Rozdział XXI
- Naprawdę chcesz tam iść? - Wyszeptałam do mojego przyjaciela.
- Muszę. Jestem horkluksem. - Odwróciłam wzrok. - Saro, będzie dobrze. Masz Dracona.
- A Ginny? Załamie się.
- Zrozumie. Muszę już iść.
- Zaczekaj... - Wyszeptałam błagalnie. Podszedł bliżej i pocałował mnie w czoło.
- Do zobaczenia... kiedyś. - Ostatni raz mnie przytulił i poszedł do Zakazanego Lasu. Poszedł po śmierć.
Usiadłam na podłodze w gabinecie i zaczęłam płakać.
Po kilku minutach stwierdziłam, że muszę się ogarnąć. Rękawem od koszulki otarłam łzy.
Chwiejącymi się krokami dotarłam do Wielkiej Sali. Zaraz podbiegła do mnie pielęgniarka.
- Czy wszystko w porządku? Podać ci coś na uspokojenie?
Potrząsnęłam przecząco głową i podeszłam do Rona i Hermiony. Znaczy chciałam podejść, ale widać było, że potrzebują chwili prywatności.
Omiotłam wzrokiem wszystkich rannych i umarłych.
Remus, Tonks, jeden z bliźniaków... nie mogąc dłużej znieść tego widoku uciekłam.
Przy wyjściu wpadłam na czarodzieja w czarnym płaszczu, który zaczął mi się przyglądać. Wymamrotałam krótkie przepraszam i zakryłam twarz rękawem.
Nadal czułam na sobie wzrok mężczyzny.
- W... czymś p-panu po-pomóc? - Wyjąkałam.
- Jesteś przyrodnią siostrą Voldemorta. Sara Riddle, tak?
- T-tak. Skąd wiesz? - Powoli przestawałam się jąkać.
- Można powiedzieć, że... hmmm... ma się te znajomości. Jestem Regulus Black. Pradziadek Syriusza i Regulusa. Prawa ręka Dumbledore'a. - Wyjaśnił.
- Czego ode mnie chcesz?
Bądź ostrożna. Uważaj.
- Nic trudnego... wiem, że starasz się zmienić na dobre. I wiem, że Draco też. Jeśli wam się to uda, to... hmm.. osobiście dopilnuję, abyście nie zostali oskarżeni, gdy to się skończy. Będziecie mogli żyć normalnie, no może przeszkadzać w tym będą te znaki na waszych rękach.
- Skąd wiesz, że to Voldemort przegra?
- Pewne rzeczy się wie. - Zaśmiał się. - Teraz lepiej już idź.
- Gdzie?
- Do lasu. Tylko szybko.
- Nie zdążę.
- Idąc może nie, ale... teleportując się?
- Przecież w Hogwarcie nie wolno się teleportować.
- Teraz trochę wiecej rzeczy wolno. - Uśmiechnął się. - Lepiej się pospiesz.
- Dobrze.
Mocno skupiłam się na celu, okręciłam się i... byłam obok Toma. Przed nim stał Harry. Nikt chyba nawet nie zauważył, że przyszłam. Nikt z wyjątkiem Harry'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro