Rozdział 22
Josie ledwie zdążyła wziąć prysznic, ubrać się i wyjść z pokoju, kiedy została złapana przez Brooke. Blondynka od razu chwyciła ją za ramię i pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku.
- Nie uwierzysz co się stało- zaczęła blondynka z przejęciem. Ani na moment nie zwolniła. Tym bardziej nie zapytała czy w ogóle Sullivan miała czas i chęć iść z nią gdziekolwiek.
- Cokolwiek się zdarzyło, bynajmniej nie wątpię, że jest to coś super ważnego... Obawiam się, że nie mam na to czasu. Muszę iść na zajęcia- wyjaśniła szatynka, nadaremnie próbując wyswobodzić się z żelaznego uścisku przyjaciółki.
Brooke zdawała się kompletnie ignorować jej próby pójścia w przeciwną stronę, sprzeciw słowny oraz sarkazm pobrzmiewający w jej głosie. Czasami Josie zastanawiała się czy jej zachowanie było spowodowane nadmierną ignorancję czy wybiórczą atencją na świat zewnętrzny. Blondynka z reguły na pierwszym miejscu stawiała własne potrzeby, potem przejmowała się lub nie, jak w tym przypadku, resztą.
- To jest zdecydowanie ważniejsze niż jakieś głupie i nudne zajęcia- zaoponowała Brooke.
- Niestety te twoim zdaniem głupie i nudne zajęcia trzeba zdać, a byłoby łatwiej gdybym czasami na nich była...
W tym momencie Brooke zatrzymała się raptownie i spojrzała na nią z nadmierną powagą, co było u niej rzadkie, wręcz niespotykane.
- To jest poważna sprawa. Powiedziałabym, że nawet sprawa życia i śmierci. Czyjejś śmierci... Chodzi o mordercę z Cal.
W tym momencie Josie zrezygnowała z pomysłu, żeby udać się na zajęcia. Nie wiedziała czy aby na pewno posiadane przez Brooke informacje były tak ważne, ale to rzeczywiście był istotny temat.
- W porządku. Gdzie idziemy? Co się stało? I o którym mordercy z Cal mówisz? Zdaniem policji te dwa zabójstwa nie są powiązane, a przynajmniej podobieństwa nie są na tyle znaczące, żeby je połączyć.
- Naprawdę sądzisz, że mamy dwóch psychopatów w okolicy?- spytała Brooke z niedowierzaniem. Jej uwaga bywała wybiórcza jak w tym przypadku, kiedy nie odpowiedziała na w zasadzie żadne pytanie które padło z jej ust.
Josie wzruszyła ramionami.
- Wyobraź sobie, że nigdy nie zastanawiałam ilu psychopatów przypada na dane miasto. Ciężko to ocenić.
Brooke w odpowiedzi przewróciła oczami. W Sullivan narastała irytacja. Czemu kolejna osoba musiała tak po prostu zabierać ją w nieznane jej miejsce? Nie mogli jak zwyczajni ludzie powiedzieć jej, że idą na przykład do kawiarni, pokoju któregoś z jej znajomych, cokolwiek? Wczoraj Hunter robił tajemnicę z ich wyjazdu i skończyli na cmentarzu. Aż bała się myśleć na jaki pomysł wpadnie Brooke, chociaż zakładała, że przyjaciółka jest zbyt leniwa, żeby zabrać ją poza Cal.
- Więc którego mordercy to dotyczy? Od Bryce'a czy Caroline?- powtórzyła swoje pytanie Josie.
- Caroline, ale szczerze wątpię, że po okolicy chodzi sobie, a nawet jeździ dwóch zabójców. Właściwie dziwi mnie, że jeszcze nie wiesz o co chodzi. Gdzie ty żyjesz? Wiem, że internet na kampusie różnie działa, ale nie aż tak, żeby nie móc sprawdzić najświeższych wiadomości.
W końcu udało jej się uzyskać jakąś odpowiedź. Jej dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku kieszeni i znajdującego się w środku telefonu. Nie zdążyła go wyciągnąć. Brooke była szybsza.
- Nie ma takiej opcji. Skoro już się do ciebie pofatygowałam, to zobaczysz najświeższe informacje w swoim czasie, czyli jak już dojdziemy do reszty. Wszyscy o tym wiedzą, poza tobą najwidoczniej.
Szatynka przewróciła oczami.
- A gdzie idziemy?
- Do pokoju Josha. Miejsca publiczne nie wydają się odpowiednie do tego rodzaju rozmów. Noah stwierdził, że to będzie kolejna tajna narada... Czasami bywa dziecinny, co nie?
Szatynka nie odpowiedziała. Zastanawiała się co mogło być tak istotne, że Brooke chciała ich wszystkich zebrać w jednym miejscu. Niewątpliwie dotyczyło to morderstwa, do tego nawet się przyznała. Tylko o co dokładnie chodziło? Istniało wiele możliwości, chociaż wątpiła czy którakolwiek była pozytywna. Miała złe przeczucia. Przez myśl przeszła jej nawet pewna ewentualność, której wolała nawet nie formułować w pełni w głowie. Po raz pierwszy od dawna nie chciała mieć racji.
Po chwili dotarły na drugi koniec akademika do pokoju Josha. Noah już tam był, a Andrew ponownie nie został zaproszony. Ostatnio zaskakująco zgodnie go unikali, przynajmniej Brooke i Josie. Josh i Noah ciągle z nim rozmawiali, to nie tak, że całkowicie się od niego odcięli, ale jakoś głupio było zapraszać go na wspólne spotkania. Zwłaszcza, że nie był już na poprzednim.
- Trzymaj to i przeczytaj- powiedziała jej Brooke, wręczając jej swój telefon i sadowiąc ją na krześle.- Tylko nie upuść. Możesz być zaskoczona, ale nie rzucaj moim telefonem. Nie chcę, żeby się uszkodził.
Szatynka nie rozumiała, skąd te obawy. Nie miała w zwyczaju upuszczać ani swojego ani tym bardziej czyjegoś telefonu. Gwoli ścisłości, nigdy też nie upuściła telefonu Brooke. Zresztą, gdyby blondynka oddała jej własne urządzenie, to z łatwością mogłaby znaleźć to co próbowali jej pokazać. Rzekomo było to ogólnodostępne.
- Jak mogłaś tego nie widzieć, Jo?- spytał zdziwiony Noah.
- Nie każdy siedzi dwadzieścia cztery godziny na dobę w internecie. Przypominam, że zbliżają się zaliczenia i staram się temu poświęcić jak najwięcej czasu...
- Cii- mruknęła Brooke w kierunku Noah, posyłając mu sugestywne spojrzenie.- Daj jej przeczytać. Potem możesz komentować.
Josie nie miała ochoty się kłócić, a poza tym zżerała ją ciekawość. Chciała wiedzieć o co cały ten szum. Już sam widok nagłówka sprawił, że przeszedł ją dreszcz i zdechło jej w gardle. Zdecydowanie przestało jej być do śmiechu. Ta sytuacja nie była zabawna.
Morderczy Satanista zbiera żniwa.
Tytuł już sam w sobie był niepokojący. Od razu nasunęło jej się skojarzenie z inną zbrodnią sprzed kilku dni. Miała nadzieję, że się myliła, ale straciła to naiwne złudzenie, kiedy przeczytała resztę artykułu. W San Simeon znaleziono zwłoki kobiety z wyciętym w plecach pentagramem... Czuła jakby brakowało jej powietrza. To wszystko było powiązane. To nie mógł być zbieg okoliczności. Zwłaszcza, że do morderstwa doszło w San Simeon, a to miejsce, do którego jak wiadomo jeździła Caroline. Wnioski były niepokojące i przerażające. Gdzieś tam na wolności znajduje się seryjny morderca. Nie wiedziała czy takim terminem można nazywać kogoś kto zabił z pewnością dwie osoby, ale może Brooke miała rację? Może Bryce również był ofiarą tego okrzykniętego przez media Satanisty?
- Brak mi słów- mruknęła Josie, oddając telefon właścicielce i odbierając od niej własny. Miała w głowie pustkę, a przed oczami nie wiedzieć czemu pojawił jej się Bryce. Jego ciało z wyciętym odwróconym krzyżem, częściowo widoczne wnętrzności i czarna posoka skapująca na posadzkę. Jeszcze ten odgłos kapania. Ten dźwięk już nigdy nie będzie jej się kojarzył tak zwyczajnie i niewinnie jak kiedyś.
- A więc to już pewne. Jakiś psychol morduje ludzi i wycina im pentagramy- podsumował Noah posępnie.
- Albo odwrócone krzyże- wtrąciła Brooke, krzyżując ramiona pod biustem.- Skłaniam się ku teorii, że sprawca jest jeden. To i tamto jest tak samo popieprzone i satanistyczne. Spróbujcie zaprzeczyć.
Poniekąd miała rację. A więc Satanista nie miał na koncie dwóch, a potencjalnie nawet trzy zabójstwa. Po prostu świetnie.
- Możesz mieć rację, ale niekoniecznie. Elementy religijne mogą być częścią jego modus operandi...
- Chwila. A czy modus operandi nie oznacza, że ktoś zabija dokładnie w ten sam, jeden konkretny sposób? Może go od tak zmienić?- przerwał mu Noah.
- Wbrew ogólnemu mniemaniu o modus operandi zabójca może zmienić metodę. Seryjni mordercy udoskonalają swoje metody aż do, według nich, perfekcji lub do momentu, gdy zostaną złapani. Modus operandi to ogół czynności prowadzących do zabójstwa. To nie musi być tylko i wyłącznie na przykład wbicie noża w serce. Taki zabójca mógłby na przykład następnym razem wyciąć to serce i to by podlegało temu samemu celowi. I tu i tu zabił ofiarę, uszkadzając jej serce. Rozumiecie? Nie chodzi o ślepe ufanie schematowi. Modus operandi to coś więcej.
Noah skinął głową, usatysfakcjonowany wyjaśnieniem. Z kolei Brooke patrzyła na Josha jakby teleportował się z innej planety w to miejsce na ich oczach. Josie po raz kolejny czuła mieszankę niepokoju i podziwu wobec wiedzy przyjaciela.
- Dziękujemy za to fachowe wyjaśnienie, ale wróćmy do problemu- odezwała się blondynka.- Morderca Caroline uderzył ponownie.
Dopiero teraz Josie coś sobie uświadomiła. Czy Bonnie widziała ten artykuł? Jeśli tak, to musiała dojść do tych samych wniosków co oni. To właśnie dzięki niej i rozmowie ze Smithem ich paczka w ogóle wiedziała o pentagramie. Przy morderstwie Caroline to nie pojawiło się w internecie. Wtedy udało im się to zachować w tajemnicy. W przypadku zabójstwa w San Simeon już nie.
- Jeszcze w tym miejscu- powiedziała Josie, myśląc na głos. Przyjaciele spojrzeli na nią pytająco. Chyba mogła im tyle powiedzieć, skoro i tak już sporo wiedzieli. Oczywiście informację o włamaniu, w którym brała udział, zamierzała zachować dla siebie.- Caroline jeździła do San Simeon. Nie wiem po co, Bonnie też nie. Policjant o tym mówił.
- Ha, a więc nazwa morderca z Cal jest błędna. To jest morderca z San Simeon- stwierdził Noah.
- A jak wyjaśnisz fakt, że dwa ciała były na terenie Cal?
Brunet wzruszył ramionami.
- Nie jestem mordercą i psychopatą, żeby znać takie szczegóły. Cholera wie co mu siedzi w głowie. To wcale nie musi być logiczne.
- Albo studiuje w Cal, a San Simeon jest jego rodzinnym miastem. Może ma tam rodzinę- odważył się wysunąć sugestię Josh. Brooke obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.- No co? Seryjni mordercy nie wyróżniają się aż tak. Potrafią prowadzić normalne życie, wtopić się w tłum i owszem, posiadają rodziny, które mogą nie mieć pojęcia o ich morderczych skłonnościach.
Josie mimowolnie się skrzywiła. Wyobraziła sobie studenta, który zabija w wolnym czasie innych ludzi, a potem jedzie na rodzinny obiad, gdzie beztrosko opowiada jak mu minął tydzień. Oczywiście pomija temat morderstw, a kiedy rodzina z obawą wspomina o tym co przeczytali w internecie, ten kręci głową z dezaprobatą i smętnie stwierdza, że faktycznie o tym słyszał. A potem zapewnia rodzinę, że będzie ostrożny i nic mu się nie stanie. Ta wizja była przerażająco autentyczna. Niemal widziała ten pełen zadowolenia, okrutny uśmiech. Wzdrygnęła się.
Naszła ją pewna zdecydowanie nieadekwatna do sytuacji myśl. A gdyby tak umieścić podobne zakończenie w swojej pracy zaliczeniowej dla Harrisona? To by pasowało do historii, którą zaczęła i tymczasowo porzuciła. Może warto byłoby do niej wrócić?
- Jo, ziemia do ciebie!- wyrwała ją z zamyślenia Brooke. Josie spojrzała na przyjaciółkę, uśmiechając się przepraszająco.
- Co mówiłaś? Wybacz, po prostu przypomniało mi się... Zresztą nie ważne.
Blondynka obrzuciła ją pełnym troski spojrzeniem. Pewnie od razu założyła, że chodzi o Bryce'a i to jak przypadkiem trafiła na miejsce zbrodni. To też ciągle pamiętała i jeszcze chwilę temu rzeczywiście o tym myślała. Wolała nie przyznawać się, że wymyślała kontynuację swojej pracy zaliczeniowej, inspirując się prawdziwymi wydarzeniami i scenariuszem Josha. To było w stylu Huntera, a nie jej. Ona nie chciała żerować na cudzej tragedii.
- Pytałam czy rozmawiałaś z Bonnie. Teraz kiedy wie, że Caroline nie była jedyną ofiarą tego samego zabójcy...
- Nie miałam kiedy. Dopiero co się tego dowiedziałam od was. Zadzwonię do niej.
Josie wybrała numer Bonnie, na chwilę wychodząc na korytarz. Na szczęście był pusty, więc mogła liczyć na trochę prywatności. Nie żeby ściany były aż tak grube... Przecież to był akademik. Jednak o tej godzinie zdecydowana większość osób znajdowała się na zajęciach. Josie też by tam była, gdyby nie interwencja Brooke.
Szatynka próbowała dwa razy, a potem zrezygnowała. Nie chciała nękać Bonnie. Latynoska z pewnością do niej oddzwoni jak tylko zobaczy połączenia. Może była na zajęciach i nie mogła rozmawiać? Mimo wszystko, Josie poczuła lekki niepokój. Chyba w tej sytuacji to nic dziwnego, że martwiła się o Bonnie. W końcu ta niedawno straciła przyjaciółkę, która została brutalnie zamordowana przez Satanistę. Skrzywiła się automatycznie, używając pseudonimu, którym został okrzyknięty morderca przez prasę. Był okropny.
Postanowiła napisać wiadomość do Bonnie. Krótka i nie natarczywą, ale wolała mieć pewność, że wszystko u niej w porządku.
Od Josie: Nie musisz oddzwaniać, jeśli jesteś zajęta, ale daj znać, że jest z tobą w porządku.
Już miała wrócić do pokoju, ale zobaczyła dwie nowe wiadomości. Jedna była od Bonnie. Latynoska potwierdziła, że u niej w porządku i odezwie się później. Josie poczuła ulgę. Chyba nie było nic dziwnego w tym, że po ostatnich wydarzeniach się martwiła.
Druga wiadomość z kolei niezmiernie ją zaskoczyła.
Od irytujący dziennikarz: Spokojnie, Bonnie jest w dobrych rękach. Nieźle zniosła ten artykuł o zabójstwie w San Simeon. Z pewnością wiesz o co chodzi.
Ta wiadomość zdecydowanie jej nie uspokoiła. Co Hunter wyrabiał?! Czy on właśnie nękał Bonnie?! Wprost nie mogła uwierzyć, że tak po prostu do niej poszedł. On nie miał wyczucia.
Od Josie: Ty jej to powiedziałeś?! Teraz to mnie poważnie zmartwiłeś. Mam przyjść?
Niemal widziała oczami wyobraźni jak Hunter przewraca oczami, czytając tę wiadomość.
Od irytujący dziennikarz: Bardzo zabawne. Nie przychodź. Wyobraź sobie, że świetnie sobie radzę. Ustalam właśnie z Bonnie szczegóły dotyczące nowego artykułu.
Sullivan otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Czy Hunter czasami w ogóle używał mózgu?! Zaczynała mieć wątpliwości. Bonnie niedawno straciła przyjaciółkę, dopiero co dowiedziała się, że zabójca uderzył ponownie, a ten poszedł ustalać z nią treść artykułu! Warto też pamiętać, że Bonnie ciągle gniewała się na niego po ostatnim, słusznie swoją drogą. To spotkanie nie mogła się dobrze skończyć.
Od Josie: Zwariowałeś?!
Od irytujący dziennikarz: Wręcz przeciwnie, to jest bardzo rozsądne i przemyślane działanie. Morderca nie śpi, a temat ucieka.
Josie miała ochotę go udusić. Naprawdę?! Gdyby tylko wiedziała gdzie są, od razu by tam poszła przerwać to z góry skazane na porażkę spotkanie. Spróbowała zadzwonić do Huntera, ale ten od razu odrzucił połączenie. Przeklęła pod nosem.
Od Josie: Nie męcz jej. Nie sądzisz, że wystarczająco przeszła w ostatnim czasie?
Od irytujący dziennikarz: Jest silniejsza niż ci się wydaje. Poza tym zgadza się ze mną. Zgodziła się na artykuł i właśnie ustalamy co w nim się pojawi. Obawiam się, że nie mogę dłużej kontynuować tej czarującej rozmowy. Mam artykuł do napisania.
Josie ponownie przeklęła pod nosem. Czy już wspominała, że Hunter był niemożliwe wręcz denerwujący?! Jak można być tak nieczułym dupkiem i myśleć tylko o pieprzonych artykułach?! Miała nadzieję, że Bonnie rzeczywiście zgodziła się na artykuł. Aż się bała pomyśleć co w nim będzie. Czyżby Hunter chciał opisać związek pomiędzy zbrodnią w okolicy Cal, a tą z San Simeon? Smith już nic więcej im nie powie, jeśli informacja o pentagramie wycieknie. Super, pomyślała z sarkazmem.
Szatynka wróciła do pokoju. Przyjaciele od razu zauważyli, że jej nastrój uległ zmianie. Była wyraźnie wkurzona.
- Co jest?- rzucił Noah.
- Nic, jest świetnie. Satanista gdzieś ukrywa się na wolności, a Hunter jedynie myśli o tym, żeby napisać kolejny artykuł na jego temat. Właśnie rozmawia z Bonnie. Nie pytajcie mnie o rezultaty.
Przyjaciele pokiwali głowami. Brooke wymieniła sugestywne spojrzenie z Joshem. Josie nie miała pojęcia, co to oznaczało i nie chciała wiedzieć.
*****
Smith spoglądał na własnoręcznie sporządzoną tablicę policyjną ze zdjęciami z miejsc zbrodni, kolorowymi nitkami i gdzieniegdzie poprzylepianymi notatkami. Był zadowolony z efektu, choć ten gąszcz kartek i tropów, niestety nic mu jeszcze nie rozjaśnił. Nie wiedział również gdzie umieścić zabójstwo Bryce'a. Czy to był element zabójczej serii czy kompletnie niezwiązane z nim zabójstwo sytuacyjne? Pomimo że kiedyś już rozmawiał na ten temat z Fordem, a jego przełożony zdecydowanie obalił tę teorię, nie porzucił jej całkowicie.
Zabójstwa Caroline i Candace miały zdecydowanie więcej podobieństw niż zabójstwo Bryce'a. Przede wszystkim oba zakładały wycięcie pentagramu, w pierwszym wypadku wyrycie go w kościach, w drugim w tkankach. Może w przypadku Candace mordercy się spieszyło, dlatego zrezygnował ze spalenia ofiary, pozbycia się reszty tkanek z kości za pomocą jakiegoś ostrego narzędzia, a finalnie wyrycia pentagramu. Zdecydowanie łatwiej było go wyciąć od tak, w ciele ofiary.
- Co tym razem, Smith?- zapytał go Ford, wchodząc do pomieszczenia i spoglądając niechętnie na tablicę.- Myślisz, że jak umieścisz dowody w jednym miejscu to magicznie ukaże ci się winny?
- Nie, ale może ta tablica pomoże mi poukładać myśli i może wpadnę na trop mordercy- odparł młody policjant, nie przejmując się sceptycznym tonem Forda. Nie pozwolił mu na dalsze komentowanie jego pracy. Trochę czasu na to stracił.- Zabójca Caroline i Candace to zdecydowanie ten sam osobnik. Obie stosunkowo młode, atrakcyjne... Candace wcale nie wyglądała na dwudziestosiedmioletkę. Spokojnie mogłaby uchodzić za studentkę. Poza tym studiować można w każdym wieku. A jeszcze łączy je San Simeon. Caroline tam jeździła, a Candace tam mieszkała. Obie zostały zamordowane. Może Caroline właśnie tam została wypatrzona, a później zabójca ją śledził i dotarł do Cal?
- Możliwe, ale co to nam daje? Poza sensowną historią oczywiście. Potrzebujemy podejrzanego, a nie historyjki- zauważył szorstko Ford, siadając za swoim biurkiem.
Smith doskonale o tym wiedział. Starał się, robił co mógł. Jednak zdaniem Forda i jego przełożonego to było za mało. Komendant naciskał na Forda, a ten wyżywał się na Smithie. Rzekomo mieli marne rezultaty. Smith tak nie uważał. Zabrali sporo informacji, dowodów... Tyle że nie prowadziły one jeszcze do żadnego konkretnego podejrzanego. W tym tkwił problem. Nie mieli kogo oskarżyć i za to zamknąć. Osobiście uważał, że lepiej tak zrobić niż zamknąć niewinnego człowieka. Przynajmniej będą mieli pewność, że chodzi o sprawcę. Niestety Ford nie patrzył na to w ten sam sposób.
- San Simeon. To jest trop, którym powinniśmy podążać. Caroline z jakiegoś powodu tam jeździła. Musimy dowiedzieć się dlaczego- oznajmił Ford.- To jest twoje zadanie. Ja zajmę się współpracą z tymi z San Simeon. Biurokracja jest wystarczająco skomplikowana w jednym mieście, a jak dochodzi do tego jeszcze inne... To istna tragedia.
Ford miał rację. To że morderca zabił drugą osobę z serii w innym miejscu znacząco utrudniło im śledztwo. To i tak cud, że tak szybko zorientowali się, że te dwie sprawy się łączą. Na ogół zajmuje to kilka tygodni przy dobrych wiatrach.
Smith nie protestował. Dostał dość ciężkie zadanie, ale całe to śledztwo było wymagające. Na początku sprawa zapowiadała się ekscytująco, pierwszy raz spotkał się z tego rodzaju morderstwami. Później wyszły pewne komplikacje.
*****
Smith z trudem zdobył nagrania monitoringu ze stacji pociągowej w San Simeon. Podobno właśnie pociągiem Caroline dostawała się do miasta. Problem był taki, że nie wiedzieli, o której przyjechała, a chcąc odtworzyć jej ostatnie dni musieli to wiedzieć. Policjant sprawdził całe trzy dni nagrań aż w końcu zobaczył Caroline. Uroczą blondynkę, która przemierzała peron krokiem osoby, która dobrze znała to miejsce. Choć równie dobrze mogła to być jej pewność siebie.
Smith obejrzał nagrania z każdej kamery na stacji. Śledził kroki Caroline od momentu, kiedy wysiadła z pociągu aż do momentu, gdy opuściła dworzec. Raz zatrzymała się, żeby kupić coś do picia w niewielkim sklepiku, a później jeszcze przez moment z kimś rozmawiała. Młody policjant przybliżył i maksymalnie wyostrzył obraz. Jak on nienawidził tych ziarnistych nagrań, w których ciężko było cokolwiek zauważyć.
Jego oczom ukazał się szalenie niewyraźny obraz, a jednak pewien jego element był wystarczająco widoczny. Caroline wzięła od tego młodego mężczyzny narkotyki. Z pewnością jakiś proszek w przeźroczystej małej foliowej torebeczce. Naiwne byłoby myślenie, iż jest to cokolwiek innego. Czyli Caroline brała narkotyki. Interesujące. Bonnie nic mu na ten temat nie mówiła.
Postanowił do niej zadzwonić. Tak będzie szybciej niż iść do niej osobiście. Choć wolałby ją zobaczyć, obecnie mieli ogromne zamieszanie. Ford nie puściłby go na kawę z Bonnie.
- Cześć, Bonnie. Mówi Smith- zaczął policjant, kiedy tylko latynoska od niego odebrała.- Potrzebuję pewnych informacji o Caroline.
- Hej, to pytaj. Wiesz, że zawsze pomogę- odparła Bonnie. Nic dziwnego, w końcu chodziło o mordercę jej przyjaciółki i jeszcze jednej osoby. Naprawdę wolałby ją zobaczyć na żywo. Ciekawe jak to wszystko znosiła. Wydawało się, że całkiem dobrze, ale równie dobrze to mogły być jedynie pozory.
- Czy Caroline brała narkotyki?
Smith od razu pomyślał, że szkoda, iż ciało znajdowało się w takim stanie. Kości nie nadawały się do żadnego badania pod kątem toksykologii. Bryce również był naćpany. Smith ciągle pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy zobaczył listę wszystkich psychoaktywnych substancji krążących w żyłach ofiary. Sporo tego było. Ciekawe czy w przypadku Candace będzie tak samo.
- Nie. To znaczy, nie mówię, że była całkowicie czysta. Od czasu do czasu na imprezie mogło jej się zdarzyć, ale tylko i wyłącznie sporadycznie. Nie była uzależniona. Skąd to pytanie?
Bonnie brzmiała na autentycznie zdziwioną. Czyli nawet jeśli Caroline ćpała, to jej o tym nie mówiła.
- Właśnie obejrzałem nagranie ze stacji z San Simeon, na którym widać jak kupuje narkotyki. Czyli nic nie wiesz na ten temat?
- Nie, to nie w jej stylu- mruknęła ciemnowłosa, ale jej głos zrobił się cichszy, jakby sama wątpiła w swoje słowa. W końcu o samych podróżach też nie wiedziała. Caroline ukrywała kilka spraw i dopiero teraz po jej śmierci wychodziły one na wierzch. To musiało być dla niej trudne.
- Mam do ciebie prośbę, Bonnie. Może mogłabyś spróbować dyskretnie dostać się do dilerów w Cal i zapytać czy któryś nie sprzedawał narkotyków Caroline? Zrobiłbym to sam, ale chyba rozumiesz, że nie będą chcieli ze mną rozmawiać... Nie zamierzam nikogo zamknąć za sprzedaż, interesuje mnie tylko co może mi powiedzieć diler o Caroline.
- Spróbuję się czegoś dowiedzieć- obiecała Bonnie.
Smith już właściwie zapytał o wszystkie kwestie związane ze śledztwem, ale pozostała jeszcze jedna sprawa.
- Dziękuję. Jak się trzymasz?
- Jest w porządku, w miarę. Muszę iść. Jeśli się czegoś dowiem, to zadzwonię. Pa.
Tymi słowami Bonnie zakończyła połączenie. Smith jej nie uwierzył. Nie było w porządku.
W każdym razie, póki co miał śledztwo. Musiał złapać mordercę, dlatego od razu udał się do Forda, żeby przedstawić mu swój plan. Bonnie zajmie się dilerami z Cal, a on tymczasemem planował jechać do San Simeon. Jeśli mu się poszczęści, to na stacji trafi na tego samego dilera.
*****
Ford ostatecznie dał mu zielone światło. Niespecjalnie wierzył w powodzenie tego planu, ale pozwolił mu działać. Dał mu również numer do miejscowej policji, żeby mogli obstawić dworzec, a diler im się nie wymknął. Nawet jeśli to będzie ktoś inny, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie znał faceta z nagrania. Smith tylko będzie musiał zmusić go do gadania. To będzie jego pierwsza akcja w tym stylu, ale niespecjalnie się denerwował.
W końcu nie zrobi żadnego spektakularnego zatrzymania. Chodziło tylko o przesłuchanie dilera w sprawie ofiary morderstwa. Wątpił, żeby diler był za to odpowiedzialny, ale być może mógł naprowadzić go na powód wizyt Caroline w tym mieście. Nie miała tam rodziny, a o żadnych znajomych również nie wiedział. Studenci z Cal również. To było mocno podejrzane.
Smith pojechał do San Simeon swoim prywatnym samochodem. Na miejscu na początku odwiedził tamtejszy komisariat. Dostał dwóch policjantów do obstawienia wyjść. Niezbyt dużo, ale wystarczająco. W końcu nie ścigali groźnego przestępcy, a jedynie płotkę w świecie handlu narkotykami.
Smith oczywiście ubrany jak cywil udał się na dworzec. Poszczęściło mu się. Nie spędził tam nawet godziny, a facet z nagrania pojawił się w zasięgu wzroku. Dyskretnie się rozejrzał, co już samo w sobie wydało się podejrzane. Gdyby nie wiedział, że handluje, policjant pewnie uznałby, iż ten na kogoś czeka.
Podszedł do niego spokojnie, po czym jednym szybkim ruchem wyciągnął legitymację.
- Policja, musimy porozmawiać...
Smith nie zdążył dokończyć zdania. Młody mężczyzna puścił się biegiem w przeciwną stronę. Popędził przed siebie, popychając lub taranując ludzi z walizkami po drodze, co wywołało powszechne oburzenie. Smith pospieszył za nim, przepraszając po drodze zdegustowanych ludzi. W międzyczasie zmielił w ustach przekleństwo. Ku swojej ogromnej uldze zauważył, że diler nie pobiegł na schody, a do zakończonej ścianą i toaletą uliczki. Nie mógł zabarykadować się w toalecie na zawsze.
- Zatrzymaj się, do jasnej cholery!- krzyknął za nim Smith. Miał lekką zadyszkę po tym sprincie na dworcu. Chyba trochę zaniedbał swoją kondycję. Powinien nad tym popracować.- Nie obchodzi mnie twój biznes. Nie jestem z narkotykowego.
W tym momencie diler zatrzymał się i spojrzał na niego jakby właśnie wyrosły mu rogi.
- To po co mnie gonisz, glino? Dobrze wiesz, że handluję- odparł niewiele młodszy od niego, ale z pewnością pełnoletni mężczyzna o ciemnej karnacji.
Nareszcie ten szaleńczy wyścig się skończył, pomyślał Smith, obiecując sobie jednocześnie, że zacznie częściej chodzić na siłownię.
- Chcę porozmawiać o twojej klientce Caroline Deaver. Jeśli powiesz mi co o niej wiesz, to puszczę cię wolno. Co powiesz na taki układ?
Smith specjalnie stał w miejscu i czekał. Nie chciał skłaniać rozmówcy do ucieczki. Ciemnoskóry wyglądał jakby się wahał, a potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Sięgnął po coś do kieszeni. W tym samym czasie Smith sięgnął po służbowego glocka. Nie miał pojęcia co diler wyciąga. Przecież mógł mieć broń... Tyle że tamten wyciągnął nóż i przyłożył go sobie do nadgarstka. Dłoń trzymająca broń ewidentnie drżała. Młody policjant przeklął pod nosem.
- Odłóż nóż. To będzie tylko spokojna rozmowa. Nie oskarżę cię o handel narkotykami. Nie ma co robić czegoś, czego będziesz żałował- próbował uspokoić go Smith. Sytuacja zdecydowanie wymknęła mu się spod kontroli i nie wiedział co zrobić. Chciał się do niego zbliżyć, żeby zabrać mu nóż.
- Ani kroku dalej, glino. Ty nic nie rozumiesz. Ja... Nie mam innego wyjścia. Nie mogę. Inaczej i tak będę martwy- oznajmił ciemnoskóry, po czym wbił ostrze w żyłę i przesunął je do góry, wzdłuż żyły. Krew trysnęła na boki, a diler osunął się na ziemię.
Smith błyskawicznie do niego podbiegł, krzyknął, żeby dzwonić po karetkę i przycisnął bluzę do mocno krwawiącej rany. Po kilku minutach było po wszystkim. Karetka nie zdążyła na czas. Diler był martwy. Smith nie rozumiał co poszło nie tak. Dlaczego sytuacja aż tak eskalowała? Dlaczego ten facet nie chciał rozmawiać o Caroline? Mówił tylko, że tak czy siak będzie martwy... Czyżby zabójca Caroline mu groził? Teraz już się tego nie dowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro