Rozdział 2
- Niewiarygodne, co? Jak w "Egzorcyście" tylko na żywo- stwierdził Smith z mieszanką ekscytacji i niepokoju, omiatając wzrokiem miejsce zbrodni. Było ono na równi fascynujące, co przerażające.
Tym komentarzem młody policjant zarobił sobie na karcące spojrzenie przełożonego, Forda. Ford był policjantem koło czterdziestki o surowym spojrzeniu, zerowym poczuciu humoru i dużej ilości rozwiązanych spraw na koncie. Był jedną z żywych legend. Smith początkowo był podekscytowany, że przyjdzie mu pracować z kimś takim. Dopiero później zrozumiał, że Ford był samotnym wilkiem i kompletnie nie znał się na żartach, o nowościach filmowych już nie wspominając. Oczywiście miał go za żółtodzioba, który na niczym się nie znał. Młody wiek w policji i niemal nastoletnia twarz były niczym przekleństwo. Nikt nie brał go na poważnie.
- Pomyliły ci się scenerie. Może odwrócony krzyż już masz, ale jeśli nie zauważyłeś, to nie jest kościół. A z opętanych wcale nie wylewały się flaki- stwierdził jego kumpel Chris z szelmowskim uśmiechem, tylko nieznacznie krzywiąc się na widok trupa. Również dopiero zaczynał swoją przygodę z tym zawodem i był tak samo lekceważony w większości sytuacji.
- Racja- zgodził się Smith, nie kontynuując tematu. Widział to mocno lekceważące spojrzenie Forda, więc posłusznie umilkł. Nawet jeśli miałby jeszcze kilka błyskotliwych komentarzy, które w takiej sytuacji musiały się zmarnować. Wielka szkoda.
Przed nimi rozciągał się widok iście makabryczny. W uniwersyteckim laboratorium doszło do morderstwa. Nie takiego zwykłego. Zwłoki młodego mężczyzny, pewnie jednego ze studentów, były przytrzaśnięte przez zsuwane szklane drzwiczki do nieznanej mu z nazwy chemicznej puszki, pod którą prawdopodobnie przeprowadzano różne doświadczenia. Od góry odchodziły z niej rury wentylacyjne, odprowadzające nieprzyjemne zapachy i dym z palników. Wentylacja zrobiła swoje. Smith musiał przyznać, że było to wyjątkowo sterylne miejsce zbrodni. Nie czuł ani odrobinye słodkawej drażniącej woni rozkładu. Akurat ten aspekt zbrodni przypadł mu do gustu.
W każdym razie, trup był utrzymywany w pozycji pionowej, ale to był zaledwie drobny i najbardziej normalny fragment tej jakże szokującej zbrodni. Przez środek klatki piersiowej denata przebiegała pionowa głęboka szrama, a nieco niżej nad pępkiem druga, tym razem pozioma. Z obydwóch sączyła się krew, a wnętrzności, konkretnie jelita częściowo zwisały z rany. Co ciekawe, krew denata, obecnie zakrzepła, była dziwnie ciemna. Tworzyła na posadzce pokaźnych rozmiarów osobliwą czarną kałużę. Smith wiedział, że ta kałuża wcale nie składała się w całości z krwi. Podobno zabójca odkręcił minimalnie kran za trupem i w pewnym momencie krople przepełniły niewielki zlew i zaczęły spływać na podłogę, mieszając się z krwią. Właśnie przez odgłos kapania jakaś nieszczęsna studentka znalazła te zwłoki. Musiała być piekielnie zaskoczona, kiedy tuż koło niedokręconego kranu zauważyła te brutalnie potraktowane zwłoki. Smith nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widział, a to nie było pierwsze widziane przez niego nietypowe miejsce zbrodni.
- Krew zawsze jest taka ciemna?- spytał Smith, nie tylko dlatego że chciał przerwać ciszę. Po prostu wydało mu się to nietypowe. Automatycznie przekrzywił głowę jakby kąt patrzenia miał sprawić, że obserwowana ciecz zmieni kolor.- Wygląda niemal jak smoła. A może to kwestia oświetlenia?
W zasadzie sam nie wierzył w wersję z oświetleniem. To było laboratorium. Może i studenckie, ale mieli tutaj ostre białe światło. Doskonale było widać, że ta krew była czarna. A może zabójca dodał jakiś barwnik czy chemikalia? Musiało istnieć coś, co zmieni kolor krwi na czerń. To nie mogła być naturalna barwa.
- To nie jest kwestia oświetlenia. Ona jest czarna- zauważył Ford, pochylając się nieznacznie w kierunku ciemnej kałuży. On również wydawał się zaskoczony tą anomalią. Przynajmniej Smith nie wyszedł na kretyna nie znającego się na ludzkiej krwi. Tyle dobrego.
Dopiero chwilę temu pozwolono im wejść do laboratorium. Pierwszeństwo jak zwykle mieli technicy i fotografowie, którzy starannie udokumentowali zdjęciami każdy kąt. Technicy jeszcze nie skończyli, ale pozwolili im wejść, żeby się rozejrzeć, jeśli ubiorą specjalne kombinezony, siatki na włosy i coś w rodzaju ochraniaczy na buty o teksturze worka na śmieci. Dopiero w takim wyposażeniu pozwolono im wejść do jeszcze nie w pełni zabezpieczonego miejsca zbrodni. Nie mogli też niczego dotykać, a stawać mogli tylko w ściśle określonych miejscach, ale to nie było istotne. Dostosowali się do prośb techników. Nie chcieli zniszczyć potencjalnych dowodów. W końcu im wszystkim zależało na tym samym. Chcieli złapać mordercę, który dopuścił się tak świętokradzkiego, poniekąd dosłownie, czynu.
Z odpowiedzią na zastanawiające ich pytanie pospieszyła im ciemnowłosa techniczka, Mistle Scarrow. Mogła mieć koło trzydziestki, a może mniej. Miała świetną figurę i była całkiem atrakcyjna, ale była również małomówna i do bólu profesjonalna. Już dawno rozeszły się plotki, że nie randkuje z nikim z komisariatu czy laboratorium kryminalistycznego. Szkoda. Niemniej na miejscu zbrodni była niezawodna, jej bystremu spojrzeniu nie umykały żadne szczegóły, a jeśli czegoś nie była pewna, od razu zaznaczała, że warto o to spytać lekarza medycyny sądowej. Nie rzucała słów na wiatr.
- To prawda, ta krew jest czarna i wątpię, żeby to był efekt barwnika- oznajmiła Scarrow. Smith z przyjemnością patrzył na jej pełne usta. Ciężko było jej odmówić atrakcyjności. Skup się, polecił sobie w myślach. Przecież był na miejscu zbrodni, niedaleko niego spoczywał trup, a on w końcu dostał sprawę morderstwa. Może i wszelkie decyzje leżały w gestii Forda, ale on również był istotnym elementem tego śledztwa. Był partnerem Forda przy sprawie, która już od samego początku wydała się mocno zagadkowa.- Mimo że jest mocno rozwodniona. Tak, słyszałam o kranie, ciągle uważam, że to zwyczajna krew. Spójrzcie do środka dygestorium.
A więc ta szklano metalowa puszka tak się nazywała, pomyślał Smith. Dobrze wiedzieć. Scarrow go zaintrygowała. To była ludzka krew bez dodatków? Jak to możliwe? Kiedy spojrzał we wskazanym przez techniczkę kierunku, ujrzał nieznane mu niewielkie ustrojstwo zakończone rurką. Rozejrzał się jeszcze raz po tym dygestorium, ale nie zauważył nic więcej. O tym mówiła? Co to w ogóle było?
- To jest zestaw próżniowy- wyjaśniła ciemnowłosa, widząc ich nierozumiejące spojrzenia.- Zabójca wypompował tlen z tego nieszczęśnika. Przynajmniej na tyle duże ilości, że kiedy ten jeszcze żył i zrobił mu te cięcia w kształcie odwróconego krzyża, krew jest niemalże czarna. To jest właśnie skutek pozbawienia tlenu. Czerwoną barwę krwi nadają właśnie krwinki czerwone, a konkretnie mioglobina, która jest nasycona tlenem. Bez tlenu krew traci barwę. Zabójca zadał sobie wiele trudu, żeby uzyskać taki efekt.
Smith uważnie słyszał Mistle, ale to co usłyszał ewidentnie nie mieściło mu się w głowie. Zabójca pozbawił ofiarę tlenu, a potem ją zabił?! Pierwszy raz słyszał coś podobnego. Nie wiedział, że to w ogóle możliwe!
- Chcesz powiedzieć, Scarrow, że morderca przytknął mu do ust tę rurkę- tutaj Ford wskazał na odpowiedni sprzęt. Był tak samo zszokowany jak Smith.- Odessał tlen i wypatroszył?
- Tak, mniej więcej w taki sposób się to musiało odbyć. Na koniec jeszcze ułożył go w takiej pozycji, przytrzasnął drzwiczkami i odkręcił kran.
- Jasna cholera- skwitował Ford, niemal wyjmując to Smithowi z ust, chociaż ten użyłby jakiegoś dosadniejszego przekleństwa. Ktokolwiek to zrobił, musiał mieć solidnie zjebaną psychikę.
- Jak to działa?- zapytał tymczasem Smith, wskazując przed siebie.- No... To dygestorium. Nie domknęło się i nie zmiażdżyło ciała, dlatego zastanawiam się jak ono działa. W jaki sposób jest ustawiane?
Scarrow skinęła głową w kierunku sąsiedniego dygestorium, podchodząc do panelu po lewej stronie.
- Mogę pokazać, ale z oczywistych przyczyn wolę nie ruszać tamtego urządzenia. Przynajmniej póki nie przetransportują ciała do patologa.
Smith pokiwał głową. Odpowiadało mu, że pokaże im działanie tego ustrojstwa na żywo. O dziwo, Ford nie wydawał się zdegustowany niekompetencją swojego partnera. Ha, pewnie też nie wiedział jak to działa. Tym bardziej Smith poczuł dumę, że zadał tak trafne pytanie. Może jeszcze uda mu się zyskać w jego oczach i przestanie traktować go jak osobę gorszego rodzaju?
- Działanie dygestorium jest dziecinnie proste. Tutaj jest panel. Jest dotykowy. Wystarczy przesunąć palcem ten suwak i ustawić go na dowolnym miejscu na tej czarnej linii- powiedziała Mistle, przesuwając palcem po ekranie i ustawiając wysokość na mniej więcej połowę. Smith patrzył jak szklane drzwiczki automatycznie zsuwają się na odpowiednią wysokość. Mimowolnie zaczął wątpić w swój geniusz. Obsługa rzeczywiście była prosta.
- To tyle? Nie trzeba żadnego hasła? Klucza? Każda osoba w laboratorium może sobie ustawiać ten sprzęt jak chce?
- Tak, każdy w laboratorium ma do tego dostęp. Co do klucza...- techniczka wzruszyła ramionami.- To nie jest pytanie do mnie. Żadnego hasła tutaj nie widzę.
- Jeszcze mogłabyś nam powiedzieć, Scarrow, czy ten zestaw próżniowy jest standardowym wyposażeniem laboratorium, o ile orientujesz się w tym temacie- rzekł Ford.
- Możecie zapytać jeszcze asystentów laboratoryjnych, ale owszem, jest to dość typowy sprzęt. Przeważnie wykorzystuje się go do odsączania osadów w próżni. Studenci mają z tym do czynienia. Z tego co zauważyłam, każde dygestorium jest zaopatrzone w rurkę do tego. Pewnie tak samo jest w innych salach- odpowiedziała ciemnowłosa.
- A co z czasem śmierci?- odezwał się tym razem Smith, nie mogąc ominąć tak podstawowego pytania na miejscu zbrodni.
- Ciężko stwierdzić. Entomolog byłby zawiedziony. Kompletny brak owadów wskazujących na czas śmierci... Sądząc po stanie rozkładu, śmiem twierdzić, że to się stało tej nocy. Sekcja pewnie to zweryfikuje, ale wątpię, żeby ktoś przetransportował ciało na uniwersytet i nie został zauważony.
- Dzięki, Mistle- rzucił Ford. Pełny profesjonalizm, pomyślał Smith, chociaż ciągle z trudem odrywał wzrok od jej świetnej figury...
- Jesteś niezastąpiona- dodał Smith, nie mogąc się powstrzymać. Techniczka w odpowiedzi jedynie skinęła głową i oddaliła się, wracając do swoich obowiązków. Dopiero po chwili Smith zauważył, że partner obrzuca go nagannym spojrzeniem. No dobra, może odrobinę za długo gapił się w kierunku techniczki, ale czy było w tym coś złego? Doceniał jej profesjonalizm i niestety nie miał u niej szans. Mógł sobie jedynie niewinnie popatrzeć i to właśnie robił.
- Ogarnij się, Smith- polecił mu Ford szorstko. Czasami młody policjant miał wrażenie, że tamten ma w dupie kij i dlatego jest taki sztywny. Naprawdę nie widział w swoim zachowaniu nic niestosownego.
- Przecież ja nic nie zrobiłem- odparował Smith, czym zarobił sobie kolejne ponure spojrzenie przełożonego.
- Mamy śledztwo do poprowadzenia. To nie czas na tak idiotyczne dyskusje. Dowiedz się, o której kończyły się ostatnie zajęcia w tym laboratorium, a najlepiej na całym piętrze. Masz dotrzeć do ostatniej osoby, która była na tym piętrze i ją przesłuchać. Ja zajmę się kwestią kamer i zabezpieczeń w tym budynku. Później masz mi zdać dokładną relację. No i nie zapomnij o raporcie. Ta przyjemność cię nie ominie. Rozumiemy się, Smith?
- Tak, naturalnie- odparł młody policjant, tłumiąc irytację. Przecież wiedział o raportach. To była najbardziej upierdliwa część tego zawodu. Każdy początkujący członek akademii o tym wiedział.- A co z ofiarą? Wiemy kto to?
Oprócz tego, że pewnie był studentem, dodał w myślach.
- Jeszcze nie. Osoba, która go znalazła pierwszy raz widziała go na oczy. Tak przynajmniej stwierdziła. Wysłałem tę studentkę do pokoju. Ledwo trzymała się na nogach. Ten widok mocno nią wstrząsnął.
Smith skinął głową. To fakt, wyglądała na poruszoną, co nie było takie dziwne, biorąc pod uwagę tę nietypową scenerię oraz to, że prawdopodobnie po raz pierwszy widziała trupa na oczy. To też potrafiło człowieka ruszyć. Nie mówił tego z własnego doświadczenia. Jego trupy nie ruszały od początku, choć oczywiście współczuł ofiarom. Ani razu nie chciało mu się wymiotować na miejscu zbrodni, ani też nie zrobiło mu się słabo. Aczkolwiek wiele osób w ten sposób reagowało. Jego zdaniem ta studentka rzeczywiście jedynie znalazła ofiarę przez przypadek. Jego zdaniem nie miała z tym nic wspólnego, ale i tak musieli ją jeszcze przesłuchać jak trochę ochłonie. Może coś widziała? Jakiś szczegół, który tamtego wieczoru wydał jej się nieistotny, ale z perspektywy czasu nabierał znaczenia.
- Wiesz co? Oszczędźmy sobie czasu. Zanim zaczniesz rozpytywać ludzi z tego piętra, dowiedz się kim jest ten student. Zrób zdjęcie jego twarzy. Nie jest zmasakrowana. Idź do dziekanatu, rektora czy gdziekolwiek indziej, gdzie mają listę studentów ze zdjęciami. Znajdź go.
Smith zgodził się, oddalając się od Forda. Czy ten gość się słyszał?! Miał przejrzeć całą listę studentów?! Z wszystkich wydziałów?! Jasne, w pierwszej kolejności mógł się ograniczyć do tych z dostępem do laboratoriów, ale to i tak będzie kilka setek. No, może trochę mniej. Mógł jeszcze odrzucić wszystkie studentki z listy, ale to ciągle było dobre ponad sto osób. Nawet jeśli znajdzie kogoś z dostępem do papierów, a najlepiej zdjęć z legitymacji studenckich, ciągle mógł spędzić nad tym zadaniem dobre kilka godzin.
Dostało mu się bardzo niewdzięczne zadanie, nie ma co. Życzył Fordowi żmudnego przeszukiwania nagrań z kamer. Oby bawił się przy tym zadaniu równie dobrze, co on. Smith skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Zachciało mu się brać udział w śledztwie dotyczącym morderstwa. Miał sprawę, trupa i teraz nadszedł czas, żeby go zidentyfikować.
*****
Josie ciągle starała się przetrawić to, co zobaczyła. Tępo wpatrywała się w sufit jakby właśnie w tym miejscu pod wpływem jej intensywnego spojrzenia miały ukazać się odpowiedzi. Tak się oczywiście nie stało. Nie potrafiła w to uwierzyć. Morderstwo w Cal?! W uniwersyteckim laboratorium?!
Tuż po przebudzeniu, kiedy Sullivan wróciła do pokoju po zobaczeniu ciała, przez ułamek sekundy była przekonana, że to był jedynie sen. Jeden z tych, które absolutnie nie mają sensu i których logikę kwestionujesz tuż po przebudzeniu. Może i laboratorium, esej, który miała do napisania oraz kiepski internet zgadzały się z rzeczywistością, ale zabójstwo?! To brzmiało tak surrealistycznie, że była gotowa wmówić sobie, iż to jednak był sen... Do momentu, gdy zauważyła, że ciągle miała na sobie ubrania z poprzedniego dnia, a na jej szafce nocnej spoczywa karteczka z numerem policjanta. Miała przyjść na przesłuchanie jak poczuje się na siłach. Ciekawe, czego oczekiwali po rozmowie z nią. Nikogo ani niczego podejrzanego nie widziała. Jedynie znalazła ciało, będąc w miejscu, w którym jej być nie powinno.
To wszystko nie mieściło jej się w głowie. Przed jej oczami od razu pojawił się widok nieszczęśnika z kałużą krwi u stóp i ranami układającymi się w odwrócony krzyż. Kto to mógł zrobić?! Jakiś psychopata, któremu wydawało się, że jest chodzącym antychrystem?! To bez sensu. Czy w ogóle można było mieć aż tak poprzewracane w głowie, żeby w coś takiego wierzyć?! Gdyby nie to, że widziała to na własne oczy, znacznie trudniej byłoby jej w to uwierzyć, a jednak... To było chore.
Miała wrażenie jakby jej myśli tworzyły jeden wielki chaotyczny wir, z którego ciężko było jej coś sensownego wyłowić. Zastanawiała się kim był nieszczęśnik, którego znalazła. Czyżby też studiował w Cal? Czy w ogóle spodziewał się tego, co go spotkało? A może do samego końca nie wiedział, co go czeka aż ujrzał niepokojący blask ostrza? Nurtowało ją pytanie jak to możliwe, że nie krzyczał. Była w budynku laboratoriów. Raczej usłyszałaby krzyk, prawda? No chyba, że zginął wcześniej.
Sullivan usilnie starała się cokolwiek sobie przypomnieć. Na pewno niczego nie widziała, ani słyszała? Specjalnie zamknęła oczy, starając się wrócić myślami do poprzedniego wieczoru. Niestety za każdym razem dochodziła do tożsamego wniosku. Była tak skupiona na eseju, że jedynie huk lub krzyk mogłyby ją z tego stanu wyrwać. Nie pamiętała niczego poza własnym tokiem myślowym podczas pisania. W całym budynku było przeraźliwie cicho i ten fakt uśpił jej czujność, choć powinna była być czujna. W końcu znalazła się w tamtym miejscu nielegalnie. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się czy będzie miała z tej racji problemy... Śmiało można byłoby ją posądzić o kradzież. W laboratorium na pewno był jakiś drogi i łatwy do wyniesienia sprzęt. Na jej korzyść działało to, że nawet nie wiedziała, co mogłaby wynieść. Kompletnie się na tym nie znała.
Josie nie poszła tego dnia na zajęcia. Po tym co zobaczyła, nie czuła się na siłach, żeby stawić czoła Harrisonowi i innym wykładowcom. Zresztą zastanawiało ją czy po uniwersytecie rozniosły się już wieści o morderstwie i czy razem z plotką krążyła informacja o osobie, która to ciało znalazła. Jeśli tak było, to jak zareagują profesorowie? Będą udawać, że o niczym nie wiedzą i nic się nie stało? Będzie miała kłopoty z powodu obecności na terenie laboratorium? A może uzyska pewnego rodzaju taryfę ulgową jako naoczny świadek tragedii?
Prawdę mówiąc, nie wiedziała, która z tych możliwości jest dla niej gorsza. Nie chciała być traktowana jak ofiara, chociaż tamten obraz pewnie z nią zostanie. Już zawsze będzie pamiętać te martwe, niewidzące oczy przepełnione cierpieniem. Jej myśli ponownie skierowały się ku krzykom, których nie słyszała. Można nie krzyczeć, kiedy jest się mordowanym? Już sama myśl w jej głowie zabrzmiała idiotycznie. Dobrze, że nikt poza nią nie słyszał jej rozkmin...
W końcu, chcąc na chwilę oderwać się od tej sytuacji, postanowiła obejrzeć jakiś film. Dobre, niezawierające zwłok kino, na ten moment miała dość tej tematyki, to był świetny pomysł. Ku decyzji o założeniu słuchawek skłaniały ją również jęki dochodzące zza ściany. Przewróciła oczami. Znowu?! Josie trafiła na wyjątkowo głośną sąsiadkę prowadzącą bardzo aktywne życie erotyczne. Szkoda tylko, że ściany w akademiku były tak cienkie i wszystko słyszała.
Josie szybko odpaliła jakąś komedię i ustawiła głośność na tyle, żeby nie stracić słuchu i nie słyszeć sąsiadki. Komedia szybko odsunęła jej myśli od morderstwa i pozwoliła jej na chwilę rozrywki. Dała się pochłonąć miłosnym perypetiom bohaterów jakby nie istniało nic ważniejszego w realnym życiu. Tak przynajmniej było dopóki nie usłyszała walenia do drzwi. Kto się tak dobijał? Jeśli to znowu był jakiś kawał albo co gorsza ktoś pomylił drzwi, to chętnie opieprzy tego kogoś.
Niechętnie wstała z łóżka, odkładając laptopa na stolik, po czym otworzyła drzwi. Była gotowa wydrzeć się na przybysza, ale zauważyła dobrze jej znane twarze. Brooke, Andrew i Noah.
- To wy się tak dobijacie? Pukać nie umiecie?- zapytała Josie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Zaczynała podejrzewać, skąd wziął się ten nalot i niezbyt jej się to podobało.
- Całe szczęście. Nic jej nie jest- stwierdziła Brooke do swoich towarzyszy. Jo uniosła wzrok ku sufitowi, szukając jakichś wolnych pokładów cierpliwości. Nie znalazła ich. Gdzie się podziały? Dlaczego Brooke nie mogła zwyczajnie odpowiedzieć na jej pytanie?- Andrew, zdiagnozuj ją.
- Mówiłem ci, że to tak nie działa. Może i po samym zobaczeniu ciała była w szoku, ale teraz... Nie wygląda na roztrzęsioną- odparł Andrew, oglądając ją jakby była żywym i chodzącym przypadkiem medycznym. Świetnie, pomyślała z sarkazmem szatynka, po czym zerknęła na Noah z nadzieją.
- Czy przynajmniej ty możesz ze mną rozmawiać tak jakbym była tutaj duchem i ciałem, podczas gdy ta dwójka będzie analizować mój stan psychiczny?
Ciemnowłosa pokiwał głową z typowym dla niego łobuzerskim uśmiechem. Przynajmniej na niego mogła liczyć.
- Pewnie. To oni mnie tutaj zaciągnęli. Przynajmniej nie musiałem iść na historię kina. Ugh, okropnie nudny przedmiot. Stworzyli go prawdopodobnie w celu dręczenia studentów. To powinno być zabronione. No i usłyszeliśmy o zwłokach.
- Super- skwitowała głosem wypranym z entuzjazmu Sullivan.- Czyli po Cal krąży plotka, że zamordowano studenta, a ja go znalazłam?
Jeśli tak było, ziścił się jej najgorszy scenariusz. Nie odpędzi się od świrów, amatorów wszelkiego rodzaju zbrodni. Tymczasem profesorowie będą ją traktować jak kalekę albo będą mieli to gdzieś. Przyszłość jawiła się jej w nadzwyczaj kolorowych barwach.
- Morderstwo, tak. To jest najświeższy temat, ale twoja obecność w tamtym miejscu już nie- odpowiedział Noah, a ona nabrała nadziei, że jednak nie wszystko było jeszcze stracone.
- Jak mogłaś nie odbierać telefonu?!- spytała, a raczej niemal wykrzyczała jej to pytanie prosto w twarz Brooke. Josie zamyśliła się. Hmm, chyba faktycznie nie sprawdzała telefonu. Pamiętała, że wieczorem działa na oparach baterii. Nie zdziwiłaby się, gdyby kompletnie padł. Po powrocie do pokoju nie miała głowy, żeby myśleć o wyczerpującej się baterii. To dlatego tak się dobijali.
- Musiał się wyładować, a ja go nie sprawdzałam od wczoraj- wzruszyła ramionami Josie. Jej brak przejęcia sytuacją jedynie jeszcze bardziej rozwścieczył blondynkę.
- Myśleliśmy, że coś ci się stało! Najpierw nie pojawiasz się na zajęciach, potem słyszymy od Harrisona, że byłaś świadkiem morderstwa, a na koniec nie odbierasz telefonu! Pomyśl trochę jak to wyglądało z naszej perspektywy!
Jeszcze poprzedniego dnia powiedziałaby, że lęk o kogoś na terenie uniwersytetu i akademika był niedorzeczny. W obliczu pewnego incydentu, którego efekty widziała na własne oczy, jej opinia uległa zmianie.
- Chwila. Harrison wam powiedział, że byłam świadkiem morderstwa? Ale ja nic nie widziałam. Poza ciałem, ale to już po wszystkim- zwróciła uwagę Josie z nieznacznym opóźnieniem przyswajając nowe fakty. Skąd Harrison, do diabła, o tym wiedział?! Musiał usłyszeć o tym od policji... Może był w laboratorium, kiedy sobie stamtąd poszła?
- Brooke coś przekręciła. Powiedział, że widziałaś miejsce zbrodni i że możesz być w szoku. Poprosił, żeby ktoś do ciebie poszedł i sprawdził jak się trzymasz. Stwierdził, że wizyta profesora w akademiku może nie wyglądać dobrze- sprostował Andrew.
- Czytaj "można byłoby go posądzić o romans ze studentką". Zwłaszcza, biorąc pod uwagę częste odgłosy w tym budynku- poprawił go dużo mniej poprawny politycznie Noah.
Andrew spiorunował go spojrzeniem. Tymczasem Noah ciągle się uśmiechał, nic sobie z tego nie robiąc.
- Nie ma za co. Tobie nie przyszłyby przez usta takie wulgarne słowa, ale po to masz mnie. Odczytam wszelkie twoje niewinne aluzje i przełożę je na język powszechny.
- Skończyliście?- przerwała im Brooke z nutką złości, że zeszli z tematu. Andrew rzucił krótkie "sorki". Tymczasem Noah wzruszył ramionami. Josie osobiście całkiem pasował ten przerywnik. Przerwał wściekłą tyradę Brooke o jej nieodpowiedzialności. Teraz niestety przyjaciółka będzie mogła do niej wrócić. To już znacznie mniej się jej podobało.
- Doceniam wasze poświęcenie. Na serio. Musieliście aż ominąć historię kina i coś jeszcze- tutaj Josie wymownie spojrzała na Andrew. Ogólnie słyszała jakie miał zajęcia, ale nie miała pojęcia, co aktualnie było w planie.- Ale wszystko jest w porządku. Mam się dobrze. Jasne, widok był... Dość mocny, ale już jest okej.
Josie naprawdę nie czuła się na siłach, żeby analizować własne emocje. Po co jej to było? Dopiero teraz też zauważyła, że jednej osoby brakowało.
- Na pewno, Jo?- spytała Brooke z troską, co zmiękczyło Josie.
- Tak, przepraszam, że nie odbierałam i was wystraszyłam. Nie zrobiłam tego celowo. Nie słyszałam telefonu, a na serio nie pomyślałam, żeby go naładować. A gdzie Josh?
- Miał dylemat moralny. Podjęcie decyzji było dla niego bardzo trudne- zaczął teatralnie Noah. Szatynka uniosła brwi z powątpieniem.- Był roztarty pomiędzy przyjściem tutaj i wypytanien o zagadkową śmierć na wydziale, a pójściem na swoje ukochane zajęcia. Po ciężkim starciu zajęcia wygrały. A tak w sekrecie powiem ci, że stwierdził, że ty nie uciekniesz, a zajęcia mu przepadną. Podobno mieli bawić się dzisiaj proszkami daktyloskopijnymi.
- Pobierać odciski palców- poprawił go Andrew. Noah przewrócił oczami.
- To jedno i to samo.
Josie nie była zła na Josha. Wiedziała jak bardzo uwielbiał te zajęcia z kryminalistyki. Mawiał, że to jego ulubiony przedmiot. Nie winiła go za to, że jednak przegrała z tymi zajęciami. Miał rację. Nigdzie się nie wybierała. Może poczekać na rozmowę.
- Skoro tak heroicznie zerwaliście się z zajęć, żeby sprawdzić moje samopoczucie... To może obejrzymy coś razem? Zrobić wam coś do picia? Kawę czy herbatę?
- Świetny pomysł. Zawsze jestem chętny na wagary- oznajmił Noah. Nie spodziewała się po nim niczego innego.
Brooke po chwili namysłu również się zgodziła. Z kolei Andrew stwierdził, że ma godzinę, a potem koniecznie musi iść na jakieś zajęcia. Nie oponowała. Przyjaciele skutecznie odwrócili jej uwagę od koszmarnego widoku. Cieszyła się, że ich miała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro