Rozdział 32
- Ostrzegam, że pytanie jest dość klasyczne, banalne i oklepane, ale jak wyobrażasz sobie swoje życie za pięć, nie może dziesięć lat?- zapytał ją Hunter.
Jeszcze chwilę temu Josie była zestresowana i przerażona, miała wrażenie, że ściany przesuwają się w jej kierunku, a wokół niej znajduje się mnóstwo pająków. Myślała o tym, że zginie i że to koniec... Dalej tak myślała, ale Hunter przykuł jej uwagę i chociaż częściowo odwrócił uwagę od koszmarnej sytuacji. Ciągle wiedziała, gdzie się znajdowała. Nie sposób zapomnieć o chłodzie i otaczającej ją ciemności, ale nie zamierzała dać porywaczowi tej satysfakcji. Będzie walczyć do końca i w miarę możliwości spędzi swoje ostatnie chwile tak jak będzie chciała.
- Masz rację. Jest banalne i oklepane, ale mogę na nie odpowiedzieć. Tylko jest jeden problem. Jestem na literaturze, ale nie wiem czy będę robić cokolwiek związanego z tym zawodem. Kariera zawodowa wydaje mi się dość istotnym elementem przyszłości.
- Mówisz serio, Jo? Nie myślisz, żeby robić coś związanego ze swoim kierunkiem? To po co jesteś na tych studiach?
Josie wzruszyła ramionami, a potem uświadomiła sobie, że nie mógł zobaczyć tego gestu.
- Nie wiem, tak wyszło. Dostałam się, rodzice byli zachwyceni i wylądowałam w Cal. Nawet mi się spodobało.
Jej myśli mimowolnie powędrowały do pracy zaliczeniowej dla Harrisona. Tamto zadanie też jej się spodobało. Mogła przelać własne myśli na papier i stworzyć coś ciekawego, własnego. Może powinna była bardziej się przyłożyć i nie rzucać tego, kiedy zrobiło się trudniej? Teraz tego żałowała, ale w obliczu śmierci to chyba nie miało większego znaczenia. Może to lepiej, że poświęciła czas przyjaciołom i innym zajęciom?
- A tamta praca zaliczeniowa Harrisona? Nie jesteś pewna, że to ci się podobało? Nie chciałabyś napisać własnej powieści?
- Może, ale nie wiem czy by mi się udało i czy spodobałoby się to ludziom. To dość niepewna praca i choć było w tym coś magicznego, to nie wiem czy na dłuższą metę bym się w tym sprawdziła- odpowiedziała sceptycznie Josie.- A może wolałabyś posłuchać jaką mam wizję przyszłości zamiast wymyślać ją za mnie?
- Pewnie, opowiadaj.
- Widzę siebie w dużym, przestronnym apartamencie w centrum. Wysoko nad ruchem ulicznym, a w mieszkaniu musiałyby być koniecznie wielkie okna ciągnące się od podłogi aż do sufitu. Wnętrze w stylu industrialnym, ale z przytulnymi akcesoriami i dodatkami. No wiesz, musi być ciepłe i przytulne.
Usłyszała śmiech od strony rozmówcy.
- Jeszcze powiedz mi, że wybrałaś meble albo zrobiłaś projekt.
- Nie śmiej się ze mnie. Mieszkanie to ważna część mojej wizji, w której miałabym również psa lub kota. Może kota? Nie jestem pewna, ale miałabym uroczego futrzaka. Do tego przystojnego, kochanego faceta, który się o mnie troszczy. W mojej wizji miałabym jeszcze jakąś pracę biurową, może coś związanego z organizacją wydarzeń czy administracją. To nie jest aż tak ważne. Co jakiś czas wpadaliby do mnie Brooke, Noah i Josh. Wspólnie jedlibyśmy kolacje czy pili wino.
Biorąc pod uwagę nowe informacje, jej wizja przyszłości się nieco zmodyfikowała. Widziała Brooke i Noah jako parę, szczęśliwie zakochaną, która przychodzi pod jej drzwi, trzymając się za ręce. Josh byłby sędzią okręgowym tak jak sobie wymarzył. Byłby bogaty i siedziałby w sprawach kryminalnych. Tych szczegółów nie dodała na głos, bo były nieco bardziej osobiste i dotyczyły jej przyjaciół i ich marzeń.
- Muszą być dla ciebie ważni, skoro umieszczasz ich w swojej wizji tuż po wielkim i pięknym apartamencie- stwierdził brunet na wpół żartobliwym tonem.- Przypomnij mi w jaki sposób byłoby cię na niego stać?
- Są dla mnie ważni- potwierdziła Josie, po czym odniosła się do reszty podobnym żartobliwym tonem.- Nie psuj mojej wizji. Może mam w niej bogatego męża?
- No dobrze, uznajmy, że bogaty mąż kupuje ci ten bajeczny apartament- zgodził się ze śmiechem Hunter.
- A co z twoją przyszłością? Gdzie widzisz się za dziesięć lat?
- Widzę się w Nowym Jorku. Mieszkałbym w którejkolwiek dzielnicy byleby było dość blisko do redakcji. Pracowałbym oczywiście w "New York Times" albo "Manhattan's Skylight". Ostatecznie Post też mógłby być... W każdym razie robiłbym karierę jako dziennikarz śledczy i ujawniałbym szokujące, ale przede wszystkim prawdziwe historie. Reszta jakoś by się ułożyła. Mam na myśli życie towarzyskie, mieszkanie i partnerkę. Bylebym miał swoją wymarzoną pracę w dziennikarstwie. Wtedy do reszty mogę podejść na spokojnie i jakkolwiek by się nie ułożony moje życie, byłbym zadowolony.
Nagle Josie uznała, że jej pomysł był płytki, a wizja Huntera była lepsza, miała głębię. Momentami mu zazdrościła. Też chciałaby mieć coś takiego jak on, cel w życiu, do którego dążyłaby za wszelką cenę.
- Wow, naprawdę zależy ci na dziennikarstwie. Tak w stu procentach. Jesteś w stanie poświęcić wszystko inne byleby spełnić to marzenie. Imponujące.
- Był taki moment, że straciłam nadzieję na jakąkolwiek przyszłość. Myślałem, że już nigdy nie poczuję szczęścia, a dziennikarstwo mi pomogło. Dlatego chcę się temu oddać, pomóc osobom, których bliscy zaginęli.
To co mówił było piękne. Josie uważała, że w pełni zasłużył na takie życie. Śmierć bliskiej osoby rzeczywiście sprawiała, że życie się zmieniało, ale nie kończyło się w tamtym momencie. Ono biegło dalej i trzeba było je sobie na nowo poukładać. Hunter był tego przykładem. Może rozmowa o planach na przyszłość nie była takim dobrym pomysłem? Teraz dobitniej niż jeszcze chwilę temu uświadomiła sobie, że nie będzie żadnego potem. Nie będzie ślicznego apartamentowca, idealnego faceta i kolacji w jej ulubiony gronie przyjaciół.
- Powiedziałem coś nie tak? Masz jakiś krytyczny komentarz do mojej wizji?
- Nie- mruknęła słabo Josie, a po jej policzkach spływały łzy. Tyle czasu się trzymała, ale teraz pękła.- Po prostu myślę, że zasłużyłeś na tę przyszłość.
Ich rozmowę przerwał odgłos kroków, odbijających się echem od ceglanych ścian i betonowej posadzki. Od razu zamilkli. Szatynka wytarła łzy. Wiedziała, że w ciemności i tak nikt tego nie zobaczy, ale nie wiedziała czy przypadkiem nie będzie musiała wyjść do światła. Zastanawiała się kto do nich przyszedł i czego chciał. Czyżby nadchodził moment zakończenia ich tymczasowego więzienia? Była świadoma, że ktokolwiek to był nie wypuści ich na wolność. Czy się bała tego momentu? Oczywiście, ale może nie warto było przedłużać tego stanu napięcia i niepewności.
*****
Ford dostał zgłoszenie. Dyżurny przesłał je jemu z nieznanego mu powodu. Nie wyjaśnił mu dlaczego. Choć wiedział, że Ford ma na głowie śledztwo związane z Satanistą, które niestety tkwiło w martwym punkcie. Mimo tak absorbującego śledztwa, uznał, że należało mu dołożyć kolejne. Zdenerwowało go to. Najchętniej powiedziałby dyżurnemu, co na ten temat uważa, ale starał się być profesjonalny i unikał konfliktów. Nie zawsze, w miarę możliwości.
Dopiero na miejscu w Cal zrozumiał, czemu ta sprawa została mu przydzielona. Na miejscu zbrodni zastał siedem trupów, a pięć z nich tkwiło w sporych rozmiarów pentagramie. Ostatnio ten symbol z gwiazdą go prześladował. Ponadto Smith ciągle tkwił gdzieś w San Simeon z ekscentryczną agentką FBI. Jakieś dwie godziny temu Ford dostał telefon od młodszego kolegi z informacją, że znaleźli kryjówkę Satanisty, ale jego samego nie zastali w środku i póki co nie udało im się go zidentyfikować.
Pozostało mu liczyć na techników, ślady i że zabójca trzyma w swoim domu choć jedno w miarę aktualne zdjęcie. Jak tak dalej pójdzie to śledztwo doprowadzi go do szaleństwa. Już miał taki nastrój, że najchętniej by kogoś rozszarpał. Wszyscy ludzie go irytowali.
- Kto ich znalazł?- zagadnął Ford przypadkowego policjanta.
- Tamten facet- odparł policjant, wskazując około trzydziestoletniego mężczyznę obok którego stało wiadro z mopem.- Sprząta uniwersytet.
Ford skinął głową, po czym podszedł do techniczki, która fotografowała pentagram. Na jej twarzy malowało się skupienie i oszołomienie. Nie dziwił jej się. Zwłoki były dość mocno zmasakrowane, a w miejscu oczu miały rany wypełnione zakrzepłą krwią, co wraz z pentagramem tworzyło upiorny efekt.
- Mogłabyś powiedzieć, co się tutaj wydarzyło, twoim zdaniem? Wstępne, nie wpisywane w żadne raporty, obserwacje?- zapytał Ford techniczki, starając się jej do siebie nie zrazić na wstępie.
- Póki co mogę powiedzieć jedynie tyle, że ofiary z pentagramu były pierwsze w stosunku do tej dwójki. Zginęli prawdopodobnie z upływu krwi. Szczególnie obficie krwawiły gałki oczne... Jeśli chodzi o tę dwójkę, to mam następującą teorię. Zjawili się tutaj przypadkiem, zobaczyli całą tę krew i ciała, a potem morderca przeciął mu tętnicę szyjną i zamordował jego koleżankę czy partnerkę. Dziewczyna ma na twarzy i ubraniu kropelki krwi, więc musiała stać centralnie przed nim w chwili rozbryzgu... To z grubsza tyle. Do tego masowego zabójstwa musiało dojść w nocy, podczas imprezy promocyjnej uniwersytetu. Podobno się tutaj regularnie sprząta, a zwłoki są świeże... Wątpię, żeby leżały tutaj dłużej.
Ford podziękował techniczce. Całkowicie się z nią zgadzał. Nie mogły leżeć dłużej, bo ktoś by znalazł je wcześniej. Satanista skorzystał z zamieszania, wkradł się do Cal i zabił kilka osób celowo, dwie dodatkowo, dlatego że znalazły się w niewłaściwym miejscu. I jeszcze udało mu się uciec kompletnie niezauważonym. Zabójca sobie z nimi pogrywał, a Ford ciągle nie potrafił go schwytać czy chociażby zidentyfikować. To było strasznie frustrujące.
*****
Brooke, odbierając telefon nie miała pojęcia, kto do niej dzwonił. Okazało się, że nieznanym numerem była Bonnie, a ta dzwoniła z powodu zamieszania na terenie Cal.
- Słyszałaś co się dzieje pod wydziałem fizyki i astronomii?- spytała ją niemal od razu Bonnie. Blondynka zmarszczyła brwi. O niczym nie miała pojęcia.
- Nie, a coś się dzieje?
- Przyjechała policja i technicy. Podobno Satanista uderzył ponownie. Nie wiem czy wierzyć plotkom, ale wręcz stworzył pentagram z... Ciał.
Brooke momentalnie ogarnęły złe przeczucia. Nagle zaświtała jej w głowie przerażająca możliwość, najgorsze z możliwych wyjaśnienie, dlaczego nie mieli kontaktu z Josie i Hunterem. Już sama myśl, że mógłby im się przydarzyć coś takiego sprawiła, że przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. A jeśli... Josie była jednym z ciał użytych do skonstruowania tego symbolu?!
- Halo? Jesteś tam?- usłyszała dobiegający z telefonu zatroskany głos Bonnie.
- Tak, po prostu nie spodziewałam się tego. To straszne. A jeśli... Oni tam byli?
- Nie potrafię powiedzieć ci kto tam był- odpowiedziała po chwili wahania latynoska.- Spotkajmy się pod tamtym wydziałem.
Brooke przytaknęła. Niemal biegiem skierowała się ku wydziałowi fizyki i astronomii. Tak jak została poinformowana przed wydziałem zastała tłum gapiów, policjantów odgrodzonych żółtą taśmą i techników. Samego miejsca zbrodni i słynnego pentagramu nie zobaczyła, bo ono znajdowało się w środku. Z jednej strony poczuła ulgę, a z drugiej ciągle czuła niepokój. Jak miała dowiedzieć się czy Josie padła ofiarą seryjnego zabójcy? Jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziła, że będzie zadawać sobie akurat takie pytania w roku akademickim.
Brooke przecisnęła się niemal do samej taśmy, po czym spróbowała zagadać pierwszego lepszego policjanta. Pokazała mu zdjęcie Josie i pytała czy widział ją na miejscu zbrodni. Mężczyzna ledwie kątem oka spojrzał na zdjęcie, po czym powiedział, że nie może udzielać takich informacji. Blondynka miała ochotę wydrzeć się na niego. Tutaj chodziło o jej przyjaciółkę! Musiała wiedzieć, co się z nią stało, skoro po raz pierwszy, od kiedy się poznały tak długo nie było z nią kontaktu! Jo tak po prostu nie znikała.
- Ja spróbuję to załatwić- powiedziała Bonnie. Dopiero teraz Brooke zorientowała się, że tamta zmaterializowała się tuż za nią. Musiała ją wypatrzyć i przedrzeć się przez tłum.
- Próbuj- zgodziła się z rezygnacją Brooke.
Latynoska wyciągnęła rękę w jej kierunku, a blondynka podała jej telefon ze zdjęciem Jo.
- Możemy porozmawiać, Ford?!- zapytała Bonnie, przekrzykując wrzawę wokół nich. Policjant odwrócił się na dźwięk swojego nazwiska, a na widok Bonnie zmarszczył gniewnie oczy.
- Nie. Kto pozwolił ci się do mnie zwracać po nazwisku? Może i mój młodszy kolega z pracy na coś takiego pozwala, ale ja nie.
- Przepraszam, po prostu muszę wiedzieć czy kolejna osoba, którą znałam nie żyje. Proszę tylko spojrzeć na to zdjęcie i powiedzieć mi czy ją znaleźliście- poprosiła błagalnym tonem Bonnie.
Ford, mimo widocznej niechęci, zerknął na zdjęcie. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym pokręcił przecząco głową.
- Była z tobą na komisariacie. Mam dobrą pamięć do twarzy i tak się składa, że jej nie kojarzę, jeśli chodzi o ofiary na dole. Niczego więcej ci nie powiem.
Bonnie podziękowała Fordowi. Brooke patrzyła na tę scenę z mieszanką podziwu i zaskoczenia. Akcja Bonnie była niesamowita. Poczuła ulgę. Josie nie była wśród nowych ofiar Satanisty, ale z drugiej strony co to znaczyło? Gdzie była Josie w takim przypadku?
*****
Melanie wrzuciła im do ich cel kajdanki. Jedynie przez moment Josie ponownie zobaczyła światło. Dziewczyna musiała uchylić drzwi i poświęciła sobie latarką, żeby mieć pewność, że się na nią nie rzucą. Chyba zapomniała, że mieli związane nadgarstki i kostki sznurami. Te na nadgarstkach udało im się przeciąć, chociaż był to długi i bolesny proces. Szatynka była pewna, że poraniła sobie nadgarstki, przesuwając nimi po cegłach. Gdyby widziała co robi, byłoby jej łatwiej, ale niestety tak dobrze nie było.
- Dlaczego dosypałaś nam coś do picia i tutaj zamknęłaś?- spytała Josie. Nie było to najinteligentniejsze pytanie pod słońcem, ale chciała wiedzieć, co zawiodło i doprowadziło ich do tej sytuacji.
Melanie wywarła na niej pozytywne pierwsze wrażenie, teraz wiedziała, że było ono mylne, ale nie mogła się aż tak mylić. Czy taka młoda osoba była gotowa patrzeć jak zostają zamordowani? Wątpiła w to. Nie mogła być aż tak bezwzględna, prawda?
- Nie przyszłam z wami rozmawiać. Macie włożyć kajdanki, a potem grzecznie ze mną gdzieś pójdziecie. Odradzam prób ucieczki. Nie wyjdziecie stąd. Drzwi od zewnątrz są pilnowane. Możecie jedynie pogorszyć swoją sytuację.
- A co ze sznurami na kostkach? Ciężko z nimi iść- stwierdziła Josie, próbując doczołgać się do kajdanek. Melanie nie rzuciła ich aż tak blisko, więc musiała do nich podejść, a to wcale nie było takie łatwe. Ledwie czuła stopy. Tak mocno zaciśnięty był ten sznur.
Szatynka zobaczyła, że drzwi jej celi się otwierają, a latarka świeci jej prosto w oczy. Momentalnie oślepła, chociaż zauważyła, że Melanie weszła do jej celi.
- Mam broń i nie chcesz żebym jej użyła. Ubierz kajdanki, a ja rozwiążę sznur.
Wzrok Josie powoli przyzwyczajał się do ciemności i w końcu zobaczyła lufę pistoletu wycelowaną prosto w nią. Wcale nie chciała tego widzieć. Trzęsącymi się rękami zaczęła zakładać kajdanki. Później Melanie szybko przecięła sznur i ciągle celując do niej z broni kazała jej wstać. Udało jej się to dopiero za drugim razem, a i tak miała wrażenie, że chodzi na dwóch kawałkach drewna. Melanie kazała jej iść do celi Huntera i rozwiązać mu sznur. Tak też zrobiła. Brunet od razu wysunął się na przód tak, że lufa pistoletu była skierowana w jego stronę. Zasłonił ją, co było urocze.
- Powiedz nam, chociaż dlaczego tutaj jesteśmy. Proszę- odezwała się Josie.- Ja... Nie rozumiem. Co zrobiliśmy nie tak?
Melanie spojrzała na nią i chyba odrobinę złagodniała na widok jej żałosnej miny.
- To miejsce ma swoje sekrety, a kiedy ktoś próbuje je ujawnić, płaci za to cenę. Przykro mi. Tak musi być.
- Czy właśnie to przydarzyło się Bryce'owi?- zapytał Hunter.
Melanie nie odpowiedziała. Zaprowadziła ich do niewielkiego pomieszczenia o półokrągłym wejściu, które znajdowało się w tej samej piwnicy. W środku stały dwa drewniane stoliki i dwa niepewnie wyglądające krzesła. Szatynka zastanawiała się czy jak na nim usiądzie to czy aby przypadkiem się nie złamie.
- Siadajcie- poleciła im Melanie i po chwili przyszedł do nich facet, który udawał, że pomagał im w przeglądaniu zdjęć. Rzucił im na stół kartki i długopisy.
- Znowu się widzimy- rzucił przesadnie radośnie mężczyzna. Melanie sobie poszła, zostawiając ich z tym olbrzymem.- Obawiam się, że to spotkanie nie przypadnie wam do gustu. Musicie napisać listy pożegnalne. Tylko postarajcie się, mają być wiarygodne. Zginąć i tak zginiecie, ale możecie umierać dłużej i w męczarniach. Wasz wybór.
Mężczyzna mówił to z uśmiechem, a na koniec zademonstrował im pistolet, a następnie składany nóż w drugiej ręce.
Josie czuła jakby grunt osunął jej się właśnie spod nóg. Miała wrażenie, że spada w przepaść, z której już nigdy nie wyjdzie. Zrozumiała, że już został wydany na nich wyrok. Zginą. Nigdy więcej nie zobaczy rodziny, przyjaciół, Cal... Nie przekona się również czy to coś, co było między nią a Hunterem mogło zmienić się w prawdziwy związek. Nigdy nie zobaczy na oczy tego głupiego dyplomu z literatury angielskiej... Nie będzie miała swojej wyimaginowanej wizji przyszłości.
Poczuła, że zsuwa się z krzesła, a obraz przed jej oczami robi się coraz ciemniejszy aż przestała widzieć cokolwiek. Zemdlała.
*****
Carrie wracała z pracy. Czuła się przeraźliwie zmęczona i miała ochotę jedynie wrócić do łóżka i odpłynąć na kilka godzin. Sen - właśnie tego potrzebowała. Została wyrwana z niego białym świtem, dlatego że jacyś policjanci znaleźli kryjówkę seryjnego mordercy.
Już po wstępnych oględzinach okazało się, że mieli rację. Niemal na samym wejściu do domu przywitał ich garnek z gotowaną niepokojąco śmierdzącą zawartością. W ogrodzie było całe mnóstwo trupów. Znaleźli co najmniej cztery doły zawierające po przynajmniej jednym szkielecie, ale to nie było pewne. Ciągle trwały prace wydobywcze, ale pozwolono jej iść. Oprócz tego znalezione w środku ołtarzyk ze szkieletem i znamiennym pentagramem otoczony mnóstwem fetyszy. To pomieszczenie niepokoiło najbardziej, mimo towarzystwa osmolonego pomieszczenia, gdzie zginęła co najmniej jedna osoba. Zakładali, że to właśnie tam zginęła jedna z ofiar Satanisty.
Carrie wzdrygnęła się. Choć nigdy nie wierzyła w religię i czary, to miejsce miało niepokojącą aurę. Wchodząc tam, nie była przekonana czy na pewno mieli do czynienia z kryjówką Satanista, a jednak ten pentagram dawał do myślenia. Był niczym podpis zabójcy. Zawsze można było go podrobić, ale nie wierzyła w to. Zobaczyła zło w najczystszej postaci. Szkoda tylko, że Satanista ciągle był na wolności. Znaleźli jego kryjówkę, ale pech sprawił, że nie zastali go w domu. Oby szybko udało im się go odnaleźć.
Tym bardziej miała ochotę jedynie wrócić do domu i obejrzeć jakiś odmóżdżający serial. Coś przyjemnie głupiego i naiwnie beztroskiego. Miała dość szkieletów i domów seryjnych morderców jak na jeden dzień. Czy już wspominała, że wstała o świcie? To była bardzo nieludzka pora...
- Przepraszam, zgubiłem kluczyki i nie mam okularów. Zostawiłem je w domu. Pomoże mi pani?- zagadnął ją mężczyzna w ciężkim do określenia wieku. Mógł mieć trzydzieści parę lat, a nawet zbliżać się do pięćdziesiątki.
Carrie spojrzała na niego i widząc jego bezradny wzrok, pochyliła się we wskazanym przez niego kierunku. Niech mu będzie. Pomoże mu, a za dziesięć minut i tak znajdzie się w swoim przytulnym mieszkanku.
- Upadły mi gdzieś tutaj- oznajmił mężczyzna.- Trochę w prawo, jeszcze kawałek... A teraz wsiądziesz ze mną do samochodu.
Carrie poczuła uderzenie w tył głowy, które momentalnie powaliło ją na ziemię. Ból eksplodował w jej czaszce, ale nie straciła przytomności. Ciągle słyszała jego głos jak wsadzał ją do bagażnika samochodu.
- Dobrze się spisałem, co? Wygląda to jak porwanie... Potem będziesz mogła wymyśleć taką historyjkę jak chcesz. Dobrze udało ci się ich oszukać.
Klapa bagażnika zatrzasnęła się nad głową Carrie, kiedy ta ciągle analizowała w głowie słowa swojego porywacza. Próbowała coś z tego zrozumieć, ale nie potrafiła. Kogo rzekomo oszukała?! Czemu porywacz był z siebie zadowolony z powodu jej porwania?! Po cholerę ma wymyślać jakąś historyjkę?! Zupełnie nic nie rozumiała.
*****
Profilerka spędziła dzień, próbując sporządzić profil psychologiczny mordercy z Kalifornii lub San Simeon. Ciężko było ograniczyć zasięg działania tego mordercy, powszechnie znanego pod pseudonimem Satanisty, do tylko jednego miasta. Odbiła się od ściany i bynajmniej nie chodziło o nadmiar zabójstw, chociaż tych rzeczywiście jej nie brakowało. Miała ich pod dostatkiem. Zazwyczaj działała tak, że tworzyła wstępny profil na podstawie dwóch, trzech zbrodni, a następnie uzupełniała go o kolejne elementy w oparciu o pozostałe zabójstwa.
Ten przypadek zaskoczył ją pod każdym względem. Im dłużej go studiowała, tym mniej dokładny profil tworzyła. Niektóre założenia oznaczyła pytajnikami, bo nie wiedziała czy w ogóle są poprawne. Zaczynała skłaniać się ku wersji, że nie, a zamiast nich pojawiały się nowe.
Brunetka była naprawdę dobra w swojej pracy. Mogła się pochwalić kilkoma dobrze sporządzonymi profilami, które pomogły ująć zabójców. Nie było możliwości, żeby wszystkie sporządzone przez nią profile były poprawne. Być może nie zawierały żadnego błędu, ale mimo wszystko, nie naprowadziły policji na prawdziwy trop, co nie pozwalało jej zdobyć pewności czy miała rację. Starała się nadmiernie nad tym nie zastanawiać. Jej zawód pomagał policji, pozwalał określić pewne cechy, ale nie wskazywał konkretnej osoby. Takie były realia i już dawno się z nimi pogodziła.
Profilerka westchnęła z frustracją, pijąc kolejne espresso tego dnia. Była na nogach niemal całą dobę, próbując jakoś sensownie skonstruować ten profil. Nie chodziło tylko o zadowolenie specyficznej agentki FBI, która twierdziła, że coś na nią miała, w co szczerze wątpiła. Kiedy dowiedziała się, że chodzi o słynnego Satanistę, mordercę, o którym ostatnio było głośno, sprawa zaintrygowała ją w sposób czysto zawodowy. Jak każdy specjalista w danej dziedzinie, chętnie słuchała o ciekawszych czy rzadziej spotykanych przypadkach. Ten był niewątpliwą oryginalny. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego.
Okazało się, że stworzenie jednego profilu z tych wszystkich zbrodni jest niemal niewykonalne. Zastanawiała się czy to była wina zmęczenia, ale nie raz w swoim życiu zarwała nockę. To nie był pierwszy ani tym bardziej ostatni raz. Coś było w tym przypadku mocno nie w porządku i nie chodziło o jej zmęczenie. Każda kolejna godzina nad tym profilem doprowadzała ją do szału. Niektóre fakty były sprzeczne ze sobą... Jak w takim przypadku miała skonstruować profil? Napisać zorganizowany i niezorganizowany jednocześnie?! Ludzie bywali pełni sprzeczności, ale nie seryjni mordercy i nie w takim stopniu.
Po długim i pełnym frustracji czasie sporządzania profilu zrozumiała, że istniały dwa rozwiązania tych sprzeczności. Nie wiedziała, które było gorsze. Oba nastręczały problemów policji i jej przez ostatnie kilkanaście godzin. Postanowiła zadzwonić do agentki i przedstawić jej swoje wnioski. Udało jej się podzielić profil na pół, tworząc dwójkę morderców. Dopiero wtedy efekt był dla niej zadowalający.
- Cross?- rzuciła do telefonu profilerka tuż po sygnale. Na szczęście nie usłyszała robotycznego dźwięku poczty głosowej.
- Czyżby udało ci się sporządzić profil, o który prosiłam?
- Tak i nie. Mam dla ciebie pewną informację. Cóż... Udało mi się sporządzić nawet dwa profile. Nie dało się stworzyć jednego, a to znaczy, że zabójca ma rozdwojenie jaźni albo jest ich co najmniej dwóch. Jeden może być naśladowcą drugiego. Przygotuj sobie coś do pisania. Zamierzam przedstawić ci oba profile. Wyślę ci jeszcze mailem moje notatki, ale uważam, że warto to omówić.
Agentka nie odpowiedziała od razu. Z kolei profilerka usłyszała w tle zduszony, pełen niedowierzania jęk, a zaraz potem padło kilka przekleństw. Głos był niewątpliwie męski, a facet brzmiał na dość młodego. Niestety taka była prawda i musieli ją zaakceptować. Było dwóch zabójców albo jeden, ale posiadający chorobę psychiczną, która sprawiała, że w jego ciele niejako żyły dwie osoby i obie dokonywały różnych zbrodni. To było szokujące nawet jak dla niej.
*****
- Dwójka zabójców?!- wybuchnął Smith, który dopiero co był świadkiem rozmowy Lary z profilerką. Wierzył, że tamta znała się na swojej pracy, ale w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewał się czegoś takiego!
- Lub jeden z rozdwojeniem jaźni- stwierdziła Cross.
Jeszcze lepiej, pomyślał Smith z sarkazmem. Nie wyglądało to dobrze. Jeśli nie potrafili znaleźć jednego, to jak mieli znaleźć dwóch?! Zresztą nawet jeśli złapią właściciela tego domu w San Simeon, naślą na niego psychiatrów, żeby stwierdzili czy nie ma przypadkiem choroby psychicznej? Będą robili podwójne przesłuchania, osobne dla każdej osobowości zabójcy?! To brzmiało jak scenariusz filmowy, a nie realna sytuacja!
- Jeden z nich jest silnie wierzący, ale wątpię, żeby to była jakaś powszechnie znana religia. Zabija ofiary i rysuje w ich ciałach pentagram... Zdecydowanie ten przypadek mieszka w tym domu, na którego oględzinach przed chwilą byliśmy- oznajmiła Cross, zupełnie nie przejmując się reakcją młodego policjanta.
Rozmyślania Smitha przerwał dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i skrzywił się, widząc nazwisko swojego partnera, który ciągle siedział w Kalifornii.
- Cześć, Ford. Coś nowego?- rzucił do telefonu Smith. Wiedział, że zaraz będzie musiał przekazać mu dość kiepskie wieści.
- Pięć, nie siedem nowych trupów- odpowiedział ze złością Ford.
Smith wprost nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Jedno nowe zabójstwo by rozumiał, poniekąd, ale tyle?! Gdyby nie to, że wiedział jak kończyli tacy bohaterowie w filmach, stwierdziłby, iż gorzej być nie może. Jednak wiedział, że w takiej sytuacji zawsze jest gorzej. Zupełnie jakby wszechświat słysząc coś takiego, stwierdzał, że jednak pokaże, na co go stać.
- Ile?! Co się stało?!
- Podczas tej całej imprezy w Cal zabójca uderzył. W piwnicy jednego z wydziałów stworzył pentagram, umieścił pięć ofiar w każdym rogu gwiazdy, a dwie osoby zginęły gdzieś obok. Prawdopodobnie pojawili się w miejscu, w którym ich być nie powinno. Morderca pozbył się ewentualnych świadków.
To znaczyło, że morderczy popęd Satanisty eskaluje. Już nie wystarczała mu jedna ofiara, a pięć. Dwie mogły być przyapdkowe lub mógł na nich coś testować... Mniejsza z tym, Smith nie znał aż tak dokładnych detali z miejsca zbrodni. Zastanawiał się tylko który z zabójców popełnił tę zbrodnię. Fanatyk religijny czy zorganizowany bezlitosny... Egzekutor? Jeszcze nie miał pomysłu jak nazwać tego drugiego.
- Jesteś tam?- zapytał go Ford, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
- Tak, tylko mam nową informację i obawiam się, że ona ci się nie spodoba...
- Chodzi o dom mordercy? Mów co wiesz i pośpiesz się. Mam mnóstwo pracy w związku z siedmioma nowymi trupami. Gdyby nie ta twoja wycieczka, to przynajmniej miałbym jakąś pomoc.
Głos jego partnera ociekał niezadowoleniem i pretensjami, ale Smith uważał, że dobrze zrobił, jadąc z Cross w nieznane. Wyglądało na to, że zabójcy nie było w domu, ponieważ mordował kolejne ofiary w Cal. Uniwersytet był oddalony od San Simeon o jakieś dwie godziny, więc pewnie nie zdążył wrócić, kiedy oni zrobili nalot na jego dom. Gdzie znajdował się teraz? To było bardzo dobre pytanie.
- Przed chwilą dzwoniła profilerka FBI i mamy problem. Jest dwóch zabójców albo jeden z chorobą psychiczną, rozdwojeniem jaźni, zabijający w różny sposób od swojej... Drugiej osobowości.
- Co, kurwa?!- usłyszał pełne zaskoczenia sapnięcie Forda.
- Dobrze słyszałeś- potwierdził posępnie Smith. Sam ledwie oswoił się z tą myślą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro