" Zostawię was samych, gołąbeczki"
Wchodzę do klasy spóźniona. Cholerny budzik zrobił sobie dzisiaj ze mnie żarty i nie dał o sobie znać. Martwa cisza, więc błogi sen. Wypieprzę tego sukinkota przez okno za to spóźnienie!
- Dzień dobry, prze...- milknę, gdy zauważam, że w klasie nie ma nauczyciela, a uczniowie robią to, co chcą. - Nie ma go? - pytam.
- Nie - odpowiada Holly, największa kujonka w tej grupie. Kiwam głową i zajmuję swoje miejsce obok Tall.
- Hejka - uśmiecha się. - Już myślałam, że się nie pojawisz i nie zaspokoisz mojej ciekawości.
- Spokojnie, bo orgazm dostaniesz.
- No przydałby się - zamyśla się na chwilę, a potem znów się uśmiecha. - Ale ty chyba miałaś udane bzykanko. - kilka osób zwróciło na nas uwagę. No tak. Jak Tall nie mówi szeptem, to co się dziwię?
- Bardzo - kwituję.
- Dziwka - słyszę w tym samym momencie od strony Liama. Postanowiłam nie zawracać sobie nim głowy, ale się kurwa nie da! Tyle lat pieprzonej przyjaźni, a on ma o mnie takie złe zdanie?
- Chyba cię Bethany nie zadowala , bo zrzędzisz jak stara baba po menopauzie! - syczę, a on odwraca się do mnie twarzą.
- Odszczekaj to, Collins!
- Spierdalaj, Tansey!
- Bethany jest cudowna i tobie nic do tego ty kłamliwa suko!
- KŁAMLIWA? - unoszę się. - To ty mnie okłamywałeś!
- Taa - prycha. - Warto było być twoim przyjacielem. Wiele korzyści z tego miałem! Darmowe miejsca VIP podczas wyścigów, często darmowe podwózki do domu i żarcie
- Od przedszkola byłeś moim przyjacielem! Wtedy też byłeś dla korzyści?
- Mój ojciec powiedział mi, żebym z tobą trzymał to trzymałem. Udawać nie było trudno, bo jesteś zbyt głupia i płytka, żeby zobaczyć, że męczy mnie twoje towarzystwo.
- Nie wierzę ci - odpowiadam spokojnie. - Okłamuj Bethany, a nie mnie. Znam cię za dobrze i wiem kiedy kłamiesz. Twoja powieka drży. - zaciska usta w cienką linię. - Przestań sobie i mi wmawiać, że nasza przyjaźń to fikcja. Ta twoja dziewczyna nie wygląda mi na taką cichą dziewczynkę, która boi się tych pewnych siebie. Ona boi się, że będzie miała konkurencje, prawda? - cisza. - Czyli mam rację. - kwituję zadowolona.
- Nic nie wiesz! - oburza się. - Bethany to najlepsze co mnie w życiu spotkało.
- Przez nią straciłeś wiele. Jak w końcu do ciebie dotrze, że zjebała ci życie, nie przychodź do mnie. - mówię dobitnie. - Nie chcę cię znać po tym wszystkim. Ty to zniszczyłeś z własnej woli, więc nie masz ani jednej szansy na naprawę szkód. Twoje życie i twoja sprawa, ale ockniesz się, jak będzie już za późno. I wiesz co? Wcale mi ciebie nie szkoda.
- Nic nie....
- Powtarzasz się - wtrąca Tall. - Daj sobie siana pantoflarzu i idź sobie ulżyć, zanim ci spuchnięte jaja eksplodują, bo Bethany na pewno się tobą dobrze nie zajmuje! - parskam śmiechem. Może to niemiłe z mojej strony, ale mam to gdzieś.
- Odpierdolcie się od nas! - ucina wszelkie rozmowy. - To MOJA sprawa! - zrywa się ze swojego miejsca i wychodzi z klasy.
- Świnia - stwierdza Tall. - Musimy go zrównać z błotem. - wzruszam ramionami.
- Gówna się nie rusza, Tall. On jeszcze przyleci z podkulonym ogonem. Zobaczysz.
*****
Pora lunchu
- No! Opowiadaj! - mówi Tallulah, gdy tylko zasiadamy przy naszym stoliku na stołówce. - Jak tam w Oakland?
- Tak w skrócie. Poszłam do Cody'ego, doszło do zajebistego stosunku, potem poznałam jego jebniętego braciszka, potem runda numer dwa i na samym końcu zostaliśmy parą.. - biorę kęs hamburgera i powoli zaczynam go rzuć.
- PARĄ? - piszczy. - Cholera! To się nazywa ekspresowa obsługa!
- Nie daję temu związkowi jakiejś większej szansy - oznajmiam zupełnie poważnie.
- Dlaczego?
- Mieszkamy w dwóch innych miastach i obawiam się, że związek na odległość nie jest dobrym pomysłem, chociaż na początku ten pomysł mi się podobał.
- Pieprzysz głupoty. Nie znam tego gościa, ale po zdjęciu w CV wiem, że ma zajebiście przystojną buźkę, a to się liczy, stara!
- Charakter też ma zajebisty.
- Więc daj większą szansę - stwierdza. - Co będzie to będzie. Najwyżej utoniesz w rozpaczy z opakowaniem lodów i dołującymi piosenkami. Potem wpadnę ja ze zawalającym z nóg budyniem i będzie git.
- Siemka, laski - przysiada do nas Ian. Coś ostatnio zaczyna robić to coraz częściej.
- Skąd ta nagła sympatia? - pytam z uniesioną brwią i przyłapuję go na ukradkowych spojrzeniach w kierunku ZARUMIENIONEJ Tall. Coś mi tu pachnie romansem.
- Znikąd - odpowiada. - Tak po prostu lubię z wami siedzieć.
- Z nami, czy z Tallulah? To różnica, gnomie!
- Darcy, daj spokój, Ianowi - wtrąca Tall.
- U la la - śmieję się. - Ktoś tu sobie wpadł w oko. - czuję mocne uderzenie w łydkę. - Auć - mówię pod nosem.
- Nie wiem o czym mówisz - mówi Ian.
- Wiecie co? - spoglądam na nich. - Idźcie się gdzieś pieprzyć, bo od tego napięcia między wami, sama zaraz eksploduję. Nie hamujcie swoich instynktów, kochani. To szkodzi.
- Darcy. - kwituje Tall.
- No co? - przerywam jej. - Mylę się? Macie na siebie ochotę, ale bawicie się w jakiegoś pieprzonego Toma i Jerryego! - wstaję od stolika. - Dam wam trochę prywatności, gołąbeczki. I tak muszę pogadać z trenerką. - zabieram swoją tackę z niedokończonym jedzeniem i wyrzucam jej zawartość do śmietnika, a tackę odkładam na stół. Wychodzę ze stołówki i kieruję się do części sportowej. Mam nadzieję, że rozmowa z tą zołzą przebiegnie szybko, bo baba działa mi na nerwy.
-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli ❤️
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro