sprawa. Jednak jego poczucie obowiązku i słabnąca, aczkolwiek ciągle obecna motywacja sprawiły, że jeszcze nie opuścił komisariatu.
Młody policjant po raz kolejny przeglądał akta. Teczka wcale nie była taka gruba, chociaż jej wielkość stopniowo rosła. Póki co mieli tam raporty z przesłuchań, które niestety nie wniosły nic sensownego oraz zdjęcia miejsca zbrodni. Ciągle czekali na raport z sekcji zwłok, która już się odbyła i w której również uczestniczyli, przynajmniej w jej części. Smith nie czerpał radości z oglądania jak ze zmarłego wyciągane są wnętrzności albo jak koroner szatkuje mózg na stole. Dlatego byli obecni na początku, wyciągnęli od patolożki ważne jej zdaniem informacje, zadali pytania i wyszli, nie chcąc tracić czasu.
Smith ponownie spojrzał na zdjęcia z miejsca zbrodni. Póki co wydawało mu się to najbardziej wiarygodnym elementem akt. Zbrodnia była brutalna, miała swoje oryginalne elementy jak to wycięcie w kształcie odwróconego krzyża oraz czarna krew. Te dwa szczegóły nie dawały mu spokoju. Czuł, że właśnie one są kluczowe dla znalezienia zabójcy. Tylko nie miał pojęcia w jaki sposób ową wiedzę wykorzystać.
Nagle rozdzwonił się telefon. Dźwięk był na tyle głośny i niespodziewany, że wzdrygnął się, a jego puls przyspieszył. Odebrał telefon.
- Mówi Smith- rzucił do telefonu policjant, uznając że to wystarczy, jeśli ktoś miał do niego jakąś sprawę.
- Dzień dobry, tutaj Shira Kenneth, patolożka z kostnicy przy Morris Avenue. To pan był razem z kolegą w prosektorium podczas sekcji Bryce'a, mam rację?
Smith pamiętał Shirę, choć gdyby się nie przedstawiła, mógłby mieć problem z rozpoznaniem jej po głosie. Ostatnio rozmawiał ze sporą ilością osób, chociażby w celu przesłuchania. Patolożkę zapamiętał głównie z wyglądu i nie chodziło o to, że była atrakcyjna, choć ciężko było temu faktowi zaprzeczyć. Wyglądała niewinnie i niepozornie jak na osobę, która na co dzień kroi trupy, babra się w krwi i grzebie w narządach. Smith nie oceniał ludzi po wykonywanym zawodzie. Sam nie wybrałby podobnej ścieżki kariery, ale wiedział, że podobne rzeczy można było powiedzieć o zawodzie policjanta. Kto by chciał na co dzień mieć do czynienia z przestępcami i oglądać miejsca nierzadko drastycznych miejsc zbrodni? W Nowym Jorku dochodziło do znacznie większej ilości morderstw niż podawano w prasie.
- Tak, czy raport jest już gotowy?- zapytał Smith, nie znając powodu tego niespodziewanego telefonu.
- Jeszcze nie. Będzie gotowy za dzień lub dwa, maksymalnie cztery. Mamy mnóstwo pracy w kostnicy. Właśnie ze względu na to opóźnienie postanowiłam zadzwonić z wynikami toksykologii. Uważam, że mogą ważne dla śledztwa. Bryce był pod wpływem środków odurzających i psychoaktywnych w chwili śmierci. Sugeruję wyciągnąć coś do pisania. Oczywiście umieszczę te informacje w raporcie, ale póki on jeszcze nie jest gotowy...
- W porządku. Nic nie szkodzi- przerwał jej Smith. Doskonale wiedział jak to jest mieć mnóstwo pracy i jeszcze tkwić po uszy w robocie papierkowej. Działanie w terenie to jedno, a pisanie raportu z tego to zupełnie inna bajka, cholernie czasochłonna. Szybko wyciągnął z biurka kartkę i długopis.- Może pani mówić.
- Bryce miał w krwiobiegu kokainę. Śmiem twierdzić, że wziął ją w dzień morderstwa, ewentualnie dzień przed. Na ogół można ją wykryć od dwóch do czterech dni po spożyciu dawki w rozsądnej ilości. Wykryliśmy również heroinę, kodeinę, metadon, morfinę, THC...
Smith przerwał patolożce. Do tej pory nadążał za wymienianymi przez nią substancjami. Dość powszechne narkotyki, chociaż zazwyczaj stosowane osobno. Nie wiedział czy kiedykolwiek spotkał takie nagromadzenie narkotyków w jednym organizmie. Gdyby nie to, że widział kałużę krwi i dwie krwawiące rany, mógłby przypuszczać, że denat zginął z innego powodu. Czym, do diabła, było THC? O tym nie słyszał.
- Przepraszam, ale czym jest THC?
- To jest substancja organiczna o całej nazwie tetrahydrokannabinol. Główna substancja psychoaktywna zawarta w konopiach. To jeszcze nie koniec listy. Jeszcze GHB zwane potocznie pigułką gwałtu. Zdecydowana większość wymienionych przeze mnie substancji może utrzymywać się w organizmie przez dzień lub dwa. GHB krócej, a kokaina dłużej, jak wspomniałam.
Mocne połączenie, pomyślał Smith. Ten facet miał w krwiobiegu pół apteki. Jakim cudem on w ogóle przeżył tak ogromną dawkę i się nie przekręcił? Niemniej to znaczyło, że kwestia braku oporu ze strony ofiary się wyjaśniła. Po takiej ilości narkotyków był tak odurzony, że nie mógł się bronić. Być może nawet nie wiedział co się wokół niego działo.
- Dziękuję za telefon. Intrygujące i zaskakujące. Taka ilość narkotyków- powiedział Smith, uznając to za bardzo przydatną informację. To mogło skierować śledztwo w zupełnie nowym kierunku. Skoro denat prawdopodobnie regularnie i w dużych ilościach spożywał narkotyki, to skądś musiał mieć na nie pieniądze. Może dilował, choć równie dobrze mógł się zajmować innymi nielegalnymi interesami. Niewątpliwie miał jakieś dodatkowe źródło dochodu. Choć rodzice dokładali się mu do czynszu, denat i tak pracował na część etatu, żeby się utrzymać, co znaczyło, że nie miał wolnych funduszy na dragi.
- To prawda, pierwszy raz widzę takie połączenie. Muszę już kończyć. Niedługo wyślę raport. Do widzenia- pożegnała się Shira.
Tymczasem Smith już zaczął snuć w głowie plany, w jaki sposób mogli dowiedzieć się, skąd Bryce brał narkotyki. Diler mógł być nie tylko cennym źródłem informacji, ale również podejrzanym. Równie dobrze Bryce mógł mieć ogromny dług, którego nie zdążył spłacić na czas. W takich przypadkach dochodziło do zabójstw. Dilerzy bywali bezwzględni. Inscenizacja miejsca zbrodni mogła być przestrogą dla następnych, próbą zmylenia policji lub jednym i drugim.
Jednak Smith cieszył się, że został po godzinach. Jego determinacja została nagrodzona. Postanowił niezwłocznie zadzwonić do Forda i przekazać mu nowe informacje. Smith czuł się ożywiony, był przekonany, że śledztwo zmierzało w dobrym kierunku. Może niepotrzebnie dopatrywał się w tym morderstwie jakiegoś konkretnego motywu czy powiązań religijnych. Mogło chodzić jedynie o porachunki dilera z dłużnikiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro