" Antydepresanty"
Niesprawdzony ❤️
Siedzę na kanapie i wpatruję się w ekran telewizora bez żadnych oznak zainteresowania. Dopiero dzisiaj obudziłam się z poczuciem straty. Wczoraj byłam na Liama wściekła, a dzisiaj nie mogę pogodzić się z faktem, że on już nie jest moim przyjacielem.
- Daj to, Noelle - mówi Lyn.
- NIE! - krzyczy mała dziewczynka. - Ta lalka jest moja! Tatuś kupił ją mi, a nie tobie!
- Zaraz ci ją oddam!
- NIE! - skacze niezadowolona po dywanie.
- Dlaczego wy jesteście takie głupie? - pyta Dwayne.
- No - wtrąca Dorian.
- SAM JESTEŚ GŁUPI! - krzyczy Raelyn, ale ja nie reaguję. Jakoś w dupie mam kłótnię tych potworów. Mało mnie teraz obchodzą. Ja straciłam najlepszego przyjaciela.
- Nie krzycz, bo jeszcze w gacie narobisz - śmieje się Dorian.
- I będzie śmierdzieć. Fuj! - dopowiada Dwayne.
- Darcy! Oni nas obrażają - żali się czteroletnia dziewczynka.
- A ty tylko beczysz! - oburza się Dorian.
- ZAMKNĄĆ MORDY WY MAŁE PIEKIELNE PSY! - wrzeszczę na całe gardło i wstaję z kanapy. Cała czwórka dosłownie zamiera i spogląda na mnie z szeroko otwartymi oczami. Noelle z otworzonymi ustami upuszcza swoją lalkę. Kurwa. Oni są w szoku i to nie wcale takim małym. - Przepraszam - mówię spokojniej.
- Darcy? - pyta niepewnie Dorian. - Nie wpełznął ci do dupy żaden demon?
- Ty wrzasnęłaś - wtrąca Dwayne. - Chyba musimy zawołać księdza. Egzorcyzmy trzeba przeprowadzić. - już mam się odezwać, kiedy Noelle zanosi się płaczem.
- Ty jesteś potworem - łka. - Dlaczego jesteś potworem?
- Kochanie, nie jestem - klękam przed nią. - Po prostu niepotrzebnie się uniosłam.
- Fe! Jesteś zła! - nadal płacze.
- Co tu się dzieje? - pyta nagle Drake. No pięknie. Zaraz wygłosi mi kazanie stulecia, o tym, że na jego dzieci się nie krzyczy. Jedynie on ma takie prawo.
- Darcy jest zła. - zawodzi Noelle. - I tak głośno krzyczała. - braciszek bierze dziewczynkę na ręce i spogląda to na mnie to na bliźniaków i Raelyn.
- Dlaczego ona jest wystraszona? - pyta spokojnie.
- Darcy jest dziwnie nabuzowana. - tłumaczy Dorian. - Nazwała nas psami piekielnymi.
- I to dosłownie - dopowiada Dwayne. Ja się z nimi policzę na osobności. Bracia od siedmiu boleści. Jeden drugiego broni. Idioci. W sumie oni umawiają się z tą samą dziewczyną, która nie wie, że jest ich dwóch. To się dopiero nazywa mistrzostwo i kretynizm.
- Tatusiu ona jest zła - łka Noelle i wtula się w Drake'a niczym małpka. Mały lizus.
- Co się dzieje? - Drake zwraca się prosto do mnie. Chyba się domyślił, że nie mam ochoty na kłótnie i coś mnie gryzie.
- Liam - wzdycham.
- Co ten mały gówniarz ci zrobił?
- Kazał mi się zmienić, bo jego dziewczyna nienawidzi pewnych siebie dziewczyn. Miałam udawać wstydliwą, małomówną szarą myszkę.
- Co za chuj - stwierdza, a Raelyn uderza go z piąstki w brzuch.
- Mamusia kazała cię bić, jak będziesz mówił brzydkie słowa.
- Więcej nie będę - śmieje się. - Obiecuję. - potem spogląda na mnie. - Może idź na jakiś spacer, a ja zostanę z nimi.
- Mówisz poważnie?
- Tak, lepiej trzymaj się z dala od dzieci - nabija się. - Są przerażeni.
- Dobra, znikam. - wychodzę z salonu z ulgą. Czasem ten przygłup się przydaje. Wychodzę z domu i kieruję się w stronę plaży. To moje ukochane miejsce w całym San Francisco. Mam nadzieję, że nie spotkam tam Liama, bo mi chyba serce całkiem pęknie, a już ledwo się trzyma. Wczoraj Cody lekko skleił je taśmą, ale rana po stracie przyjaciela cholernie boli, a taśma długo nie wytrzyma. Jeszcze dwa cholerne spotkania z Codym. Już nie mogę się ich doczekać. I to dosłownie. Ten pocałunek to był niezły początek i naprawdę liczę na rozwinięcie tej relacji. Siadam na piasku i wpatruję się w zachodzące słońce. Nie chcę płakać, nie chcę, ale nie potrafię pohamować tych pieprzonych łez. Dlaczego ja płaczę za Liamem. Przecież tego oczekuje, a ja nie mogę być słaba. Poradzę sobie bez niego. Wierzchem dłoni ścieram łzy z policzka, ale na marne. Uparcie pojawiają się nowe.
- Darcy? Dlaczego płaczesz? - znikąd pojawia się Cody. Wcale mnie to nie dziwi. Los nas chyba dobrał i nawet nie chcę się z nim o to spierać.
- Bo.. - łkam i nie potrafię wydusić z siebie sensownego zdania. Uśmiecha się lekko i przytula mnie do swojego torsu. Delikatnie gładzi moje włosy.
- Nie płacz - szepcze. - Będzie dobrze
- Mój przyjaciel to ostatni sukinsyn - wypowiadam. - Potraktował mnie jak zabawkę, którą może ustawiać jak chce.
- Mówisz o tym chłopaku, co siedział z tobą w pociągu? - odsuwa się kawałek i spogląda w moje oczy.
- Tak
- Tak myślałem, że jest z nim coś nie tak. Rozchmurz się.
- Nie dam rady - wzruszam ramionami.
- Nie? - pyta ze słodkim uśmiechem. - A lody z posypką?
- Mów dalej... - mniam.Moje antydepresanty !
- Do tego koktajl waniliowy i budyń.
- Nie znosisz budyniu! - zaczynam się śmiać. To naprawdę zaskakujące, że wie, czym poprawić mi humor.
- Ja go przecież jeść nie muszę - sugeruje i podnosi się z klęczek. Podaje mi dłoń, którą od razu chwytam i pomaga mi wstać. - A tak na marginesie to nasze
- Dziewiąte spotkanie - wtrącam. - Wiem i bardzo się z tego cieszę. Ale teraz daj mi budyń!
----
Hej misie ❤️
Mam za dobre serce ♥
No ale co tam 😘😘
Żyje się raz 😘😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro