Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Podróż''

Zapinam swoją niewielką torbę podręczną i ostatni raz spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Powinno być dobrze. Nie chcę wyglądać na napaloną idiotkę, dlatego ubrałam się w bordową spódniczkę, białą luźną bluzkę i skórzaną kurtkę, a na nogach mam oczywiście swoje ukochane długie skarpetki z kokardkami. Wyglądaj jak zwyczajna ja, która zupełnie przypadkiem wpada do mieszkania Cody'ego. Nic dziwnego. Zwykły przypadek. Śmieję się sama do siebie, a potem zabieram torbę i schodzę na dół.

- Jest taki malutki! - rozwodzi się tata. - Drake jak był mały wyglądał tak samo!

- To ja jadę - mówię i zakładam buty.

- Gdzie? - pyta tata i spogląda na mnie jak na idiotkę.

- Mam coś do załatwienia w Oakland.

- Wiedziałem! - wyrzuca ręce do góry. - Wiedziałem, że Cody mówił o tobie!

- Co? - pytam zdezorientowana.

- Gówno - prycha. - Podwieźć cię na stację?

- Jasne. - zabiera z komody kluczyki, całuje mamę w policzek, a później zabiera moją torbę i chowa ją do bagażnika. Zajmuję miejsce pasażera i zapinam pasy.

- Kiedy wrócisz?

- Jutro, bo w poniedziałek jest szkoła.

- E tam - wyjeżdża z podjazdu. - Jeden dzień w tą czy w tą.

- Czy ty mi właśnie proponujesz wagary?

- Nie, ja ci tylko daję możliwość spędzenia więcej czasu z Codym.

- Skąd o nim wiesz?

- Pracował dla mnie - wzrusza ramionami. - Zgadaliśmy się kiedyś na temat jakieś tajemniczej dziewczyny, która mu się podoba. Domyśliłem się, że chodzi o ciebie.

- Jak?

- Powiedział, że dziewczyna jest z wyglądu słodka i urocza, ale w środku drzemie w niej drapieżca. Znam tylko jedną taką osobę, córciu.

- Dlaczego ci nie wierzę?

- No dobra - śmieje się. - Widziałem was razem w lodziarni. Akurat stałem na światłach i rzuciliście mi się w oczy. Jesteśmy!- wysiadam z samochodu, a tata podaje mi torbę.

- Dzięki za podwózkę.

- Spoko. Masz szczęście, że lubię Cody'ego. A no i bliźniaki nocują dzisiaj u dziadków Jones, więc chata wolna - porusza sugestywnie brwiami. - Miłej podróży. - całuje mnie w policzek. - Ja spadam do Abby. Zajebisty weekend się zapowiada. - wsiada do samochodu, a ja wchodzę na peron. Pociąg powinien być za dziesięć minut, więc siadam na wolnym krzesełku i wyjmuję z torby komórkę.

Tall; Jak tam?

Darcy: Czekam właśnie na pociąg :)

Tall: Nieźle, stara! Odważna jesteś. Seksowna bielizna na swoim miejscu?

Darcy: Oczywiście!

Tall: Cycki też?

Darcy: Dupa również, pani generał!

Tall: Doskonale! Facet jest twój! Postawisz go na baczność, gdy tylko cię zobaczy! Czekam na gorące szczegóły w szkole! Lecę, bo mam iść z rodzicami na tennis! Powodzenia.

Darcy: Dzięki, miłej gry :)

Dwie minuty później nadjeżdża pociąg i pośpiesznie do niego wsiadam. Nie mam zamiaru stać całą drogę, dlatego od razu rozglądam się za wolnymi miejscami. Niemal od razu je znajduję. Uf. Pociąg rusza, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jadę do Oakland w jednym celu i mam zamiar go zdobyć.

- Przepraszam, możemy tu usiąść? - pyta niziutka brunetka obok której stoi Liam. Co kurwa? Co on tu robi? I ma jeszcze czelność siadać naprzeciwko mnie? Chce mi całkiem zniszczyć podróż?

- Nie - odpowiadam z miną niezadowolonego dziecka. - Czekam na kogoś.

- Tak? - prycha Liam. - Wszyscy już pozajmowali miejsca. - zaciskam szczęki i liczę w myślach do dziesięciu, żeby zmusić się do siedzenia na miejscu. Mogłabym przypadkiem rzucić się na pseudo przyjaciela i go zabić.

- Liam, a jak ona mówi prawdę i na kogoś czeka? Nie możemy się wpraszać. - upomina go brunetka, ale on nic sobie z tego nie robi i zajmuje wolne miejsce.

- Siadaj Beth. - wzdycha. - Ona kłamie. - brunetka zajmuje miejsce obok niego, a ja ze złością walczę ze słuchawkami, które jak zwykle musiały się zaplątać. Cholerne gówno!

- Gdzie jedziesz? - pyta Liam.

- Do dupy - odpowiadam. - Nie twój interes, sukinsynie.

- On jest dla ciebie miły - wtrąca Bethany. - Mówiłam ci Liam, że nie powinniśmy tutaj siadać.

- Trzeba było posłuchać dziewczyny, Liam - fukam i w końcu udaje mi się rozplątać słuchawki.

- Daj spokój Beth - całuje ją w policzek. - Nie zwracaj na tą wariatkę uwagi. - zauważam jedno wolne miejsce obok pewnej mile wyglądającej staruszki. Wstaję ze swojego miejsca, ale zamiast odejść spoglądam na zakochaną parkę z perfidnym uśmieszkiem.

- Wariatkę? - prycham. - Hej Bethany, jestem Darcy Collins, podobno najlepsza przyjaciółka Liama. Nie jestem małomówna ani wstydliwa, jak to on ci powiedział, bo podobno nie lubisz dziewczyn mojego pokroju. - jego uśmiech znika, a zastępuje go złość. Mam cię skończony dupku.

- To jest ta Darcy? - pyta Beth. - Ta, która się w tobie zakochała i stała się desperatką, żeby rozbić nasz związek?

- Tak, to ona.

- Jesteś żałosna, Darcy. - chichocze Beth. - Liam mi mówił, że jesteś dziwką. Nie dziwię się, że już nie chce cię znać. - moje słowa obróciły się przeciwko mnie, ale trudno. Przynajmniej wiem, że Ian nie kłamał.

- Tak? - pytam. - A powiedział ci, że pieprzy każdą chętną dziewczynę i podczas spotykania się z tobą umówił się na randkę z nijaką Cassandrą, którą to ja musiałam spławić?

- Cassandra to przyjaciółka Beth - tłumaczy Liam. - To była przykrywka, żebyś nie czuła się niepotrzebna. - te słowa są jak policzek. Takiego Liama nie znałam.

- Nie chcę cię więcej widzieć, kłamliwy skurwysynie. - zabieram swoją torbę i podchodzę do staruszki. - Można tutaj usiąść?

- Tak, oczywiście. - uśmiecha się. - Jak ci mija dzień, słoneczko?

****

Godzinę później wysiadam z pociągu i udaję się do wyjścia z peronu. Nie chcę znów natknąć się na Liama i jego dziewczynę. Nagadał na mnie okropne rzeczy, żeby uniewinnić siebie. Szumowina gorsza od Elijaha. Elijah przynajmniej był szczery. Łapię taksówkę i podaję kierowcy adres Cody'ego. Muszę ten dzień odreagować, a na chwilę obecną znam tylko jeden idealny sposób, a do tego właśnie potrzebny mi jest Cody. Dziesięć minut później stoję przed kamienicą i zbieram się na odwagę, żeby wejść do środka. Dziwnym trafem moja pewność siebie znikła.

- Co za pieprzony nudziarz! - oburza się chłopak, wychodzący z kamienicy.

- Zawsze nim był - dopowiada kolejny.

- Idziemy dać sobie w palnik, a on niech sobie ogląda tą zjebaną telewizję - mówi trzeci. Okej. Raz się żyje.

- O hej, laleczko - jeden z nich mnie zauważa. - Może ty masz ochotę na zabawę w klubie?

- Nie, dzięki - odpowiadam i otwieram drzwi.

- Mieszkasz tutaj? Niemożliwe! Zapamiętał bym ciebie! - puszcza mi oczko.

- Niezłe nogi - gwiżdże blondyn stojący za szatynem.

- Jayden! Suseł! Idziemy. - marudzi trzeci. - Bo zaraz będą niezłe kolejki!

- Żegnaj lalka! - Jayden puszcza mi oczko, a potem cała trójka wsiada do taksówki. Jayden to przypadkiem nie jest brat Cody'ego? Chyba tak! Jupi! Cody sam w domu. Lepiej być nie może. Wchodzę po schodach na trzecie piętro i staję przed mieszkaniem numer siedemnaście. Pukam do drzwi i biorę głęboki wdech. Drzwi się otwierają i staje w nich Cody.

- Dziesięć..... - szepczę.

------
Hej misie ❤️
Taki rozdział na umilenie wieczoru 😘
Chociaż wiem, że nie umili przez ten polsat 😂😂
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro