Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

Wsiadam do tramwaju i znów staję się kimś. Kimś ważnym, kimś istotnym, kimś dobrym. Odbijam się od ludzi, od ich ciepłych, spoconych ciał, od ich ciężkich, lepkich spojrzeń i ubranych w grube rękawice dłoni; odbijam się od artystów i studentów, od kasjerki w pobliskim sklepie, wielkiego szefa jakiejś ważnej firmy i od jego wielkiego ego, odbijam się od mam, od babć i od dziadków, odbijam się od dzieci i od wnuków. Może nawet odbijam się od przyszłego noblisty czy prezydenta, kto wie, może odbijam się od człowieka ze złamanym sercem. Poniekąd sam nim jestem, ale to nic złego, gdy dwóch zranionych ludzi zderzy się ze sobą, przecież to wcale nie tak, że od razu rozpadniemy się na kawałki na tej ubłoconej tramwajowej podłodze, prawda? Przecieram nos zmarzniętą ręką i wyglądam za okno - spadł śnieg. Od zawsze lubiłem zimę, ale dzisiaj, przysięgam, lubię ją jeszcze trochę bardziej, niż zazwyczaj. Zima jest taka czysta, taka jasna i taka spokojna, i wydaje się być moim wybawieniem, bo, jeśli naprawdę musisz to wiedzieć, ostatnio stałem się taki brudny, taki ciemny i taki nie za bardzo spokojny, więc uzupełniamy się, razem stanowimy płynną, niezmienną całość. Nagle wszyscy ludzie, którzy odbijali się ode mnie, wydają z siebie szeroką gamę dźwięków, od pisku, poprzez krzyk, aż do śmiechu, naraz, jednocześnie i strasznie gwałtownie. Ale śnieg nie zwraca na nich uwagi, po prostu leży, oddycha i istnieje, zakrywa ten brzydki świat, całkiem pewny siebie, jak gdyby przeleżał tu już całe wieki. Może i przeleżał, tego nie wiem. Zresztą, ja prawie nic nie wiem, oprócz jednego - wiem, że jedyną osobą, na jaką śnieg zwraca uwagę, jestem ja. Uśmiecha się do mnie jak moja pierwsza miłość, gdy powiedziała mi, że będzie kochać mnie NA-ZA-WSZE. Obiecuje mi wiele dobrych rzeczy, szepta mi do ucha, słyszę go, naprawdę, słyszę go pośród tych wszystkich pisków, krzyków i śmiechów. Pocałowałbym go, gdybym tylko mógł, ale jadę tramwajem i chyba nie mógłbym tego zrobić, nawet gdybym bardzo chciał. No i ci ludzie, cholerni ludzie, dalej się ode mnie odbijają. Mają swoje własne życia, własne domy i własne zmartwienia, a mimo wszystko w takich chwilach jak ta wydaje mi się, że są tylko drobnym dodatkiem do mojego własnego istnienia, krótkim epizodem, w którym wszystko, po prostu wszystko musi mnie wkurwiać. Mniejsza z tym, ktoś właśnie zaczął słuchać muzyki bez słuchawek i pewnie myśli, że sam jest głównym bohaterem tego świata. Ale w tym świecie jestem tylko ja i śnieg. Który to przystanek? Chyba zaraz wysiadam. Rozglądam się, poprawiam plecak na ramieniu. Czasami marzę o tym, żeby być kimś wielkim. Czasami marzę o tym, żeby być kimś małym. Czasami marzę o tym, żeby nie być wcale. Ale dzisiaj - dzisiaj jest nowy dzień, zegarek na moim nadgarstku pokazuje siódmą trzydzieści trzy, jadę na kolejne zajęcia i akurat czuję się jak Bóg. Trzymam wszystkich w garści i zmieniam trajektorię losu delikatnymi ruchami skostniałych palców. Powinienem przejść się do kościoła, a przynajmniej pomodlić się wieczorem, jak kiedyś. Ale czasy się zmieniły, mam tyle rzeczy na głowie - praca, kolokwia, rachunki - że trochę zapomniałem o mojej wierze i ona tak jakby trochę zapomniała też o mnie. Nie gniewam się wcale. No, może odrobinkę. Który to przystanek? O, właśnie wysiadam. Jak dobrze, zaczęło robić mi się już gorąco. Fala ludzi wylewa się na chodnik, niektórzy nabierają śniegu do rąk, inni rozpływają się w powietrzu, a ja robię krok przed siebie. Wysiadam z tramwaju razem z nimi i znów staję się sobą. Znów staję się nikim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro