Rozdział I
- Co wy tutaj robicie? - zapytała.
- Żyjemy a co? - usłyszałam cichy śmiech Draco, gdy to powiedziałam.
Wiedziałam, że Pansy jest zakochana w moim chłopaku, ale niezbyt zwracałam na to uwagę. Wiedziałam, że on kocha tylko mnie a nią nie chce nawet patrzeć.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.. w każdej chwili może tu wejść nauczyciel...
- No właśnie, Pansy. Chyba powinnaś być teraz w łóżku. - usłyszałam głos Snape'a.
Widocznie wszedł przed chwilą do pokoju wspólnego. Albo był już tam wcześniej.
- A oni? - Pansy wskazała na nas. Parszywa żmija. Musi zawsze coś odpowiedzieć.
- A oni.. właśnie. Draco może powiesz czemu siedzicie tutaj o drugiej w nocy.
- Pan powiedział mi, że mam tu czekać. - Myślałam, że chodzi mu o Voldemorta, ale domyśliłam się, że mówi o Snape'ie.
- No tak. Faktycznie... mówiłem. Draco, twój ojciec czeka. Saro ty też powinnaś pójść.
Zanim się spostrzegłam już szłam z Draco i Snape'em ciemnym korytarzem. Doszliśmy do małego pokoju gdzie czekał Lucjusz Malfoy. Mimo, że był odwrócony poznałam go po czarnym płaszczu i dosyć charakterystycznych włosach.
- Severusie możesz zostawić nas samych? - zapytał ojciec Dracona dziwnie głębokim głosem.
- Oczywiście. - Snape powiedział to trochę zawiedziony jednak po jego twarzy nie było tego widać. Wycofał się powoli.
- No więc.. - Lucjusz skierował się do mnie i Dracona. - Draco.. na święta masz przyjechać do domu. Saro ty też jeśli tylko się zgodzisz.
- Z przyjemnością przyjadę. - Odpowiedziałam. Miałam nadzieję, że Draco pokaże mi wreszcie swój dom, i że będziemy mieć więcej czasu dla siebie.
- To nie mogłeś nam tego powiedzieć przez sowę? - zapytał Draco z wyrzutem do ojca.
- Nie.
- Bo?
- Bo to nie wszystko synu. Zapewne wiecie, że Artur Weasley został zaatakowany przez Nagini. - pokiwałam głową a Draco spojrzał na mnie zdziwiony, jednak nagle jego twarz przybrała wyraz jaki zawsze towarzyszył złości. Wiedziałam, że gdy znowu zostaniemy sami rozpocznie kłótnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro