Rozdział 7
Za sprawą artykułu Huntera zabójstwo studenta ponownie gościło na językach niemal wszystkich osób związanych w jakikolwiek sposób z Cal. Zarówno studentów jak i wykładowców. Wszyscy rozmawiali o "satanistycznym świrze" krążącym po uczelni. Takie lub podobne określenia Josie usłyszała wielokrotnie między zajęciami, czasami również podczas wykładu ktoś dyskutował na ten temat.
Bądźmy szczerzy, na uczelni gdzie natłok wiedzy jest ogromny, każdy czasami potrzebuje oddechu, rozmowy o czymś innym, żeby nie zanudzić się na śmierć. Doskonale to rozumiała. Bywały dni, kiedy jej umysł był na tyle zmęczony, że jawnie odmawiał współpracy i mimo że siedziała na wykładzie, kompletnie nic z niego nie zapamiętywała. W takiej sytuacji rozmowa na temat morderstwa wydawała się atrakcyjna. Zwłaszcza, że nie chodziło o odległą, opowiadaną w mediach sprawę, a sytuację, która wydarzyła się kilka budynków od nich, ciągle na terenie kampusu.
Chcąc nie chcąc, Sullivan w kółko słyszała o tym samym. Nie dość, że osobiście była na miejscu zbrodni, czytała artykuł, to jeszcze nieustannie dobiegały do niej kolejne urywki rozmów. Gwoli ścisłości, wcale nie miała ochoty wczytywać się aż tak dokładnie w ten artykuł, ale zrobiła to. Musiała mieć pewność, że Hunter nigdzie nie dał żadnych wskazówek, co do jej osoby. Musiała przyznać, że spełnił swoją rolę przyzwoicie. Artykuł był dobry i faktycznie nie skupiał się na samej osobie i sytuacji, w której znaleziono ciało. Zdecydowanie koncentrował się na miejscu zbrodni, na tym co zobaczył ten przypadkowy obserwator. Tak właśnie miało być.
- Ten artykuł pobija rekordy popularności. Nie wiem czy Hunter miał chociaż raz od początku swojej działalności tyle wyświetleń- stwierdziła Brooke, nie odrywając wzroku od ekranu.
Świetnie, pomyślała Josie z sarkazmem, Hunter jak na typowego dziennikarza przystało zdobywał popularność dzięki czyjejś tragedii. No cóż, od początku nie łudziła się, że nalegał na wywiad z przyczyn czysto charytatywnych. To było oczywiste.
- Super. Wniosek z tego taki, że ludzie uwielbiają czytać o morderstwach- stwierdziła Josie z irytacją pobrzmiewającą w głosie.- Bez urazy, Josh.
Szatynka wiedziała o upodobaniach Josha do zbrodni, aspektów technicznych oraz prawnych. Nie krytykowała tego. Była tolerancyjna. Każdy miał własne zainteresowania. Co nie zmieniało faktu, że chciała dać do zrozumienia za jak idiotyczne to uważa.
- W porządku, nie ma problemu- zapewnił ją Josh. Właśnie dlatego uważała go za dobrego przyjaciela. Mogła mówić, co chciała, a on nie brał tego do siebie.
- To fakt, Hunter bardzo korzystnie wychodzi z tej sytuacji. Może i nie wspomniał o tobie w artykule, tak umiem czytać Andrew, ale to nie znaczy, że nie wygada się później. Ja bym był ostrożny na twoim miejscu- mruknął Noah.
Josie zdecydowanie podzielała obawy Noah. Po ukazaniu się tego artykułu studenci Cal zdecydowanie będą chcieli wiedzieć, kim było owe źródło, z którego dziennikarz czerpał informacje. Sytuacja sprowadzała się do dość istotnej kwestii: czy ufała Hunterowi? Zdecydowanie nie. Nie znała go zbyt dobrze, a to co o nim wiedziała nie polepszało tej opinii. Zwłaszcza jak przypominała sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Dlaczego tak dziwnie zareagował, kiedy chciała zobaczyć, co ukrywał na tablicy? Ten gość był dziwny, nie rozumiała go.
- Też tak myślę, ale co mogę zrobić?- rzuciła szatynka, nie oczekując odpowiedzi na to pytanie. Uważała, że odpowiedź jest tylko jedna i bynajmniej jej ona nie pasowała. Nic nie mogła zrobić. Musiała się jakoś z tym faktem pogodzić.
- Spójrz na to inaczej- zaproponował Andrew.- Nawet jeśli wygada, że tam byłaś, to nic nie zmieni. Powiedziałaś już wszystko. Nic więcej nie wiesz. Spławisz kilka osób, a potem prędzej czy później dadzą ci spokój.
Już miała przyznać Andrew rację na głos, bo rzeczywiście tak uważała, ale nie zdążyła tego zrobić. Noah uśmiechnął się w ten swój szelmowski sposób, po czym spojrzał kpiąco na Andrew. Josie z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami. Ci dwaj zawsze uwielbiali ze sobą rywalizować. Czerpali niezdrową satysfakcję z wzajemnych kłótni i dogryzań przy każdej możliwej sytuacji.
- Przecież istnieje pewne rozwiązanie. Zapewniam, że po czymś takim Hunter nie odważy się zdradzić swojego źródła...- zaczął Noah.
- Ale bez szpitala i poważnego pobicia- przerwała mu Brooke szybko.- Do tego się nie posuniesz, ani też nikogo nie wynajmiesz. Już my o to zadbamy. Nie będziesz wpadał w takie kłopoty.
Brunet przewrócił oczami, ale jego mina sugerowała, że właśnie to miał w planach.
- A kto powiedział, że to mój jedyny pomysł? Gdybyście dali mi skończyć, to byście usłyszeli o innym, mniej brutalnym planie. Wystarczy zdobyć na niego haka. Jakąś kompromitującą informację, której wolałby nie rozpowszechniać. Wtedy ty będziesz mogła dyktować mu warunki, Jo. Proste.
Szatynka spodziewała się czegoś mniej realnego, skrajnie idiotycznego planu, a jednak ten pomysł wydał jej się dobry i wykonalny. Nie zamierzała siedzieć i czekać aż dziennikarz rozpowie wszystkim, że to ona była tym źródłem informacji, któremu zawdzięczał swój najnowszy artykuł.
- Jesteś genialny, Noah- stwierdziła Josie, odzyskując entuzjazm i nadzieję, że pozostanie anonimowym obserwatorem miejsca zbrodni. I jak nie cieszyć się z takich przyjaciół? Któreś z nich zawsze potrafiło jej odpowiednio doradzić, wesprzeć czy po prostu dotrzymać towarzystwa.
- Nie, Jo, nie mów, że faktycznie zamierzasz to zrobić- wtrąciła Brooke.- To nie jest w twoim stylu. Jaki interes miałby Hunter, ujawniając twoją tożsamość? To nie ma sensu. Nie zrobiłby tego zwłaszcza, że...
- Zapominasz jak wygląda mój kontakt z Hunterem- weszła jej w słowo Josie. Rozumiała, co miała na myśli Brooke. Takie działania rzeczywiście nie należały do jej rutyny, ale specjalne okoliczności wymagały specjalnych środków.- On działa mi na nerwy, ja jemu. Mógłby to zrobić z czystej złośliwości. Dlatego zamierzam odpłacić mu się tym samym. A teraz muszę lecieć, bo mam jeszcze jedne zajęcia.
Brooke jeszcze raz spróbowała przemówić jej do rozsądku. Bezskutecznie. Josie była uparta, co uważała za swój atut. Jak już sobie coś postanowiła, ciężko było ją od tego odwieść.
*****
Zajęcia upłynęły zaskakująco szybko. Może to kwestia dość lekkiego i poniekąd interesującego tematu, a może chodziło o plany, które w międzyczasie snuła. Niestety ostatnio koncentracja na zajęciach nie była jej mocną stroną. Zdecydowanie zbyt łatwo się rozpraszała, ale tym razem i tak wiedziała o czym mówili.
Po zajęciach Harrison poprosił ją, żeby chwilę została. Niechętnie spełniła jego prośbę. Co tym razem? Zastanawiała się czy znowu chodziło o jej brak zaangażowania, a może znowu zamierzał pytać ją o jej samopoczucie. Miała już tego dość, chociaż to drugie i tak było lepsze niż ich poprzednia rozmowa, podczas której zasugerował, że mogłaby być sprawczynią tamtej zbrodni... Wzdrygnęła się mimowolnie.
Po namyśle stwierdziła, że nawet presja i stres nie usprawiedliwiały takich zarzutów. Jeśli jeszcze raz usłyszy podobną insynuację, zmieni promotora. Harrison nie mógł być jedynym w miarę normalnym profesorem na tym wydziale.
- Tak, o co chodzi?- odezwała się Josie, kiedy już reszta grupy opuściła wielką na ponad sto osób salę wykładową. Bezpośrednio po liceum spodobał jej się nowy system. Fotele ułożone na kształt trybun na stadionie, kilkanaście rzędów i duży ekran. To zdecydowanie bardziej jej się podobało niż dwuosobowe ławki i sale licealne na kilkanaście osób. Ciągle jej się to podobało, tyle że po jakimś czasie można się do tego przyzwyczaić. Kiedy ma się coś na co dzień, to już nie robi zbyt wielkiego wrażenia.
- Mamy dwie sprawy do omówienia, Josette. Podobno znowu opuszczasz się w nauce, omijasz wykłady... Twój poziom był dobry, ale teraz jest tylko gorzej- zaczął Harrison. Josie już miała dość. Najchętniej by stąd wyszła, ale nie mogła okazać takiego braku szacunku, a przynajmniej wolała nie sprawdzać co by było, gdyby się na coś takiego zdecydowała. Może i jej wyniki ostatnio nie były najlepsze, ale miała sporo rzeczy na głowie. Robiła co mogła. Jeśli Harrison wolał wybrać jakiegoś geniusza, aby mu promotorować i móc się nim chwalić przy innych wykładowcach, to kiepsko wybrał.
- Może rzeczywiście ostatnio jest troszkę gorzej, ale sporo się wydarzyło w ostatnim czasie. Faktycznie ominęłam trochę zajęć, ale wie pan profesor dlaczego. A ta druga sprawa?
Szatynka coś czuła, że druga kwestia spodoba jej się jeszcze mniej, ale im szybciej to omówią, tym szybciej będzie miała to z głowy i będzie mogła wyjść.
- To jeszcze nie wszystko. Chciałbym, żebyś w ramach zaliczenia z mojego przedmiotu napisała powieść. Pokaż, że masz talent, Josette. Wiem, że z innych przedmiotów was nie oszczędzają, więc u mnie zaliczeniem będzie jedynie powieść. Nic więcej.
- Co takiego?- spytała ze zdziwieniem.- Mam napisać powieść? O czym niby?
Harrison wzruszył ramionami.
- O czym tylko zechcesz. Może być osadzona w naszym świecie, a może być w jakimś wymyślonym. Tematyka dowolna. Chodzi tylko o to, żebyś opisała prawdziwe emocje. Niech czytalnik czyta każdy kolejny rozdział tylko po to, żeby dowiedzieć się jak potoczą się losy bohaterów. Możesz zainspirować się prawdziwymi wydarzeniami. Cokolwiek zechcesz, byle miało w sobie to coś, przekazywało prawdę. No i pokaż swoje umiejętności literackie, to też jest ważne.
Josie widziała, że metody Harrisona są nieco nieortodoksyjne. Często lubił eksperymentować z nowymi metodami, o których usłyszał, że sprawdzają się w edukacji. A jednak ten pomysł sprawił, że zaczęła wątpić w jego samopoczucie psychiczne. Może zwariował w międzyczasie? Gdyby ona prowadziła tyle wykładów dziennie i ciągle powtarzała to samo, też pewnie by ją to spotkało...
- Mówi pan profesor serio? Mam napisać kilka rozdziałów o czymkolwiek i będę miała zaliczenie?- zapytała ciągle niedowierzając w tak nietypowy pomysł. Normalnie kazali im pisać eseje, w których rozwodzili się na wybrany temat, używając formalnych, górnolotnych określeń... Tymczasem Harrison chciał cokolwiek byleby było dobrze napisane.
- Dokładnie to mam na myśli. Nie musisz od razu decydować. Jeśli uważasz, że takie zadanie cię przerośnie, możesz pisać tradycyjne eseje. Moim zdaniem jednak warto to przemyśleć. Dam ci kilka dni. Zastanów się, a potem daj mi znać co postanowiłaś, w porządku?
Josie przytaknęła. To propozycja brzmiała zbyt... Łatwo. Jakoś nie przyzwyczaiła się, że w Cal cokolwiek przychodzi bez wysiłku. Z kolei propozycja Harrisona brzmiała całkiem ciekawie. Nawet nie narzucał jej żadnego tematu. To mogło być cokolwiek, miała szeroki wachlarz możliwości.
- A teraz przejdźmy do mniej przyjemnego tematu. Widziałem, że udzieliłaś wywiadu uczelnianemu dziennikarzowi- kontynuował Harrison.
Czasami podczas rozmów z nim miała wrażenie jakby wcześniej sobie przygotował co jej powie, a potem jak na typowego profesora przystało, robił kilka zaplanowanych pauz w kluczowych momentach. Niektórzy dodawali te przerwy, żeby brzmieć jakby mówili to na bieżąco z głowy, a nie na przykład czytali z książki czy kartki.
- Tak, anonimowo- odparła Josie. Nie zamierzała mówić o innych okolicznościach towarzyszących temu wywiadowi, szantaż albo raczej wymiana przysług. To zdecydowanie nie był temat do poruszania w obecności szanowanego profesora.
- Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś o konsekwencjach, Josette?
Odpowiedź brzmiała: nie. Właściwie żadnych się nie spodziewała. No chyba, że Hunter się wygada. Wtedy inni studenci będą ją zadręczać pytaniami. O innych nie myślała, a Harrison brzmiał poważnie. O czym on myślał?
- Ma pan profesor na myśli konsekwencje prawne? Czy mogę mieć przez to problemy z policją? Nie pomyślałam o tym- wyznała Sullivan, w duchu zaczynając panikować. Oczami wyobraźni widziała jak wyprowadzają ją w kajdankach z uczelni. Może następnym razem zanim coś zrobi, powinna to dokładnie przemyśleć. Wydawało jej się, że w tej sytuacji pomyślała o wszystkich za i przeciw, ale najwidoczniej się myliła.
- Nie, Josette. Ze strony policji nic ci nie grozi. Tam jest opisane miejsce zbrodni. Nie jest powiedziane, że informacje wyciekły od studentki. Pewnie spodziewali się, że na uniwersytecie nie uda im się ukryć szczegółów zabójstwa. W każdym razie mam na myśli zabójcę. Jak myślisz, co by się stało, gdyby wiedział, że ktoś był w budynku przypuszczalnie w godzinach zabójstwa?
Josie momentalnie przeszedł dreszcz. Zmroziło ją z wrażenia. Tego się nie spodziewała.
- Ale przecież... Ja nic nie wiem. Już to mówiłam policji i...
- A myślisz, że zabójca również to wie? Wątpię, żeby miał aż takie znajomości na komisariacie. Nie mówię tego, żeby cię nastraszyć. Po prostu w twoim interesie, Josette, jest ukrycie i nie rozpowszechnianie tego faktu. Może nie udzielaj kolejnych wywiadów na ten temat. Mam na względzie twoje bezpieczeństwo. Rozumiesz powagę sytuacji?
Josie przeklęła w myślach. Zdecydowanie o tym nie pomyślała. Jak mogła być taka głupia?! Myślała, że najpoważniejszą konsekwencją mogą być natrętni studenci, a tymczasem mogła być w realnym niebezpieczeństwie! Zabójca mógłby spróbować się jej pozbyć tylko dlatego, że mógł myśleć, iż coś o nim wiedziała! Tym bardziej musiała uciszyć Huntera. Już nie chodziło tylko o jej dobre samopoczucie. Okazało się, że stawka była w tym przypadku dużo większa.
- Oczywiście, to była jednorazowa sytuacja. I tak nie mam niczego więcej co mogłoby nadać się na wywiad. To wszystko?
Harrison przytaknął, Josie pożegnała się z nim, po czym szybko opuściła salę wykładową. Ta rozmowa przyniosła bardzo niespodziewane efekty, zasiała w jej głowie mnóstwo nowych wątpliwości.
Tymczasem przed uczelnianym budynkiem spotkała Noah. Ucieszyła się, bo właśnie jego w tym momencie potrzebowała. Z pewnością chętnie jej pomoże.
- Jak dobrze cię widzieć- rzuciła na jego widok Josie. Perspektywa próbującego się jej pozbyć zabójcy podziałała na nią stymulująco. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej miała motywację, żeby znaleźć brudy na Huntera.
- Czegoś ode mnie chcesz- zgadł od razu Noah. Josie chciała się wytłumaczyć, zaprzeczyć, ale brunet nakazał jej ruchem dłoni, żeby zamilkła, a potem się uśmiechnął.- To nic złego, każdy czasami potrzebuje z czymś pomocy. Nie ma problemu. Jeśli tylko będę w stanie pomóc, to czemu nie.
Josie uśmiechnęła się. To było takie typowe dla Noah.
- To zabrzmiałoby bardzo bezinteresownie, gdyby nie to, że pewnie domyślasz się o co chodzi. Wcześniej o tym rozmawialiśmy. Pomożesz mi szukać brudów na Huntera?
- Jasne, Jo. Załatwimy tego dziennikarzyka tak, że nie odważy się puścić pary z ust- zapowiedział Noah z zadowoleniem. Lubił takie akcje.
Josie postanowiła przelotnie zerknąć na telefon. Sprawdzając godzinę, zauważyła nową wiadomość.
Od irytujący dziennikarz: Jak ci się podoba artykuł? Widzisz, że nigdzie nie zdradziłem twojej tożsamości.
W tekście może i nie, pomyślała Sullivan. Niemniej wolała ograniczyć również ryzyko, że zrobi to na żywo albo przypadkiem mu się to wymsknie. W końcu wiedział, że nie przyszła bezpośrednio na miejsce zbrodni, a siedziała piętro wyżej przez kilka godzin. Kto by pomyślał, że przez pisanie eseju można mieć tak wielkie problemy?
Od Josie: To był jedyny wywiad, jakiego ci udzieliłam. No i nie wygadaj się, że tam byłam. To bardzo ważne.
Wiadomość Josie była chłodna, wręcz szorstka, ale kompletnie się tym nie przejmowała. Miała na głowie inne zmartwienia, dużo poważniejsze. Dziennikarz również figurował na liście jej zmartwień, ale dużo niżej i na pewno nie z powodu oschłej wiadomości.
Jakim sposobem mieli z Noah znaleźć jakieś krępujące informacje o Hunterze? Póki co, nie miała żadnych pomysłów jak się do tego zabrać.
*****
Smith wertował podręcznik do profilerstwa napisany przez legendarnego agenta FBI z Quantico, który początkowo pracował w Jednostce Nauk Behawioralnych, a następnie w Centrum Wsparcia Dochodzeń. Choć nazwy były różne, obie jednostki zajmowały się tym samym. Ta druga, nowa nazwa miała na celu brzmienie w przyjaźniejszy i bardziej klarowny sposób dla lokalnych policjantów. Jednostki Pomagały policjantom w śledztwach dotyczących przeważnie seryjnych morderców, których wtedy nazywano mordercami wielokrotnymi.
- Świetnie- powiedział bezbarwnym tonem Ford. Jego przełożony z dnia na dzień był coraz bardziej sfrustrowany prowadzonym śledztwem, a raczej brakiem spodziewanych i widocznych rezultatów w postaci podejrzanego oczekującego na proces. Smith starał się być bardziej cierpliwy. W końcu mieli do czynienia z wyrachowanym zabójcą, który zdołał zabić studenta na terenie uczelni. Nikt go nie widział, a kamery go nie nagrały. Na ich nieszczęście musiał być inteligentny, a takich z oczywistych przyczyn trudniej złapać.- Informacje z miejsca zbrodni wyciekły. Jakiś student o tym pisze na stronie Californian University. Po prostu świetnie.
Smith nie skomentował tego w żaden sposób. To było do przewidzenia. W tak wielkim skupisku ludzi ktoś musiał sypnąć. Wyciek mógł również nastąpić wśród techników czy policjantów. To też się zdarzało. Nie sposób dojść do tego kto sypnął i choć dało się to zrobić, nie warto tracić na to czasu.
- Przynajmniej wywrzemy na sprawcy nacisk. Będzie wiedział, że toczy się intensywne śledztwo i że nie spoczniemy póki nie wyląduje za kratkami. Chociaż z drugiej strony, zyska rozgłos. Może czerpać z tego satysfakcję...
- O czym ty mówisz, Smith?
Młody policjant pokazał Fordowi trzymaną książkę. Był zwolennikiem nowatorskich metod. No cóż, te nie były najnowsze, ale były skuteczne, więc czemu by ich nie zastosować? Nawet jeśli bez fachowego wyszkolenia mógł określić profil sprawcy w bardzo niewielkim stopniu.
- O legendarnym podręczniku do profilowania sprawców. Napisał go agent FBI, który praktycznie do samej emerytury miał styczność z nierzadko brutalnymi seryjnymi zabójstwami i gwałcicielami zarówno dorosłych jak i dzieci... Przy obecnym statusie sprawy nie mamy co liczyć na oficjalne wsparcie FBI i fachowego profilera, dlatego pomyślałem, że skoro sam się tym trochę interesuję to...
- Zamierzasz bawić się w profilera?- przerwał mu obcesowo Ford.- Co za ciekawy sposób na marnotrawstwo czasu. Doszedłeś do momentu, w którym piszą jakie kwalifikacje mają profilerzy z Quantico? Doświadczenie w terenie, świetne wyniki, specjalistyczny kurs w placówce FBI, a dopiero potem zajmują się tworzeniem profili przestępców.
Oczywiście, że Smith o tym wiedział. Niemniej uważał, że warto spróbować. Pewne fakty mógł określić bez specjalistycznej wiedzy, którą, kto wie, może kiedyś zdobędzie. Od zawsze wydawało mu się to bardzo interesujące. Póki co zaczynał od pracy w terenie, a później może uda mu się wspiąć w hierarchii i dotrwać do szkolenia w Quantico. To byłoby spełnienie jego marzeń. Jedynymi mniej zachęcającymi aspektami tej pracy było obciążenie godzinowe, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Nie bez powodu większość agentów FBI zwłaszcza z tamtej jednostki kończyło w szpitalu, a wcześniej mieli za sobą również rozwód i rozpad rodziny. Smith obecnie nie miał nawet dziewczyny, ale w przyszłości myślał o ślubie i założeniu rodziny... Ale czy wśród policjantów rozwody nie były równie powszechne? Póki co nie zamierzał się tym przejmować. Był wolnym duchem.
- To nie jest zabawa. Pewne rzeczy możemy określić. Główną bazą do określania profilu psychologicznego jest właśnie miejsce zbrodni. Widzieliśmy je na własne. Drugą równie istotną kwestią jest wiktymologia, czyli musimy poznać naszą ofiarę...
- To może być problematyczne- zauważył sceptycznie Ford.- W końcu Bryce się ciął, miał wypadek, o którym nikt nie słyszał. Wątpię, żebyśmy mogli go faktycznie "poznać" po opisach rodziny. Sporo przed nimi ukrywał.
Smith przyznał mu rację. To była bardzo rozsądna uwaga. No więc nici z wiktymologii. Czas przejść do kolejnego punktu, a właściwie tego pierwszego.
- To prawda. W takim razie skupmy się na miejscu zbrodni. Morderca zorganizowany?- młody policjant ujął to jako pytanie, po czym spojrzał kontrolnie na Forda. Bądź co bądź, jego przełożony miał dużo większe doświadczenie. Jego opinia była istotna. Poza tym mógł zauważyć coś, co jemu umknęło.
- Czy ja wiem? A co z zastosowaniem zestawu próżniowego? To mogło być zarówno zaplanowane jak i czysto spontaniczne działanie. Morderca wykorzystał również dygestorium, żeby utrzymać denata w pionie, czego raczej nie planował.
- W porządku. Zabójca przejawia zarówno elementy zorganizowane jak i spontaniczne- podsumował Smith, zapisując to na laptopie w pliku tekstowym.- Co z ofiarą? Raczej nieznana, prawda?
- Po czym to wnioskujesz?- spytał zdumiony, będący na granicy rozbawienia Ford. Zdecydowanie nie brał profilowania na serio, przynajmniej tej wspólnej próby.
- Twarz denata była w stanie nienaruszonym. W tym oto podręczniku piszą, że w takim przypadku zabójca nie miał osobistej urazy do ofiary. Zatem nie jest osobą z jego bliskiego otoczenia, co z kolei może prowadzić do wniosku, że mamy do czynienia z zabójcą sytuacyjnym. Nasz zabójca mógł spacerować sobie po kampusie, wieczorem lub późnym popołudniem, mógł być pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Załóżmy, że jeszcze tego samego dnia doszło do stresującej sytuacji. Jako osoba z pewnymi zaburzeniami, ale w pełni poczytalna, nie potrafił poradzić sobie ze złością. Być może rozmawiał z denatem i w trakcie rozmowy doszło do sprzeczki, która pociągnęła za sobą morderstwo w afekcie. Chociaż równie dobrze mógł go tylko zobaczyć, stwierdzić, że pewnie i tak nikt go nie powstrzyma, i zabić. Typowy morderca sytuacyjny, który widząc nadarzającą się okazję, z niej korzysta.
- Doprawdy piękny podręcznikowy przykład. Tylko zapominasz, że kamery w budynku C nie działały. Przypadek? Wątpię. No i co powiesz o narzędziu zbrodni? Przypadkiem chodził sobie po kampusie z naostrzonym, ząbkowanym nożem?
Smith skrzywił się mimowolnie. Te kamery były dobrym argumentem, na który nie potrafił znaleźć wyjaśnienia. Z kolei na to drugie już owszem.
- Zabójca sytuacyjny może mieć przy sobie potencjalne narzędzie zbrodni- zwrócił uwagę młody policjant.- Może szukać sposobności do zabójstwa i wierzyć, że do sprzyjających okoliczności może dojść w każdej chwili, dlatego ciągle jest gotowy i wypatruje okazji.
- A co powiesz o odwróconym krzyżu, wyciętym w ciele ofiary i samym miejscu zbrodni? Uniwersyteckie laboratorium nie jest typowym miejscem na zabójstwo.
W tej chwili Smith uświadomił sobie, że stracił kontrolę nad określaniem profilu zabójcy. To Ford zadawał pytania, a on próbował bronić swojej metody i podawał, jego zdaniem, najbardziej prawdopodobne rozwiązanie. Jeszcze w międzyczasie przestał zapisywać swoje wnioski. Nie nadążał za tym od momentu, kiedy przedstawił jak mogło dojść do tego zabójstwa. Jego ostatnią notatką był "zabójca sytuacyjny". Chyba później będzie musiał dopisać resztę.
- Odwrócony krzyż mógł być wyrazem głębokiej niechęci do Boga lub przeciwnie, gorliwej wiary w szatana. Mógł być też jedynie elementem mającym na celu sprowadzenie policji na błędny trop. Gdybyśmy na przykład szukali maniaka religijnego, a on tymczasem...
- Wiem, o co ci chodzi Smith. Niezbyt to odkrywcze. Przejdźmy dalej. Co z tym laboratorium? Co to miejsce może symbolizować w głowie zabójcy?
Choć w głosie starszego policjanta pobrzmiewała jawna kpina, Smith odpowiedział tak jak uważał albo raczej jakie wnioski potrafił wyciągnąć na podstawie podręcznika.
- Laboratorium może być symbolem porażki. Miejscem, które przyniosło mu dużo nieprzyjemności. Być może to właśnie tam po raz pierwszy usłyszał, że nie nadaje się do przyszłego zawodu. Może to tam zaczęły się jego problemy. Nie radził sobie z zajęciami, zawalał kolejne egzaminy... To miejsce było jednym wielkim czynnikiem stresogennym. Chcąc odpłacić się za wszystkie wyrządzone mu krzywdy, postanowił właśnie tam zabić, chcąc uwolnić się od traumy.
- Koniec tego pieprzenia- oznajmił Ford, nie chwaląc analizy Smitha. Naprawdę starał się wejść w umysł mordercy, na tyle na ile mógł. Uważał, że wykonał kawał dobrej roboty.
- Ale jeszcze nie skończyliśmy- zauważył Smith, przebiegając wzrokiem po pobieżnie sporządzonej liście elementów kompletnego profilu sprawcy.
- Chcesz określić wiek sprawcy?
Ford trafił idealnie w jego słaby punkt. Ten gliniarz miał talent do wbijania szpili podwładnym.
- Eee... Tutaj jest lekki problem. Nie rozumiem jak dokładnie profilerzy określają wiek sprawcy. W przypadku ofiary w podeszłym wieku prawdopodobnie chodzi o kogoś niedojrzałego seksualnie, kto szuka stosunkowo łatwej, słabej fizycznie ofiary, która nie przysporzy mu zbyt wiele problemów. W przypadku dzieci chodzi o dominację nad stosunkowo łatwą ofiarą i w wielu przypadkach również o gratyfikację seksualną. Niektórzy zabójcy nie potrafią stworzyć związku z osobą dojrzałą i w ich głowie to dziecko wydaje im się idealną osobą do stworzenia normalnej relacji. To chore, ale tak jest. Tymczasem rzeczywistość okazuje się inna i ostatecznie to rozczarowanie prowadzi ich do zabójstwa ofiary. Za to nie mam pojęcia o co może chodzić w przypadku młodego dorosłego mężczyzny, na którego ciele nie znaleziono żadnych śladów gwałtu czy nawet spermy.
- Teraz skończyliśmy- poinformował go Ford tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Gratulacje, potrafisz czytać ze zrozumieniem i nawet sporo pamiętasz. Czas skupić się na rozwiązaniu sprawy. Z tym twoim profilem to będziemy krążyć a kółko. Za dużo insynuacji i sprzecznych wersji wydarzeń.
- Czy to znaczy, że czytałeś ten podręcznik?- spytał Smith, nie mogąc się powstrzymać. Ford sprawiał wrażenie jakby jego wywód go nudził, jakby już o tym wiedział, a to znaczyło, że musiał sięgnąć po tę książkę.
- Kiedyś tak. Przecież został napisany przez legendarnego agenta FBI Johna Douglasa. Kiedyś to była obowiązkowa lektura dla każdego początkującego policjanta. A teraz wróćmy do naszego śledztwa. Lepiej zajmijmy się roczną przerwą w studiach naszego denata. Nikt z kim do tej pory rozmawialiśmy nie wiedział, co w tym czasie działo się w jego życiu i gdzie właściwie przebywał.
W oczach Smitha Ford właśnie zyskał uznanie. To wspaniale, że również o tym czytał. Być może miał też trochę racji i bez pewników w profilu krążyli w kółko. Niestety na obecną chwilę Smith nie potrafił wymyśleć niczego innego.
Niechętnie przyznał, że ta przerwa w nauce była obiecującym tropem. Ofiara zniknęła na w sumie ponad rok i nikt nie wiedział, co działo się w tym czasie z Bryce'em. Przynajmniej nikt z uczelni, ani rodzina. Może jeśli zbadają ten trop, to wyjaśni się sprawa zagadkowego wypadku i blizn.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro