Rozdział XXXIV
Aria :
Sypialnię rozświetla srebrny blask Księżyca, wpadający przez otwarte drzwi balkonowe. Staję z Liamem w tej magicznej poświacie i patrząc mu prosto w oczy mówię..
-Chcę się z Tobą kochać.
Na jego ustach pojawia się lekki uśmiech. Unosi dłoń i zakłada mi za ucho kosmyk włosów, delikatnie muskając przy tym mój policzek.
-Też tego chcę. - odpowiada
Jego głos jest cichy, a zarazem mocny. Gdy dotyka mojego ramienia przechodzą mnie dreszcze pożądania. Chwytam za dół jego koszulki i powoli zdejmuję ją z niego, jednocześnie dotykając palcami jego skóry. Słyszę jak przyspiesza mu oddech. Teraz On powoli rozpina mi bluzkę, zsuwając ją z moich ramion. Oboje cały czas patrzymy sobie w oczy. Reszta naszych ubrań zostaje zdjęta w podobny sposób. Nie spieszymy się. Delektujemy się sobą nawzajem. Dotykamy, pieścimy swoje ciała. Kładziemy się na puchatym dywanie, będąc dalej w srebrnym blasku Księżyca. Usta Liama składają drobne pocałunki na mojej szyi, kierując się w stronę piersi. Gdy jego wysunięte z podniecenia kły, chwytają moją brodawkę lekko ją przygryzając,wyginam plecy w łuk. Dłonie wplatam w jego włosy, ciągnąć ich końce. Z gardła Liama wydobywa się cichy warkot. Jego dłonie wędrują po moim ciele sprawiając, że cała płonę z pożądania. Chwytam go za ramiona i oplatam w pasie nogami, dając mu tym znak, że chcę go poczuć w sobie.
-Jak sobie życzysz, moja piękna.
Warczy mi wprost do ucha i jednym szybkim pchnięcie, zanurza się w mojej kobiecości. Przez chwilę tkwimy w bezruchu, starając się czerpać z tego momentu jak najwięcej przyjemności. Gdy Liam zaczyna się poruszać z mojego gardła zaczynają wydobywać się dźwięki aprobaty. Nasze usta łączą się w zachłannych pocałunkach. Czuję, że spełnienie jest coraz bliżej. Gdy Liam dochodzi z jego ust wydobywają się słowa..
-Jesteś moja!
Następnie zanurza swoje kły w moim karku, pogłębiając naszą więź i sprawiając, że oznaczenie przynależności do niego staje się niepodważalne. Przyjmuję tą niezapowiedzianą dawkę bólu, pomieszaną z ekstazą spełnienia.
Gdy jest już po wszystkim, Liam zanosi mnie do łóżka, kładąc się obok i przykrywając nas cienką kołdrą. Oboje zasypiamy prawie natychmiast.
_
Astra :
Po wejściu do Sali Tronowej, moją uwagę zwrócił dziwnie wyglądający Człowiek. Chwilę później dowiedziałam się z wyjaśnień Króla, że to Pierwszy Czarodziej z Przepowiedni. Zdziwiło mnie, że Matka Ziemi i Żywiołów obdarzyła magią Człowieka. Jednocześnie zaciekawiło mnie, to co On ma w sobie takiego, że został wybrany. Nie lubię Ludzi. To słaba Rasa. Uważam, że nie powinni brać udziału w Wielkiej Bitwie, ale decyzja o ich udziale już zapadła. Musimy się zjednoczyć żeby wygrać. Idąc do swojego pokoju w, którym zawsze się zatrzymuje gdy przebywam na Dworze Królewskim widzę, że Czarodziej kieruje się do salonu. Postanawiam pójść za nim. Sama nie wiem dlaczego.. Coś dziwnego każe mi, to zrobić.. Wchodzę do salonu i widzę, że stoi w drzwiach prowadzących do Ogrodów Królewskich.
-Czy mogę Ci w czymś pomóc, Księżniczko?
Pyta nie odwracając się. Myślałam, że mnie nie zauważył. Widocznie jest bardzo czujny.
-Hmm.. Jestem ciekawa co sprawiło, że to akurat Ty stałeś się Pierwszym Czarodziejem. - mówię stając obok niego
-To pytanie powinnaś skierować do Tej, która obdarzyła mnie magią. - odpowiada
Patrzy mi prosto w oczy mówiąc to, a ja nieświadomie kładę dłoń na jego ramieniu co powoduje, że znaki na jego ciele zaczynają świecić barwami Żywiołów. On natychmiast odsuwa się ode mnie jakby mój dotyk go parzył.
-Przepraszam.. Nie wiem czemu Cię dotknęłam.. - mówię speszona
Nic nie odpowiada tylko patrzy się na mnie tym dziwnym wzrokiem i oczami, które teraz mają barwę czystego srebra. Następnie odwraca się i wychodzi z salonu. Czuję dziwną pustkę.. Nie rozumie tego co się przed chwilą wydarzyło..
_
Logan :
Szybkim krokiem idę do swojego pokoju. W głowie ciągle mam wizję, która pojawiła się, gdy Astra mnie dotknęła.. To co w niej zobaczyłem nie może być prawdą.. Ale czy napewno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro