Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

- Fascynujące. To zupełnie jak w "World war Z" albo bardziej jak w "Nocy żywych trupów". Ten drugi to klasyk. Może nie wygląda najlepiej. W końcu ten film nie jest najnowszy. Ma już kilkadziesiąt lat, a efekty specjalne wtedy raczkowały, ale jednak...

- Do brzegu, Smith. Nie mamy całego dnia- przerwał mu Ford z nutką irytacji w głosie.

Wielka szkoda, że jego przełożony w ogóle nie był zainteresowany tym, co próbował mu powiedzieć. To fascynujący temat. Od razu go zaciekawił. Motyw zombie od lat funkcjonował w kulturze. Mógł się wziąć z czyjejś fantazji, chęci ludzi do niemożliwego. W tym przypadku ożywienia zmarłych. Od zarania dziejów próbowano znaleźć sposób na nieśmiertelność czy przedłużenie życia, ożywianie też mogłoby być tego formą. Jednak od zawsze to były jedynie elementy filmów science-fiction, ale co jeśli taka sytuacja miała miejsce? Jeśli zombie istniały naprawdę? Może nie pożerały ludzkich mózgów i nie roznosiły się po świecie dzięki tajemniczemu wirusowi przekazywanemu przez ugryzienia, ale jakaś ich wersja mogła istnieć naprawdę. To było niewiarygodne.

- Chodzi mi o to, że zombie istniały naprawdę. Lindsay trochę czytała na ten temat. Poleciła mi fantastyczną stronę, gdzie opisano słynny przypadek Clairviusa Narcisse'a. W latach sześćdziesiątych Narcisse został uznany za zmarłego, pochowany, a później widziano go pracującego w polu. Twierdzi, że umarł, po czym został przywrócony do życia przez czarownika voodoo i jako zombie był zmuszony do niewolniczej pracy. Ciekawe, prawda?

- Tak, ale...

Smith nie pozwolił mu dokończyć. Chciał, żeby Ford usłyszał puentę. Naukowe wyjaśnienie istnienia zombie. Nie było w stu procentach wiarygodne, ale sprawiało, że historia zombie wydawała się bardziej realna, sprowadzała wątek fantastyczny do faktów.

- To jeszcze nie koniec. Wyjaśniono to w pewnym stopniu. Podobno Narcisse'owi podano jakiś środek psychoaktywny, który powodował stan bliski śmierci. Paraliżującą tetrodotoksynę, trochę jadu z rozdymki, bieluń i coś jeszcze. Owa mieszanka powodowała między innymi paraliż przez co uznano go za martwego i pochowano. Potem został odkopany przez czarownika i prawdopodobnie znowu nafaszerowano go środkami psychoaktywnymi, które powodowały, że był bardzo uległy i podatny na sugestie. W efekcie czego zmuszono go do pracy na plantacji i zachowywał się jak pozbawiony woli zombie. To nie jedyny taki przypadek. Haiti miało więcej takich historii.

Smith nie dodał, że zbadano tak zwany "proszek zombie". Chemia analityczna zaprzeczyła jakoby zbadany proszek mógł wywołać efekt bliski śmierci, brakowało kluczowych związków aktywnych stanowiących istotę zjawiska. Teoria Wade'a Davisa studenta etnobotaniki z Harvardu została obalona i od lat dziewięćdziesiątych nie prowadzono dodatkowych badań w tym kierunku.

- Rozumiem, że temat zombie cię zaciekawił, ale co to ma do naszego śledztwa, Smith? No chyba, że symbol wyryty w kościach ofiary jest znakiem zombiefikacji, w co wątpię. Te czary nie podziałały na kości.

Smith trochę odbiegł od tematu. Zaczął od relacji ze spotkania z nowoorleańską wiedźmą. Niestety nie wniosło ono niczego nowego. Spodziewał się czegoś więcej, jakichś konkretów, a nie jedynie przerażonego spojrzenia i stwierdzenia, iż mają do czynienia z czarną magią. Niemniej pytania techniczki wzbudziły w nim ciekawość i zaczął czytać o Haitańskich zombie.

- Lepiej skup się na Caroline. Mamy wyniki badań DNA. Twoje przeczucie co do ładnej latynoski się sprawdziło- kontynuował Ford, nie czekając na jego odpowiedź. Smith również nie zdążył go poprawić, że wcale nie chodziło o urodę Bonnie. Uwierzył jej... W zasadzie nie potrafił tego wyjaśnić. Po prostu to co mówiła było logiczne i układało się w sensowną całość z posiadanymi przez nich informacjami zdobytymi z miejsca zbrodni i sekcji zwłok.- Czas wezwać ją na przesłuchanie.

- Bonnie? Nie, to zły pomysł- zaoponował od razu Smith.- Dopiero co dowiedziała się o śmierci bliskiej jej koleżanki. Jeszcze nie jest gotowa na przesłuchanie.

Smith miał nadzieję, że jego przełożony nie będzie naciskał na przesłuchanie Bonnie. Nie potrafiłby zachować się wobec niej jak nieczuły glina i patrzeć jak zalewa się łzami. Ona zdecydowanie potrzebowała trochę więcej czasu. Wiedziała, że prędzej czy później czekało ją przesłuchanie i z pewnością chciała pomóc w ujęciu mordercy. Sama się zgłosi jak będzie gotowa. Tego był pewien.

- Skoro tak uważasz. Możemy jej dać dzień czy dwa, ale nie możemy zbyt długo zwlekać- powiedział Ford, wzruszając ramionami.- W takim razie zbieramy się. Czas powiadomić rodzinę.

Smith skrzywił się jakby zjadł cytrynę. To była zdecydowanie najgorsza część pracy policjanta. Informowanie rodziny o śmierci jakiegoś jej członka- córki, siostry, brata czy kogokolwiek innego. Już wolał papierologię. Raporty spędzające sen z powiek, wypełnianie papierków w celu zdobycia nakazu, gdzie w przypadku nieposiadania wystarczająco mocnych dowodów trzeba było się nieźle nagimnastykować. Cokolwiek tylko nie przynoszenie złych wieści, a potem obracanie tej wizyty w przesłuchanie. To było okropne. Przykro się na to patrzyło i jeszcze gorzej w tym uczestniczyło. Niestety tym też zajmował się jako policjant.

*****

Wystarczyło, że pojawili się w progu, a Smith już chciał stamtąd odejść. Matka Caroline, podobna do niej we wszystkim poza wiekiem i kolorem włosów, przywitała ich z nadzieją w oczach.

- Znaleźliście ją? Co się z nią przez tyle czasu działo? Dlaczego z wami nie przyjechała?

Z każdym kolejnym pytaniem opuszczającym usta kobiety, jej nadzieja gasła, a ona wyglądała coraz bardziej zaniepokojoną. Smith nie potrafił jej powiedzieć, że jej córka nie wróci. Nawet nie będą mogli się z nią pożegnać. Będą mogli zobaczyć jedynie kości z wyrytym fragmentem pentagramu oraz dokument z laboratorium, który potwierdza, że te dwie osoby są spokrewnione.

- Możemy wejść do środka? Nie mamy dobrych wieści. Sądzę, że woli pani, aby sąsiedzi nie usłyszeli wszystkiego.

Na twarzy matki ofiary odmalował się strach. Wpuściła ich do środka. Od razu skierowali się do salonu, zasugerowali, żeby kobieta usiadła, po czym Ford wziął na siebie najgorszą część. Oznajmił, że Caroline została zamordowana, po czym zaczął wyjaśniać wszystko, czego do tej pory się dowiedzieli. Smith wątpił, żeby kobieta zarejestrowała zbyt wiele szczegółów. Po początkowym wyparciu i sprzeciwie wobec takich okropnych "oszczerstw" zdawała się postarzeć o kilka lat. Cała jej energia wyparowała, a ona wybuchnęła płaczem. Cały jej świat runął na ich oczach, a oni mogli jedynie na to patrzeć. Życie było okrutne i niesprawiedliwe. Mogli złapać mordercę, ale pobyt za kratkami i tak nie naprawi szkód. Jego ofiara ciągle będzie martwa.

- Proszę nam powiedzieć, jaką osobą była pani córka- odezwał się Smith, kiedy Ford już skończył opowiadać o okolicznościach śmierci i znalezieniu zwłok. Na pytania matki Caroline nie potrafili odpowiedzieć.

- Była radosna, beztroska, ciekawska w dobrym tego słowa znaczeniu... Ludzie ją lubili. Zawsze była lubiana i miała wielu adoratorów, chociaż rzadko ich przyprowadzała, kiedy jeszcze tutaj mieszkała. Czasami z mężem udawaliśmy, że wcale nie widzimy jak ktoś wymyka się z jej pokoju... Nie gniewałam się. Była mądrą kobietą. Ufałam, że wie co robi.

Poznali jeszcze kilka faktów z życia ofiary. Dlaczego i jak zainteresowała się biologią, jakie miała plany na przyszłość, że miała bardzo dobry kontakt z członkami rodziny i wielu znajomych. Caroline została przedstawiona w bardzo pozytywnym świetle, co nie było niczym nadzwyczajnym. Tak to zazwyczaj wyglądało w przypadku morderstw i rozmów z rodzinami osób zamordowanych. Łatwo było kogoś wybielić po śmierci. Zdaniem Smitha złe uczynki zwyczajnie traciły znaczenie wobec odejścia danej osoby i zostawały jedynie dobre wspomnienia.

- Robimy powtórkę z przesłuchania ludzi, którzy znali Bryce'a- oznajmił Ford tuż po wyjściu z mieszkania rodziny Caroline.- Tylko najpierw musimy przygotować kwestionariusz. Najpierw jedziemy na komendę, a potem prosto do Californian University.

To tyle było z tajemnicy, pomyślał Smith. Całe Cal dowie się, do kogo należał bezimienny szkielet. Jednak nie mieli innego wyjścia. Jak mieliby prowadzić śledztwo dotyczące morderstwa w tajemnicy w środowisku uniwersyteckim? To byłoby niewykonalne.

*****

Szatynka dała się wyciągnąć do bistro na śniadanie. Ze względu na cały ten stres związany z morderstwami i poprzednim dniem uznała, że coś jej się od życia należy. Przysięgła sobie, że to było pierwsze i ostatnie włamanie w jej wykonaniu. W każdym razie właśnie jadła przepyszne naleśniki z owocami i bitą śmietaną w towarzystwie Josha, Noah i Brooke. Andrew szczęśliwym trafem był zajęty. Nie wiedzieli czy był na zajęciach czy u Katie, ale przynajmniej dwie osoby z ich czteroosobowego towarzystwa cieszyły się z jego nieobecności. Josie mu tego nie powiedziała wprost jak na razie, ale uważała, że zachowywał się jak dupek przyprowadzając Katie.

- To jest do dupy- stwierdził Noah, kontynuując swoje narzekania na temat nowych przedmiotów, które miały mu niebawem dojść.- Na cholerę mi coś takiego jak historia kina niemego? Albo historia filmu animowanego? To strata czasu. Ja chcę tworzyć filmy, uczyć się montażu, a nie wkuwać jak to wyglądało wieki temu...

Josie nie zdążyła wyrazić swojego poparcia dla tak bezsensownie nudnych przedmiotów. Osobiście bardzo cieszyła się, że nie ma czegoś podobnego na swoim kierunku. Jednak ich uwagę przykuło coś zupełnie innego. Mianowicie głos z radiowęzła. Zwłaszcza, że używano go niezwykle rzadko. Tylko w sytuacjach kryzysowych. Czy w przeciągu jej nauki w Cal wcześniej go użyto? Nie przypominała sobie takiej sytuacji.

- Proszę o stawienie się wszystkich osób, które znały Caroline Deaver przy sali numer sto dwadzieścia na wydziale zarządzania. Proszę o cierpliwość i ustawienie się w kolejce. Z góry dziękuję za współpracę- usłyszeli spokojny bezosobowy męski głos.

Choć nie powiedziano tego wprost, wszyscy wiedzieli co to znaczy. Caroline została zamordowana tak jak wcześniej Bryce. Facet użył nawet czasu przeszłego. Wolał osoby, które "znały" Caroline, nie te które ją "znają". Wezbrała fala rozmów pełnych spekulacji, co owe ogłoszenie oznaczało.

- To pewnie ten szkielet sprzed Cal- stwierdził Josh. Szatynka doskonale pamiętała swój konsternację z tamtego dnia, kiedy student prawa powiedział jej, że to była kobieta. Sam widok kości mu wystarczył, żeby stwierdzić ten fakt.- Nie rozumiem tego. Po co podrzucać dowód zbrodni przed uniwersytet? Morderca mógł być zauważony, mógł zostawić ślady, a do tego jeszcze poinformował cały świat, że ktoś został zamordowany. Gdyby chociażby wrzucił te kości do jakiegoś zbiornika wodnego, mogliby nie znaleźć szczątków przez kilka miesięcy albo nawet i lat. Bez ciała nie ma zbrodni.

Opinia Josha była przerażająco logiczna. Już samo myślenie w ten sposób wydało się Josie odrażające. Oczywiście miała na myśli mordercę, a nie Josha. Słowa przyjaciela sprawiły jedynie, że w jej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań. Zachowanie mordercy przeczyło logice, ale ktoś kto spala innego człowieka żywcem nie może być normalny.

- Nie zapominajmy, że to psychopata- wtrącił Noah.- Może po prostu szuka sławy? Nieuchwytny podpalacz z Cal.

- Naprawdę sądzisz, że zbiorniki wodne to takie dobre... Hmm... Miejsce do ukrycia ciała?- zapytała Josie mocno zaniepokojona taką ewentualnością. Mimowolnie przypomniała sobie ile razy jako dziecko jechała razem z rodzicami nad jezioro. Uwielbiała bawić się w wodzie i ani razu przez myśl jej nie przeszło, że gdzieś tam mogły spoczywać czyjeś szczątki.

- Niestety tak. Kilka miesięcy temu osuszono jakiś zbiornik wodny na terenie Stanów Zjednoczonych. Nie pamiętam gdzie dokładnie ani jak to się nazywało. W każdym razie znaleziono co najmniej dwa ciała. Jedno było już dość stare. Jestem przekonany, że gdyby osuszyć więcej zbiorników wodnych, to znaleziono by więcej niezidentyfikowanych szkieletów.

- Słyszałem o tym. Nie przypomnę sobie gdzie to było, ale te starsze zwłoki były wciśnięte do beczki, co nie?- mruknął Noah.

Josh przytaknął. Sullivan zrobiła wielkie oczy. Czyli jednak Josh nie wymyślił tej opinii, nie wziął jej z seriali czy książek. Bazował na rzeczywistych zdarzeniach.

Dzieci mają na ogół naprawdę fajne życie. Bawią się, śmieją i są takie beztroskie. Są zupełnie nieświadome czających się wokół nich zagrożeń. Josie zastanawiała czy w dzieciństwie rzeczywiście mogła bawić się w wodzie, co uwielbiała, a gdzieś nieopodal znajdowały się zakopane w mule zwłoki. Na szczęście nie będzie jej dane się tego dowiedzieć. Nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie.

- Biedna Bonnie. Musi być załamana- stwierdziła Brooke. Szatynka dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie rozmawiała poprzedniego dnia z Brooke. Włamaniem, które było pomysłem Huntera, z pewnością nie zamierzała się chwalić, ale nie wspomniała również o wynikach badań DNA. Uświadomiła sobie, że coraz częściej zataja coś przed przyjaciółmi. Bynajmniej nie chciała, żeby to weszło do jej rutyny.

- Zdecydowanie- zgodziła się z nią Josie, przypominając sobie słaby głos latynoski przerywany szlochem z poranka.

- Dlaczego Bonnie miałaby być załamana? Znała tą Caroline D?

- Przepraszam, zapomniałam, że miałam o tym nie mówić.

Brooke zakryła automatycznie dłonią usta, uświadamiając sobie, iż powiedziała za dużo. Szatynka również dopiero co sobie to uświadomiła. Nie mówiła Noah i Joshowi w jakich okolicznościach poznała Bonnie i dlaczego tak bardzo nalegała na wspólne wyjście. Za to wtajemniczyła Brooke tylko dlatego żeby tamta przestała się na nią gniewać i nie wypytywała o sekret Huntera. Z każdym kolejnym dniem Josie coraz bardziej gubiła się w tym co komu mówiła. Czuła jakby utknęła w pajęczej sieci, która tylko mocniej ją oplata, kiedy próbowała się z niej wyrwać.

- Tak, właściwie dlatego ją poznałam- odparła Josie, znużona kłamstwami i półprawdami. Starała się lawirować pomiędzy tym co wypadało mówić, a co niezupełnie. Jak widać, szło jej to fatalnie. Po krótce wspomniała o tym z kim widziała Bonnie i dlaczego do niej zagadała.- Przepraszam, że wcześniej wam nie powiedziałam, ale nie uważałam, żeby to było... Istotne. Nie dopóki tego ostatecznie nie potwierdzono.

Josh i Noah wydawali się zaskoczeni, ale nie byli na nią źli. Rozumieli, że wolała nie rozpowiadać po Cal, że ta osoba być może została zamordowana.

- Wow. Ona sama się tego domyśliła i poszła na policję z informacją, że chyba zna ofiarę? To wielka tragedia, rzecz jasna, ale... Wow. Co za odwaga i zdumiewająca zdolność łączenia faktów- podsumował Josh.

- Dobrze, że jej tutaj z nami nie ma- ocenił Noah.- Mówię o Bonnie. Wyszedłbyś na świra i osobę o bardzo dziwnych zainteresowaniach. Gdyby jeszcze usłyszała twój zbiornikowy wywód eksperta od ukrywania zwłok...

Po tych słowach Josh oburzył się i zaczął coś tłumaczyć Noah, ale ten upierał się przy swoim zdaniu. Josie szybko straciła zainteresowanie tą drobną sprzeczką. Mieli na głowie poważniejsze zmartwienia niż różnicę charakterów pomiędzy tą dwójką. Szatynka wykorzystał kłótnię przyjaciół, żeby zapytać Brooke o sprawę, której wcześniej nie miała jak poruszyć. Cały czas ktoś z nimi był i nie miały ani chwili prywatności.

- A co z Andrew?

Blondynka wzruszyła ramionami. Zapewne chciała, żeby ten gest wyszedł lekceważąco, jakby zupełnie jej to nie obchodziło, a jednak wypadło to mało przekonująco.

- Nic. Mówiłam ci. Koniec z nim. Nie będę tracić dłużej na niego czasu. Zwłaszcza jak teraz wszędzie zabiera ze sobą tę laskę. Tobie też działa na nerwy? Jest w niej coś takiego niezmiernie irytującego.

Szatynka natychmiastowo przytaknęła. Też tak uważała, chociaż może po prostu wkurwiało ją zachowanie Andrew i swoją złość przenosiła również na Katie. Brooke nie znosiła jej z oczywistego względu, poniekąd również przenosząc złość z Andrew na nią. Chociaż to wszystko było winą Andrew.

- Oj tak, jest strasznie denerwująca. Nie trawię jej.

Blondynka lekko uniosła kąciki ust, kiwnąwszy głową.

- Ale wracając do morderstwa...- zaczął Josh, ale został gwałtownie uciszony przez trzy potępiające spojrzenia i jednogłośny sprzeciw werbalny.

- Josh!

- Zrób coś dla nas i przestań gadać o tej zbrodni, dobrze? Już wystarczy, że całe Cal żyje tym tematem- dodała Brooke umiarkowanie łagodnym tonem. Josh skapitulował. Resztę posiłku spędzili, rozmawiając o dużo bardziej błahych tematach takich jak: dzień otwarty Cal, czekające ich zaliczenia, nudne przedmioty i różne ciekawostki filmowe.

*****

Josie wpadła w wir nauki. Pomiędzy zajęciami starała się siedzieć nad książkami. Zbliżało jej się kilka zaliczeń, a przez panujące ostatnio zamieszanie w ogóle nie miała głowy, żeby uczyć się na bieżąco, już nie wspominając o powtórkach. Miała naprawdę sporo rzeczy do nauki i coraz mniej czasu. Zaczynała żałować, że wcześniej choć trochę nie zmotywowała się do nauki.

Musiała zacisnąć zęby, kuć ile się dało i liczyć, że jej się uda. Cal nie obchodziło czy po uniwersytecie grasował morderca, a może nawet kilku. Przynajmniej nie w kwestii opuszczenia się z nauką, bo mimo wszystko, morderca robił im kiepska reklamę. Akurat renoma ich obchodziła. Josie słyszała od Brooke, że w ramach dnia otwartego planowali mnóstwo przedsięwzięć. Podobno nawet zwiększono budżet, ponieważ koniecznie chcą odzyskać utraconą reputację i udowodnić, że uczelnia jest tak samo bezpieczna i prestiżowa jak wcześniej.

Josie nie potrafiła brać ich prób pokazania "normalności" na poważnie. To nie było normalne, że dwie osoby studiujące w Cal zostają od tak zamordowane. Działo się tutaj coś złego, czego szatynka nie potrafiła zrozumieć.

Sullivan zerknęła na telefon, widząc nową wiadomość od Bonnie. To musiało być coś ważnego, a może po prostu latynoska potrzebowała towarzystwa. Tak też mogło być. Od czasu zniknięcia Caroline z pewnością czuła się bardziej samotna i towarzyszyła jej pustka, której nie sposób było wypełnić.

Zdziwiła się, widząc, że to nawet nie była wiadomość tekstowa, a wiadomość głosowa. Bonnie się nagrała. Pełna niepokoju Josie postanowiła natychmiast odsłuchać wiadomość. Okazało się, że owszem miała się czym martwić.

- Wielkie dzięki Josie- usłyszała pretensjonalny urażony ton Bonnie. To nie był dobry początek.- Myślałam, że masz dobre intencje, że jedynie chcesz mi pomóc po tym co widziałaś... Byłam naiwna. Myliłam się. Ty tylko pomagasz swojemu koledze dziennikarzowi. Od początku chciałaś tylko wyciągnąć ze mnie informacje. Już macie swój tekst. Jesteście zadowoleni? Nie dzwoń ani nie pisz do mnie więcej. Nie zamierzam wam podawać kolejnych informacji o Caroline. Musicie sobie znaleźć inne nieświadome waszych intencji źródło. Zostawcie mnie w spokoju.

Szatynka zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, czemu Bonnie się na nią wściekała. Jednak dość jasno dała do zrozumienia, że chodzi o jakiś artykuł. Sullivan weszła na stronę Cal, już obawiając się tego co tam ujrzy. Cholerny Hunter. Czy on zawsze musiał coś spieprzyć?! Jeszcze została z nim wrzucona do jednego worka i Bonnie nie chciała mieć również z nią kontaktu. Na serio nic nie zrobiła, to tylko i wyłącznie jego wina!

Josie od razu znalazła artykuł, który ukazał się na stronie niespełna godzinę temu. Nagłówek zdawał się aż krzyczeć, zwracając swoją uwagę niezbyt wymyślnym, trafnym tytułem, który z pewnością zapewnił mnóstwo wyświetleń autorowi.

Szczątki sprzed głównego budynku Californian University zidentyfikowane.

Szatynka szybko przebiegła wzrokiem tekst i z każdą chwilą jej złość skierowana ku Hunterowi rosła. Dziennikarz popisał się totalnym brakiem wyczucie i nawet gdyby Bonnie go nie znała, od razu wiedziałaby od kogo miał te informacje. Od niej. No chyba że latynoska opowiedziała o tym komuś innemu w co wątpiła. Zupełnie zdradziła jej zaufanie.

Hunter wspomniał kiedy Caroline zaginęła, dodając komentarz od jej współlokatorki. Musiał z nią rozmawiać dzisiaj. Wcześniej jakoś nie raczył wspomnieć, że chociażby ma to w planach. Dodatkowo nie omieszkał wspomnieć o badaniach DNA oraz o "bliskiej znajomej" Caroline, która zaalarmowała policję, kierując ich na właściwy trop.

Na koniec dodał również fragment o przesłuchaniach ogłoszonych z pomocą radiowęzła i tłumnej obecności bliższych i dalszych ofierze osób, które chętnie udzieliły pomocy policji. Miał na tyle przyzwoitości, żeby nie wymienić Bonnie z imienia i nazwiska, ale i tak posunął się za daleko. Josie była na niego wściekła. Przecież ustalili, że nie napisze nic bez zgody Bonnie, a artykuł magicznie ukazuje się na stronie Cal!

Szatynka wątpiła czy to cokolwiek da, ale musiała spróbować przeprosić Bonnie. Że też nie wiedziała, gdzie tamta miała pokój... Wielka szkoda, wolałaby to zrobić osobiście, a nie przez telefon. Najpierw wybrała numer Bonnie, choć było mało prawdopodobne, żeby odebrała. Tak też się stało, odezwała się poczta głosowa. Została zignorowana. Pozostało jej wysłać wiadomość i liczyć, że Bonnie się odezwie albo że gdzieś uda jej się ją przypadkiem spotkać. Zawsze mogła czatować na jej wydziale, gdzie prędzej czy później powinna się pojawić.

Od Josie: Jest mi niezmiernie przykro. Nie wiedziałam, że on to napisze. Kategorycznie zakazałam mu cokolwiek publikować na temat Caroline, ale jak widać miał gdzieś moją opinię... Przepraszam, porozmawiajmy. Też jestem na niego wkurzona.

Jej tłumaczenie było marne, ale prawdziwe. Tak było. Może i Sullivan na samym początku podeszła do Bonnie właśnie w tym celu, aby wydobyć informacje, ale po rozmowie z nią wcale nie chciała ich już w żaden sposób wykorzystać. Nie czułaby się z tym w porządku. Aktualnie towarzyszyły jej wyrzuty sumienia z powodu tej całej sytuacji. To wszystko było jej winą. Nie powinna była ufać Hunterowi. On sprowadzał same kłopoty.

Wiedziała, że to kiepski pomysł, ale musiała się choć trochę wyładować, dlatego postanowiła zostawić wiadomość Hunterowi. Kompletnie nie miała ochoty z nim rozmawiać. Nie po tym co zrobił.

Od Josie: Co ci odbiło?! Jak mogłeś to zrobić?! Umawialiśmy się, że nic nie opublikujesz, a ty jak gdyby nigdy nic, bez słowa, wrzucasz taki tekst! Odpierdol się ode mnie na dobre! Chyba nie muszę wspominać, że Bonnie nie chce cię widzieć. Mnie przy okazji też. To koniec naszej współpracy.

Na koniec Josie dołożyła emotikonkę z wystawionym środkowym palcem. Była na niego potężnie wkurwiona. Kiedy po jakimś czasie dostała wiadomość zwrotną od Huntera, nawet na nią nie spojrzała. Zablokowała jego numer. Co ją podkusiło, żeby wierzyć jakiemuś durnemu dziennikarzowi, że potrafi zachować się właściwie, a nie jedynie bezmyślnie podążać za sensacją? Teraz miała konsekwencje swojej naiwności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro